Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Przepraszam po ile te garnki?


Pan Ropuch

Rekomendowane odpowiedzi

Pani Garnuszkowa wzięła się za przygarnianie

sama miotła robi wrażenie każdy ruch niby

od niechcenia podrywa wszystkie liście naraz

szybują bezzwłocznie w jedną słuszną stronę

kurzy się ziemia - czysta poezja

 

Pani Garnuszkowa nie jest z metra cięta

posiada psa kury konia i cztery kocięta

przeczytała wszystkie lepsze książki raz

jej kochankiem był znany pieśniarz koleżanki

nic tylko sikały to z radości to z jej szczęścia

 

Pani Garnuszkowa znalazła Pana Garnuszka

można ich spotkać tam gdzie jabłoń tam gdzie gruszka

razem to już istne szaleństwo w przygarnianiu chodzą już

po okolicy nawet słuchy że zmienią niebawem nazwisko

- na Kocioł

 

 

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@a...a Prawidłowo czytasz :D Nikt chyba nikomu tu ostatnio nie przyganiał - chyba ;) zawsze jakiś kocioł czy kociołka się pewnie znajdzie :DDD Zaczęło się niewinnie od zabawy słów, skojarzeń i sparafrazowania przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli na przyGARniała GARnuszkowa komuś tam i coś tam ;) i już poleciało samo. Dziękuję też mi się podoba ta humoreska o garnkach :D

 

Pozdrawiam

Pan Ropuch 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
    • Nie mam ostatnio motywacji do pisania, więcej czytam. Dziękuję za komentarz  :)
    • @Leszczym Po co Tobie ta polityka, nie słuchaj idiotów
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...