Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
grad_line1.gif

Wszystko jest absurdem - pomyślał Krzysztof. Ten sam księżyc świeci kochankom i złodziejom. Słońce pali na pustyni i rozgrzewa rozkosznie ciała po chłodnej, majowej nocy. Przyciskam do siebie głowę umierającego przyjaciela i wyciągam z jego brzucha nóż, który wbiłem mu przed chwilą. Świat jest głupi i absurdalny.

Ścigał mnie od miesięcy. Wydzielony oddział wojska, którym dowodził, rozbił mój trzynasty pułk NSZ w obławie pod Korzymiem. Nie wiem, kto zdradził, ale komuniści zapuszczali macki wszędzie. Mieli swoich donosicieli po wsiach i miasteczkach. Zjawiali się coraz częściej w miejscach, gdzie stacjonowaliśmy. Czasem miałem wrażenie, że nawet drzewa są już na ich usługach. Nie chroniły tak dobrze jak kiedyś. Moi chłopcy ginęli, krwią użyźniając ziemię wokół sosen , świerków i jodeł. Lasy świętokrzyskie będą kiedyś barwić się czerwienią swoich igieł.

Zostałem sam. Wybili bądź wyłapali wszystkich. Nie byłem już żadnym zagrożeniem. W podartym mundurze, brudny i głodny, błąkałem się po znajomych lasach. Ale on wiedział kogo ściga. Parokrotnie widywaliśmy się z daleka podczas wymiany ognia. Raz naszedł mnie nocą w chałupie starego Walendziaka. Wyskoczyłem spod pierzyny rudej Maryśki i w samych kalesonach uciekłem oknem. Dziwne. Miał mnie bezbronnego na muszce i nie strzelił. Dlaczego wszedł sam, zostawiając żołnierzy na zewnątrz? Przemykając jak zając w młodym zbożu, słyszałem za sobą kanonadę. Nie trafili. Okazał się nieprofesjonalny, a przecież był znakomitym taktykiem podczas obław, które nas zdziesiątkowały.

 

Westchnął i otworzył oczy. Patrzył na mnie i jakiś uśmiech przeleciał mu w kąciku ust.

- Krzychu... - Ciężko dyszał. Głos był słaby więc pochyliłem głowę. - Dopadłem cię... wreszcie...

Stałem po pas w rzeczce, gdzie zakończyliśmy nasze rachunki, trzymając go w ramionach. Woda wokół zabarwiona była na czerwono. Krew tworzyła w niej smugi. które rozrywane nurtem rozpływały się po kilku metrach. Przybywały wciąż nowe. Ileż tego życiodajnego płynu mieści się w człowieku? Ile musi go ujść z otwartych nożem wrót, aby zapadła kurtyna ciszy i spokoju? Spływała i wciąż pojawiała się na nowo.

W szkole nacięliśmy sobie serdeczne palce i wymieszaliśmy naszą krew. Och, ten Karol May! To był nasz szczeniacki symbol braterskiej więzi aż do śmierci. I słowo ciałem się stało. Powtarzamy teraz ten rytuał, ale w jakże okrutnych okolicznościach i czasach. Bo ja też krwawię.

- Poła. – Zwrócił się do mnie ksywą, jaką miałem w szkole. - Wiesz... tam w chałupie... ja nie chciałem... strzelić... i specjalnie zostawiłem chłopaków... na zewnątrz... chciałem pogadać...

- Nie mów. Wiem. - Przytuliłem policzek do jego mokrych włosów. - Wyliżesz się.

Popatrzył z ironią.

- Nie... ża...rtuj. - zachłysnął się i rozkaszlał. - Miało być... do śmierci, to... to jest.

- Do dupy jest. Ty odejdziesz, a ja zostanę. W tym lesie. Kurwa mać! Aż znajdzie mnie twój zastępca. Zresztą – niech mnie znajdzie, bo zmęczony jestem. Nic już nie zmienię. Ani w sobie, ani na tym świecie. Chujowo, ale bojowo.

 

Trzymałem policzek na jego głowie. Flesze wspomnień. Obóz skautów w Rokiczynie. Smród przepoconych ciał, kiedy wróciliśmy ze wsi ukraińskiej. Zanieśliśmy tam z trudem, wielkie konwie zlewek z naszej kuchni obozowej. Resztki były oddawane miejscowym. Byliśmy przekonani, że karmią nimi świnie. I zobaczyliśmy przez okno, jak stara babuszka rozlewała je w gliniane dzbanki jako obiad dla całej rodziny. Spojrzeliśmy po sobie i nawzajem widzieliśmy szklące oczy. Straszny żal, przerażenie i współczucie. Po cichu potem segregowaliśmy odpady i wieczorami zanosiliśmy je babuszce i innym. Ze spuszczonymi oczami. Tyle, że on winił sanację i czarnych. Ja komunistów i nacjonalistów ukraińskich.

„Ty czarny wypierdku!”. „ Pierdolony socjalisto!” - wymienialiśmy uprzejmości w restauracji „Kolorowa”. Przedmiotem naszej, konstruktywnej rozmowy była mała Ania, córka miejscowego aptekarza. Obaj ją kochaliśmy. Chodzący pustostan z wielkim biustem, który przyciągał wzrok jak kość u wygłodzonego Burka. Potem daliśmy sobie po pysku, wypiliśmy litr wiśniówki (strasznie rzygałeś) i usnęliśmy spleceni w pobliskim lesie. Ania wyszła za pryszczatego Heńka z wielką kasą, a my byliśmy znowu przyjaciółmi.

Pełno było takich chwil.

- Wy... wychrobotałeś ją? - usłyszałem. Cholera, jakże jest mi bliski. Wiedziałem o co pyta, a on jakby czytał w moich myślach.

- No. A ty?

- Też.

- Głupia Ania. Takich chłopaków nie chciała. Ale rżnęła się super.

Skinął lekko głową.

 

Czułem ogarniającą mnie słabość. Przed oczami zaczęły wirować kolorowe kręgi. Wyczerpanie, kurwa. Dni spędzone na uciekaniu. Jak zaszczuty pies. Głodny i zmarznięty. Poobijany i pokaleczony po walce z nim w zimnej wodzie rzeczki. Drżałem jak w febrze.

 

Staliśmy nad jej brzegiem. On celował do mnie, a ja do niego. Potem jednocześnie odłożyliśmy broń.

- Co jeszcze ode mnie chcesz? - zapytałem. - Zabiliście wszystkich. Do czego jestem ja potrzebny w waszej statystyce śmierci?

- Chcę, abyś żył. Dam ci dokumenty i wyjedziesz na ziemie odzyskane.

- To po co ja walczyłem? Żeby teraz kryć się jak szczur? Zniewalacie naród do spółki z ruską hordą. Nie ma wolności...

- A na chuj ludziom wolność? Przeżyli koszmar okupacji, terror pojebanych Niemców. Chcą tylko żyć i mieć pełne brzuchy. Nic takie dinozaury jak ty, nie zmienią. Musisz odejść. Jesteś groźny jako symbol. Niektórzy jeszcze się burzą we własnych sumieniach. Trzeba im zabrać symbole. Czyli ciebie.

- Pierdolony socjalista.

- Kurewski narodowiec.

Sięgnąłem za pas po nóż.

- Skończmy to. Dureń jestem, ale mam ideały. Za nie czasami warto umrzeć. A najlepiej z ręki przyjaciela.

Popatrzył na mnie z żalem.

- Daj spokój.

- Nie.

Skoczyłem do przodu. Zrobił unik i wyjął swój nóż. Krążyliśmy wokół siebie, ale jakoś żaden nie miał woli do ataku. Potknął się o korzeń i poleciał w moją stronę, a ja pomyślałem, że zaatakował. I zaczęliśmy...

 

Byłem coraz słabszy. Z trudem trzymałem jego głowę i nie miałem siły wyjść na brzeg. Zaraz zemdleję. Czyżby aż tak wyczerpała mnie ta walka? Tylko buzująca adrenalina podtrzymywała moją świadomość.

- Warto było? - zapytał .

Krew ciągle barwiła wodę. Skąd jej tyle?

- Nie warto. Ty odchodzisz, a ja stąd nie odejdę. Głupi jestem.

- A może pójdziemy razem? Tam już nic nas nie poróżni.

- Myślisz, że sobie strzelę w łeb? Nie żartuj. Za bardzo się boję. - Zobaczyłem znowu lekki uśmieszek w kącikach jego ust.

- Wynieś mnie z tej wody.

Z trudem zacząłem go wlec. Na brzegu musiałem się czołgać, ciągnąc za sobą. Odlatywałem. Gdzieś bardzo daleko.

Jak przez ścianę usłyszałem.

- Spójrz na swoją nogę.

Z ogromnym wysiłkiem podniosłem powieki. Strasznie chce mi się spać!

W udzie była dziura. Trafił mnie, kiedy upadał. Nie poczułem tego w zimnej wodzie i ferworze walki. Z przeciętej tętnicy miarowo wytryskiwała jasnoczerwona krew. To stąd jej tyle było w rzece!

- Pójdziemy razem, pierdolony socjalisto – powiedziałem, zamykając oczy.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zajrzałam i do pierwszego podejścia... też jest niczego sobie. Heterochromia to świetna sprawa - mam jedną w domu, nigdy nie słyszałam o jakimś przesądzie w tym temacie, ot się śmieję, że jedno oko ma po mamie, a drugie po tacie.

 

Nie rozumiem - dlaczego cud? Podoba mi się to, co u ciebie przeczytałam. Może moje wrażenia potęguje czytana niedawno przedpremierowo książka sf kryminał. Skoro nie było co robić, a miałam ją pod ręką (z racji wykonywanej pracy)... to ją przeczytałam i okrutnie się zawiodłam, jakbym czytała nie książkę, ale streszczenie książki. Powyższy tekst jest na wyższym poziomie. 

 

Martwica? Że mało publikacji? No muszę się zgodzić, słabo kręci się ten dział, więc musisz się częściej pokazywać z prozatorskiej strony :)

 

Miłego wieczoru życzę.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I bi bi.                          Maska, jak sam.    
    • Ot; stary raper, trep ary, rat sto.    
    • On;       - baby brak(?) - skarby bab... no.  
    • Aby łamy, karoseria i resorak mały - ba.    
    • Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Tyle przecież jej zawdzięczamy, Poprzez liczne burzliwe wieki, Ostoją nam była naszej tożsamości,   W ciężkich chwilach dodawała nam otuchy, Gdy cierpiąc wciąż pod zaborami, Przodkowie nasi zachwyceni jej kartami, Wyszeptywali Bogu ciche swe modlitwy.   Gdy pod okrutną niemiecką okupacją, Czcić ojczystych dziejów zakazano, A pod strasznej śmierci groźbą, Szanse na edukację celowo przetrącono,   To właśnie nasza ojczysta historia, Kryjąc się w starych pożółkłych książkach, Do wyobraźni naszej szeptała, Rozniecając Nadzieję na zwycięstwa czas...   I zachwyceni ojczystymi dziejami, Szli w bój ciężki młodzi partyzanci, By dorównać bohaterom sławnym, Znanym z swych dziadów opowieści.   I nadludzko odważni polscy lotnicy Broniąc Londynu pod niebem Anglii, Przywodzili na myśl znane z obrazów i rycin Rozniecające wyobraźnię szarże husarii.   I na wszystkich frontach światowej wojny, Walczyli niezłomni przodkowie nasi, Przecierając bitewne swe szlaki, Zadawali ciężkie znienawidzonemu wrogowi straty.   A swym męstwem niezłomnym, Podziw całego świata budzili, Wierząc że w blasku zasłużonej chwały, Zapiszą się w naszej wdzięcznej pamięci…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Pseudohistoryków piórem niegodnym, Ni ranić Prawdy ostrzem tez kłamliwych, Wichrami pogardy miotanych.   Nie pozwólmy by z ogólnopolskich wystaw, Płynął oczerniający naszą historię przekaz, By w wielowiekowych uniwersytetów murach, Padały szkalujące Polskę słowa.   Nie pozwólmy bohaterom naszym, Przypisywać niesłusznych win, To o naszą wolność przecież walczyli, Nie szczędząc swego trudu i krwi.   Nie pozwólmy ofiar bezbronnych, Piętnem katów naznaczyć, By potomni kiedyś z nich drwili, Nie znając ich cierpień ni losów prawdziwych.   Przymusowo wcielanych do wrogich armii, Znając przeszłość przenigdy nie pozwólmy, Stawiać w jednym szeregu z zbrodniarzami, Którzy niegdyś świat w krwi topili.   Nie pozwólmy katów potomkom, Zajmować miejsca należnego ofiarom, By ulepione kłamstwa gliną Stawiali pomniki dawnym ciemiężycielom.   Bo choć ludzie nienawidzący polskości, W gąszczach kłamstw swych wszelakich, Sami gotowi się pogubić, Byle polskim bohaterom uszczknąć ich chwały,   My z ojczystej historii kart, Czynić nie pozwólmy urągowiska, By gdy oczy zamknie nam czas, I potomnym naszym drogowskazem była.   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…    Pośród rubasznych śmiechów i brzęku mamony, Ni kłamstw o naszej przeszłości szerzyć, W cieniu wielomilionowych transakcji biznesowych.   Nie pozwólmy by w niegodnej dłoni pióro, Kartek papieru bezradnie dotykając, O polskiej historii bezsilne kłamało, Nijak sprzeciwić się nie mogąc.   Nie pozwólmy by w polskich gmachach, Rozpleniły się o naszej historii kłamstwa, By przetrwały w wysokonakładowych publikacjach, Polskiej młodzieży latami mącąc w głowach…   Choć najchętniej prawdą by wzgardzili, By wyrzutów sumienia się wyzbyć, Wszyscy perfidnie chcący ją ukryć, Przed wielkimi tego świata umysłami,   Cynicznych pseudohistoryków wykrętami, Wybielaniem okrutnych zbrodniarzy, Nie zafałszują przenigdy prawdy Ci którzy by ją zamilczeć chcieli.   I nieśmiertelna prawda o Wołyniu, Przebije się pośród medialnego zgiełku, Dotrze do ludzi milionów, Mimo zafałszowań, szykan, zakazów.   Gdy haniebnych przemilczeń i półprawd, Istny sypie się grad, A skandaliczne padają wciąż słowa Milczeć nie godzi się nam.   Przeto straszliwą o Wołyniu prawdę, Nie oglądając się na cenę Odważnie wszyscy weźmy w obronę Głosząc ją z czystym sumieniem…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…  Prawdy historycznej ofiarnie brońmy, Czci i szacunku do bohaterów naszych, Przenigdy wydrzeć sobie nie pozwólmy.   Przeto strzeżmy wiernie ich pamięci, Na ich grobach składając kwiaty, Nigdy nikomu nie pozwalając ich oczernić, Na łamach książek, portali czy prasy…   Nie pozwólmy by upojony nowoczesnością świat, Zapomniał o hitlerowskich okrucieństwach i zbrodniach, By bezsprzeczna niemieckiego narodu wina, W wątpliwość była dziś poddawana.   Pamięci o zgładzonych w lesie katyńskim, Mimo wciąż żywej komunistycznej propagandy, Na całym świecie niestrudzenie brońmy, W toku burzliwych dyskusji, polemik.   O bestialsko na Wołyniu pomordowanych, Strzeżmy tej strasznej bolesnej prawdy, O tamtym krzyku ofiar bezbronnych, O niewysłowionym cierpieniu maleńkich dzieci.   Walecznych ułanów porośniętych mchem mogił,  Strzeżmy blaskiem zniczy płomieni, Pamięci o polskich partyzantach niezłomnych, Strzeżmy barwnych wierszy strofami,   Bo czasem prosty tylko wiersz, Bywa jak dzierżony pewnie oręż, Błyszczący sztylet czy obosieczny miecz, Zimny w gorącej dłoni pistolet…   Ten zaś mój skromny wiersz, Dla Historii będąc uniżonym hołdem, Zarazem drobnym sprzeciwu jest aktem, Przeciwko pladze wszelakich jej fałszerstw…                      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...