Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Były drzewa a z nich kartek sztos zrobili i teraz w Warszawie ulotki wiszą, rozdają a inni palą. Ale tak już było od dawna.

Wieki temu rozdawane elektoratom zebranym w Stolicy z daleka. Czas miną, tak samo jak Republika. Teraz na słupach wiszą kartki pod patronatem czarnego jak smoła dwugłowego orła. Wyczytać z nich można było kim tak "naprawdę" jesteśmy. Ale też na Cara przyszła pora.

Od tej chwili coś się zmieniło, prawdziwa rewolucja w druku. Już nie sam tekst i jakieś logo widnieją na ulotkach i plakatach. Teraz one opowiadają historię. Żołnierze na mapie szturmują na wschód. A tam rozdają kartki z napisem "czas na ponowną naukę Polskiego!". I tak minęły dwadzieścia lat i korytarz północny został ścięty. Na zachodzie, w tym w Warszawie Swastyka i dumni Niemcy głosili swe prawdy. A na wschodzie wyzwoliciele podarli na pół część kraju i zjednoczyli je do innych krain. Swastyka osłabła, lecz czerwone niczym wątroba morze wleciało w głąb Europy. A wraz z falą żołnierze powrócili do maszerowania. Ale tym razem na zachód. W zalanej stolicy trąby z papieru głosiły to samo co głosiły na wschodzie kilka lat temu.

Witamy w dwudziestym pierwszym wieku! W żadnym innym nie było takiej walki na papier jak teraz. Wierzysz? To dobrze trafiłeś! U nas znajdziesz na broszurach Krzyż (nie zważaj że czasem odwrócony), gwiazdę Dawida, półksiężyc czy nawet krucyfiks. Wtopmy się w historię którą chcą nam opowiedzieć te dzieci drzew. Piękna wieś, młoda rodzina sarmacka żyje szczęśliwie. Lecz pewnego mąż musi wyjechać na pospolite ruszenie. Husarz gotowy atakuję gwiazdy czerwone. A z nich błysk wylatuje wraz z kontaktem. Pyłu ta bitwa narobiła wiele. Az niego chmury się uformowały. Burza nastąpiła. I teraz młoda rodzina musi iść pod parasolką a w okół czerwone pioruny hałasują. Lecz kiedyś chmury przejdą i wyłoni się tęcza. Długo nie pozostanie jednak zanim ktoś nie nadejdzie i nie przekreśli jej.

Ludzie gniewni tego czynu nie darują. Dlatego opowiadana jest inna historia. Ta tym razem już kilkuletnia. Tak naprawdę nikt nie opowiada jej w pełni. Jedyne szczegóły na które wskazują to fioletowa stuła i biret. Jeśli zdarzyło się że ją całą znasz to tylko nikomu jej nie opowiedz. To mają na obronę swą ci którzy jej całej nie pamiętają. Z tych emocji przyszłe matki zatroskane, nie wiedzą co poczną jeśli coś nie wyjdzie. Więc nawet i je spotkasz w tym tłumie.

Biały orzeł tak często i tak prędko patrzy raz w lewo a raz w prawo. Że Naród nie zauważy kiedy pozłacana korona spadnie z jego głowy i nie będzie czego z niej zbierać. A właśnie Naród. Ludzie, to tak naprawdę nimi są opowiedziane historię, atrament jest tylko aby zmylać innych. Każdy z nas chce być czegoś wart, a tym czasem sami z siebie robimy atrament. Nie ma człowieka w tym kraju który nie poczułby  bezsensownie gorzkiego jego smaku. Prawda taka bywa że sam mędrzec, wojownik ni zdrajca coś zmieni.

Dlatego my, Naród wybrany na słupa informacyjnego Europy. Zdejmijmy z siebie ulotki i kochajmy się!

 

K.P 06.06.2021

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Somalija   A ja pani wierszy też nie lubię i powiem pani dlaczego, otóż to:   "nucę ciebie na koloraturę rdzę mi kładziesz nucę ciebie  kręgosłupem na kości miednicze schodzi    dosięgnę na pewno  mój cień tam leży    rozskrzydlasz milczeniem  miłość wpół do śmierci  i to udawanie że tak jest dobrze    noc polarna splotła mi warkocze joik przez wody płodowe krew spienił  nie rozumiem nie    dusza spragniona pierwotnie a wystarczy twój zapach dotyk zarostu na twarzy  i koniuszek języka"   To nic innego jak:   Nucę ciebie, na koloraturę rdzę mi kładziesz, nucę ciebie kręgosłupem, na kości miednicze schodzi, dosięgnę na pewno, mój cień tam leży, rozskrzydlasz milczeniem miłość wpół do śmierci i to udawanie, że tak jest dobrze... Noc polarna splotła mi warkocze, joik przez wody płodowe krew spienił, nie rozumiem, nie... Dusza spragniona pierwotnie, a wystarczy twój zapach, dotyk zarostu na twarzy i koniuszek języka...   Słowem: zwykła proza zamieniona w "wiersz", po prostu: użyła pani formy - AAA, natomiast: jeśli piszemy wiersze, to: używamy formy -ABC i środków retorycznych, proste i logiczne?   Łukasz Jasiński 
    • No, no :) Całkiem udane :-)
    • @befana_di_campi Zacytowany wiersz pochodzi z tomu "Flucht und Verwandlung", tzn. z tą "przemianą" utożsamiła się już sama Poetka, którą swego czasu uczyniłam - razem z Romanem Brandstaetterem - podmiotem mojej rozprawy habilitacyjnej n.t: "Dwugłos ocalałych Proroków - Nelly Sachs i Roman Brandstaetter próba konfrontacji". Zamiast stricte typowo naukowego studium, wyszedł esej. Mój Opiekun naukowy śp. Prof. dr hab. Krzysztof Lipiński stwierdził, iż za dużo w tym tekście niepoprawnych [politycznie] stwierdzeń, z czego ja nie zamierzałam ustąpić. Nelly Sachs także spotkała się z krytyką swoich współwyznawców. Ci bowiem zaanektowawszy wyłączność na własne cierpienie, nie byli w stanie pojąć, iż ta nie dość, że przebaczyła oprawcom, to jeszcze w wierszu "Kroki" ostrzegała prześladowanych, by ci nie stali się kiedyś "prześladowcami" [Auf dass die Verfolgten nicht Verfolger werden] ze zbioru "Sternverdunkelung". Stąd też ich zajadłość w momencie otrzymania przez Panią Nelly literackiej nagrody Nobla, która zdaniem wyznawców religii Holokaustu przede wszystkim należała się Paulowi Celanowi. Przez lekturę tegoż drugiego niemal nabawiłam się depresji; Nelly Sachs cierpiała na schizofrenię  [par.: cykliczny motyw nękających ją "Głosów", chociażby w cyklu "CHOERE NACH DER MITTERNACHT"]. Dziękując serdecznie za komentarze, życzę wiele pięknych wierszy :)
    • @Somalija wstawianie wierszy, to nic złego, to miłe. Tutaj często Jacek wstawia swoje wiersze i bardzo pasują do naszych wierszy.
    • W tym długim korytarzu. W tej przestrzeni przedpokoju… Mijają mnie jakieś cienie. Zwielokrotnione wizje tych samych imaginacji. Wciąż tych samych. Mijają mnie w potędze nacierającego na mnie ciemnego masywu wyobraźni. Samotnej nocy. Tej nocy. Tej oto nocy. Podczas tej oto nocy, właśnie.   A więc przechodzą. Idą dalej. Znikają w półmroku. Mijają mnie z obojętnością martwych przedmiotów w tej nieskończonej amfiladzie pokoi.   Zaciskam powieki.   Otwieram.   Ćwiczę zamykanie i otwieranie powiek w jakimś delirycznym tańcu. I kiedy przytulam się do zimnych ścian. I kiedy je całuję, mając na języku cierpki smak drobnego kwarcu, kurzu i pyłu, dostrzegam obok i wszędzie światło kinkietów. I pojedynczych, pełnych zakrzepłych kropli świec. Świec, których rozedrgany blask. Których blask… Poustawianych, gdziekolwiek na podłodze. Na parapetach. Krzesłach… Na spaczonych półkach uginających się od prześwietnych foliałów, kurzu i pleśni. Poustawianych nie wiadomo przez kogo. I w jakim celu. A więc przemieszczam się. Płynę powietrzem przesyconym wonią rozgrzanego wosku. Błądzę po tym sanktuarium mgławicowych tchnień, powolnych galaktycznych wirów.   Wiesz, dużo tu tego. Tych zagadkowych sfer. Migotliwych lśnień. Mżących iluminacji, co rozpraszają się w urojonej korekturze zdarzeń. I rozbłyskują na nowo. I wciąż...   Czy ja śnię? Nie, nie śnię. Podążam za to w zasłonach pełnych cichego szelestu. W tej całej fantasmagorii przemijania. W piskliwym szumie gorączki potykam się o szczeliny przerażenia. O niezliczone wyłomy, granie. O kominy hydrotermalne ze skupionymi wokół formami jakiegoś życia, co żeruje w gorących bąblach energii. W milczącym rozgwarze somnambulizmu.   To tutaj... To tutaj...   To było, gdzieś tutaj… Albo nigdzie…   Dotykam palcami. Muskam jak ślepiec z szeroko rozwartymi, mętnymi oczami Przechodzę, przechodząc raz jeszcze przez to epicentrum majaków. Pertraktujących ze sobą widziadeł w milczących szczegółach symboli i gestów. Idę wolniej. Albowiem idę wolniej, chwytając się mocno jakichś poręczy. Czy rozciągniętego wzdłuż burty relingu. Chwytając się mocniej aż do zbielenia kostek, odrętwienia i bólu… Ale zaraz przejdzie. Tak. Zaraz przejdzie. To chwilowe. Taki chwilowy atak cierpienia, jakby po ukąszeniu pszczoły. Zaraz przejdzie. O! Już przechodzi… Ale idę przez to wolniej. Jeszcze wolniej. Tak bardzo powoli. Niczym zdziwaczały książę w szatach z jedwabiu, co odkrywa na nowo swoje dawne dzieje po setkach lat czekania w lombardzie. Idę korytarzami domu, którego nie ma. Za to pełnymi abstrakcji i niezrozumiałego konstruktu. Idę do ciebie.. Tam. Gdzie, być może, jesteś. Podążam w nieokreśloności pragnienia. Tęsknocie. I w nie mającej precedensu jakiejś bezsile. Idę, póki jeszcze można. Wiecznie…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-06-04)  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...