Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zgłoś



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • pytasz mnie czyim jestem więźniem  odpowiadam:  - miłości  która przebrzmiała już w cieple gorącego lata i dogorywa teraz  opromieniona umierającym słońcem jesieni tu powiew ciepła  tam wieje chłodem  lecz zima nie nadchodzi ni lato nie przybywa    czekam wypatruję  oznak odradzającej się wiosny 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @any woll Ależ proszę bardzo :))
    • @Deonix_ a to jest bardzo piękny prezent, dziękuję
    • Fotografia   Gdy się miało szczęście, które się nie trafia: czyjeś ciało i ziemię całą,  a zostanie tylko fotografia, to-to jest bardzo mało...   M. Pawlikowska-Jasnorzewska   Tak mi się jakoś przypomniało, w kontekście Twojego pięknego wiersza...   Pozdrawiam   Deo
    • Wstęp. Któregoś letniego dnia ubiegłego roku pies który był moim właścicielem postanowił z leżącego spokojnie na stoliku laptopa zrobić rzeźbę technologicznie archaiczną. Wyszło mu to nieźle bo zęby miał jak diabeł tasmański, a ja zostałem tylko ze smartfonem. Ciężko na nim pisać. Postanowiłem więc zamieścić tutaj, na literackim portalu, kilka swoich starych opowiadań. Mam do nich sentyment.       Idiotka. Ewa J. obecnie wyższa urzędniczka  w ministerstwie kultury, swojego przyszłego męża poznała na plaży w Międzyzdrojach, gdzie na wypoczynek skierowała tę 24 letnią panienkę jej macierzysta firma. Wpadł jej w oko już pierwszego dnia. Elegancki, chociaż tylko w slipach, spacerował po plaży i  czasami tylko udawał się na płytkie  wycieczki w morze.  Ewa J. umieściła swój kocyk w kratę właśnie  obok majdanu przystojniaka w slipach. Reszta urlopu młodej pracownicy ministerstwa upłynęła na towarzyszeniu poznanemu na plaży chłopcu, chociaż może akurat było odwrotnie. Przedstawił się jako Jasiek C. Dowiedziała się  jeszcze od niego, że skończył prawo i  jest pracownikiem Ministerstwa Obrony a jakże. Po samochodowym powrocie z urlopu  (Jan C. był zmotoryzowany)  romans trwał w najlepsze i po roku zakończył się bardzo kameralnym weselem. Młoda mężatka przeprowadziła się do eleganckiego chociaż architektonicznie siermiężnego  tak zwanego dolarowca,  mieszkania męża. Dwa lata później  Ewa C. urodziła chłopca któremu dano na imię Piotr. Po wykorzystaniu urlopu macierzyńskiego młoda mama wróciła do pracy a małemu Piotrusiowi wynajęto bardzo drogą bo dobrze wykształconą opiekunkę. Lata płynęły. Państwo C.  spędzali razem urlopy, powodziło im się doskonale byli kochającym i czułym małżeństwem.  Mieli własny jacht na Mazurach oraz domek myśliwski zagubiony gdzieś w bieszczadzkich lasach. Czasami przyjmowali gości ale byli to zawsze znajomi pani Ewy.  Mąż ze względu na tajny charakter  swoiej pracy nie ma  przyjaciół,  mawiała do swoich przyjaciółek  pani Ewa. A co to za praca ? dopytywały zaciekawione. Sama nie wiem, ale  to jakaś osobliwa wojskowa  tajemnica, odpowiadała.  23 lata po ślubie Ewa C zjawiła się nieproszona na policji i zażądała rozmowy z oficerem,  bo to co ma do przekazania jest rewelacyjnie ważne i niezwykle tajne. Policja chętnie nadstawia ucha bo bardzo sobie ceni donosy, a szczególnie takie w których żona donosi na własnego męża.  Ewa C zeznała, że odkąd poznała Jana C. on zawsze pracował w ministerstwie obrony. Miał legitymację służbową przedłużaną w grudniu na następny rok. Ale w 23 roku wspólnego życia Pani Ewa C. urzędniczka w ministerstwie udawała się do swojego chorego szefa, dyrektora departamentu w celu zasięgnięcia jego opinii w sprawie służbowej . Było to przed południem,  przed ekskluzywnym budynkiem mieszkalnym ostatnio oddanym do użytku w Warszawie. Zobaczyła mianowicie swojego męża w garniturze i czarną teczką w dłoni (tak właśnie o tej porze roku wychodził do pracy) jak sprężystym krokiem przymierza przeszklony korytarz na pierwszym piętrze, zatrzyjmuje się, otwiera jakieś drzwi i wchodzi do czyjegoś jak sądziła mieszkania. Przyjrzała się dobrze tym drzwiom. Były identyczne jak 7 pozostałych.  Pospiesznie załatwiła swoje sprawy z pryncypałem, ale do pracy już nie wróciła. Zaintrygowana i pobudzona siedziala  w samochodzie obserwując znajome  drzwi z numerem za którymi zniknął mąż. Kilka minut po szesnastej elegancki pan czyli właśnie Jan.C wyszedł z mieszkania przemierzył korytarz zjechał windą na parking wsiadł do swojego samochodu i odjechał, a czatująca żona podążała za nim. Pan Jan podjechał pod dom państwa C. i niespiesznie siędo niego udał. Chwilę po nim do domu weszła małżonka. Nie dała po sobie poznać, że oto poznała jakąś męża  tajemnicę. Standardowe pytania, jak w pracy, wszystko dobrze, obiad, syn na randkę z dziewczyną lub chłopakiem, lektura gazet,  kolacja,  telewizor,  łóżko. Rano Jan C. jak co dzień wychodzi pierwszy,  ale tuż za nim  wybiega Ewa C. Podróż małżonka pod dom z wczorajszych Ewy C. obserwacji. Pan Jan opuszcza samochód idzie chwilę korytarzem i znika za drzwiami mieszkania  czy diabli wiedzą czego, oznaczonego numerem sześć. Żona idzie za nim,  podchodzi pod drzwi, nasłuchuje, ale nie dobiegają do niej żadnej dźwięki.  Jest cicho.  Wsiada do swojego samochodu jedzie do pracy bo dzisiaj akurat musi,  ale wychodzi wcześniej jedzie na Mazurską tak ją tutaj nazwijmy. Tuż po szesnastej  wychodzi mąż wsiada do samochodu i jedzie do domu.  Ale zaraz po obiedzie żona pyta męża czy u niego w pracy wszystko w porządku,  oczywiście jest spokojnie, odpowiada. Jest klasycznie spokojnie i dodaje jakąś ciekawostkę o generale którego żona zna  tylko z telewizora. I jest następny dzień. Rano  małżonkowie oboje ale oddzielnie jadą na Mazurską, ale tym razem Ewa C. dzwoni do ministerstwa, że dzisiaj do pracy nie przyjdzie bo delikatnie mówiąc niedomaga. Siedzi osiem godzin przed pracą a raczej przed sama nie wie czym swojego męża, aż wreszcie  kilka minut po 16:00 pracownik ministerialny opuszcza powiedzmy, że pracę i jedzie do domu.  Małżonka jedzie za nim.  W  poniedziałek Ewa  ze swoją koleżanką z pracy podjeżdża na Mazurską.  Poinstruowana kobieta idzie do mieszkania nr 6 i dzwoni. Otwiera jej mąż Ewy C.  (ona go  zna on jej nie) w samej koszuli, krótkich spodenkach i na bosaka. Koleżanka żony pyta czy zastała Stefana. Jan C. bardzo grzecznie z uśmiechem na twarzy i na luzie odpowiada, że tutaj nie ma nie tylko Stefana ale nawet żadnego innego mężczyzny. Ewa C. analizuje swoje życie, a raczej  życie swojego męża Jaśka. Chodzi codziennie przez 23 lata do tej samej pracy, zawsze ubrany elegancko wręcz wytwórnie jak na  człowieka z dużą klasą i na stanowisku przystało. O jego pracy nigdy szeroko nie rozmawiają bo to są tajemnice i lepiej dla niej aby nic nie wiedziała. Nie ma przyjaciół ani kolegów. Małżonkom nie zbywa na niczym. Mąż jest czuły   i troskliwy a więc jest świetnym partnerem i ojcem. Każdego miesiąca oddaje do domowego budżetu swoje zarobki w bardzo przyzwoitej wysokości. Ale w rzeczywistości do pracy nie chodzi bo z tego co ona się orientuję to jeszcze u nas tak nie ma żeby ministerstwo zlecało swoim pracownikom chałupnictwo.  A więc tak, myśli Ewa C. Albo w grę wchodzi jakiś niezrozumiały romans z kobietą albo mąż jest uwikłany w bardzo nieczyste interesy. Pewnego popołudnia kiedy mąż jest w domu jedzie na Mazurską i dzwoni do drzwi z numerem 6. Cisza,  chociaż dzisiaj modnie byłoby napisać, że słyszy cisze. Nie ma spisu lokatorów. Jeździ tak kilka razy ale nigdy jej nikt jej nie otwiera. Wtedy jedzie na policję która skrupulatnie spisuje jej zeznania na koniec prosząc o dyskrecję. Oni się do niej odezwą.  Policjanci szybko orientują się,  że jeżeli w grę wchodzi pracownik Ministerstwa Obrony o którym oni sami  w swoich aktach  mają pustkę to sprawę należy przekazać do kontrwywiadu wojskowego. Agenci kontrwywiadu wietrząc  szpiegostwo na dużą skalę zakładają na Jana C. całkowitą inwigilację. W nocy wchodzą do mieszkania na Mazurskiej i skrupulatnie go przeszukują.  Jest to 90  metrowy apartament bardzo bogaty i wykwintnie wyposażony w najlepsze włoskie meble skórzane, super sprzęt audio, kino domowe,  obrazy,  puszyste dywany, jednym słowem mieszkanie jest urządzone z niebywałym przepychem aczkolwiek z zachowaniem niebanalnej elegancji. Na półkach stoją tysiące dysków z filmami i muzyką jazzową.  Na powierzchni około 20 m2 rozłożona jest instalacja kolejki elektrycznej. Nie są to jednak tanie zabawki z dawnego  NRD czy chińska tandeta. Te kolejkowe zabawki wytwarzane są na zamówienie w Japonii przez firmę produkującą je dla bardzo zamożnej klienteli. Tory są szersze niż w normalnych zabawkach lokomotywy i wagoniki wykonane z dbałością o każdy szczegół,  jest komputerowe zarządzanie ruchem a  całość ma wartość luksusowego samochodu osobowego.  W rogu stoi najnowsze dziecko firmy Lockheed Martin przeznaczone dla dużych i bardzo bogaty chłopców . Jest to  wart kilkadziesiąt tysięcy dolarów  symulator lotniczy do walk w powietrzu, bombardowań, atakowania czołgów i tak dalej.  W  klaserach na półkach są zbiory monet. Jak szybko orientują się agenci są  to monety najdroższe na świecie A więc, pomyśleli agenci  przeszukujący mieszkanie,  człowiek tu mieszkający pławi się w luksusie na jakiś stać tylko  ludzi najbogatszych. W  mieszkaniu z numerem 6 instalowane są podsłuchy głosowe i wizyjne.  Jan  C. zostaje zaś poddany totalnej inwigilacji. Prześwietlone zostaje  życie obserwowanego od jego narodzin. Obserwuje  się również jedyną  bliską mu osobę czyli jego matkę Kazimierę C. Jest ona  byłą  urzędniczką do spraw bezpieczeństwa i higieny pracy w centrali PKP , aktualnie ale od 21 lat na rencie po stracie  nogi w wypadku kolejowym. Kobieta ta pobiera 1120 zł renty,  jest domatorką nigdy i nigdzie  nie wyjeżdża.  Agenci szybko ustalili, że Kazimiera C. jest właścicielką wartego 950 tysięcy zł. mieszkania na Mazurskiej oraz luksusowego sportowego  mercedesa gle coupe wartego  pół miliona  złotych  jakiego używa jej syn Jan. W  mieszkaniu Kazimiery C. zjawia się agentka podająca się za pracownika Urzędu Skarbowego pytając skąd posiadała ona pieniądze na zakup mieszkania i samochodu. Kobieta nie jest speszona ani  zdenerwowana pytaniami.  Odpowiada, że o wszystko należy pytać jej syna czyli Jana C. Groźby i perswazje nie rozwiązuje jej  języka.  Trzymiesięczna totalna inwigilacja,  podsłuchy i nagrania nie odpowiadają na żadne istotne pytania służby wojskowej. Wiadomo jedynie,  że Jan C. nie tylko aktualnie  nie pracuje  ale w ogóle  nigdy i nigdzie nie pracował. Kontrwywiad ustala też, że  obserwowany prowadzi niezwykle ustabilizowane życie. Każdego dnia jedzie do pracy czyli na Mazurską, bawi się tam jak chłopiec , ogląda filmy słucha  jazzu,  czasem się zdrzemnie i wraca po pracy czyli po wszystkim co w swoim czyli  właściwie swojej mamy mieszkaniu robił do domu. Sprawia wrażenie człowieka bardzo pewnego siebie ale ciepłego i miłego.  Nie ma znajomych,  z nikim się kontaktuje, nikt go nie odwiedza. Kontrwywiad zwraca sprawę policji a ta decyduje się na zatrzymanie Jana C. Na pierwszym przesłuchaniu zatrzymany opowiada policji  bajkę o tym,  że kilkadziesiąt lat temu kiedy zażywał życia w lenistwie bo właśnie rzucił liceum po drugiej klasie szkolnych trudów spotkał na ulicy szczupłego mężczyznę który powiedział mu  mianowicie,  że jest jego ojcem. Powiedział też synowi, że  porzucił  matkę i jego kiedy syn miał  5 lat .  Dzisiaj przychodzi  tu aby nadrobić krzywdę jaką mu wyrządził swoim odejściem.  Powiedział też, że nie zapomniał o  chłopcu i z bagażnika Poloneza wyjął niewielką skórzaną torbę wręczając ją synowi. - Masz tutaj ogromny majątek,  powiedział,  bądź tylko mądry a wystarczy ci na całe życie.  Chociaż Jasiek C . nie  rozpoznał  w nieznajomym ojca to jednak po wypytaniu  mamy jak wyglądał  tata zorientował się,  że to był właśnie on. W  skórzanej teczce znajdowało się kilkadziesiąt papierowych pakunków w każdym z nich było po kilka szlifowanych kamieni. Były to brylanty. Jan C.  kupi odpowiednią literaturę odwiedzał sklepy jubilerskie i powoli docierało do niego, że naprawdę został właśnie bogaczem. Pewnego dnia z dwoma niedużymi kamyczkami udał się do złotnika. Ten obejrzał towar i powiedział, że to dla niego zbyt poważny interes i  nie jest zainteresowany zakupem, ale może skontaktować sprzedającego z odpowiednią osobą. Osoba ta zjawiła się na umówione spotkanie.  Był to mężczyzna mówiący po angielsku,  ale znał też wiele słów polskich. Obejrzał i zważył małą wagą jubilerską kamienie i powiedział, że może za obydwa zapłacić jakąś astronomiczną dla Jana C. kwotę. Transakcja doszła do skutku. Wtedy Jan C.  powiedział Anglikowi,  że niebawem będzie miał do sprzedania znowu dwa kamienie.  Kupujący pozostawił swoją wizytówkę i powiedział, że czeka na telefon.  Przez 25 lat Jan C. dzwonił do Anglika kilkanaście razy. Nauczył się mówić po angielsku. Przyzwyczajeni  jednak do trochę bardziej realistycznych bajek policjanci zaproponowali w rewanżu za opowieść Janowi C. areszt. Prokurator wystąpił o jego zastosowanie do sądu ale ten nie znalazł ku temu podstaw prawnych. Jana C zwolniono.  W kilka dni później został jednak ponownie zatrzymany pod zarzutem podrabiania dokumentów a mianowicie legitymacji służbowej Ministerstwa Obrony. Zatrzymany przyznał się do otrzymanych zarzutów i zeznał, że wykonał ją sam korzystając z drukarki i  maszyny do foliowania. Co roku wypełniał też odpowiednie rubryki co miało świadczyć o ważności legitymacji w kolejnym roku, własnoręcznie wykonaną pieczątką.  Należy jednak stwierdzić,  co przyznał również prokurator, że wygląd zrobionej przez zatrzymanego legitymacji bardzo daleko odbiegał od oryginału a nawet był do niego zupełnie niepodobny.  Zatrzymany przyznał się do zarzucanego czynu i chociaż prokurator sporządził wniosek do sądu o zastosowanie wobec podejrzanego aresztu to jednak sąd nie znalazł ku temu odpowiedniego powodu. Jeszcze raz  policjanci próbowali nakłonić Jana C. do uwiarygodnienia swojej opowieści przez okazanie pozostałych brylantów. - Będzie panu lżej panie Janie- przekonywali. Nie bądźcie panowie śmieszni,  odpowiedział grzecznie zatrzymany i udał się do domu. W jakiś czas później Jan C. otrzymał wezwanie do prokuratury i udał się tam ze swoim świetnym adwokatem. Prokurator przedstawił podejrzanemu  akta sprawy przed skierowaniem do sądu.  Z akt  Jan C. dowiedział się,  że za całą sprawą stała jego żona Ewa składając na  własnego męża donos na  policję.  Wkrótce odbyła się sprawa sądowa a sąd z powodu małej szkodliwości społecznej czynu sprawę umorzył. Jan C. przeprowadził rozmowę z żoną. Słuchaj wiem, że to ty na mnie doniosłaś,  zachowałaś się jak ostatnia zdzira ale ci wybaczam bo cię kocham,  powiedział a w odpowiedzi usłyszał to czego ona dowiedziała się  od policji. Jak ja mogłam tyle lat żyć z prostakiem bez zwykłej matury,  jesteś dla mnie oszustem,  jak mogłam wyjść za człowieka z gminu,  krzyczała  nie tylko mężowi w twarz ale w kilka dni później również prosto w oczy swoim bardzo licznym a ciekawskim przyjaciółkom. Jan C. jak stał tak wyszedł ze swojego mieszkania. Nigdy już do niego nie wrócił. Wkrótce z wniosku pani Ewy odbyła się sprawa rozwodowa i już na pierwszej rozprawie sąd zarządził rozwód. Ewa C.  wytoczyła   następnie swojemu byłemu mężowi sprawę o podział majątku. Mieszkanie i samochód jest byłej teściowej ale my z mężem    mamy luksusowy jacht  i dom  myśliwski w lesie, napisała w pozwie Ewa C. Łączna wartość majątku małżeństwa została oszacowana na sześć milionów złotych. Na  sprawie świetny  ale bardzo drogi adwokat męża przedstawił zaświadczenie,  że 3 miesiące temu na jachcie którym płynął jej mąż wybuchła butla gazowa i doszczętnie go zniszczyła. Jana C  wyłowiła z wody łódka wędkarska a zaraz potem przyjęła go na pokład motorówka policji wodnej.  Tutaj jest cała dokumentacja zdarzenia powiedział i położył na stole sędziowskim plik dokumentów.  Tylko przez zwykłe przeoczenie Jan C.  zapomniał o opłaceniu ubezpieczenia wypadkowego, dodał mecenas. Ale jest jeszcze dom, darła się w sądzie Ewa C.  Adwokat z kamienną twarzą położył przed sędzią notatki z policji i straży pożarnej stwierdzające że w dniu takim a takim  prawdopodobnie od zwarcia instalacji elektrycznej wybuchł pożar po którym wspaniały dom myśliwski zamienił się w stertę gruzu. On to spalił wrzeszczała przed sądem Ewa C. mając  widocznie na myśli swojego byłego męża.  Bardzo wątpię, powiedział adwokat i położył na stole sędziowskim dokumenty stwierdzające,  że w dniu pożaru Jan C. towarzyszył swojemu mercedesowi w wymianie oleju w autoryzowanym serwisie, setki kilometrów od uroczego domku w lesie. Syn małżonków C.  Piotr kupił sobie na raty, aczkolwiek jak głosi plotka za pieniądze tatusia mieszkanie i zamieszkał tam ze swoją dopiero co poślubioną żoną. Kolorowe gazety doniosły ostatnio,  że śliczna młoda aktorka grająca już nie tylko w serialach, poślubiła przystojnego i bogatego,  chociaż już starszego pana. Chodzi właśnie o Jana C. Idiotka Ewa J. dawniej Ewa C. mieszka obecnie w wynajętej obskurnej kawalerce gdzieś na Ursynowie. Głupota towarzyszy ludzkości od samego jej początku, małostkowość zaś jest tym jej elementem który potrafi zniszczyć życie nie tylko śmieciarza,  doktora habilitowanego,  czy prostego magistra,  ale również  ministerialnej urzędniczki. I to byłoby na tyle.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...