Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Siedzę na nim nieruchomo, bo przez chwilę myślę i nie chcę, żeby mózg był rozproszony logistyką ciała. Przyduszony mną też w bezruchu. Różnica między nami taka, że ja mogę, a on nie może się poruszyć, z racji przynależnej tożsamości. Poza tym, to przerwa w konwersacji. Nie jestem wariatem. Nawet nie mam certyfikatu z tego tytułu. Chociaż niektórzy sądzą, że jednak mam, tylko nie wyjmuję na pokaz, by słoneczny kolor nie zmatowiał lub ktoś nie ukradł z zawiści.

 

Na przykład tych dwóch, co przystanęło i zapytało: „Dlaczego pan rozmawiasz z samym sobą? ” Odrzekłem nie samotnie, tylko z naglącą irytacją w czeluściach strun głosowych, że nie sam ze sobą, tylko z Rowem Przydrożnym. R i P wypowiedziałem z dużych liter, przez szacunek dla podłużnego rozmówcy. Tylko ten jeden raz. Później będę nawijać z małej, żeby nie popadł w samouwielbienie.

 

Po tym wspomnianym wyjaśnieniu, nie życzyli sobie lumpy jedne, kontynuacji rozmowy, tylko zabrali dupy w troki, bez pożegnalnych ozdób. Żeby chociaż środkowy palec pokazali w ramach gestu na rozstanie. Tacy niekulturalnie wychowani. Zgroza. Co za czubki czubate. Nawet – że mną – napisałem z kropką nad daszkiem. Tak mi nerwy popuściły. Ale jest edycja, to może poprawię. Żeby tak w życiu była, gdy potrzebna.

 

–– Popuściły akurat na mnie –– słyszę rozmówcę nawiązującego rozmowę po przerwie. –– Nie dosyć, że mnie przygniatasz śmierdzącą dupą, to jeszcze przerwę robisz, jakbyś nie wiedział na czym siedzisz –– widzę wściekle buzujące kępki trawy. –– A ja tak lubię z tobą gadać. Wstydź się ludziu.

–– Jesteś doprawdy upierdliwym rowem –– mówię filozoficznie, gdyż przed chwilą próbowałem myśleć i cwaniak ze mnie. -– Uważasz, że jak masz długość, to musisz mieć automatycznie: szerokość. Akurat. To nie takie proste w życiu. Postaw się na moim miejscu.

–– Postaw? To już przechodzi wszelkie pojęcie.

–– Gdzie, kochany rowie? Nie widzę.

–– Boś durniejszy ode mnie. Żeby tak do rowu zagadać. Postaw się! –– dostrzegam pulsowanie kamienia na dnie, pełnym reprymendy. –– Dobrze, że dostrzegasz. Zaraz cię walnę, w ten głupi łeb człowieczy –– faktycznie, coraz bardziej wnerwiony. –– No dobra. Przyznaję. Poniosło mnie. Chyba się nie gniewasz, co?

–– Oczywiście, że tak, ale póki co, gniewanie odstawiłem na poczną półkę, podwieszoną pod sklepieniem umysłu i przywiązałem sznurkami podświadomości oraz wstążkami z wyobraźni, żeby nie spadły, bo znowu musiałbym gniewnym być.

–– Co z tobą? –– pyta rów, a ja wyczuwam autentyczną troskę w głosie. –– Aż tak pokrętnie, jeszcze nigdy nie gadałeś. Nawet narracje wtrącasz nie do swoich kwestii. Przecież rozmawiasz ze skromnym, przydrożnym wyżłobieniem. To czemuś taki spięty. Wyluzuj. Nie musisz mieć kompleksów lub się chwalić elokwencją. Nawet nie jestem melioracyjny.

 

O kuźwa. Nawet nie jest melioracyjny. Tak nisko upadłem, siadając. No nie. Tym razem się wywyższam. W sumie fajny gościu. Taki zarośnięty w stronę horyzontu. Nie to co ja. Tylko pozazdrościć. Jego chyba coś gnębi. O cholera. Zaczyna padać deszcz, chociaż cebra nie widzę. To nic. Może rześka woda, ostudzi myśli, bo za bardzo skwierczą, niczym przypalane na masełku. Nadal leje i leje.

 

Zacina na prawo

Nadal zacina na prawo

  

Muszę do niego zagadać, bo mnie okłamał. Swojego najlepszego przyjaciela.

 

–– Widzę rowie, że teraz jesteś rzeką.

–– Żadną rzeką –– wrzasnął zbulwersowanym nadbrzeżem. –– Nadal rowem, tyle że wilgotnym.

–– Akurat wierzę. A z rzeką to jeszcze nie rozmawiałem. Nie umiem rzecznego. I nie wiem, czy chcę umieć. Ocyganiłeś mnie. Jednak jesteś rowem melioracyjnym.

–– Jakim melioracyjnym. Pogięło cię? Przydrożnym, żeby samochody nie buszowały na polu.

–– Głupiś. Jak się rozpędzi, to przefrunie.

–– A właśnie, że tyś głupi. Mam dużo drzew cieci, na brzegu. Prawdopodobieństwo, że przeleci nad... ale przestańmy gadać o głupstwach. Tęsknię.

–– Ty? A za czym może tęsknić rów?

–– No jak to za czym? Tyle rozmyślałeś, a drzwi mądrości zaryglowane masz. Tęsknię za Rówenią.

–– Aaa… za tą po drugiej strony jezdni. Nie mogłeś od razu przejść do użalania? Przecież ona już dawno leży obok ciebie. Stykacie się. O… tam dalej. Nawet przerwy nie widać. Jesteście jednym rowem.

–– Przeskoczyła? Przypełzła?

–– Czy ja wiem. Może. W naszej sytuacji, wszystko możliwe.

–– Hmm.

–– To rowy umieją hymhać?

 

Kuźwa. Jest mi jego doprawdy żal. Tyle czasu są razem, a on nawet o tym nie wie. Chyba deszcz wszystko zakrył.

 

–– Kochany rowie. Poczekajmy, aż wyschniecie. Wtedy zobaczysz jej dno i uwierzysz.

–– Dno? Co mi durniu wmawiasz. Że tak nisko upadła? To z ciebie wariat, bo ze mną rozmawiasz.

–– Spoko. To nic złego. Dno jest tożsamością rowu, a moje dno, to już niekoniecznie… to znaczy… tego tam.

–– Znowu mi tu sraczysz filozofią?

–– Żebyś wiedział. Szkoda, że nie rozmawiam z górą. Wystaje i widzi szerzej.

–– Też jestem górą, tyle że do wewnątrz.

–– Taa.

 

Wstaję rozżalony i zaczynam odchodzić. Miałem nadzieję na terapeutyczną pogawędkę, a czego się doczekałem. Mam gdzieś, że przestało padać i woda szybko paruje. Zostawiam bezczelnego konwersanta. Niech teraz dogaduje drugiej połowie rowu. Tej swojej tam Przecież nie będę siedział i podsłuchiwał, jak na siebie nacierają. Może i jestem wariatem, ale pełnym kultury i obycia. Chociaż już mi przechodzi. Kiwam na pożegnanie, krzycząc:

  

–– Tylko nigdzie nie odchodźcie. Jutro przyjdę was zaręczyć.

–– Dręczyć?

–– Z a r ę c z y ć.

–– A, to fajnie. Będziemy czekać. Te okrągłe betonki mogą służyć za obrączki. Dziś prawdziwych wariatów, na kilku źdźbłach trawy, policzyć. Mieliśmy farta.

–– Dzięki, lecz płakać wzruszony nie będę, bo później wyschniecie.

–– Nam już teraz nawet deszcz nie straszny. I burze. I błyskawice. I pioruny.

–– Cieszę się. Do zobaczenia.

 

**

 

–– Kochanie. Rzuć okiem przez okno.

–– Rzuciłem, złotko me.

–– To zapewne widzisz naszego synka. Co tam robi taki przykucnięty? Wołałam na obiad, a on ani myśli przyjść. Chyba mnie nie słyszy.

–– Kopie rowek łopatką.

–– Aaa… to nie może na chwilę przestać.

–– Hmm… pójdę z nim pogadać.

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • zrobiły we mnie swoje  niedługo czekać  aż zerwę się im  jak ze smyczy         
    • @Maciek.JBardzo dziękuję za cenną uwagę.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ja czytałem głośno: Na zatwardzenie niech pan coś mida! Z przyjemnością uzupełniam wpis o Twoją Maćku wersję. Mniej może ona rozkazowa, ale akcent jest tam gdzie trzeba. Pozdrawiam serdecznie.
    • @Berenika97 no piękne! Słowa jak flirtujące duszyczki – nigdy nie usiedzą na miejscu.
    • Pisanie*             Zamiana językowej różnorodności na ubóstwo przekazu myśli miała nieprzypadkową rewolucję: z początku powoli i wkrótce - z impetem jak ośmiornica wlazła na internetowe obszary - stale, konsekwentnie i upierdliwie nadal anektuje coraz większe obszary naszej rzeczywistości internetowej.             A redukcja mówionego, pisanego i śpiewnego języka wciąż postępuje, zapanowało skrzętne liczenie używanych słów, oszczędne szafowanie ich różnorodnością - jęła obowiązywać  łaptologia.             Tekst musi być skonstruowany bez językowej biżuterii - metafory, porównania i innych artystycznych ozdobników - one poszły paszoł won i modne jest podawanie na tacy byle czego - bylejakości, a nieobecność spekulacji, domysłów i niedomówień - czy też jakichkolwiek myślowych procesów - odarły poezję, prozę i prozę poetycką - klasyczną mowę wiązaną z dotychczasowego sensu.            Ludzie, którzy nie potrafią ułożyć byle zdania - zaczęli stosować relatywną logikę i w sposób gładki zmieniają to - co popadnie, a czego nie mogą - obśmiewają i wymyślili nowy sens wypowiadanych słów - odtąd styl nie może już być kwiecisty, arabeskowy i kwitnący - taki od razu wędruje pod ostrze gilotyny.             Ich zdezelowane sądy od razu chwyciły wiatr w żagle i poczęły surfować po morzach, jeziorach i oceanach odważnych spekulacji i stwierdzili, że nastała korzystna moda na używanie sztampy - trzeba być pojmowanym bez żadnego tam - ale, a idee należy głosić językiem obfitym w ogromne uproszczenia - w iście gołosłowną pustkę.             Uznali, że słów o rodowodzie przestarzałym - nie należy używać i ogłosili zwycięski zmierzch metaforycznych sformułowań, zaczęli bić w surmy zbrojne - obwieszczając wieczny odpoczynek niestrawnym  tekstom, warsztatom literackim i przydługim zdaniom i w rezultacie poszczególny człowiek zaczął dysponować nieograniczonymi areałami rozsądku.             Z powodu działań językowego rzeczoznawcy, który wtargnął na arenę dziejów, postanowiono wyposażyć piszących w stosowne przyodziewki. I tak się stało. Wnet zaprojektowano stosowne mundurki, a literacki naród prezentował się w nich identycznie, co wyglądało, jakby wyszedł spod jednej sztancy. Kto dał się wbić w to przyobleczenie, ten w niczym nie odstawał od chóru; kląskał i biadał w tej samej tonacji.­   Autor: nerwinka Źródło: opowi.pl
    • Pan             Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę, która bezterminowo chroni strategiczne firmy polskie przed obcymi podmiotami gospodarczymi - spoza Unii Europejskiej i nowe przepisy wejdą w życie dwudziestego czwartego lipca.   Źródło: WP Wiadomości              Strategiczne Spółki Skarbu Państwa można znaleźć w mojej ustawie zasadniczej - Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Narodowej.   Łukasz Wiesław Jan Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...