Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Lewe perfumy Hugo Bossa cz. 1


Rekomendowane odpowiedzi

 

 

           Był taki dzień w wiosennym kalendarzu, w którym w pełni przesiąknięty chęcią odmiany tu i teraz wylądowałem z biletem w jedną stronę do Francji na dworcu pekaesowym. Było słonecznie, miło, sympatycznie i radośnie w kontraście do zapyziałych zaułków zaniedbanego, podstarzałego i obdrapanego dworca. Zapach dworca był nieprzyjemny, ale przecież i ja paliłem papierosy jeden po drugim, dlatego kwestia brzydkiego zapachu również i mnie wprost dotyczyła. Bo ja wiem, może byłem trochę spocony? To właśnie motyw zapachu jest tutaj motywem przewodnim, ale nie uprzedzajmy zanadto wypadków. Stałem więc z fajkiem i wodą oraz spokojnie czekałem na autobus, który miał niebawem nadjechać i zabrać mnie właśnie mnie w zagraniczną podróż tylko częściowo i nie całkiem w nieznane. To fakt, że ja już tam, to znaczy we Francji kiedyś byłem dlatego jechałem nie pierwszy raz, a już któryś z kolei. Gdy stoję, czy nawet siedzę na ławce intensywnie myślę o rzeczywistości, ale proszę nie mylić mojego sposobu rozumowania z gonitwą myśli. Nawet gdy moje myśli są napięte, baczne, zmęczone, opisujące i bacznie obserwujące zastaną rzeczywistość, która przeplata się z moją skrywaną niezgodą na obecne, mam w sobie dużo lenistwa, dystansu, luzu, wesołości i wyrozumiałości dla otoczenia, którego i tak nie zmienię, choćbym nie wiem kiedyś napisał ten właśnie wiersz, czy to właśnie opowiadanie sięgające ramionami zasięgów państwowych, czy nawet światowych. Telefon, a w nim internet cierpliwie, systematycznie i codziennie tłumaczy mi świat, podsuwając co chwila wydarzenia pod refleksję. Prawdę mówiąc nie pamiętam co wtedy myślałem, gdy nagle, miękko i w sposób trudny do zauważenia i wychwycenia on do mnie podszedł. To był cudzoziemiec zza wschodniej granicy (prawdopodobnie Rosjanin), nieznacznie niższy ode mnie i jak się zaraz okazało niezbyt dobrze władający językiem polskim. Wyglądem, posturą, ubiorem i zachowaniem pięknie oraz rzetelnie wpasowywał się w panujący na dworcu klimat i tylko proszę sobie nie pomyśleć, że go źle oceniłem, czy miałem do niego jakieś zastrzeżenia. Nic z tych rzeczy. On nie był broń Boże odpychający, wręcz przeciwnie, bo swojskie, na pozór cwaniackie, swobodne i uśmiechnięte zachowanie przyciągało mnie do niego. Od bardzo dawna bardzo lubię podobnych jegomości i naprawdę nie widzę w tym nic złego, co wymagałoby ode mnie jakiejś poprawy, czy zmiany nastawienia. Lubię ludzi prostych, prostolinijnych, bezpośrednich, zaradnych na własny sposób, którzy sprawiają wrażenie nieokrzesanych, ale jak ich tylko zapytasz albo z nimi porozmawiasz choćby przez moment to zaraz się okazuje, że z tak zwanym życiem znacznie lepiej radzą sobie od ciebie. Dla przykładu obojętnie co by się nie działo weźmie taki jeden z drugim bez najmniejszych problemów, czy oporów wyciągnie jak z podziemi kilka stów, czy nawet parę tysięcy na bieżące utrzymanie. Taka postawa od prawie zawsze bardzo mi imponuje. Moje nastawienie ma coś z miłości do bliźniego – nie przeczę – ale bardzo proszę nie przesadzajmy z tą miłością. Osoby tego pokroju zostawiają na potem filozoficzne, metafizyczne lub miłosne pytania, bo teraz to trzeba zarobić na zapewne wynajęte mieszkanie, tablet dla dziecka i podobną w pewnym niedopracowaniu kobietę, która najprawdopodobniej nie jest formalną żoną, bo za formalnościami to się tak trzeba nachodzić, że bardzo wielu z nas z nich rezygnuje, a nie mi jest oceniać, czy dzieje się tak słusznie, czy zupełnie niesłusznie. Gdybym tylko mógł ja również nie zadawałbym sobie podobnych pytań tyle tylko, że nie zdążyłem się jeszcze tego nauczyć. Wszystko przede mną, a przynajmniej tak mi się wydaje. Lubię takich ludzi, aczkolwiek prawdę mówiąc mam niekiedy przekonanie, że wcale nie nadajemy na tych samych falach, bo się wręcz diametralnie różnimy. Zresztą ja mam wszechogarniające wrażenie bliskie pewności, że się tutaj znacznie różnię od przeważającej większości osób jakie spotykam na swojej drodze, ale w gruncie rzeczy i co do zasady jest to temat na osobną opowieść. Dość powiedzieć, że wydaje mi się, że dużo czuję, przeczuwam i wyczuwam, a wszystko to może być odbierane za skazę postawy, serca, duszy, czy charakteru. Czucie sprawia mi niekiedy kłopoty, ale ponieważ jest nieodłączną częścią mojej osobowości i nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Bywam też niekiedy przeczulony. Co jakiś czas łapałem się za prawą kieszeń, by sprawdzić, czy nie zgubiłem dokumentów, co przecież umożliwiłoby mi wyjazd. Zaraz się okazywało, że portfel jest na swoim miejscu. Na czym to ja ostatnio stanąłem?

          Aha, już wiem. Stałem na betonowym peronie pod metalowym zadaszeniem nieopodal drewnianej ławki. Aha, już sobie przypominam, podszedł do mnie facet z całą siatką wypełnioną po brzegi kwadratowymi różnościami. Z początku zupełnie nie wiedziałem o co mu chodzi i rzecz jasna nawet nie domyślałem się co ma w torbie. Wcale nie pomyślałem, że to ktoś w rodzaju akwizytora, co zresztą niebawem się okazało. Podszedł i zagadał łamaną polszczyzną, niewyraźnie proponując mi kupno perfum. Mówił coś o markach i podejrzanie niskich cenach. Mówił dużo, bez przerwy wypowiadając potok ciężkich do zrozumienia słów, bo trzeba uczciwie powiedzieć, że koślawił nasz język. Dużo gestykulował i co chwila zmieniał ton głosu, bo raz mówił zupełnie nisko, innym razem podnosił głos. Z początku wcale nie chciałem tych perfum od niego kupić, ale z każdą sekundą byłem coraz bliższy kupna jakiegoś flakoniku praktycznie za bezcen. Cały czas się jednak wahałem. Zdarzyło mi się też pomyśleć, żeby on się ode mnie odczepił i dał mi spokój. On widząc moje niezdecydowanie wyciągnął z grubej foliowej siatki flakon męskich perfum Hugo Bossa i mi je dał do ręki, mówiąc, że to prezent. Stałem więc z czerwono - czarnym pudełkiem w ręku w gruncie rzeczy ciesząc się, że dostałem prezent od tego fajnego człowieka, którego zdążyłem nawet polubić. Niestety on zaraz kazał mi sobie zapłacić sześćdziesiąt złotych, a ja po pierwsze pomyślałem, że to uczciwa i niewygórowana cena, a po drugie pomyślałem, że perfumy mogą mi się naprawdę przydać. Dlatego zapłaciłem, a co za tym idzie kupiłem perfumy, prawdę mówiąc, nawet nie sprawdzając ich zapachu. Kupna perfum nie żałuję do dzisiaj, ale nie uprzedzajmy wypadów. Ktoś powie, że kupiłem kota w worku. Zaraz on sobie poszedł i gdy wodziłem za nim wzrokiem udało mi się dostrzec, że podszedł do jakiegoś kolejnego przechodnia z otwartą propozycją sprzedaży. Usiadłem w kącie dworca na ławce i z umiarem popsikałem się okrągławym flakonem perfum, bowiem nie chciałem współpasażerom autobusu sprawić jakiejkolwiek zapachowej przykrości. Zapach perfum bardzo mi przypadł do gustu, bo był delikatny i słodkawy, chyba z nutką mandarynki i rozmarynu, choć wiedziałem, że to nie są oryginalne perfumy. Co poradzić, że nasze życie niekiedy wtrąca nas w tak zwany nielegal?

          Po pierwsze, uważać, bardzo ostrożnie uważać. Po drugie robić co do ciebie należy. Zresztą na tak postawione pytanie doskonałej recepty nie znam, bo i ja czasem tu i tam niekiedy błądzę. Jest mi bardzo ciężko mieć świadomość i wystarczającą wiedzę na temat wszystkich zasad, norm, zakazów, ograniczeń i potencjalnych nieuczciwości, bo ostatnio zrobiło się tego jakby więcej. Proszę mnie źle tutaj nie zrozumieć, bo nie mam najmniejszego zamiaru podważać ustroju naszego kraju, a nawet w jakiś ordynarny sposób poddawać w wątpliwość działań obecnej władzy, a moim zamiarem jest bardziej sygnalizowanie pewnych spraw i uważne obserwowanie oraz opisywanie niestety wyraźnych pęknięć i rzeczywistych wad obecnego systemu. Proszę tylko zauważyć, jak we wszelkie procedury i sposoby postępowania w zakresie wykrywania faktycznych i domniemanych wad oraz wypaczeń wkrada się informatyka i elektronika. Zresztą nie piszę tutaj nic nowego, bo chyba my wszyscy obserwujemy tę złożoność na co dzień. Czuję, że obserwowanie, wczuwanie się w nastrój otoczenia i opisywanie wrażeń jest właśnie moim powołaniem, choć i w tym zakresie, jak zresztą w każdym innym, mogę się mylić. Sądzę, że mam prawo do podobnych pomyłek. Już nie raz i nie dwa razy byłem w sytuacji poddania pod wątpliwość swojego powołania, dlatego zadaję Wam i sobie pytanie – czy powołanie jest dane każdemu z nas raz na zawsze w życiu? I zadaję następne pytanie – czy przypadkiem nie zdarza się tak, że przez całe życie trzymamy się niejako na siłę jakichś koncepcji, które w ogóle nie są dla nas spełnieniem naszego powołania? Właściwie czasami jedyne co mogę uczynić to starać się być przyzwoitym, co przeważnie mi wychodzi. A czasami, choć prawdę mówiąc w moim mniemaniu rzadko (mogę się mylić) nic mi z tego nie wychodzi i to też jest prawda. Ciągle się staram i staram i staram, a w życiu jak to w życiu, bywa bardzo różnie. Dobrze, ale czy krzywdzę?

          Tak, krzywdzę. Na każdym kroku krzywdzę i krzywdzę. Wszyscy krzywdzimy się nawzajem na przeróżny, choć bardzo często zupełnie nieumyślny, niezaplanowany, czy nieprzemyślany sposób. Takie są fakty. Zresztą w tym zakresie odsyłam do innych autorów, bo znacznie dokładniej rozwinęli tę myśl, a ja nie mam pomysłu co mógłbym tutaj jeszcze dodać i mogę ją jedynie przytoczyć. O czym to ja ostatnio mówiłem?

        Mówiłem o rozmowie z cudzoziemcem i dworcu autobusowym i jak się właśnie okazało niejako nieumyślnie i być może nierozważnie zabrnąłem w zarys poważnych zagadnień. Już się poprawiam, bo tutaj miałem tylko żartować i li tylko żartować. Już wracam na pozytywną stronę kartki. Muszę się pilnować akcentów, bo sytuacja, którą opisuję jest zwyczajnie zabawna :)

Edytowane przez Leszczym (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...