Nikt nie jest słaby, gdy płacze,
jeśli jego łez to było warte.
Chociaż ciężko w to uwierzyć,
żyjemy w świecie barier.
Tu, gdzie uczucia milkną,
tu, gdzie każdy wydaje się głazem,
tu z nadejściem jesieni
opadające liście szepczą o stracie.
Z nimi burzliwe emocje
wirują między radością a żalem.
Ciągle wraca jak mantra,
a bólu jest coraz więcej.
Mówią, że czas leczy rany —
nie mówią, że niesie następne.
Nienawidzę czy kocham,
nie chcę widzieć, a tęsknię...
Nieustannie gubię się w sobie,
w tobie,
w tym całym obłędzie.
I już nie wiem, którędy mam iść,
gdzie nie pójdę — droga nie tędy.
Wszędzie czuję te błędy,
chłodnym cieniem minionych dni.
Krążą nade mną jak sępy —
czy jeśli przeproszę, wybaczą mi?
Ale zanim przeproszę, odpowiedz:
gdzie w tym wszystkim jesteś ty?
Myśli o tobie odeszły tak nagle,
minęły równie szybko,
jakoby sny.
Te burzliwe chmury odeszły,
a z nimi ten żal, który czułem.
Gdybym miał wypić za błędy,
to trzeźwy
bym nie był w ogóle.