Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Uparty Tombak


Rekomendowane odpowiedzi

W wielkim głębokim morzu, pełnym mokrej wody, pływa sobie, to tu, to tam – lub nawet byle gdzie – Złoty Ryb {przez zgryźliwców i niedowiarków, zwany Tombakiem }

Nadal pływa,więc mogę o nim pisać.

Nie możesz – mówi do mnie rekin. – A nawet gdybyś mógł, to cię zjem.


 

Drogi czytelniku. Bez obaw. To ja ustalam zasady. On mnie wcale nie zje. Przestaje o nim pisać. Zredukowałem go do bezzębnego wspomnienia.


 

Powracając do Złotego Ryba, możemy z całą pewnością stwierdzić: Złoty Ryb pływa nadal. Ma wielką przewagę nad swoimi wrogami, a nawet przyjaciółmi.

 

Może spełniać życzenia.

Może spełniać wiele życzeń.

Może spełniać, bardzo wiele różnych życzeń.

 

Tylko mu się nie chce.

 

Leń? Dziwak? Idiota głupi? Łobuz, bez serca?

Któż to wie. Jedynie on sam { jeżeli akurat, chce mu się wiedzieć }

 

Często słyszy wypowiadane kwestie, prosto w niego: „ Hej, Tombak. Chce oddychać. Zaczerpnąć powietrza całym tchem. Łazić po plaży. Opalać się. Mam po prostu dosyć, tej całej mokrzyzny.’’

Co taki nieborak, może usłyszeć od Złotego Ryba ? To co zwykle: ”Spływaj”

Wszyscy mieszkańcy morza, wiedzą ponadto, że Pan Tombak nie jest za bardzo rozmowny. Szczególnie dlatego, że jest – rybą.

 

Lecz tak po prawdzie, potrafi mówić. Zresztą nie tylko on. Ja autor to wymyśliłem.

Tak się nie chwal, stara pierdoło – rzecze do mnie Ryfa Koralowa. Lejesz wodę i tyle.

I nie nazywaj mnie Ryfą! Zrozumiano!!!


 

Odchodzę od tematu. Nie dosyć, że odwalam kawał mokrej roboty, to jeszcze mnie wnerwiają. Mam pisać o Złotym Rybie? Złoty Ryb? A kto to taki? Ach tak, już wiem. Rzeczywiście. To nie moje środowisko. Pełne jakiś glonów, śledzi i stresów. Mylę się. Mam nadzieję, że dalej pójdzie płynnie.

Złoty Ryb, pływa sobie nadal, słysząc coraz dziwniejsze życzenia. Na każde z nich

ma tylko jedną odpowiedź – chociaż nie zawsze.

 

Zdarzyło się kiedyś, że usłyszał: „ Panie Wielmożny Złoty Rybie. Widzę, że jesteś bardzo spocony, od inteligentnych myśli, ale gdybyś mimo wszystko, znalazł trochę sił w swoim zapracowanym życiu, to spraw, żeby ta łajba wreszcie zatonęła, bo głodny jestem, jak sto wygłodniałych morsów.

W tym momencie Tombak gościa zaskoczył, pytając: „ Żelastwo chcesz żreć, głupia rybo?

 

– Jakie tam żelastwo – żachnęła się Głupia Ryba. – Mam ochotę na turbinę odrzutową. Będę śmigać w głębinach. Pełen luz.

 

Nikt mnie nie pozna. Ja nikogo nie poznam. Samotny, lecz niesamowicie szybki.

 

– Rzeczywiście – mówi Złoty Ryb. – Nawet cię nie zauważą. Jedynie smugę rozmazanego rozumu...

– To ja mam rozum? A co to jest? Czy mi nie zaszkodzi?

– ...jeżeli cokolwiek da się rozmazać. Spływaj!!

 

Innym razem usłyszał: „ Złota Rybeńko kochana. Bądź podwójnie kochana. Zrób ze mnie piranie, zostawiając moją wielkość”

Złoty Ryb chciał już powiedzieć: „ Spływaj” ale się odmyślił i rzekł: „ Gdybyś był piranią, Wielorybie, to byś zdechł z głodu”

 

– Z głodu? – zdziwił się Wielka Ryba. – Tu dużo żarcia. O popatrz. Tu ławica, tam już brak ławicy. A ty mówisz, żebym zdechł na wciąż.

– Och, przyjacielu. Gdybyś był tym o czym mówimy, to bym sprawił, żeby morze wyparowało. Nie mógłbym dopuścić do tego, abyś wszystkich wmłócił, łącznie ze mną, bestio!

– Przecież by zdechli i tak… łącznie z tobą.

– Z moją pomocą, mogliby oddychać.

– To znaczy, ja też. Równiacha z ciebie.

– Ty nie – o kłak – morderco. Spływaj!!!

 

Gdy ktoś usłyszał: „Spływaj” – to nie mógł już liczyć, na dalszą konwersację.

Oczywiście do Złotego Ryba, dopływało wiele innych, nawet sensownych życzeń {w opinii życzeniodawców} ale żadnych nie spełniał i już.

Uparciuch? Rozsądny? Egoista? Dobroczyńca? Filozof? Bzik? Roztropny?

Któż to wie. Nawet ja tego nie wiem.

 

Aż kiedyś, pewnego lipcowego popołudnia, wnerwiony Tombak, podpłynął do brzegu. Wyszedł z głębin w głąb plaży, by odetchnąć psychicznie, spojrzeć, zobaczyć.

{nie wiem, co zobaczył, bo jeszcze o tym nie napisałem, ale wygląda na zdenerwowanego… ma dziwną minę… nawet jak na niego… poczekajmy chwilę.

 

Ujrzałem lont. – wrzasnął Tombak.

I małą iskierkę  – dodał.

I jakiś nieznany obiekt na końcu sznurka  – nie zdążył dodać.

 

Teraz to już na pewno nie spełni żadnego życzenia.

 

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Poezja to życie Nie da się być czasem. Jak czytam Twoje wiersze to się zastanawiam: w ile je piszesz? i ile pracy nad nimi wykonujesz? Niestety przypuszczam, że jest to mała jednostka czasu.
    • Panienka Kłosanka, obnażone ciało pospiesznie kołysze, tudzież z impetem, pośród kłosów i maków złocistych, seksobieżnie przemieszcza. Niedaleko w stawie swoje wdzięki moczyła, lecz odzienie wiatr rozwiał, a ona nieskorą do pościgu będąc, machnęła jeno lekceważąco powieką, delikatnie z ust słowa płosząc:    –– A udław bezwiatrem swój podmuch, paskudzie wyjący oraz moim zwiewnym wdziankiem, we wrażliwych zaułkach cudnie spoconych, ty szeleszczący obleśny wietrzniku – zbereźniku. Cholero szumiąca zboczona. Oby cię obsrane łopaty wiatraka poszatkowały.    Usłyszał powabną sentencje, młodzieniec właściwej urody, ponadto manier nienagannych i jak słup soli gębę rozdziawiwszy, zgorszeniem solidnym zatrwożył ego swoje. Takie niekulturalne artykułowanie wszelkich doznań emocją nasyconych, w elitarnych kręgach towarzyszących, zaiste do dobrego tonu, nie należało. Przeto zapłakał rzewnie z tej zgryzoty, że do takich dźwięków, ślimaka w czaszce zaangażować musiał.   Lecz gdy Panienkę Kłosankę przed sobą zobaczył–(nie z grubsza ciosaną, lecz subtelnie, delikatnym dłutkiem rzeźbioną)–to wszystkie łezki, jak jeden mąż, momentalnie do kanalików spieprzyły i aż mu stanął od tego, obraz przed oczami. Usłyszał za chwilę urokliwe stworzenie, jakby anioł z chóru anielskiego, na padole wylądował, nie przestając śpiewać:      –– Dzień dobry. Tyś panicz zapewne, zgoła dobrze wychowany, a zatem patrz w inną stronę, bo na wszystkie świętości, w mordę przywalę. A zresztą nie wiem… ja płocha bardzo, wstydliwa, skromna, mądra… jeno nie majętna, gdyż rodzice mnie z wszystkiego wydziedziczyli, a ja doprawdy nie wiem czemu? Chyba rzewnie zapłaczę na ramieniu panicza, kładąc twarzyczkę, a zaś lewą i prawą pierś. Cholera jasna. No co tak stoisz, jak jakiś ciul i palant nierąbnięty. Robota czeka! Ale już, bo na wszystkie świętości przysięgam…    –– Panienko! Choraś ty, że takie słowa z ust płoszysz –– trwoży naturę duszy, też spłoszony młodzieniec. –– A tak w ogóle, o jakiej pracy panienka wspomniała? Bom jam chętny, gdyby co. Pomoc w biedzie, to moja specjalność. –– Ubranka mego poszukaj, to i nagrodę w podzięce otrzymasz. –– E tam… to może później. Wzrok mój w zawieszeniu. Ubranko nie zając… nie ucieknie. –– Już uciekło, niewdzięczniku. I nie strasz mnie miniaturowym namiotem. Dobroci czynić nie chcesz, memu sercu zbolałemu? O kant dupy twoje obietnice rozbić. Jam taka delikatna, kulturą macana, w płochości swojej. Ty poszukaj. Poczekam na ciebie. Popilnuję rzeczy twoich.    –– Ależ panienko. Na golasa po polu mam biegać? To w rzeczy samej nie przystoi. Jam ze znanego rodu. –– A co tam rodu. Olej to. Swobodniej tak. Przy szukaniu, mniej panicz członki spocone zmęczysz. No dalej. Ruchy ruchy. Nagroda czeka. Wiesz jaka? –– No coś tam wiem. –– Ja też wiem, że wiesz, bom cwana. Planująca o krok do przodu. A że w miejsce newralgiczne panicza spozieram... –– W porządku. Żalu nie chowam. Pozbieram i wracam. A później… panienka wie. –– Wiem… ty mój zajączku. A teraz kicaj.    Młodzieniec właściwej urody, pospiesznie pobiegł, w polu wiatru poszukać, by łup kradziony skraść i panience gołej zwrócić, oczekując.    Tymczasem Panienka Kłosanka, choć wiadomo… płocha, rozumy w międzyczasie pojadła. W odzienie panicza kształty powabne chowając, tobołki zacne capnęła i w drugą stronę myk myk wśród łanów pospieszyła.    ***    Co było dalej? Odpowie ci wiatr. Czy los ich zetknął ponownie? A jeśli nie odpowie? Czy w końcu żyli długo i szczęśliwie? Hmm… nie wiadomo, gdyż wspomniany wyżej wiatr, dalszą część bajki porwawszy, schował w innej.      
    • - Aj, Iwona pije i wino? - Oni - wiej... - I pan owija.  
    • Bolesna cisza Mą głowę nawiedziła, wokół mnie pustka.   Echo niesłyszalne, krzyk, który nie ma głosu, tylko mrok trwały.   Kroków brak, i szeptów, tylko bezbarwna nicość została przy mnie.   Nadzieja blednie, jak świt za mgłą niepewny, gubi się w ciszy.
    • @Ewelina piękne

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...