Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Bezhoryzont Sześcianu


Rekomendowane odpowiedzi

 

Subtelny zapach przysiadł na płatkach odpadającej rdzy. Ugina ją lekko ciężarem życia. Cuchnące powietrze, nie może przebić tego typu zapory. Pozostawia jedynie trwały ślad, jaki robi palec wciśnięty w świeżo upieczony placek, lub miękkie, lepkie zwłoki.

  

Pomieszczenie tak doskonale kwadratowe, że wszystko wewnątrz sprawia wrażenie kanciatych. Podłużne łóżeczko zrobione z delikatnych gałązek wikliny, stoi na podwyższeniu uplecionym z gęstych kawałków światła, dokładnie na punkcie przecięcia przekątnych. Wewnątrz spoczywa lalka. Ciało stworzone ze świeżych kwiatów, sklejonych złocistym miodem, nakryte przezroczystym lśnieniem snu, drga niespiesznie cichą poświatą świtu.

   

Na obrzeżach prostokątnej plecionki, przysiadły pszczoły wyrzeźbione z wosku. Obok, na zardzewiałej ławce, siedzi biały szkielet ozdobiony różnorodnymi kulkami z kolorowego kleju nasączonego popiołem. Idealnie kuliste, nieskończenie powtarzalne w każdym kierunku. Z każdej wystają wskazówki zegara. Cała reszta mechanizmu schowana wewnątrz. Nieustannie słychać miarowe tykanie, niczym pulsowanie krwi, wśród suchych, oskórowanych gałązek

   

Cztery ściany, częściowo zasłonięte siedzącymi, emitują nieznaczne prześwity bieli z ledwo odczuwalnym, drganiem wiatru. Postacie trzymają cukrowe świeczniki. Emitują czarne światło. Ciemne smugi szybują z wolna w różne strony. Minione oczy spoglądają do tyłu. Patrzą w głąb głowy. Z tyłu prześwitujący wizjer. Płaszcze z przezroczystej stali, ograniczają znacznie ruch. Krzesła stanowią obraz holograficzny. Nadzwyczaj wytrzymałe, z łatwością podtrzymują ciężar. Nie ugina obrazów. Wszechobecne lustra, odzwierciedlają po stokroć wszystko.

  

Szkielet zdejmuje z siebie kolorowe ozdoby. Rzuca wysoko pod sklepienie. Niektóre tam zostają, przyczepione do sufitu. Inne spadają na podłogę. Każda postać chce złapać jak najwięcej. Stal robi się plastyczna. Umożliwia poruszanie. Kaleczą dłonie ostrymi sekundami, o srebrzyste skalpele wskazówek. Niektóre ranią z późno, by w przyszłości otrzymać wzmocnienie. Krew skapuje jednostajnie w rytm tykania zegarów. Kleisty czas, póki co przylepiony do jego upływu, nie ma zamiaru pożegnać domku przemijania.

  

Z łóżeczka wstaje kwiatowa lalka. Kropelki miodu spływają po słodkich płatkach. Wirują wśród lepkich cząstek, a te z kolei przytulają krągłe ciała do smug ciemnego światła. Całość przypomina leżącą choinkę. Postacie nie gaszą świeczników. Jeszcze mają nadzieję, że ciemność zdąży im przypomnieć, jak bardzo może być jasno, a światło wyjaśni chociaż cząstkę tajemnicy mroku.

  

Gęsty zapach sączy woń wokół kwadratowej sali, niczym stado symfonicznych obrazków, wziętych z wystawy na łące. Szkielet teraz przezroczysty, a krzesła nabierają nowych stabilnych cech. Pod sklepieniem, kulki obleczone błękitem, za chwilę będą białe. Nie muszą już spadać, by zmienić swój sens.

  

Z lalki startują niektóre kwiaty. Szybują w okowach rozłożystych przekątnych. Przelatują nad centralnym punktem, by wylądować na woskowych rzeźbach. Wytapiają kształty życia na podobieństwo pszczół. Miodu nie muszą zbierać. Był tu od zawsze. Tak samo jak postacie, szkielet i cokolwiek jeszcze, z których zniknął popiół. Pochłonęło go sklepienie, będące zwieńczeniem grudek czasu, gdzie każda jest mniejsza od poprzedniej.

  

Lecz czuć jeszcze rozkład. Tak zupełnie nie zniknął. Rozkład czego?

 

Ściany teraz na pół przezroczyste. Posmarowane białym lukrem mgły. Za nimi majaczą jakieś kształty. W sklepieniu pojawia się otwór. Ogromne oko spogląda z góry, lecz tylko na chwilę. Zostaje okrągły cień. Kropla kryształowo czystej wody, spada na skrzyżowanie przekątnych, rozbryzgując ciało, na wszystkie możliwe strony.

  

Krzesełka pustoszeją. Obrazy znikają. Kwadrat jednoczy się z kołem o tym samym polu, a dowolne kąty, podzielone na trzy równe części promieniami światła, pulsują możliwością. Łóżeczko też opustoszało. Lalka szybuje wysoko, pod samo sklepienie, niesiona zwierciadlanym podmuchem i wiecznie powtarzanym oddechem echa. Urzeczona widokiem, spogląda przez poziome okno. Pomimo, że z większym zrozumieniem (o wiele dalej, oraz niewątpliwe wyraźniej, widzi wokół całe połacie sześcianów), to i tak nie pojmuje całości, bez względu na to, w którą stronę patrzy.

Jakby widok miał amputowany horyzont.

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dekaos Dondi

Przeczytałem z wielką przyjemnością,Twoje opowiadanie robi wrażenie. ☺  Pomysłem i szczegółami. ☺

Mam jednak zastrzeżenia. Odnośnie do dopracowania. (Oho, przysłowiowy czart już wystawia głowę spomiędzy detali i puszcza oko).

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Na przykład raczej "Ugina je", niż "Ugina ją", ponieważ zaimek winien odnosić się do "płatków" - tutaj one są nadrzędne do "rdzy". 

Dalej. Brakuje "jest" po wyrazie "Pomieszczenie". Rozumiem, że celowo je pominąłeś, ale w zdaniu potrzebne jest orzeczenie. Czy "(...) różnorodnymi kulkami z kolorowego kleju, nasączonego popiołem. (...)" Nasączyć można daną rzecz jakimś płynem, a popiół nim nie jest. Lepiej więc będzie napisać "(...) kulkami z kolorowego popiołu, nasączonego klejem. (...)" I co to znaczy "różnorodnymi"? Jeśli "rozmaitej wielkości", to dobrze byłoby użyć tych dwóch słów. 

Czy wreszcie w następujących po sobie zdaniach wstawiasz wyraz "przezroczysty". To błąd stylistyczny. Przy czym pamiętaj, że przezroczystość należy do natury wizjera: zatem jaki ma być? Chyba, że nieprzejrzysty, zamalowany farbą - lub zaklejony.  

 

Serdeczne pozdrowienia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Michail

Michail↔Dzięki:)↔Uwagi Twe, zapewne gramatycznie słuszne, ale jednak zostanę, przy swoich,

nie zdradzając tożsamości swej:)↔Jedynie 2x przezroczystość, nieświadomie. Poprawiłem.

Czasami dziwne zdania, pasują do dziwności sytuacji. Nie odstają:))↔Pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Poezja to życie Nie da się być czasem. Jak czytam Twoje wiersze to się zastanawiam: w ile je piszesz? i ile pracy nad nimi wykonujesz? Niestety przypuszczam, że jest to mała jednostka czasu.
    • Panienka Kłosanka, obnażone ciało pospiesznie kołysze, tudzież z impetem, pośród kłosów i maków złocistych, seksobieżnie przemieszcza. Niedaleko w stawie swoje wdzięki moczyła, lecz odzienie wiatr rozwiał, a ona nieskorą do pościgu będąc, machnęła jeno lekceważąco powieką, delikatnie z ust słowa płosząc:    –– A udław bezwiatrem swój podmuch, paskudzie wyjący oraz moim zwiewnym wdziankiem, we wrażliwych zaułkach cudnie spoconych, ty szeleszczący obleśny wietrzniku – zbereźniku. Cholero szumiąca zboczona. Oby cię obsrane łopaty wiatraka poszatkowały.    Usłyszał powabną sentencje, młodzieniec właściwej urody, ponadto manier nienagannych i jak słup soli gębę rozdziawiwszy, zgorszeniem solidnym zatrwożył ego swoje. Takie niekulturalne artykułowanie wszelkich doznań emocją nasyconych, w elitarnych kręgach towarzyszących, zaiste do dobrego tonu, nie należało. Przeto zapłakał rzewnie z tej zgryzoty, że do takich dźwięków, ślimaka w czaszce zaangażować musiał.   Lecz gdy Panienkę Kłosankę przed sobą zobaczył–(nie z grubsza ciosaną, lecz subtelnie, delikatnym dłutkiem rzeźbioną)–to wszystkie łezki, jak jeden mąż, momentalnie do kanalików spieprzyły i aż mu stanął od tego, obraz przed oczami. Usłyszał za chwilę urokliwe stworzenie, jakby anioł z chóru anielskiego, na padole wylądował, nie przestając śpiewać:      –– Dzień dobry. Tyś panicz zapewne, zgoła dobrze wychowany, a zatem patrz w inną stronę, bo na wszystkie świętości, w mordę przywalę. A zresztą nie wiem… ja płocha bardzo, wstydliwa, skromna, mądra… jeno nie majętna, gdyż rodzice mnie z wszystkiego wydziedziczyli, a ja doprawdy nie wiem czemu? Chyba rzewnie zapłaczę na ramieniu panicza, kładąc twarzyczkę, a zaś lewą i prawą pierś. Cholera jasna. No co tak stoisz, jak jakiś ciul i palant nierąbnięty. Robota czeka! Ale już, bo na wszystkie świętości przysięgam…    –– Panienko! Choraś ty, że takie słowa z ust płoszysz –– trwoży naturę duszy, też spłoszony młodzieniec. –– A tak w ogóle, o jakiej pracy panienka wspomniała? Bom jam chętny, gdyby co. Pomoc w biedzie, to moja specjalność. –– Ubranka mego poszukaj, to i nagrodę w podzięce otrzymasz. –– E tam… to może później. Wzrok mój w zawieszeniu. Ubranko nie zając… nie ucieknie. –– Już uciekło, niewdzięczniku. I nie strasz mnie miniaturowym namiotem. Dobroci czynić nie chcesz, memu sercu zbolałemu? O kant dupy twoje obietnice rozbić. Jam taka delikatna, kulturą macana, w płochości swojej. Ty poszukaj. Poczekam na ciebie. Popilnuję rzeczy twoich.    –– Ależ panienko. Na golasa po polu mam biegać? To w rzeczy samej nie przystoi. Jam ze znanego rodu. –– A co tam rodu. Olej to. Swobodniej tak. Przy szukaniu, mniej panicz członki spocone zmęczysz. No dalej. Ruchy ruchy. Nagroda czeka. Wiesz jaka? –– No coś tam wiem. –– Ja też wiem, że wiesz, bom cwana. Planująca o krok do przodu. A że w miejsce newralgiczne panicza spozieram... –– W porządku. Żalu nie chowam. Pozbieram i wracam. A później… panienka wie. –– Wiem… ty mój zajączku. A teraz kicaj.    Młodzieniec właściwej urody, pospiesznie pobiegł, w polu wiatru poszukać, by łup kradziony skraść i panience gołej zwrócić, oczekując.    Tymczasem Panienka Kłosanka, choć wiadomo… płocha, rozumy w międzyczasie pojadła. W odzienie panicza kształty powabne chowając, tobołki zacne capnęła i w drugą stronę myk myk wśród łanów pospieszyła.    ***    Co było dalej? Odpowie ci wiatr. Czy los ich zetknął ponownie? A jeśli nie odpowie? Czy w końcu żyli długo i szczęśliwie? Hmm… nie wiadomo, gdyż wspomniany wyżej wiatr, dalszą część bajki porwawszy, schował w innej.      
    • - Aj, Iwona pije i wino? - Oni - wiej... - I pan owija.  
    • Bolesna cisza Mą głowę nawiedziła, wokół mnie pustka.   Echo niesłyszalne, krzyk, który nie ma głosu, tylko mrok trwały.   Kroków brak, i szeptów, tylko bezbarwna nicość została przy mnie.   Nadzieja blednie, jak świt za mgłą niepewny, gubi się w ciszy.
    • @Ewelina piękne

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...