Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Co to jest myśl?

 

Paproch na wietrze 
W wichurze wiecznej;

 

Stosy paprochów -

Suma widoków 
Na zaczyn idei
Co się ją sklei 
Tezą i czynem -
Słowem zawiłym 
Albo i prostym,
Jak wiejskie mosty.

 

Co się z nią stanie?
Ludzka to wola -
Czy skutkiem - śniadanie 
Czy śmierć i niedola.

          16 VI 2022
 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez koralinek (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

wtedy się problem zrobić może
gdy w Czarnobylu - nie daj Boże -
myśl o schłodzeniu reaktora
będzie ci milczeć do wieczora
po tym jak przeoczysz ją skromnie;
a nazajutrz lądujesz w trumnie

z wzajemnością ;)

  • 3 miesiące temu...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

... jw. z boku, to tylko sugestie, ukośniki bym wycięła... natomiast dwa ostatnie wersy można by

tak zapisać, co o tym myślisz.?   "tłustki" bardzo mi się podobają. Sorry za mieszanie.  Pozdrawiam.

         skutkiem śniadanie

         czy

         śmierć

         niedola

  • 7 miesięcy temu...
  • 9 miesięcy temu...
Opublikowano

Myśl to pełna świadomość i nie ulegnie manipulacji i propagandzie, na przykład: napisałem wiersz o bezsenności i otrzymałem na Wirtualnej Polskiej (poczta) - reklamę proszków nasennych, oczywiście: trzeba zapłacić (grunt, to zarobić, a najlepiej zarabiać na zarabianiu), a pan pewnie otrzyma propozycje kupna Biblii...

 

Łukasz Jasiński 

Opublikowano (edytowane)

Myśl to również wolność, a wolność to wolny czas i to pan sobie organizuje wolny czas, myśl to również bezpośredniość - mówienie okrutnej i bolesnej prawdy - zdolność przyjmowania merytorycznej krytyki i umiejętność obserwacji, na przykład: wobec mnie panuje zmowa milczenia ze strony towarzystwa wzajemnej adoracji, po odblokowaniu bezprawnie zablokowanego konta (trzy miesiące) - były trzy próby, aby mnie ponownie zablokować poprzez prowokacje - nie wyszło im, myśl to również czytanie i myśl to również myślenie, przecież wiem, iż teraz jest odwracanie kota ogonem - próba zrobienie ze mnie czytelnika, abym czytał i kupował książki, tak: ich - książki, Poeta to ktoś, kto posiada warsztat literacki i potrafi dawać merytoryczne komentarze, myśl to również to, aby osoby pochodzenia żydowskiego zrozumiały to - są niżej w hierarchii kulturalnej, otóż to: język hebrajski nie ma rymów ani klasycznej budowy formy wiersza, dlatego też używają bardzo słabej polszczyzny - pustej i bez jakiejkolwiek treści - nie powinni się pchać na afisz i szukać taniej popularności - patrząc z góry na prawdziwych Poetów i to by było na tyle.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Łukasz Jasiński proszę Pana, dziękuję za opinię, refleksje i całkiem obszerne wyznanie, niestety jednak nie sposób mi tego ocenić, bo nie znam Pana sytuacji, za to intryguje mnie, nie powiem, całkiem zaskakujące nawiązanie do narodu wybranego. Chciałby Pan jakoś o tym szerzej? Jutro w synagodze mógłbym poruszyć pańskie rozterki z braćmi w wierze. Shalom, Panie Łukaszu.

Opublikowano (edytowane)

@koralinek

 

Nie, panie rabinie, nie mam żadnych rozterek, przeżyłem już swoje i mam święty spokój - nikogo nie wpuszczam do mieszkania, tym bardziej: panów w czarnych sukienkach, świadków jehowych i zakonnic, po prostu: jestem pogańskim racjonalistą - libertynem i intelektualnym biseksualistą - uniwersalnym, według mnie, panie rabinie: judaizm, chrystianizm i islam to jedna wielka rodzina monoteistyczna - chrystianizm i islam pochodzą od judaizmu, otóż to: żydzi kiwają przed ścianą płaczu, chrześcijanie - klękają, natomiast: muzułmanie - padają plackiem - taka kolejność - od góry do dołu, wiem również, iż w języku hebrajskim czyta się i pisze się od tyłu, dodam: jestem Ciałem i Umysłem i Duszą (CUD-em) - trzy pierwsze litery, blisko mi to Świętej Matki Natury i Światowida, jeśli już, to możemy porozmawiać na temat Historii Polskiej, podobno chrzest Polski był w 996 roku, a jeśli przeczytamy w Nowym Testamencie Apokalipsę Świętego Jana, to - te liczby są Antychrysta - 666, wniosek: Polska de facto została ochrzczona przez Szatana, logiczne? Według mnie: Polska jest ostatnim krajem w Europie, który przyjął chrzest, a było to za króla Jana Kazimierza - koronował on wtedy Maryję Chrystusową na Królową Polski, zapewniam pana, czytałem Talmud babiloński i jerozolimski, Torę, Pismo Święte - Nowy Testamen i Koran, tak: miałem chrzest jak większość Polaków i Polaków żydowskiego pochodzenia, od bierzmowania (biskup Niziołek) - jestem Jan, jednakże: znalazłem własną drogę - dużo wyższy poziom na drabinie społecznej, jasne: antyhierarchiczny, tak więc: kiedy, według pana, panie rabinie, kiedy Polska miała chrzest - według nauki czarnej mafii - kościoła - czy: według mojej wiedzy? Dlaczego w szkołach nie uczą o Rekcji Pogańskiej - Rewolucji Ludowej na początku Średniowiecza i o Bolesławiec Zapomnianym i dlaczego papież nie chce udostępnić dokumentów z Tajnego Archiwum Watykańskiego dotyczących starożytnej Lechii, przecież Biskupin jest słowiańską osadą powstałą przed naszą erą, nieprawdaż? A moim przodkiem jest niejaki Jakub Krzysztof Ignacy Jasiński herbu Rawicz, mason, poeta i jakobin.

 

Łukasz Wiesław Jan Jasiński herbu Topór 

 

Ojej... W 966 roku...

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

I w niektórych domach (starych i nowych) można zauważyć to: przed wejściem - rozetę (symbol Słońca - Życie, a rozeta jest najstarszym symbolem pogaństwa, starszym od kołowrotu i swastyki, wiem, panie rabinie, swastyka została skomptomotowana przez nazistowskie Niemcy, jednak: jest ona również symbolem pogaństwa), a w środku: krzyż i obrazek żyda z sakiewką, dla chrześcijan krzyż jest miłością poprzez poświęcenie, natomiast: dla mnie - cierpieniem, cierpnie to nic innego jak choroba psychosomatyczna i psychopatyczna, obrazek żyda z sakiewką ma przynosić szczęście i to wszystko pochodzi od tradycji Pierwszej Rzeczpospolitej Polskiej, która była Państwem wielonarodowym i tolerancyjnym (Konfederacja Warszawska), teraz Unia Europejska ma nas uczyć tolerancji? Co za tupet i bezczelność!

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@koralinek

 

Oczywiście, panie rabinie, to nie moja wina, iż mam takie geny po przodkach, mój brat - to: Jakub Jasiński (imię dostał na cześć przodka) - jest saperem, wiem: Jakub to hebrajskie imię, Łukasz - greckie, natomiast: Wiesław (ojciec) - słowiańskie, niech pan zajrzy do wiersza pod tytułem: "Kierowca" - wiersz o moim świętej pamięci ojcu i "Na granicy frontu" - tam pan zobaczy moje rysy twarzy i niech je pan porówna z generałem Jakubem Jasińskim (na Wikipedii), moi przodkowie ze strony ojca mieli dworek w Jasionce niedaleko Rzeszowa, teraz jest tam lotnisko - przerzut broni na Ukrainę, dworek został zniszczony przez Niemców, po kądzieli moi przodkowie ukrywali żydów podczas Drugiej Wojny Światowej w ziemiance-spiżarni, wieś: Piotrkowice - niedaleko Skuł, gmina: Żabia Wola, województwo - mazowieckie, teraz dodam coś na temat współczesny - Rosja nie walczy z braćmi Słowianami - Ukraińcami (oni są w Polsce i szybko ulegli polonizacji - około siedemset tysięcy), Rosja walczy z banderowcami - nazistami (niech pan porówna ich flagę do niemieckiej) i z genetycznym syfem: mongolsko-chazarskim, a herb Ukrainy (trójząb) - to nic innego jak chazarska tamga, prawdziwym herbem Ukrainy, a tak naprawdę - Rusi - jest Archanioł Michał, naprawdę, panie rabinie, mam ogromną erudycję i elokwencję, kiedyś zrobiłem sobie testy na inteligencję i wyszło mi - IQ - od 128 do 135 (z różnych źródeł, jedno źródło - to żadne źródło), dobranoc.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@koralinek

 

Dzień dobry, panie rabinie, nie, nie popieram, bo: dojdzie do "plemiennych" wojen, my, Polacy, jesteśmy lechickim "plemieniem" słowiańskim (Wiślanie, Polanie, Ślęzanie, Mazowszanie, Pomorzanie, Lędzianie, Łużyczanie i wiele mniejszych "plemion") - jesteśmy osiadłym ludem, natomiast: Chazarowie to plemię koczownicze (jedyne plemię na świecie, które przyjęło judaizm), Mongołowie to też plemię koczownicze, podobnie jak wymarłe plemię (raczej: zintegrowane z plemionami słowiańskimi) - Sarmaci, otóż to: Rozbicie Dzielnicowe doskonale pokazało jak między sobą potrafimy walczyć, natomiast: Bułgarzy, Ukraińcy, Rosjanie i Białorusini, a nawet: Serbowie - raczej już nie są w sensie genetycznym Słowianami (rysy twarzy, niski wzrost i kaczy chód), zresztą: jest to temat dyskusyjny dla naukowców (jestem humanistą), chociaż: mówią po słowiańsku, proszę zauważyć: zbrodnie ludobójstwa ze strony Rosjan, Ukraińców i Serbów, także: kanibalizm na Ukrainie i handel żywym towarem i narządami wewnętrznymi ze strony Bułgarów, na sto procent Słowianami są: Polacy, Łużyczanie, Czesi, Słowacy, Chorwaci i pomniejsze narodowości po rozpadzie Jugosławii, kończąc:

 

"Ułani, ułani, malowane dzieci,

niejedna panienka za wami poleci.

 

Niejedna panienka i niejedna wdowa,

zobaczy ułana, kochać by gotowa.

 

Hej, hej, ułani, malowane dzieci,

niejedna panienka za wami poleci.

 

Babcia umierała, jeszcze się pytała:

czy na tamtym świecie, ułani, będziecie?

 

Hej, hej, ułani, malowane dzieci,

niejedna panienka za wami poleci.

 

Nie ma takiej wioski, nie ma takiej chatki,

gdzie by nie kochały ułana mężatki.

 

Hej, hej, ułani, malowane dzieci,

niejedna panienka za wami poleci.

 

Nie ma takiej wioski ani przybudówki,

gdzie by nie kochały ułana Żydówki.

 

Hej, hej, ułani, malowane dzieci,

niejedna panienka za wami poleci.

 

Jedzie ułan, jedzie, konik pod nim pląsa,

czapkę ma na bakier i podkręca wąsa.

 

Hej, hej, ułani, malowane dzieci,

niejedna panienka za wami poleci.

 

Jedzie ułan, jedzie, szablą pobrzękuje,

uciekaj, dziewczyno, bo cię pocałuje.

 

Hej, hej, ułani, malowane dzieci,

niejedna panienka za wami poleci.

 

A niech pocałuje, nikt mu nie zabrania,

wszak on swoją piersią Ojczyznę osłania.

 

Hej, hej, ułani, malowane dzieci,

niejedna panienka za wami poleci."

 

I to by było na tyle, panie rabinie, a teraz idę robić śniadanie, jak to ułan - wciąż jestem kawalerem i śniadanie robię sam.

 

Łukasz Jasiński

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@koralinek

 

I już, panie rabinie, zjadłem pięć kanapek z pasztetem czosnkowym i sosem tatarskim i wypiłem brązową herbatę, mówiąc dalej: mój wzrost to 176 cm, waga: 76 kg i wiek: w lipcu skończę - 43 lata, gdybym słyszał (słuch straciłem po operacji na nosie, prawdopodobnie przez źle użytą narkozę, spadła na mnie szyba i byłem cały we krwi - lekarze ledwo uratowali mi życie), to: biorąc pod uwagę poziom intelektualny - zostałbym skierowany do Sił Powietrznych (nie mam lęku wysokości), niestety, mam kategorię "D" i jakoś sobie radzę za 1820 zł miesięcznie, acha, jeśli chodzi o wzrost - to jak większość ludzi na świecie - mam średni, czyli - norma.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @KOBIETA dla mnie to erotyk, delikatny, a jednak. witaj
    • Bluźnierstwo  Okrucieństwo    Krew rozlana  Na wszystkie strony    I bijące kościelne dzwony    Grzesznik karmi się swoim grzechem  A głupiec dławi śmiechem 
    • Na południe od stepu ciągnie się basen Morza Wewnętrznego. Większość jego linii brzegowiej znajduje się pod panowaniem Imperium Buduńskiego. Jeśli wliczyć w to również terytorium Chanatu Ordy Dadańskiej, który to jest buduńskim lennikiem, wtedy Imperium panuje nad całością tego morza. Tak przynajmniej mają się sprawy według państwowych dokumentów. Prawda jest taka, iż step sam w sobie nie należał ani do Unii Lechicko-Estowskiej na zachodzie, ani do Carstwa Sepentrii na wschodzie, ani nawet do Inperium Buduńskiego na południu, nie należy on w pełni do nikogo. Temu też w bezprawiu panoszą się po nim halyjskie bandy, szukające łatwego zarobku w rabunkach. Lud ten był plemieniem zahartowanym przez liczne wojny i dzikie niebezpieczne tereny.    Halyjczycy w szczególności upodobali sobie dręczenie panów południa, z racji ich innowierstwa. Mieszkańcy dzikiego stepu nie tylko byli zawziętymi wojownikami, prędkimi jeźdźcami, ale też zaprawionymi żeglarzami. Kilka wielkich rzek przecinało step, na nich to z drewna wierzbowego lub lipowego budowano zwrotne łodzie, które nazywano czajkami. Przez rzeki przepływano ujściem do morza. Będąc już na otwartej wodzie, kilkadziesiąt łodzi zbierało się w jedną grupę i Halyjczycy wyruszali na wojaż, zwany chadzką, łupiąc skarby i pustosząc liczne buduńskie porty, rozsiane na brzegach Morza Wewnętrznego.    Był schyłek kwietnia, gdy halyjska flotylla powracała na step. Obłowili się tak, że dym czerniał z odległych zgliszczy, a w mnogich garncach pełnych złota i klejnotów mogli zanurzyć ręce po łokcie. Unosili garście monet, które przesiewały się im przez palce, dźwięcząc melodyjnie, gdy na powrót upadały do naczyń. Śmiech huczał między łodziami, załoganci upstrzali swoich atamanów w wymyślne bibeloty.     Beztroski nastrój musiał jednak z czasem ustąpić. Za czajkami na horyzoncie, wśród blasku Słońca rozszczepianego przez morskie fale, majaczyły maszty galer, mknących za nimi w pościgu. Pchane były nie tylko wiatrem, lecz także wspomagane łopoczącymi o taflę wiosłami, napędzanymi siłą niewolniczych mięśni. Wkrótce jednak żagle zwinięto, a to dlatego, że zerwał się nagły wiatr i niebo zachodziło coraz gęstszymi chmurami. Poznali wtedy wszyscy załoganci, że nadciąga zlewa. Widoczność stopniowo słabła, pierwsze ciężkie krople poczęły rozbijać się o pokłady, dmący wicher zagłuszał komendy atamanów. Wzburzone fale wznosiły się na wysokości, jakich jeszcze wówczas nie spotkano, rozbójnicy trzymali się kurczowo olinowań, by nagłe uderzenie nie zmyło ich w morską otchłań. Większość jednak miała o tyle szczęścia, iż sztorm nie zachwiał ich kursu, a nawet popędził bliżej do docelowego brzegu. Jedna czajka padła jednak ofiarą chwiejnego kaprysu Doli. Odłączona od pobratymców, zboczyła ostro na południowy wschód. Łódź noc całą dryfowała, smagana ze wszystkich stron siłami natury. Rankiem rozpogodziło się, nie był to jednak koniec zmartwień porwanej załogi. Wrzuceni zostali w bliskie towarzystwo pościgowych galer buduńskich. Czajka otoczona została ścisłym kordonem, a aż dwie galery podpływały, gotowe do abordażu. Zamknięci w pułapce Halyjczycy nie stracili jednak jeszcze ducha, czajka wyposażona była w dwa falkonety, huczały one naprzemiennie, aż jedna z podpływających galer poszła na dno. Druga jednak wbiła się w pokład łodzi taranem i chmara Buduńczyków ostrzelała muszkietami załogę czajki, następnie ciasno zalała małą przestrzeń, przeskakując na nią i siekając szablami. Załoga czajki broniła się dzielnie, choć dobrze wiedzieli, że nie wyjdą z tego cało. Z szególną zawziętością walczył ich czarnowłosy ataman, który to wkrótce pozostał sam, pośród zalanych krwią ciał towarzyszy. Zabił on w samotnej obronie szablą jeszcze dwóch Buduńczyków, po czym złapano go na arkan. Spętany, wił się jak wściekły pies, ogłuszono więc go, uderzeniem głowy o maszt. Zaciągnięty został na pokład galery, wraz ze zrabowanym skarbem.   * * *    Ataman wkrótce zbudził się na ławie, pod pokładem galery. Nasiąknięty słonowatą wilgocią zapach drewna szturmował jego nozdrza, choć po chwili uderzył go dużo gorszy zapach, spoconych ciał wymęczonych niewolników. Ktoś go właśnie chlusnął wiadrem lodowatej wody, wzdrygnął się z mrozu. Smagły żołnierz krzyczał coś niezrozumiale nad jego uchem, a gdy jeniec chciał unieść pięści, by brutalnie uciszyć nieznajomego, załopotały tylko ogniwa łańcucha, był przykuty do wiosła. Czarnowłosy ataman mógł więc jedynie wbijać w tego człowieka swój niepojęcie dziki wzrok. Stojący nad nim Buduńczyk odwdzięczył się za to smagnięciem bata.    - On każe ci wiosłować - rzekł nagle człowiek siedzący obok na ławie.    Czarnowłosy spojrzał na współwięźnia, był zaskoczony, gdy zorientował się, że ten był równie ciemny na skórze, co wrzeszczący na nich żołnierz. Rozejrzał się wokół i większość tutejszych raczej przypominała odcieniem skóry Halyjczyków, Sepentrionów czy Lechitów, wszyscy jednak co do jednego ubrani byli w skąpe łachy i zarośnięci na twarzach. Nie mając wyboru chwycił za drzewiec wiosła i razem z ciemnym sąsiadem pchali i ciągneli, w ustalonym przez reszte rytmie. Wkrótce nowy więzień nie rozróżniał już, czy w ustach czuje słony posmak wody, którą go oblano, czy to już tylko spływający pot tak mu nawilża wargi. Nie miał na szczęście większych problemów z operowaniem wiosła, na swobodne jego machanie pozwalała mu tężyzna fizyczna. Było tak przynajmniej narazie, nie widział czy surowa, niewolnicza dieta pozwoli utrzymać mu odpowiednią do tego formę.     Dzień mijał mozolnie, choć tak właściwie ciężko było dokładnie ustalić porę dnia w nieustannym półmroku. Jednak wieczorem ciemność pogłębiała się i utrzymywała aż do rana, temu galernicy potrafili ogólnikowo odgadnąć, która połowa doby aktualnie panuje. Na kolację podano im półmisek sucharków. Miał on starczyć dla całej ławy, która mieściła razem pięciu wioślarzy. Czarnowłosy Halyjczyk siedział na krawędzi, tak więc podał pozostałym do rąk posiłek. Widział jak na ich dłoniach ropieją odciski od nieustannego wiosłowania. Ciężko było się nasycić skromnym prowiantem podanym przez strażników, szczególnie człowiekowi, który dopiero co przybył i nie przyzwyczaił się do głodowych porcji.     - Jak cię zwą? - zapytał smagły sąsiad.    - Jegor - odpowiedział szorstko czarnowłosy.    - Ja jestem Ekim. Ekim Jildizeli. Tu obok mnie siedzi profesor Heinrich, jest Teutonem. W trakcie rejsu nie wolno nam rozmawiać, lecz mamy chwilę swobody przy posiłkach.    - Co robisz na tej galerze? Większość tu wygląda na ludzi z moich stron, porwanych do jasyru, ty z kolei przypominasz mi Buduńczyka.    - Tak w rzeczy samej jest, jestem Buduńczykiem, lecz nie jest to fakt, który w jakikolwiek sposób mógłby uratować moją skórę. Uwierz mi lub nie, ale niegdyś byłem poważanym dostojnikiem w mej Ojczyźnie. Powiem więcej, to ja zbudowałem statek, którym teraz płyniemy, a dokładniej byłem konstruktorem i kierownikiem budowy tego i wielu innych statków. Piąłem się po szczeblach kariery, zdobywając honorowe tytuły. Co rusz stocznie z wschodnich wybrzeży Morza Wewnętrznego wysyłały mi nowe zlecenia, opiewające na wysokie kwoty. Taki stan rzeczy jednak powodował zazdrość wśród szych, które przede mną zdążyły się dobrać do koryta. Zawiązała się więc przeciw mnie konspiracja, którą przewodził niejaki Tekir. Owa konspiracja obarczyła mnie oskarżeniami o współpracę z Halyjczykami, sfałszofane listy miały dowodzić, iż to ja miałem otworzyć bramę jednego z portów, w zamian za bogactwa, których w ten sposób miałem się dorobić. Dzięki temu rozbójnicy mieli podbić miasto z dwóch frontów. Na Tengri, to wszystko oczywiście była bzdura, ale sędziowie nie chcieli mnie usłuchać. Tylko moja przykładna służba w stoczni uratowała mnie od stryczka. I w taki oto sposób wylądowałem tutaj. Siedzę już pod pokładem dłuższy czas, temu też podłapałem trochę twego języka.    - A drugi kolega jak tu trafił - Jegor zwrócił wzrok na Heinricha, przyjrzał mu się uważnie i był to mężczyzna w średnim wieku o topornie ciosanych rysach twarzy - Teutonia Wschodnia jest stąd dość daleko i leży nad innym morzem.    - Tu gdzie teraz ty siedzisz, Herr Jegor, siedział do niedawna mój asystent, Markus. Ja i on byliśmy ludźmi nauki, archeologami. Zmierzyliśmy w te strony w poszukiwaniu pewnego starożytnego miasta, którego dzieje zatarły się pod naporem zęba czasu. Badaliśmy już je od kilku lat, po tym jak pewien kupiec dostarczył nam gliniane tablice zawierające osobliwe znaki. Kupiec zarzekał się, że fale wyrzuciły te tablice na brzeg. Udało nam się ustalić, iż owe znaki były w rzeczywistości dawno zapomnianym pismem, które staraliśmy się przez następne dwa lata rozszyfrować. Powiodło nam się, gdy zauważyliśmy, iż niektóre symbole naznaczone są pewnym podobieństwem do dialektów używanych przez starożytne, kilku tysiącletnie ludy znad brzegów Morza Wewnętrznego. Po rozgryzieniu tajemniczych tablic, poznaliśmy przybliżoną lokalizację miasta. Dotarłszy do wybrzeży Morza Wewnętrznego, wynajęliśmy barkę, która miała opłynąć kilka razy basen morza, w poszukiwaniu wyspy, na której według glinianych kronik rzekome miasto miało się wnosić. Mein gott, popełniliśmy jednak z Markusem wielki błąd, gdyż nie sprawdziliśmy na czyją tak naprawdę łajbę się pakujemy, a gdy się w tym zorientowaliśmy, było już za późno. Otóż łódź, na której pływaliśmy, należała do piratów. Podczas rejsu napotkaliśmy Buduńską galerę, która bez ostrzeżenia nas zaatakowała. Zostaliśmy wzięci za część załogi i pojmani jako jeńcy. Pływam tu od tego czasu. Markus niestety niedawno wyzionął ducha z wycieńczenia.    Przerwa na posiłek skończyła się, oznajmił to schodzący pod pokład Buduńczyk. Smagnął kilka razy batem w powietrze i rozdarł gardło, po tym powrócił na wyższy pokład i powtórzył tam tę czynność. Jegor wywnioskował, iż nad nim muszą również siedzieć rzędy niewolników. Wiosłowali przez pół nocy, po czym nastąpiła dłuższa przerwa. Wzmożył się wiatr i galera rozwinąć mogła żagle, rozmowy jednak między więźniami w dalszym ciągu były zakazane.    Mijały kolejne dni, a Jegor zżywał się powoli z towarzyszami niedoli, każdego dnia dzieląc z nimi cierpienie i posiłki. W takich warunkach lepiej można poznać człowieka, niż zna go własna matka. I tak minęły dwa tygodnie katorżniczej pracy na galerze. Nadszedł w końcu czas, kiedy to atmosfera panująca wokół zaczęła się zmieniać, zrobiło się wyraźnie duszno. Jegor wyczuwał instynktownie, że coś osobliwego wisi w powietrzu. Choć grube dechy kadłuba wygłuszały dźwięki z otoczenia i słychać było głównie tylko skrzypienie. Mimo wszystko jednak jego wyczulony słuch wyłapał, iż fale stawały się coraz bardziej burzliwe. Łomotały też w burty i statek kołysał się chaotycznie z coraz większą siłą. Nad głowami galerników rozległ się jakby huk armatni, coś trzaskało i powaliło się z łomotem, do nozdrzy dobiegał duszący zapach. Strażnicy na dolnym pokładzie zaczęli się wiercić z niepokoju, ktoś ich wezwał na górę. W zamian dwóch Buduńczyków zbiegło na dół, obaj w drżących dłoniach nieśli pęki kluczy, a przerażenie malowało się na ich niezwykle pobladłych twarzach. Jeden z nich podbiegł do Jegora i uwolnił go z ciasnych, stalowych obręczy. Drugi podbiegł do innego Halyjczyka. Wrzeszczeli coś i wtedy Jegor zauważył, że obaj Buduńczycy trzymają w rękach wiadra.    - Statek się pali, cały forkasztel w ogniu, fokmaszt obalony, jest kilku rannych - wyjaśniał w pośpiechu siedzący obok Ekim - brakuje im rąk do gaszenia.    Jegor nie zastanawiał się więc więcej, podniósł się z ławy, kolana strzeliły mu od zbytniego zasiedzenia się, wziął podawane mu przez Buduńczyka wiadro i gdy ten odwrócił się, myśląc, iż Jegor posłusznie za nim podąży i pomoże przemóc pożar, pojmany ataman z potężnym zamachem rozbił wiadro na buduńskim czerepie. Huk zaalarmował drugiego marynarza, skorzystał na tym oswobodzony rodak Jegora i również i on rozbił wiadro na łbie klucznika. Obaj następnie powalili i skopali zdezorientowanych marynarzy, a gdy ci byli już nieprzytomni, porwali ich klucze i bułaty, po czym zaczęli oswobadzać pozostałych niewolników. Oswobodzeni powstawali dość niepewnie, ich wola została już złamana, Jegor jednak starał się ich zagrzać do buntu. Od strony rufy znajdowała zbrojownia, każdy przytomniejszy na umyśle rzucił się w jej stronę. Uzbrajali się w berdysze i bułaty, niektórzy wzięli dodatkowo pistolety, znaleziono nawet kilka garłaczy. Gdy strażnicy powrócili pod pokład, w zmartwieniu długiej nieobecności kluczników, czekała ich niemiła niespodzianka. Dwóch pierwszych błyskawicznie zostało zabitych, następna dwójka zdążyła przed śmiercią wznieść alarm, reszta nie śmiała już zejść do galerników. Chaos całkowicie zapanował po środku Morza Wewnętrznego. Buduńczycy wrzeszczeli coś do oswobodzonych niewolników, Ekim wyszedł na przód, by uważniej się temu przysłuchać. Wzdrygnął się nagle wystraszony, źrenice okolone ciemno-dębową barwą mu zmalały.    - Na Tengri! Zamierzają rozstrzelać niewolników na górze, jeśli nie złożymy broni - wyjaśnił drżącym głosem.    - Parszywie z nami postępują. Mam ja jednak plan jak się z nimi rozprawić. Tamci na górze są teraz zbici w ciasną masę, przez to, że wszyscy wybiegli na górny pokład. Podzielimy się więc na dwie grupy. Pierwsza, ta większa, stanie przy schodach do górnego pokładu. Druga grupa, dzierżąca garłacze, rozlokuje się na całej długości statku. Na mój sygnał, jednocześnie, druga grupa ma wystrzelić salwę w sufit, a pierwsza wybiegnie na górę, nie bacząc na nic. Choć deski pokładu są grube i wątpię, że garłacze narobią tym na górze poważnych szkód, choć kilka pocisków powinno się przebić i przynajmniej lekko zranić i zdezorientować tamtych. Po wystrzale, druga grupa złączy się z pierwszą. Będziemy na nich szarżować i rozniesiemy ich szablami, jeśli nie, to i tak nie ma dla nas ratunku.    Entuzjazm buntowników opadł, kilku było gotowych pójść na układ z Buduńczykami. Spora część jednak była już wyjątkowo zdesperowana i czuła niebywały wstręt do wiosła. Nie widziało się im spędzić pod pokładem nie do końca wiadomo ile jeszcze lat, nim krewni ich wykupią lub pomrą z wycieńczenia. Tak więc postąpili według wskazówek atamana.    Wrzask dobył się z gardła Jegora, a tuż za nim podążyła ogłuszająca salwa garłaczy. Szarża dowodzona przez atamana była w tym czasie już u szczytu schodów. Błyskawice pląsały wokół czarnych obłoków, wiatr zagłuszał niemal całkowicie wszystkie głosy, płomień na statku strawił już połowę pokładu, tak naprawdę połowa jeńców zdążyła już przez to ścierpieć okropne katusze i umrzeć w beznadziei. Nic z tego nie zatrzymało jednak szaleńczej szarży, rozpaliło to ją nawet jeszcze bardziej, gdyż musieli się pospieszyć, by ratować kogo się da. Buduńczycy oczywiście nie spodziewali się tak desperacko rozpaczliwego ataku. Padali cięci w szaleńczej furii wygłodniałych Lechitów, Sepentrionów i Halyjczyków. Tylko kilku wciąż przykutych niewolników padło od muszkietowych kul, większość strzelców, by ratować swe życie, skupiła się na napastnikach. Stojącej w tyle grupie drugiej, udało się nabić garłacze, pierwsza grupa więc rozstąpiła się, strzelcy wybiegli na przód i przerobili resztki buduńskich marynarzy na poszatkowane strzępy mięsa. Galera została w pełni oczyszczona z Buduńczyków, z wyłączeniem Ekima oczywiście.     W trymiga zabrano się za uwalnianie niewolników. Pokład wciąż płonął, spopielony taran odpadł, burtt również się zajarzyły, kadłub mógł wkrótce pęknąć na pół. Jegor kazał chwytać za wiadra i szukać beczek z wodą, sam złapał za ster, by uregulować kurs. Zbliżali się bowiem nieubłaganie w kierunku ostro wystających z wody i gęsto usianych skał. Wiatr i fale jednak zdawały się być potężniejsze od steru, galera niechybnie zbliżała się ku kolizji. Ostatni rozkaz Jegora brzmiał “Trzymać się”. Po tym statek mocno uderzył w skałę, przewracając go, uderzenie głową w pokład pozbawiło go przytomności. 
    • Ktoś ważny zawodzi — z dodatkiem obrazy. Coś niewybaczalnego. Na horyzoncie pojawia się dal dusz, które kiedyś były sobie bliskie. Mijacie się w prozie życia, udając nieznajomych.   Zapomniane chwile radości i spełnienia, spotkania w kawiarni, z wkładką do kawy pełną łez śmiechu. Zapomniałeś, jak było?   Siedzisz na kanapie w towarzystwie samotności. Hej, świecie — czy naprawdę ci się to opłaca?   Mądrością życia są dobrze obstawione obligacje z kapitałem relacji. Opłaca się tobie…?

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Roma Ten wiersz jest jak cicha modlitwa, szeptana między wiarą a czułością. Nie potrzebuje wielkich słów – wystarczy jego prawda. Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...