Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

przyszedłeś za mną aż tu
do mojego raju cierpień

gdzie każda łza
spływa kwasem
bezczesząc moją twarz

z chmur
sporządzam okłady

wodą niebiańską
się obmywam
spłukując popiół Twej miłości

bo mnie się nie kocha
-mówiłam już to

Twoja żałosna gęba
znów pojawiła się
w posklejanym zwierciadle

lewa ręka
na miejscu prawej

lament swój wznosisz
wcale nie o żałości

zieleń czerni
Cię omotała...

jak mnie

Opublikowano

Witam!
Natalio - baaaaaaaaaardzo mi się podoba! Jest bardzo wyrazisty, ma swoją sugestywną moc...
Tylko mi w 3 miejscach zgrzyta płynność... Jełi mogę cosik zasugerować to:

"obmywam się
niebiańską wodą
spłukując popiół Twej miłości
(...)
wznosisz swój lament
wcale nie o żałości
(...)
omotała Cię
zieleń czerni..."

Ale wiesz - to są tylko moje fanaberie ;-) Poza tym - przesyłam plusa malowanego!
POZDRAWIAM!

Opublikowano

czas na podziekowania (przepraszam, że tak od myślników ale wirtualnie to nie umiem inaczej)
-Nieśmiertelnemu, za przychylnośc i plusa (przynajmniej na forum je dostaje :))
-Michałowi, za baaaaaardzo podobanie się, miło mi, za zgrzyty rzecz jasna też dziekuje, może jakieś zmiany zaproponujesz?
-jajowi :), za za ponowne wejście, a za kolor oczu to rodzicom lub genom trzeba podziekować, w każdym bądź razie dzięki wielkie

pozdrawiam słonecznie na przekór słońcu i pogodzie.

zielona natalia

Opublikowano

zielona natalio,
z pewnością twój wiersz ma wiele walorów emocjonalnych
co mi zgrzytnęło „w miarę” obiektywnie (czy to możliwe jest w ogóle?;):
„raj cierpień” - trochę ograny oksymoron
„kwasem bezczeszcząc” - wydaje mi się, że lepiej by było nie stosować tu inwersji: brzmiałoby lepiej i mniej „egzaltowanie”, choć to nie jest dobre słowo mam nadzieję że wiesz co mam na myśli
raz piszesz „twojej” a raz „twej”, lepiej się zdecydować bo to decyduje o tonie wiersza
„żałosna gęba” łamie trochę wydźwięk wiersza, zgrzyta, wydaje mi się, że nie pasuje do stylu całości
zostawiłbym samo „bo mnie się nie kocha”, dopisek tu nie jest potrzebny

a subiektywnie, nie lubię lubię skróconej formy zaimka dzierżawczego „twój”
nie lubię też zaimków pisanych wielką literą
nie lubię również silnie nachowanych wynurzeń w poezji
ale to nie ma nic do rzeczy, bo to tylko moje preferencje które próżność nakazała mi zaznaczyć:)

pozdrawiam

Opublikowano

drogi vacker flickan
co do raju cierpien to celowo mialo byc tak, jak rowniez mialo wyjsc troche w sposób ograny.
jeśli chodzi o "twojej" i "twej" to masz całkowitą racje, to moja nieuwaga, ale obiecuje że to sie więcej nie powtórzy :)

dziekuje za wejście i pozdrawiam

n.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • W podziemnym przejściu handluje głupek. Z roztartym nosem jak majeranek. Wertykalnie przedstawia swoje dzieła. Wystawia arlekiny jak z rękawa. Nostalgia za wódą wyryła mu bruzdy na czole i policzkach. Czarne jak heban usta, przepalone fajkami, wydmuchują już tylko w dal sadze. Przechodząc obok niego, wymamrotał coś pod nosem: — Kup pan książkę. Spojrzałem. Uśmiech u stóp drabiny — Henry Miller. Nowela za uśmiech i pięć fajek. Do dziś nie mogę jej zapomnieć. Wyryła mi na czole takie same bruzdy. Tyle że ja już tyle nie palę. Nieraz, kiedy czuję fajki, wstrzymuję powietrze i nie oddycham. Po drodze tyle syfu w powietrzu. Butadien w aerozolu, brylantyna we włosach. Boję się, że wybuchnę od zapalonego papierosa. Eksploduję jak brudna bomba w Central Parku. Impreza u hermafrodyty. Tam zawsze odchodziły niezłe akcje. Umówiłem się z kumplem. Furmanek jeździł bordowym polonezem. Kurwa, strach było wsiadać — bagażnik pełen dragów. Ale co tam — imprezą pachnie. Pojechaliśmy do „Kulturalnego” na parę piwek. Tam ekipa już czekała. Z głośników zalatywało Riders on the Storm – The Doors. Zapaliłem papierosa, czekając na browara. Dwóch znajomych z roku zaparkowało pod knajpą i wciągali kolejkę „wściekłego”. Wzięło mnie na kazania: — Po pijaku to średnia jazda, chłopaki. — A poza tym, na Karmelickiej macie samochód na chodniku. Pały zholują. Po pół roku na obronie dowiedziałem się, że pały… to oni. Niezły film. A Furmanek częstował ich marychą, nie wiem ile razy. I ten bagażnik z dragami. Wiem co mówię — nie raz w nim jechałem. Siedząc z Dominikiem, oglądaliśmy laski. Pełno ich tam było — w końcu „Kulturalna” i „Rentgen” to knajpy UJ-tu. Dwie miejscówki, gdzie można było naprawdę zabalować. Siedzimy i oglądamy. W drugiej Sali jakiś performance — laski w białych kitlach mieszają koktajle. Wymalowane na kobiety-wampy. Faceci z ogonami, wymachując rękami, oddają się rytmicznym, fallicznym tańcom. A my tak ukradkiem: raz na zgrabne tyłki studentek, raz na performance. Rozmawiamy o filozofii kartezjańskiej i dualizmie. Skąd ten Kartezjusz — sam nie wiem. Ale jak mawiał Dominik: — Świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia. — Wiesz, czemu Konfucjusz jeździł tyłem na osiołku? — Bo chciał zobaczyć świat od tyłu. I tak w kółko. Zaczął się temat piękna. — Stary, wiesz czym jest piękno? — Znasz istotę piękna? Zamyśliłem się. — Piękno… rzecz względna — odpowiedziałem. — A czy brzydkie może być piękne? — No wiesz, stary… — Zrób kolejkę, to ci powiem, jak to jest. Podczas rozmowy nie zauważyliśmy, że zrobiło się ciasno przy stoliku. Wzięliśmy jakieś browary. Po chwili wracamy do rozmowy. Dominik uśmiechnięty, ciągnie swój wywód. — Bo widzisz: ona — piękna, zgrabna, rasowa blondyna. A on — niski, cherlawy, syfy na twarzy. I są razem. I się kochają. Albo odwrotnie: ona niska kulka, a on wysoki, postawny facet. Wszyscy razem, wszyscy się kochają. — No tak… w sumie często tak bywa — przytakuję. — Bo oni zanurzeni byli w tej samej boskiej materii. Dotknęli oboje istoty tego samego piękna. — Dobrze mówisz, stary. — Platon był gościem. Dominik nie zwraca na mnie uwagi, nawija dalej. — Widzisz, na rynku, przy Adasiu, jest kałuża. Brudna. Ktoś w nią splunie, ktoś zakiepuje fajkę, ohyda. Każdy ją omija, żeby nawet kaloszy nie zamoczyć. — Ale… przyświeci słońce. Odbije się w niej wieża Kościoła Mariackiego. I ta sama kałuża staje się dziełem sztuki. Możesz kupić akwarelę i będziesz się nią zachwycał całymi dniami. — Piękno, piękno i jeszcze raz piękno. Pojęcie względne. Można by o nim całymi dniami i nocami rozprawiać. Ciężko by było — gdyby się nie przysiadła Siwa. Ładna blondynka z kamienicy przy Alejach. Ojciec jakiś szych, ponoć w policji. Wiecznie go nie było — więc piliśmy i upalaliśmy się u niej w mieszkaniu. Raz o mało nie spadłem z dywanu. Siwa chodziła z Oliwią — przyjeżdżała ze Śląska. Czarnula, włosy na Kleopatrę. Rasowe kobiety, obie. Na roku było ich sporo. Ja, Dominik, Furman i Piotr — byliśmy trzy razy K. Z kilkoma jeszcze facetami byliśmy mniejszością. Rok należał do kobiet. Była drobna Kaśka — dla odmiany, ojca miała z Indii. Ładna ciemna karnacja. Była Magda z Tarnowskich Gór. Wszystkie łączyło jedno — były ładne i mądre. Ale nie o tym mowa. Siedząc z Dominem w knajpie, rozmawiając o filozofii, oglądając panienki, w pewnej chwili postanowiliśmy: — Wyruszamy. Na zachód. Na koncert do Wrocławia. Prawie wakacje, piękne lato. Wyruszamy stopem przed siebie.                                                                                              
    • Śliczny, taki czuły wierszyk.
    • Myśl pozytywna nas uratuje:)
    • @Arsis nic tylko jak się umówić na randkę:)
    • kobiecy erotyk   @Somalijakurcze ale pieczone... :)))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...