Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

W klasztornych ogrodach i nie tylko


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Poszukiwanie i zdobywanie pożywienia było i jest jednym z podstawowych dążeń istot żywych, w tym również człowieka. Na ziemiach polskich przez tysiąclecia pozyskiwano żywność poprzez zbieractwo, myślistwo, łowiectwo, rybołówstwo. Nieco później pojawiło się również rolnictwo, które z czasem stało się podstawą gospodarki społeczności żyjących na naszych terenach, ale pozostałe wymienione sposoby zdobywania żywności wciąż funkcjonowały. Były wydajnym i koniecznym uzupełnieniem zapasów i stałego dopływu surowców spożywczych.

We wczesnym średniowieczu (od VII wieku do XIII wieku) nastąpiła na terenach ziem obecnej Polski wielka kulturowa zmiana. Około X wieku, wraz z kształtowaniem się państwowości, wprowadzeniem chrześcijaństwa, powoli pojawiają się zakony: benedyktyni, dominikanie, kartuzi, cystersi. Początkowo przedstawiciele tych zgromadzeń byli obcego pochodzenia i dopiero z czasem zaczęli do nich wstępować miejscowi chętni. Systematycznie pojawiające się siedziby poszczególnych zakonów, były nie tylko ośrodkami krzewienia wiary, ale także źródłem wielu nowinek, między innymi spożywczych.

W zakonnych ogrodach, obok rodzimych upraw sadzone były nieznane na naszych terenach rośliny, które mnisi sprowadzali z zagranicy do własnego użytku, ale też starali się je upowszechniać. To właśnie tam pojawiły się obce na ziemiach polskich przyprawy, zioła, warzywa i owoce. Istniały trzy rodzaje ogrodów. Wirydarz usytuowany był wewnątrz zabudowań klasztornych, stanowił raczej miejsce rekreacyjne i medytacyjne, niż uprawowe, chociaż porastały go rozmaite rośliny. Na zewnątrz zabudowy, w pobliżu klasztoru, znajdowały się natomiast: ogród użytkowy (hortus), gdzie sadzono, bądź siano przyprawy i warzywa, a także ogród ziołowy (hortus medicus), służący do uprawy roślin leczniczych. Założenie klasztorne obejmowało również cmentarz, na którym sadzono drzewa owocowe, czyli przybierał on charakter cmentarza-sadu. 

W ogrodzie warzywnym uprawiano przede wszystkim to, co od dawna rosło na obszarze ziem polskich na przydomowych poletkach, czyli bób, soczewicę, ciecierzycę, rzepę, ale też groch, marchew pochodzącą od dzikiej lokalnej marchwi, mającą fioletowy kolor i nieco nowszy asortyment kapustę białą, cebulę, pasternak, czosnek, ogórki, a od końca XI wieku sałatę i pory. Z przypraw natomiast uprawiano: koper ogrodowy, kminek zwyczajny, kolendrę siewną, cząber, wrotycz, bazylię. 

Warto jak sądzę dodać kilka słów co do niektórych warzyw. Jak zapewne zostało zauważone, wymieniłam powyżej kapustę białą, która już w tym czasie znana była w Polsce. Spożywano ją na świeżo, albo kiszoną. Przymiotnik „biała” jest w tym wypadku bardzo ważny, ponieważ dość powszechnie przyjmuje się, że to królowej Bonie zawdzięczamy kapustę. Owszem, sprowadziła ona ze swojego kraju kapustę włoską, ciemnozieloną o ostrym, korzennym smaku. Podobne perypetie dotyczą marchwi. Na terenach ziem polskich od bardzo dawna rośnie dzika marchew i pietruszka, które dopiero we wczesnym średniowieczu powoli zaczęły być uprawiane. Tymczasem w obiegowej opinii, to właśnie wyżej wspomniana królowa sprowadziła do Polski marchew i pietruszkę. Owszem, kazała przywieźć ze swoich rodzinnych Włoch marchew czerwoną i pietruszkę, obydwie o grubszym korzeniu spichrzowym. Nie były to jednak jakieś specjalne nowości roślinne. 

Ogórki znane były na naszych ziemiach prawdopodobnie nawet od IX wieku. Przywędrowały z Bizancjum, być może z tamtejszymi kupcami. Jedzone były w formie świeżej rośliny, albo też jako kiszone. Cebula również przybyła od wschodu, za to czosnek pospolity pojawił się dopiero w XII, a nawet XIII wieku z tego samego kierunku. Nasi przodkowie początkowo nie przepadali za nim, tradycyjnie używając liści czosnku niedźwiedziego, porastającego dziko rozległe miejscowe lasy. Dopiero około XV wieku zaczął być używany dość powszechnie. 

Interesująca jest w tym kontekście historia pojawienia się na terenie Polski winogron. Jak wiadomo integralną częścią Mszy Świętej w kościele katolickim jest wino. Zakonnicy, którzy przybyli na nasze obszary napotkali w tej sprawie poważną trudność. Znano tu miód pitny, kwas chlebowy, piwo, a nawet wino, ale zaledwie owocowe. Widocznie mnisi uznali ten rodzaj wina za pośledni, niegodny i nie przystający do potrzeb, bo niemal od początku importowali z zagranicy na swoje potrzeby wina gronowe. 

W XII wieku benedyktyni wprowadzili do swoich przyklasztornych ogrodów sadzonki winorośli. Ze względu na ostry klimat, rośliny wymagały osłoniętego od zimnych wiatrów miejsca i szczególnej opieki. Mimo troskliwości bardzo często zdarzało się, że i tak wymarzały. Eksperyment okazał się być raczej nieudany i aż do XVI wieku uprawa winorośli z uporem odnawiana w zasadzie nie wyszła poza próby ich zadomowienia. Dopiero w 1564 roku, na rozkaz królowej Bony, w okolicach Warki, w miejscowości Winiary, założone zostały spore winnice. Sprowadzono do nich sadzonki bardziej odpornych na zimno szczepów winorośli w nadziei, że się zaaklimatyzują. Tym razem próba się udała. Za przykładem królowej, możni tamtego okresu również w swoich ogrodach zaczęli sadzić winorośl i tym sposobem dostępność winogron i rodzimego wina gronowego stopniowo rosła. 

Wróćmy jednak do zakonnych ogrodów wczesnego średniowiecza. W XI wieku zakon benedyktynów sprowadził piołun, jako niezawodny lek na trawienie, środek do dezynfekcji i przyprawa do mięs. W tym samym czasie pojawiły się w tamtejszych przyklasztornych uprawach: kardamon, czarnuszka siewna, anyż badian. 

Sadzono również tymianek, używany jako przyprawa i lekarstwo wspomagające trawienie. Roślina ta jednak, jeszcze przez długi czas nie była zielem powszechnie znanym i używanym, a jej uprawa ograniczała się jedynie do ogrodów klasztornych. W Polsce powszechnie hołdowano i stosowano do podobnych celów macierzanki piaskowej. Dopiero za czasów królowej Bony tymianek przeżywa renesans i zaczyna być rośliną znaną, uprawianą i wykorzystywaną powszechnie.  

Pod koniec XI wieku tak benedyktyni, jak i cystersi zaczęli sadzić w przyklasztornych cmentarzach-sadach brzoskwinie i morele, które rosły obok jabłoni, wiśni, czereśni i rodzimych śliwek. 

 

W drugiej części artykułu chciałabym przybliżyć założenie i organizację przykładowego, wczesnośredniowiecznego, w zasadzie samowystarczalnego klasztoru, na przykładzie klasztoru cystersów w Łeknie.  

Zakon cystersów powstał w 1098 roku w Burgundii we Francji. Jego członkowie nazywani byli szarymi mnichami od koloru ich habitów. Wszędzie gdzie się pojawiali, szybko zdobywali wielkie uznanie i tym sposobem zakon rozwijał się bardzo prężnie. Około pięćdziesiąt lat później pierwsi cystersi osiedli w Polsce, między innymi w wielkopolskim Łeknie i małopolskim Jędrzejowie. Klasztor w Łeknie został założony jako filia klasztoru w Altenbergu pod Kolonią i to stamtąd byli mnisi, którzy go zasiedlili. Z rozmaitych powodów został opuszczony w końcu XIV wieku, a zakonnicy przenieśli siedzibę do Wągrowca. 

Oprócz źródeł pisanych dotyczących historii klasztoru, badacze mieli do dyspozycji uzupełniające te dane wyniki badań archeologiczno-architektonicznych i interdyscyplinarnych. 

Klasztor w Łeknie został zbudowany w taki sposób, żeby od najbliższej osady dzielił go obszar co najmniej kilometra. Taki był wymóg założenia kontemplacyjno-medytacyjnego. Powstał na półwyspie Jeziora Łekneńskiego, na miejscu wcześniej istniejącego tutaj gródka wczesnośredniowiecznego, którego konstrukcje zostały rozebrane i wyrównane. Dawne podgrodzie, zajmujące teren u nasady półwyspu, stało się miejscem, gdzie zlokalizowano między innymi warsztaty przyklasztorne (na przykład kuźnie) i inne zabudowania zaplecza gospodarczego. Na terenie półwyspu natomiast, posadowione zostały zabudowania klasztorne otaczające wirydarz i ogród warzywny, zapewne połączony z ogrodem zielnym i sadem-cmentarzem. Dokument fundacyjny klasztoru pochodzi z 1153 roku, ale przypuszcza się i potwierdzają to źródła pisane, że cystersi pojawili się tutaj parę lat szybciej, przynajmniej w 1150 roku, a może i wcześniej. Tyle zajęły procesy lokacyjne, podstawowe uzgodnienia i budowa przynajmniej części zabudowań. 

Pierwotne uposażenie klasztoru stanowiły trzy wsie: Rgielsk, Staszew i Panigrodz, a poza tym Jezioro Rgielskie i teren zasiedlonego półwyspu, wraz z obszarami przyległymi do granicy ziem sąsiadujących osiedli. Zakonowi przyznano też dochody z rynku i karczmy w Tarnowie Pałuckim, miejscowości przez którą przebiegał szlak handlowy w kierunku Nakła nad Notecią i Pomorza. To wszystko stanowiło solidne podłoże ekonomiczne i podstawę pod rozwój założenia klasztornego. Z czasem tereny podlegające klasztorowi w Łeknie rozszerzyły się przez dary, zakupy i tak pod koniec XIV wieku posiadał on już 32 wsie, w tym 18 osadzonych we własnym zakresie i to właśnie one były podstawą do rozwoju folwarków cysterskich, czyli grangii. Folwarki te pozwalały na prowadzenie własnej gospodarki na ziemi użytkowanej wyłącznie przez klasztor. Do tego doszły jeszcze różne nadania, immunitety i regalia, które dostarczały klasztorowi dochodów. Na przykład spore zyski otrzymywano z targów rozwijających się w posiadanych przez zakon miejscowościach.  

Od II połowy XIV wieku łekneńscy cystersi mieli też prawo do połowu wszystkich gatunków ryb, dwoma łodziami, na pełnym morzu. Asortyment spożywanych przez zakonników ryb rozpoznano podczas analizy szczątków kostnych znalezionych podczas badań wykopaliskowych prowadzonych w okolicy kuchni klasztornej. Okazało się, że z ryb słodkowodnych były to leszcze, krąpie, jazie, płocie, liny, sumy, szczupaki, okonie i ryby karpiowate, a z ryb morskich jesiotr i śledź bałtycki. Gospodarka cystersów opierała się na rolnictwie i hodowli. Uprawiano m.in. owies, żyto, pszenicę, jęczmień, konopie, proso i inne rośliny. Hodowano bydło, owce, kozy, konie, psy, koty i ptactwo domowe, czyli kury, kaczki i kapłony. Ludzie z przynależnych klasztorowi miejscowości, mieli także zezwolenie na polowania na rzecz mnichów. Podczas badań stwierdzono, że menu zakonników poszerzało mięso zajęcy, dzików, jeleni, łosi, saren, przepiórek i kuropatw. Zidentyfikowano także pozostałości trzech niedźwiedzi i zabijanych zapewne dla skór tchórzy i lisów. Źródła nie wspominają o bartnictwie, ale można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że je prowadzono w pobliskich lasach. Do zakonu należało również sześć młynów i jeden wiatrak, co pozwalało na przemiał własnego ziarna, a także być może ziarna sąsiadów i czerpania z tego zysków. Zakon miał także niewielką winnicę. 

Materiały archeologiczne pochodzące z wykopalisk prowadzonych u nasady półwyspu pozwalają zidentyfikować rozliczne warsztaty rzemieślnicze pracujące na rzecz klasztoru. Siedziba cystersów w Łeknie słynęła na przykład z dobrze rozwiniętej działalności metalurgicznej i kowalstwa, co potwierdzają pozostałości pieców do wytopu żelaza, brązu i przetapiania srebra. Znaleziono tu także warsztaty murarskie, działające zapewne najbardziej energicznie w czasie budów, a poza tym zidentyfikowano garbarnie, warsztaty rymarskie, ciesielskie, stolarskie, szewskie, tkackie, płóciennicze i inne. Poza tym dopatrzono się rzeźni i piekarni.  

O klasztorze w Łeknie można by jeszcze wiele powiedzieć, choćby o jego rozplanowaniu, zabudowie, a także różnych odmiennościach prawnych, na przykład odrębności władzy od zarządu miejscowych biskupów, ale to wątki odbiegające od poruszanego tematu.

  • 3 miesiące temu...
  • 1 miesiąc temu...
Opublikowano

@Dag Średniowieczne ogrody, jak i całe średniowiecze, były planowe, przemyślane i niezwykle bogate wbrew pozorom.

Wyobrażam sobie, że ten tomik pełen jest natury, spokoju, medytacji... 

Podziwiam Twój talent Dag :)

Dziękuję, że zajrzałaś tutaj. Pozdrawiam :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena, @Leszczym — dziękuję. Pozdrowienia zostawiam.
    • @W_ita_M.   O, hecą żrące lecą rżące - ho.  
    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • I nagłówki, a laik; wół gani.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...