Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Tomasz Kucina

Rekomendowane odpowiedzi

@Tomasz Kucina Otóż Tomku na procesji Bożego Ciała nie byłem bo z przyczyn zdrowotnych nie mogłem, później z moją małą wnuczką odwiedziliśmy siedem ołtarzy, wiem co robiłem i nie wmawiaj mi kołtuństwa bo sam nim jesteś. Wiesz lepiej co w mojej miejscowości się dzieje. Zawsze są na tych ulicach od czasów komuny i nie pytaj mnie dlaczego, tak się w tradycji utarło i trwa do dzisiaj. Czy to jest jakikolwiek wyłom w wierze katolickiej co próbujesz udowodnić, otóż nie bo ksiądz o ile wiem jest zawsze przy pięciu ołtarzach głównym w kościele i czterech na ulicach. Co tutaj widzisz niezgodnego z wiarą katolicką? Zapraszam Cię w przyszłym roku na Święto Bożego Ciała i zobaczysz na własne oczy - siedem ołtarzy. A nawet jakby ich było 20 to co?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ty cały czas wkładasz w moje usta zdania, które nie wypowiedziałem tutaj i nigdzie. 

 

Gdzie napisałem o jakimkolwiek twoim kołtuństwie? 

 

Nie no Grzegorz, jeżeli tak prowadzić będziesz dyskusję to jest ona bezcelowa.

 

Nie opowiadaj mi o wnuczce i kłopotach zdrowotnych, bo ja wszelkie paradygmaty osobiste i zdrowotne szanuję i do nich się nie odnoszę nigdy. Kolejny element dodatkowy i niepowiązany z dyskusją?

 

Grzegorzu powtarzam, odniosłem się do faktu - rytuału, tudzież przebiegu Święta Bożego Ciała. Tylko tyle.

 

4 Ołtarze w przebiegu Uroczystości. Zawsze. Kontekst wyjaśniłem. 

 

Nieeeeee?

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Grzegorz, oj chyba umilknę, bo merytoryka, fakty w dyskusji nie mają dla ciebie żadnego znaczenia. Brak szacunku dla mnie. Ubolewam.

 

Zrozum:

Ołtarz, rytuał, przebieg obrzędów, to nie to samo co subiektywne normy uznaniowe ludzi. Do obrzędu, i tradycji się odniosiłem - jasno to sygnalizowałem od początku dyskusji. 

 

Napisz co to za miasto czy miejscowość. Zaraz to zweryfikujemy. Bo niechce mi się wierzyć, że ludzie na różnych ulicach Święto Bożego Ciała uznają za normy jakiejkolwiek rywalizacji. A o tym napisałeś dokładnie!

 

Grzegorz, ludzie czasem może wystawią w oknie obrazek związany ze Świętem, ale to nie są jeszcze Ołtarze.

 

Jeżeli uznamy, że każdy może sobie zorganizować ołtarz w domu i nadać mu rolę usytuowanego i wiarygodnego miejsca kultu - no to mamy bałwochwalczego cielca. Modlić można  się wszędzie. Ale Kościoły są od praktyki obrzędów i tam wyznaczaczamy wszelką instytucjonalną przynależność, a nie w oknie u Iksińskiego. 

 

Ale przecież sam obrazek dewocjonalny w oknie mieszkania nie stanowi problemu. Jeśli wyznacza subiektywny szacunek dla Boga przykładowego domownika.  Lepiej napisz: CO TO ZA MIASTO I CO ZA TRADYCJA? - zweryfikujemy. 

 

Grzegorz, pisałem o tych Ołtarzach w plenerze. No chyba nie podejrzewasz mnie o to, że nie wiem, iż w Kościele jest Ołtarz Główny. Nie brnij- proszę?

 

Ala ma kota a kot ma Ale - czyli mamy w dyskusji pszedszkole.

Co to za miejscowość Grześ, jaka? Przyjedziemy. Tak się składa, że mam znajomych którzy zawodowo odwiedzają liczne miejsca Świętych Przybytków i prowadzą nawet na ten temat znanego bloga tematycznego.

 

Może warto to odnotować i spopularyzować? Przyjadą na pewno. Ustawię was. 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina Tomku niczego u nas nie trzeba ustawiać, księża niektórzy też próbowali aby ludzie nie budowali dodatkowych ołtarzy - grochem o ścianę. Gdzie leży podstawa tych dodatkowych ołtarzy powiedziała mi 97 letnia sąsiadka, otóż zaraz po wojnie były tu trzy wyróżniające się narodowości, Ukraińcy, Niemcy i Żydzi i to oni w kontrze do wiary katolickiej budowały swoje pojedyncze ołtarze w zależności od wiary jaką reprezentowali. Pytanie dlaczego to przetrwało aż do dzisiaj, może dlatego że te ołtarze są zawsze w tym samym miejscu przy tym samym domu, przy tym samym nawet drzewie. Tomku nie ma tutaj żadnej dysfunkcji wiary katolickiej - dochodzą dodatkowe czynniki narodowościowe, społeczne które w ten właśnie sposób zafunkcjonowały przez lata. Nie mnie to oceniać niech to ocenią religioznawcy - luteranie, prawosławni, judaiści czy katolicy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozdrawiam z Majorku, obudziłam się, duża wilgotność, to mi pasuje, nie jest aż tak gorąco, hotel ładnie położony. Wszyscy mówią tutaj po hiszpańsku, nauczę się trochę języka, już do docierają do mnie pojedyncze słowa jak si i te ich rozciągania. Bardzo pyszne owoce, zawłaszcza kiwi, melon, aż się rozpływa z jogurtem. Co tutaj jeszcze jest fajnego, pyszne espresso. @[email protected]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@[email protected] jest tak cudnie, nie do wyobrażenia. Jestem w Alcudii, trochę się poopalałam, woda ciepła morza. Idę taka niebieska ścieżka, po jednej stronie morze, a po drugiej cisy, palmy i piękne wille nadmorskie. Roślinność jest cudna. Ta miejscowość luksusowa, cichutko, mało ludzi. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dag Jeśli chodzi o "skarby nieodkryte", to wszedłem kiedyś na Sowiej Gorze na małą polankę i zobaczyłem krzaki malin uginające się od malin, ale było ich tyle że więcej było owoców niż liści. Żadnego pojemnika, wreszcie rozebrałem koszulę i do niej nazbierałem parę kilogramów. Zanim doniosłem do domu po plecach mi leciał sok.
 

Pozdrawiam Dag, jak nie dużo trzeba człowiekowi do szczęścia. Garść malin.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie mam siły prostować już twoich kolejnych wersji Święta. Była klasyczna wersja zdaje się katolicka w tradycyjnym obrządku, i zaproszeniem mnie nawet z twojej strony na procesję, następnie była niby rywalizacja ulic w mieście i w umniejszeniu do roli parafii jako naturalnego organizatora Święta i budowy Ołtarzy (bo to rola każdej parafii), kolejna wersja -->z wnuczką w tle i specerze choć wcześniej miała to być modlitwa, ... a i proszę..  teraz w grę wchodzą ołtarze innych wyznań.

 

Napiszę tylko że Boże Ciało w judaizmie (o którym wspominasz - i różnicujesz do katolicyzmu zatem do jasno określonych tradycji obchodów Bożego Ciała w Polsce i w jakimś tam wymiarze historycznym ) --> brzmi niemalże jak WYZWANIE. Grubo Grześ. 

 

Święta: Purim, Pesach, Chanuka - o takich gdzieś słyszałem w Judaizmie - ale Boże Ciało? To Uroczystość Najświętszego Ciała i krwi Chrystusa. Wiesz czym był Sanhedryn w Jerozolimie? 

 

Dobra Grzegorz. Już kończymy, bo ta dyskusja świadczy po prostu o naszym braku klasy. 

 

Przyjmuję i szanuję twoje zdanie. Niech ono będzie obowiązujące i ostateczne. 

 

Miłego weekendu

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina Tomku niech będzie prawdziwe, ludzie są myślącymi istotami co w ich głowach siedzi ja nie wiem, mogę się tylko domyślać. Ty natomiast nie dajesz ludziom szans na myślenie po swojemu i opisywanie tego co było, co jest i co będzie w przyszłości. Masz patent na nieomylność książkową, encyklopedyczną - a życie leci swoimi ścieżkami bez względu na to kto próbuje ich wepchnąć na swoje toki myślenia. A fot nie będzie bo nie używam komórek i błagam nie pytaj mnie dlaczego, bo co to ma do rzeczy. Nie ma fot... nie ma prawdy?!

 

Pozdrawiam, kończ Waść wstydu oszczędź.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Od końca:

 

Jakich fot? Co ty wypisujesz? Ja o foty do @valeria pisałem? Pisze, że na Majorce jest to i moja sugestia do niej. Przecież @Dag o to samo ją poprosiła? 

 

Do sedna twojego komentarza:

 

Ty po prostu drastycznie insynuujesz już w tej chwili jestem pewien!

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeżeli wypisujesz i po raz kolejny że ja nie daje szans LUDZIOM na myślenie? Co to za dyrdymały!!!  

 

W tym momencie zaczynam być pewny, że ty chcesz wykreować jakiś konflikt pomiędzy mną a czytelnikiem lub komentującymi. No bo takie dyrektywy o mojej rzekomej i wyfantazjowanej przez ciebie --> WYANTYCYPOWANEJ JEDYNIE W TWOJEJ ŚWIADOMOŚCI chęci kreowania ludzkich poglądów, tu wobec mnie --> są  poniżej pasa.

 

JA CI ku..de TŁUMACZĘ , że coś sobie roisz o mnie w we własnej świadomości A TY WRACASZ PO RAZ KOLEJNY I WYPISUJESZ TE WSZYSTKIE BZDURY! NAWARSTWIAJĄCE SIĘ I ZŁOŚLIWE PERSONALNIE. NO NIE!!!!

 

TUTAJ OD POCZĄTKU W DYSKUSJI odnioszę się do tradycji katolickiej i przebiegu Święta Bożego Ciała w Polsce.

 

TO PARAFIE A CO ZA TYM IDZIE KOŚCIOŁY ORGANIZUJĄ TRASĘ I PRZEBIEG PROCESJI BOŻEGO CIAŁA. I OŁTARZE. ŚWIĘTĄ MONSTRANCJE ksiądz celebrant niesie i STAWIA JĄ NA KAŻDYM OŁTARZU ODMAWIA MODLITWY. TO MUSI BYĆ DOKŁADNIE ZAPLANOWANE I ZREALIZOWANE Z SZACUNKIEM DLA BOSKIEGO WYMIARU WCIELENIA. BEZ PRZYPADKOWOŚCI POWIERZCHOWNOŚCI I BYLEJAKOŚCI. SĄ CZTERY OŁTARZE BO CZTERY SĄ EWANGELIE, CZTERY ŻYWIOŁY I CZTERY STRONY ŚWIATA - EUCHARYSTIA CHCE DOTRZEĆ DO KAŻDEGO CZŁOWIEKA. Zrozum, ogarnij!

 

Tylko to sugerowałem i sugeruję w dyskusji skoro pisałeś o siedmiu ołtarzach -> no to naturalnie zareagowałem.

 

Człowieku jeżeli dalej będziesz insynuował, że ja cokolwiek narzucam ludziom, albo że mój stosunek do nich jest nieodpowiedni --> to się pogniewamy. Bo to już jest złośliwość zaplanowana. Nie wierzę, po prostu nie uwierzę, że możesz być tak ograniczony w logicznym rozumieniu przebiegu dyskusji - jesteś poetą na pewno masz klasę , ale WOLISZ PERMANENTNIE PROWOKOWAĆ! 

 

Piszesz mi że ja nie mam szacunku do ludzi, ja o ludziach nie piszę tylko do twoich komentarzy precyzyjnie się odnoszę. To ty nie masz szacunku dla mnie jako katolika skoro chcesz mi udowodnić, że nie mam prawa reagować jeżeli wypisujesz głupoty o przebiegu Święta Bożego Ciała. Tego nie zauważyłeś, że jest dokładnie odwrotnie. Odnosisz się do mojej tradycji. 

 

Dla mnie UFO może przywieźć tobie kolejnych siedem ołtarzy, i możesz dalej to forsować. Podaj miejscowość- zweryfikujemy, podjadą znani mi promotorzy licznych miejsc kultu Są zawadowcami i szlachetnie to katalogują oraz upubliczniają. Skierować ich na twój blog? To sobie pogawędzicie o faktach. 

 

 

A tu kolejne twoje miraże.

 

"Inne narodowości w kontrze do katolicyzmu? - i jeszcze jakieś antyołtarze w tle? To jest po prostu kuriozum! - Judaizm i Ołtarz Bożego Ciała? Wow! 

 

To Najświętsze Ciało i Krew Chrystusa. Pan Jezus w Wieczerniku w Wielki Czwartek łamał i rozdawał Chleb i Wino - utożsamiając to z Własnym Ciałem i Krwią, którą przelał dzień później za nas na Krzyżu by ludzie zbawieni byli razem z nim. Przecież to rozumiesz - jesteś poetą - masz otwarty umysł i tyle w tobie tolerancji - której - jak sugerujesz - mnie brakuje?

 

Dziś współcześnie utożamiamy te perspektywy o których wyżej --> z Eucharystią a w Boże Ciało pod postacią Przenajświętszej Monstrancji Bóg wychodzi do ludzi na ulice.

 

Chcesz mi wmówić że Judaizm te tradycje kultywuje i stawia  swoje Ołtarze? w dodatku w kontrze dla katolików. Bzdura. Podział kultur. To ty budujesz ANTAGONIZMY. Religie bowiem dążą do wartości ekumenicznych, przynajmniej te o których pisałeś. 

 

a Sanhedryn jako rada w Jerozolimie wysyłała Jezusa od Annasza do Kajfasza aż trafił ostatecznie do Piłata. Rzym stanowił prawo w czasach Jezusa. Jak to się zakończyło z punktu historii - wiemy.  

 

Nie obrażaj też Judaistów bo oni czytają co piszesz łapią się za głowy. Mają własne Święta i tradycje nie muszą i nie stawiają w Polsce antyołtarzy. I nie ingerują negatywnie co do celebracji.

 

Wyhamuj i nie pisz mi bzdur pod tekstem z próbą ustawienia wrogo ludzi do mnie . Na to nie ma zgody!

 

Wyprowadziłeś katolika z równowagi. Na szczęście katolicy mają świadomość ułomności własnej Duszy. 

 

 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina Wreszcie zrozumiałem o co Ci chodzi, piszesz o katolicyzmie, a ja o wszystkich wiarach jakie tutaj w swoim czasie były, ja je szanuję wszystkie bez wyjątku, jakie w historii tutaj funkcjonowały , bo za nimi stoi człowiek. Taki człowiek jak Ty i ja.

Ciebie argumenty żadne nie przekonają, masz Swoje... książkowe, wyidealizowane, przystające do Ciebie jak koszula na grzbiecie. Rozejrzyj się wokół Siebie, są inni ludzie, nie tylko katolicy. Może chcieli w ten sposób zaprotestować że nie dane im było modlić się w swojej synagodze, cerkwi, więc zbudowali swoje ołtarze w kontrze do istniejącej wiary... która miała wszystko, w tym przypadku cztery ołtarze, więc dlaczego ONI nie mogą mieć... tego jedynego, swojego? Uszanuj kolego żyjacych jeszcze ludzi którzy z atencją i przejęciem mi o tym opowiadają. Ja ICH wysłuchałem, a Ty tylko uszanuj!!!

@valeria A teraz Valerciu napisz o tym wszystkim wiersz i porównaj do naszych krajobrazów, "do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych"... czekamy.

 

Pozdrawiam, miłego wypoczynku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

A ja to niby nie szanuję innych od katolicyzmu Wiar? Gdzie to wyczytałeś? W jakim świetle stawiasz te inne Wiary skoro masz dla nich szacunek skoro piszesz tu i teraz insynuujesz, że w perspektywie historycznej w kontrze do KATOLICYZMU W POLSCE stawiały i stawiają inne  więc antyołtarze i przy Święcie Bożego Ciała, które jest nawet dniem wolnym od pracy i ma charakter państwowy?! Przecież w Polsce zawsze panowała tolerancja wyznaniowa. Są w Polsce Synagogi, Cerkwie a inne wiary i mniejszości narodowe szanują katolicyzm i  wszyscy wspólnie wypowiadają się w duchu EKUMENIZMU. Ba. Oglądałem Uroczystości w Polsce, które były ekumeniczne. Obchody rocznic w Auschwitz i inne. Zmiłuj się nad sobą i nie dziw - że reaguję. Dopisujesz kolejne absurdy. To już Himalaje!

 

Spotkamy się w Sądzie kontynujesz insynuacje co do mojej osoby. Tak nie może być. 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

TU WYŻEJ CYTAT Z TWOJEJ WYPOWIEDZI, gdzie wyraźnie insynuujesz KONTRY?????? mniejszości narodowych w Polsce do katolicyzmu, katolików i Polaków. To tak gigantyczny absurd jakiego nie słyszałem u nikogo! 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Majorka się jeszcze nie podniosła po pandemii, część hoteli zamknięta i puste domy :) co mnie uderza ta ich uprzejmość, turysta może czuć się bezpieczny na ulicy, bo widzę, że zatrzymują się dużo wcześniej , gdy ktoś chce przejść:) dużą wagę przywiązują do ludzi:) kwitną werbeny, skamieniałości 

Gdy podchodzę do baru, pani z uśmiechem do mnie, ze to już jest i może mi podać:) na każdym kroku uprzejmość, to jest niesamowite wręcz. Jak cudnie, gdy małe dzieci biegają w kółeczku i mówią w różnych językach szczęśliwe:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Deonix_ Bardzo dziękuję za czytanie:-))) "Tę i tą" to mój odwieczny dylemat. Jest jakaś złota zasada, która to określa? Pozdrawiam serdecznie:-) @andreas Dziękuję bardzo za poprawkę. Z tym " tą" i "tę" nigdy nie trafię jak trzeba;-) Pozdrawiam!!!
    • Przemijamy Często zastanawiam się Czy to dobrze, czy może źle Odchodzimy Zazwyczaj nie zostawiając zbyt wiele Kilka książek, samochód, gitarę Znikamy Niby na stale zapisani w pamięci ludzi Tak naprawdę żyjąc w ich głowach tylko krótką chwilę Ustępujemy Tym żywszym i tym co pojawią się po nas Głupio wierzącym, że żyć będą wiecznie Gaśniemy Bo nawet największy pożar musi Wyruszamy Gdzieś dalej Nie, tego akurat nie jestem pewien
    • Śmierć? Chyba żywot wieczny jak u Lenina

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • @graf omam Dziękuję :)
    • Wiesz, Zygmuncie, węże są właściwie głuche, głuche jak pień, tak jak te zaskrońce (natrix, natrix), którym czytasz swoje opowiastki, które słuchają twojego chropawego głosu. Głuche jak małpi pień buka, a może jak gryf mandoliny, jak lelki, które słyszą tylko głos duchów i beczenie kóz i kręcą się wokół koron drzew wyłącznie po to, aby dostąpić dobrodziejstwa dźwięków, znaleźć się między nimi, umościć w nich gniazdo. Próbując uchwycić linię melodii, wiją się w górę pni, wspinają w górę kozich racic, omamiają i usypiają rogate kozły, budując ornament dla ciszy. Ale czy wiesz, że potrafią pływać i nurkować? I popatrz, te ich żółte plamki za uszami, kioski żółtych łodzi podwodnych jak szkatułki meandrującej między nami opowieści, zausznice zdobne niby żółte piórka, jakbyś zobaczył opierzonego węża Majów, samego Kukulkana, syna bogini dziewicy Coatlicue, tego, co przybywa ze wschodu, aby przejrzeć się w obliczu swojego brata Xolotla, a może aksolotla. Dymiące zwierciadło, rybowąż, w którego zamienił się Wodnik, aby przyjąć od Uka w ofierze święcone monety, przyjąć dumne wizerunki słonecznej tarczy, otworzyć portal, przez który wędrujemy do gwiazd, aby znaleźć tam porozrzucane kości rzeźbione oczami węża, pięcioma oczami, które pozwalają widzieć wszystko. Wąż, który wyrósł na potylicy Ofelii, udając kwitnącego kosaćca, to ich brat, ozdobiony został piórami ptaka  Kwezala, po to, aby zdołał pokonać ziemskiego potwora, a może opierzoną rybę, w którą zamienił się Bruno Schulz, zanim wtopił się w srebrną ławicę, jak święcona, srebrna kula, szlifowana latami, aby stała się tą jedną jedyną, co trafia w ciemno, co trafia na wylot i nie pozostawia śladu. Wąż połykający własny ogon, przezorny Ouroboros – jedno ciało, jeden gest, zero – kostnica liczb, którymi zimni rachmistrze wybijają o grobowe deski taneczny rytm; słowo jedno, może nawet to, co będzie na koniec albo to, co było na początku i to, co było, a nie jest, wpisane do rejestru sadowych ksiąg, w księgę gości odwiedzających dwór zielonołuskiego Wodnika,  zaginionych po wsze czasy w nas, zaginionych od wszech czasów, co w wilgotnej gazie, ślepi jak nas Pan stworzył, siejemy nasiona rzeżuchy na wielką noc.   Pamiętam ciągle, jak mi opowiadałeś: Jestem do snu. Później odchodzę uczyć się kaligrafii. Z wszystkich przykazań wody: tertium non datur. Płyń we mnie. Ziemio, zgódź się. Nie cierpię, gdy kwitną wiśnie, przez ich pory przyznaję się do bieli, z lękiem przewidując przymrozek. Kiedy drzewa rozniosą świat w pył, przyjdzie zamknąć oczy. Kapelusze kwietne, kruche białogłowy, na objeździe Janusów w czasopad kwietniowy – caryce (lub nie kto nie lubi) coraz mocniej uderzają do głów, chociaż to tylko sok. Zaraz po nim listopadowy wieczór – szrama na plecach dokumentuje przechodzenie i stajesz się śladem długiego spadania. Obcy wobec doświadczeń, a jednak we własnej skórze, wymieniam cię między błogosławieństwami. Jednym tchem odwrócisz los, kiedy tylko zajdzie konieczność, kiedy tylko wzejdzie słońce.   Zauważ, jak uważnie słuchają cię zaskrońce. Jak pilnymi potrafią być uczniami, a może uczą się ciebie przedrzeźniać, uczą się kołysać na tej samej fali co ty. Nawet nie sam głos, bo on jest nieistotny, nie linia melodii, ani tląca się kadencja, ale te wibracje powietrza, delikatne jak rysy twarzy zanurzonej w wodzie, delikatne fale eteru rozchodzące się uważnie, w przeczuciu, że nie będą miały do czego wracać, że muszą wtopić się w szklisty piasek, że rzeczy mają uszy, a czasem tylko za dużo wosku nakapie w gwiaździstą, andrzejkową noc, za dużo gabinetów woskowych figur trwa zastygłych  w gotowości, aby, gdy tylko nadarzy się okazja, objąć rząd dusz, za dużo przetrwało delikatnych, woskowych cylindrów, jak te na dnie szafy Uka, przechowujących głosy umarłych, za dużo wypalono świec, zbyt dużo wosku nakapało ze świecy, którą twoja matka stawiała w oknie jak morską latarnię, nawołując burze, hucząc mgielnym tłuczkiem w ciemność, niby tłuczkiem do mięsa, co łamie żebra zatwardziałych, nawołując ptaka Kwezala,  grom i błyskawicę, żeby darły ziemię na strzępy, a ona później delikatnie zdezynfekuje i zaszyje rany i dla niepoznaki zostawi ozdobne szwy z malw i piwonii, dalii i bratków, które zwiążą i zamienią w ciało każde słowo, co padło na żyzny grunt.   Zygmunt często wspominał gabinet woskowych figur – tę świecę i matkę, burze, przez które przeszedł boso i wilgotne stopy pod kołdrą, które powoli obsychały przez całą noc, żeby rano, gdy wzeszło słońce, zamienić się w cierpkie i kwaśne listki szczawiu. Szczawiu, po którego liściach później biegał i deptał go, tłukąc suchym patykiem, który potem zrywał na pastwisku, układał w uroczyste bukiety i przynosił matce na wiosenną zupę okraszoną jajem i śmietaną. A ona wkładała do garnka żeberka, żeberka, które przypominały mu abażur nocnej lampki, ożebrowanie wyrzuconej na brzeg nocnej arki. Dodawała ziemniaki, por, cebulę i marchewkę, a później łyżką cedzakową wydobywała ugotowane składniki i zostawał sam rosół, czysty jak obraz w dymiącym zwierciadle z obsydianu, kamień filozoficzny, eliksir praczasu, do którego wkładała z powrotem pokrojone kawałki mięsa, mięsa odłączonego od kości ojca jego i gotowała na wolnym ogniu, hartując śmietanę, hartując jak wykutą z najlepszej stali białą broń, damasceńskie ostrze, miecz, którym chrzciła wygłodniałych domowników, pokolenie błogosławionych głodomorów, komponujących marsze na ziemniaczaną kiszkę, a szczaw jak liście wawrzynu wieńczył ich zwycięstwo nad głodem, zwycięstwo nad godzinami bezdennej pustki, nad gromem i błyskawicą.   – Jestem ze Śląska, ale nie jestem Ślązakiem – zaznaczał Zygmunt z naciskiem i trochę wstydliwie. Może dlatego, żeby nie traktowano go jak wyrwane z korzeniem drzewo, ale raczej  doniczkową roślinę, którą można ustawić, gdzie się chce, ale trzeba o niej pamiętać, podlewać i zraszać, nawozić i mówić do niej – jesteś piękna, kwitniesz i wydajesz owoce, chociaż tylko kapka ziemi i te granice, których nie możesz przekroczyć. A przecież garstka ziemi musi często wystarczyć, ta garstka, której grudki znalazłem w kieszeni jego płaszcza, daleko od domu, daleko od gdziekolwiek, jak u wyrwanego ze swojego macierzystego grobu potępieńca, bezgłowego, przebitego osikowy kołkiem, z ustami pełnymi suchych liści szczawiu i ziarenek soli. Wystawionego w środku dnia na palące słońce, nocnego marka,  wyrwanego z ojczystej mogiły  księcia skalistej Transylwanii,  który wybrał się na światowe tournée, wędruje ramię w ramię ze swoim przeznaczeniem i rodzinną ziemią w kieszeniach. Garstka pępowinowej ziemi i te macierzyste skrzynki zbite z desek, w których pysznią się fikusy i eukaliptusy, oleandry i mandarynki, których człowiek się chwyta, gdy tonie wraz z Brunonem w ławicy wypukłookich, srebrnolicych ryb, ginie przykuty do skały na dworze Wodnika,  ginie o suchym pysku wśród obudzonych z letargu lemurów, w małpim gaju, rozpuszczony jak wosk przez majowe słońce, zamieniony przez Pana w dziczejące zielsko, lub zamienia się w wyrzuconą na piasek rybę, langustę, kraba pustelnika i szuka pustej muszli, w której może zamieszkać i odzyskać siły, wsłuchać się w gardłowy koncert orkiestry Louisa Armstronga, przetrwać najdłuższą z wielkich nocy.   I wtedy właśnie Uku odkrył nową krainę, odkrył portal w drzwiczkach duchówki, a może tylko przyjął jej posłów przynoszących mu przebłagalne dary – ani to Transylwania, ani Siedmiogród, ani matecznik, ani Śląsk, ale również nie miedza z dziadkową gruszą, gdzie noga ludzka nie zostawia śladów, a tłusty cień wpełza między liście drzewa i nie posępna olszyna detronizująca królów, co mają na pieńku z drzewcami. Przyszli do niego jednak jej wysłannicy i powiedzieli – zbuduj nam dom. – Zbuduj, gdzie chcesz, nie jesteśmy wymagający. – Może być zapiecek, może sterta kompostu albo podszafie, może być też pęknięcie w podłogowej desce. – Ale najlepiej wynieś nas wysoko, wynieś pod samą powałę, załóż nam miasteczko wśród gałęzi drzew, w koronach starodrzewu, jak cieśla co dźwiga belkę, kreator, który wieńczy los zielonym wiechciem, jak matka, co potrafi przebłagać los listkami szczawiu, wydaj głos, który powołuje do życia albo weź w rękę pędzel, który nadaje mu kształt. – Chcemy wiedzieć, gdzie popłynęła wielka rzeka, gdzie podział się czar i dlaczego pękła bańka, w której cieszyło nas widło i powidło, gdzie tysiąc jeden drobiazgów było jak tysiąc jeden nocy, bo jesteśmy zaginionymi potomkami Sindbada Żeglarza i wiemy wiele o tobie, wiemy o tobie wszystko, co chciałbyś wiedzieć o sobie.     Tak właśnie, po raz kolejny, Sindbad Żeglarz dowiódł, że to on właśnie, wyłowiony został spośród tylu innych, żeby nas odkryć i ukryć w swoich słowach – mówisz, Uku, dodając, że są  także ptaki, które wylatują z muszli i gniazda zakładają na wodzie, żywiąc nią młode. – Trudno je jednak rozpoznać  wśród setek odbić, ani uchwycić w locie, bo tylko mowa jest płodna, pewny jedynie los Odysa, kiedy na koniec zostaje jeden mądry, żeby na naszych oczach zakończyć wszystkie podwodne podróże. Ofiarnym dawcą obrazu, zostałeś Uku, choćby miarą szerokiego na piędź, tyle, co korytko dłoni  i chwila przejścia, kiedy otwiera się horyzont i nikt już nie jest w stanie dłużej się za nim ukrywać.   Wkrótce później Uku odszedł, ale wcześniej spełnił ich życzenia. Założył w  domu krasnoludzką spółdzielnię pracy i nauczył ich fachu pielęgnowania losu, krasnoludzkie stowarzyszenie rzemiosł różnych, cech żerców piastujących wysokie, najwyższe,  leśne urzędy. Krasnoludzką rzeczpospolitą  wypełnił południcami, bagienicami i biesami, zaludnił karykaturalnymi i pokracznymi mieszkańcami ostępów i mateczników. Dębowe i bukowe chatki zajęły brodate skrzaty, pod drzewami wystawały borowe dziady. Dziwożony i licha opuściły moczary i zaczęły wieść korowody wśród ciemnych sadzawek, a wszystko to na ścianach jadalni i sypialni, niby platońskich jaskiń, gdzie ich losy mogły rozsmakować się w czystej ułudzie. Poprzez zarośnięte dukty korytarza do najciemniejszych zakamarków kuchni i łazienki – Uku odszedł i zostawił  na pastwę światła leśne mocarstwo, aby żyło swoim życiem, radziło i świętowało, choćby miała to być tylko nieruchomość, iluzja posiadania, działka wydzielona kreskami geometry w miejscowym planie, świat uświęcony śladem pędzla, co kreuje, a nic nie zabiera dla siebie, co tworzy, aby tylko sprowokować krnąbrną dolę, podstępną idyllę leśnych knowań. Uku odszedł, zostawiając Zygmunta, jako samozwańczego plenipotenta krasnoludzkiej domeny, umocowanego przez leśne księgi, prokurenta, zostawiając na stoliku kubek czereśni, zagubione między wymiarami tęczowe muchy, mandolinę z małpiej skóry, woskowe cylindry przechowujące głosy umarłych i stary, mosiężny  żyrandol z kurkami na gaz, który wieczorami czyścił kredą i octem. Uku odszedł, zostawiając powołane do życia w czerwcowe święta, leśne sadyby dziwadeł, mówiąc im: radźcie i wyrokujcie, czyńcie poddanymi sobie jadalnię i sypialnię, ustanawiajcie prawa, dobijajcie się o swoje, a jeśli wam czegoś zabraknie, to wyślijcie Zygmunta, aby prosił waszą władczynię, królową, co trzyma w dłoni złote jabłko, co trzyma za gardło najświętszego z węży, świętą i miłościwą patronkę waszego królestwa. Proście Ofelię o gest łaski, o wyrozumiałość i poczucie wspólnoty, proście ją o ratunek i modlitwę.   I została im Ofelia, chociaż nigdy do końca nie zdołali jej zaufać. Ofelia na czele zastygłego w pół gestu, zwierzyńca, coraz mocniej osiadająca na brzegu czasu, między ziarenkami piasku z pękniętej klepsydry, z wąskim gardłem, przez które sączyła coraz bardziej rozmyte obrazy. I plątały jej się włosy i plątały jej się słowa, a Zygmunt próbował je rozplątać, w zastępstwie Uka, przeczesując żółtym grzebieniem z bakelitu i czytał, czytał jej historię żółtego piórka, aż do chwili kiedy zaczynała go bić po rękach.   Zygmunt,  czyli historia żółtego piórka – 2 – Bywa i tak – mawia Zygmunt – że jak człowiek nie znajdzie właściwego pierwiastka, to może się zgubić nawet we własnej łazience, zwłaszcza gdy akurat dokonuje skomplikowanych obliczeń. –  Tak to już jest z tą matematyką, że gdy próbuje się rozwiązać najprostsze równanie, nagle okazuje się, że nieskończoność razy nieskończoność równa się osiem kwadratowych metrów, w których trzeba zmieścić kilka niezależnych źródeł, a w dodatku obdarzać się intymnym płynem, a tego to już nie obejmuje pierwsza z brzegu nauka, a szczególnie taka co to musi się borykać z ciężką przestrzenią. – Z tego wszystkiego – zauważa Zygmunt – jak zamknąć się w łazience to dobrze chyba myśleć o jedzeniu albo astronomii, a najlepiej o jednym i o drugim, co nie jest takie trudne,  jak tylko się ma odpowiednie medium. Dajmy na to, Zygmunt, jak tylko pomyśli o Zośce, zaraz znajduje się całym sobą w jej nasączonym wanilią niebie, rozsiada się na miękkim obłoku z bitej śmietany, a stąd to już przecież tylko mały krok do bardziej namacalnych odległości. Bo szczerze mówiąc, to przez Zośkę i te jej poglądy, Zygmuntowi  wszystko przypomina kosmos i czuje, że coś musi być na rzeczy. – Dajmy na to – zauważa Zośka – pouczająco jest popatrzeć sobie na takiego Saturna, co się codziennie przechadza pod blokiem ze swoim  psem, i zdarza się, że już przed dziewiątą wchodzi w kolizję  z niewielką kometą spod szóstki, która wraca akurat ze sklepu i nie lubi, jak jej pies obsikuje zamszowe kozaczki, i wtedy bardzo wyraźnie widać te wszystkie  jego zagadkowe pierścienie i to bez użycia skomplikowanej technologii. –  Albo co ciekawe, nawet taki Saturn – twierdzi Zośka – chociaż wydaje się potężny i złowrogi ,wcale nie zbliża się od tego ani na jotę do słońca, bo dokładnie zna swoje miejsce w szeregu, zresztą zupełnie tak jak nasza stara ziemia, która nawet, gdy wraca już przed obiadem do domu i ma wyraźnie mniejszą gęstość, nie zdarza się przecież, żeby wypadła z orbity. – Bo kosmos już taki jest – dodaje Zośka tajemniczo – dużo bardziej rozsądny od naszych do niego pożądliwości, a niektórym to się wydaje, że mogliby go przelecieć jak jakąś naiwną małolatę, przelecieć, wziąć na pamiątkę kilka gadżetów i wcale nie interesują się jego głębokimi uczuciami dojrzałej kobiety. – Ludzie jak to ludzie, chcieliby mieć taki układ słoneczny, najchętniej bez żadnych zobowiązań. –  Nawet taki nasz wielki Kopernik, co to robił mu nieprzystojne propozycje jako uczony bawidamek, to po prawdzie  też go chciał przelecieć, tylko że na swój naukowy sposób. – A najgorsze – wyznaje w końcu Zośka – to jak się komuś wydaje, że jest mądrzejszy od ustalonego porządku, bo co człowiekowi przeszkadzało, dajmy na to, że takie słońce się rusza, a ziemia nie, tym bardziej że z kosmicznego punktu widzenia to i tak wszystko się porusza, tylko nie wiadomo w jakim kierunku, a równie dobrze mogłoby się w ogóle nie ruszać. Zośka się irytuje  i przygryza wargę, a po chwili dodaje – teraz takie czasy, że podobno o wszystkim wie nawet papież, ale i tak nie doznaje od tego pobożnej  satysfakcji, bo co tu dużo mówić,  ludzie chyba nigdy nie docenią swojej międzyplanetarnej wyobraźni. A co to właściwie ma znaczyć, żeby jedni drugich przekonywali, że rozpiętość słońca wynosi tylko jakieś głupie osiem czy dziewięć planet, skoro taka Zośka tylko przed południem, przy obieraniu ziemniaków dostrzega wyraźnie co najmniej piętnaście niebieskich ciał, zwłaszcza gdy akurat Zygmunt za pomocą swojego żółtego piórka dotyka jej ostatecznej struny. – Taki mam z nimi układ – mawia Zośka – i koniec, a inni niech się zadawalają jakimiś tam ograniczeniami. Zygmunt docenia  wkład Zośki do astronomii, a nawet  w stołowym  ma  małe obserwatorium, gdzie jak sam mistrz Kopernik, za pomocą żółtego piórka wyzwala biodra Zośki z nieznośnego egocentryzmu. Zygmunt wie, że nie musnął jeszcze najbliższej choćby gwiazdy, ale nie martwi się tym, bo kto by myślał o gwiazdach w takich czasach.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...