Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano


 

  1. Dzielnica portowa


 

              Nadmorskiego wieczoru padłem do łóżka jak jakiś porażony prądem. Tęsknota potrafi oj potrafi zmęczyć człowieka, powiem więcej, bo potrafi osłabić. Chodzimy przygaszeni, zmęczeni i niewyspani jak jakieś upiorne zombi. Mógłbym sporą sumę postawić u bukmachera, że dzieje się tak właśnie z tęsknoty. Różne są te nasze tęsknoty, ale wyczerpują nasze serca, dusze i ciała jak nic innego. Kto wie, czy gdybyśmy właśnie nie przestali tak tęsknić nie odeszłoby w siną dal prawie całe nasze zmęczenie? A może nawet różne choróbska by tak nas nie podgryzały? Tęsknienie, choć piękne w swojej naturze, potrafi napsuć krwi człowiekowi jak mało co. Mnie się zresztą wydaje, że powiedzenie o usychaniu z tęsknoty nie wzięło się znikąd. Ja jak wspomniałem tęskniłem za Simone i Avalonem. Stąd moje cholerne zmęczenie, które czułem każdym fragmentem swojego ciała od miesiąca. Ot cała tajemnica. Musiałem odespać i traf chciał, że udało mi się tak uczynić w nadmorskiej, portowej dzielnicy Świnoujścia. Nad ranem, a właściwie grubo po dwunastej zwlekłem się z łóżka i poszedłem się przejść. Początkowo myślałem o śniadaniu, ale zadowoliłem się przepyszną zapiekanką od podejrzanego zresztą handlarza pożywieniem. Jakiś taki dziwny i nieogarnięty i nieokrzesany i łypiący osobliwym spojrzeniem był ten wątpliwej proweniencji restaurator. Ale zapiekanka smakowała wybornie, co było niezaprzeczalnym faktem. Pokręciłem się po molo, a nawet zajrzałem do portu w poszukiwaniu łodzi o nazwie „Kraina nadziei”, ale nic takiego nie mogłem odnaleźć. Bulwarami przechadzało się ładnych kilka osób, które w istocie były naprawdę ładne, ale myślami byłem bardzo daleko i nie byłem w stanie uważnie im się przyglądać. Od czasu do czasu musnąłem kogoś spojrzeniem i to by było na tyle. Po półtorej godziny naprawdę nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Tęskno mi było i tęskno, a w nadmorskiego cymbergaja nie miałem przecież z kim zagrać. Pomyślałem sobie, że i kręgle nie dla mnie, podobnie zresztą jak urządzenie do mini koszykówki. Nie czułem klimatu do grania na automatach. Z lekką niechęcią spojrzałem również na parawan z watą cukrową. Poszedłem więc dalej i wylądowałem na ławce w parku, ale siedzenie tam bardzo się przykrzyło, a latające wokoło ptaki nie potrafiły mnie czymś sensownym zainteresować. Pokruszyłem trochę bułki, zasypałem ćwierć parkowej alejki i to by było na tyle. Kilka razy przejrzałem się w lustrze i znalazłem tam wygląd mniej więcej wzbudzający zaufanie, ale przecież mogłem się mylić. Koszula polo w kratę i jasne beżowe długie spodnie trzymały się na mnie w miarę w sam raz. Poszedłem dalej i pomyślałem, czy by rowerem z wypożyczalni nie pojeździć po okolicy, ale uznałem, że spocę się tylko ponad miarę, a poza tym wcale nie chciało mi się jeździć rowerem. Ja bym wytrzymał, ja bym znalazł zajęcie, ja bym może i wrócił do hotelu poczytać książkę o Avalonie, ale kolorystyka i wydźwięk melancholii skierował mnie prosto do pubu o dźwięcznej nazwie „Zakątek rybaków”. Cóż, pomyślałem, że żaden ze mnie rybak, ale dziarskim krokiem wkroczyłem w tę przestrzeń. Usiadłem za pustą ławą i zamówiłem u barmanki portera, co by mi się weselej na duszy zrobiło. Pociągał mnie gwar ciut zatłoczonego miejsca. Ach pyszny był ten porter, normalnie poezja. Podstawka z napisem „Bosman” zachęcała mnie jak nic innego do degustacji piwa marki nie do końca rozpoznanej, bo poprosiłem piwo z nalewaka, wcale nie pytając o jego markę. Porter mnie nawet grzał. Porter dobijał się do mojej głowy. Drugi porter mi zaszumiał, a po trzecim porterze poczułem się słabo na nogach, ale miałem przecież jeszcze godzinę czasu do daty startu do Krainy Avalon. Poczłapałem zatem do hotelu, gdzie spakowałem rzeczy, umyłem zęby i rozpakowałem gumę do żucia, a następnie już z bagażami udałem się do recepcji hotelu i zapłaciłem za nocleg. Rzecz jasna zapłaciłem dolarami, zresztą po jakimś rzadko spotykanym pioruńskim kursie w stosunku do złotówki. Pani w recepcji była zresztą bardzo miła i wiedziałem, że ten cholerny i nie boję się tego słowa złodziejski kurs dolara nie był jej sprawką, bowiem decyzje zapadały wyżej, dużo wyżej. Ach ci krwiopijcy przedsiębiorcy wszędzie wycisną z człowieka pieniądz. Wiadomo, że zatrudniają i płacą pracownikom z naciskiem jednak na zatrudnienie. Jak wspomniałem zapłaciłem i udałem się wprost do portu, być może nawet lekko się zataczając, bo zdążyłem się już odzwyczaić od nadużywania alkoholu. Ładne słonko oświetlało przybrzeżną przestrzeń, kryjąc się za niewielkimi, podłużnymi i niezbyt gęstymi chmurami. Gdybym był bardziej trzeźwy pewnie bardziej bym docenił uroki krystalicznie czystego i morskiego powietrza, ale przecież byłem już wstawiony. Rzecz niebywała, bo faktycznie przy którymś, zresztą chyba drugim pomoście, odnalazłem całkiem duży, przestronny i pomalowany w gruncie rzeczy na niebiesko kuter rybacki, na którym istotnie wielkimi zielonymi literami widniał napis „Kraina nadziei”. Ucieszyłem się jak mało kto, odłożyłem torbę podróżną na pomost, oparłem się o balustradę i zapaliłem papierosa, a potem drugiego papierosa, a potem trzeciego papierosa i nic. Kuter rybacki był zamknięty na cztery spusty i nie było na nim nawet śladu po jakimkolwiek marynarzu. Mojej Simone również nie było w pobliżu. Nie sposób było nie pomyśleć, a zwłaszcza kwadrans po siedemnastej, że Simone żartowała, a że w kiepskim stylu to zupełnie inna sprawa. Nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni zmuszony byłem zmienić plany i zacząć szykować się do powrotu do rodzinnego miasta, do czteropokojowego mieszkania w bloku z wielkiej płyty, do niezakończonych projektów, nad którymi spędziłem już tak wiele godzin i do smutku dnia powszedniego pozbawionego większych przygód. Opuściłem głowę pełną tęsknoty i nadziei oraz skuliłem się w sobie. Zmartwiłem się również i zawiodłem, zresztą nie pierwszy raz, bo co jak co, ale takie uczucia są mi doskonale znane.

 

 

Opublikowano

Prosty język, powtórzenia, wychodzenie poza schematy- to lubię, nie zawodzisz. a z tą tęsknotą, to raczej sama w sobie człowieka nie dusi. Jest powodem osępienia, głębszej nostalgii. Zdrowo myśląc da się poprawnie funkcjonować, a i mieć czas na marzenia. Pozdrowionka 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Dzień dobry, trochę pan się spóźnił  Przepraszam bardzo, zabłądziłem w próżni  Skąd pan przebywa, opowie pan coś o sobie Jestem dziwną istotą, nie rozumiem sam siebie  Brzmi to znajomo, nie zawsze idzie nam po myśli  Oczywiście, lecz czuje, że moje życie to nieustanny wyścig  Za czym pan tak gna? Jeśli mogę wiedzieć Jasne, że tak. Mogę panu opowiedzieć  Goniłem za miłością i poprawą własnej egzystencji Nie wyszło mi to dobrze, a chciałem być jak sól tej ziemi A więc, co poszło nie tak? Zbyt bardzo się starałem, nie zadbałem o głowę  Teraz nie opuszczam myśli, jakby czarodziej rzucił klątwę  Zabrzmiało to poważnie, może Pan swobodnie spać? Mogę, gdy moje oczy nie mogą rady dać  Chciałbym bardzo Panu pomóc, ma pan jakieś zainteresowania? Uprawiałem dużo sportu, teraz każda czynność jest jak olimpiada Zresztą, jaki Pan? Nikt tak dobrze mnie nie zna, jak moje drugie ja Bardzo dobrze wiesz, że przez ciebie nie mogę spać  Nadchodziłeś zawsze, w najgorszym momencie Chciałeś mej poprawy, teraz jestem tu gdzie jestem  Ty mi doradzałeś, się mną opiekowałeś Gdyby ciebie nie było, było by mi łatwiej  Szanowny Panie, proszę o spokój  Byłem spokojny, lecz ty mi go zabrałeś  Wiem już jedno, odseparuje się od ciebie Ponieważ dla mnie nie jesteś, żadnym człowiekiem 
    • Róże   Że się słowik rozśpiewał nad tobą W ten czas gdy kwitła łąka i maj A słońce które dało ci kolor Widziało krew czerwieńszą niż kwiat   By ciernie co rdzeń plotły ku górze Chciały marzenia oddać niebiosom Mogły na strzępy potargać uczucie Bo ich błękity wziąć same nie mogą
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Samotny podróżnik - Tie-break/listopad 2025  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...