Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

{wersja okrojona}


 

Nóż wchodzi w podbrzusze i mlaskając we flakach, sunie w kierunku nieba. Jakbym otwierał zamek błyskawiczny, lub makowiec, by wypełnić makiem. Wypływające wilgotne jelita, osuwają się po obu stronach ręki. Cieplutkie, czerwonawe i śliskie. Łapię najgrubsze niczym węża. Wyciągam na odpowiednią długość.


Facet śpiewa piosenkę, ale strasznie niewyraźnie. Nie mogę zrozumieć słów. Uprzejmie proszę, żeby się bardziej skupił na dźwiękach jakie wydaje. Koniec mokrego powroza, mocuję do oparcia krzesła. Z torby wyjmuję różnorodne ozdoby. Na tym długim lepiącym, wieszam kolorowe pajacyki z jasno żółtymi lizakami w buziach. On nadal jęczy, bezczelnie parodiując śpiew. Co to za tytuł? Chyba takiego nie znam.

 

Zaczyna się niebezpiecznie osuwać na podłogę. Nie dziwi mnie to. Ślisko tu. Pewnie hak przestaje przy ścianie ciało trzymać. Poprawiam. Wciskam mocniej. Tłumaczę mu, że będzie drzewkiem, ślicznie przystrojonym. Dlatego stoi na białym obrusie. Lubię czerwień na bieli. To mi się kojarzy z polską flagą. A przecież ze mnie patriota. Moi ojcowie za Polskę walczyli. Życie poświęcali. Doceniam to.

 

Wieszam następne ozdoby na długaśnym wężu. Wszelkie inne flaczki i mięsko, obsypuje igliwiem. Jego  też. Żeby było wesoło. Tak uroczo. Jakby jesień wiosną była. Śpiewa coraz ciszej. Nie mogę dopuścić do tego, żeby drzewko obumarło. Rzucam na niego śnieg. Coś tylko jęczy i mruczy. A przecież zawsze mnie uczono, że jak się dostanie prezent, to należy się ładnie ukłonić i podziękować. Widocznie był nieukiem. Nie chce się schylić.

 

W boczne gałązki wbijam druty. Sztuczne ognie później zapalę. Myślałem o tym, żeby włożyć gałązki do oczu lub szyszki, ale by nie mógł biedny widzieć, jak się dla niego staram. A jednak jedną gałkę wydłubuje łyżeczką i odrywam z nerwu. Przecież może patrzeć drugą. Oślepić kogoś, to wielkie zło.

 

Będzie pięknym drzewkiem. Takim ach, ach, cudnym. Tylko paznokcie muszę mu zerwać. Są strasznie brudne. Szpecą całość. Na pewno zrozumie, jak się dla niego poświęcam. Nadal coś tam marudzi. Szczególnie gdy grzebię przy paluchach i wyrywam. Zamiast dodać otuchy, że tak dobrze mi idzie, to on mnie zaczyna lekceważyć. Wcale się nie cieszy, że będzie pięknym. Może nawet prezent ode mnie dostanie.

 

Znowu dosypuje białego puchu. Do nosa przyczepiam papierowego aniołka. Kilkoma szpilkami, żeby nie odleciał. Teraz jest wszystko takie ładne i różowe. Jak pupcia niemowlaczka. Wieszam następne ozdoby. Mają odpowiednie haczyki. Tłumaczę mu , żeby się tak nie wiercił, gdy wciskam w gałązki, bo będzie go boleć. Odchodzę parę kroków, kiwam głową, mówiąc głośno: no ba, całkiem ładnie, mam talent.

 

Trochę mnie denerwują szkarłatne odgłosy kapania. Pozostał jeszcze włochaty czubek. Ale cóż to za pierdoły po bokach. Te odstające. Czubek powinien być gładki. Biorę laubzegę i mu tę szpetotę odcinam. Trochę to trwa. Znowu zaczyna głośniej śpiewać, a ja znowu nie kojarzę tytułu. W końcu się uspokaja. No nie… tak zupełnie. A ja nawet nie zdążyłem go oczyścić, z tych pozlepianych wiechci na górze. Za grosz poczucia wdzięczności. Chyba drzewko potnę i wyrzucę na śmietnik. Skoro w ten sposób mnie potraktował. I bądź tu człowieku dobrym.

 

@~~~*~~~@

 

– Babciu, babciu!! Dziadek znowu się zabawiał w sadystę psychopatę. Obserwowałem z dala. Żeby go nie spłoszyć.

– Przecież wiesz, że tak naprawdę, to by muchy nie skrzywdził.

– Ale wytłumacz babciu, jak mu wystarcza na tak długo, wciąż ta sama kukła. Ciągle ją wybebesza… rozcina… szmaty wyjmuje i stare rajstopy z niej rozciąga... zakłada ozdoby... przemawia... rusza papierowymi ustami... obsypuje igliwiem... kawałkami styropianu... cukrem pudrem rzuca... odrywa sztywne papierki ze szmacianych paluchów... jakieś wypustki z głowy laubzegą piłował... obraz zdjął, żeby mieć przydatny hak… a starą gazetę na jej brzuchu, to kwirlejką rozcinał...

– Kwirlejką? Co ten stary wyprawia. Ze szuflady mi zajebał.

– Babciu! Ty się  przy dziecku tak brzydko nie wyrażaj, bo mnie to wkurwia.

– Dziadek ciebie nauczył takiego brzydkiego słowa?

– A ciebie babciu, kto nauczył?

– Nikt mnie nie uczył. Sama słyszałam na obejściu u sąsiadki, gdy jej lis kurę… no. Jak on mógł. Ostatnio zwykłym patykiem rozcinał. Kanarkowi z klatki wyrwał.

– To dlatego już ptaszka nie ma?

– Tak. Udusił się między dwoma szczebelkami.

– Może go zgubił.

– Co zgubił?

– No patyk.

– Zapytaj dziadka, co z tym patykiem. Tobie odpowie. Mnie tylko fajką straszy, że mnie sfajczy.

– Nic z tego. Dziadek jak zwykle po takiej zabawie, wziął torbę i wyszedł. Nie zdążyłem z nim słowa zamienić.

– Nie dziwota. Lubi się po nocach włóczyć. Już ja go znam. Pocieszny z niego dziwak.

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kładę się bezwładnie jak kłoda, droga z żelaza, czarna owca pod powierzchnią bałagan, para, hałas. Stukot setek średnic, mimikra zjełczałego stada, przedział, raz dwa trzy: nastał dusz karnawał. Chcą mi wszczepić swój atawizm przez kikuty, me naczynia, czuję dotyk, twoja ksobność, krew rozpływa się i pęka, pajęczyna przez ptasznika uwikłana- dogorywam. Stężenie powoli się zmniejsza, oddala się materia. Rozpościeram gładko gałki, błogosławię pionowatość, trzcina ze mnie to przez absynt, noc nakropkowana złotem, ich papilarne, brudne kreski, zgryz spirytualnie wbity na kość, oddalają mnie od prawdy, gryzą jakby były psem! A jestem sam tu przecież. Precz ode mnie sękate, krzywe fantazmaty! Jak cygańskie dziecko ze zgrzytem, byłem zżyty przed kwadransem, teraz infantylny balans chodem na szynowej równoważni latem.
    • kiedy pierwsze słońce uderza w szyby dworca pierwsze ptaki biją w szyby z malowanymi ptakami pomyśleć by można - jak Kielc mi jest szkoda! co robić nam w dzień tak okrutnie nijaki?   jak stara, załkana, peerelowska matrona skropi dłonie, przeżegna się, uderzy swe żebra rozwali się krzyżem na ołtarza schodach jedno ramię to brusznia, drugie to telegraf   dziury po kulach w starych kamienicach, skrzypce stary grajek zarabia na kolejny łyk wódki serduszko wyryte na wilgotnej szybce bezdomny wyrywa Birucie złotówki   zarosłe chwastem pomniki pamięci o wojnie zarosłe flegmą pomniki pogromu, falangi ze scyzorykami w rękach, przemarsze oenerowskie łzy płyną nad kirkut silnicą, łzy matki   zalegną w kałużach na drogach, rozejdą się w rynnach wiatr wysuszy nam oczy, noc zamknie powieki już nie płacz, już nie ma kto słuchać jak łkasz i tak już zostanie na wieki
    • @Migrena to takie moje zboczenie które pozostało po studiach fotograficzno-filmowych. Patrzę poprzez pryzmat sztuki filmowej i w obrazach fotograficznej - z moim mistrzami Witkacym i Beksińskim. 
    • @Robert Witold Gorzkowski nie wiem nawet jak zgrabnie podziękować za tak miłe słowa. Więc powiem po prostu -- dziękuję ! A przy okazji.  Świetne są Twoje słowa o Hitchcocku. O mistrzu suspensu. "Najpierw trzęsienie ziemi a potem napięcie narasta." Czasem tak w naszym codziennym życiu bywa :) Kapitalne to przypomnienie Hitchcocka które spowodowało, że moja wyobraźnia zaczyna wariować :) Dzięki.
    • @Robert Witold Gorzkowski myślę, że masz bardzo dobre podejście i cieszę się akurat moje wiersze, które nie są idealne i pewnie nigdy nie będą - do Ciebie trafiają. Wiersze w różny sposób do nas trafiają, do każdego inaczej, każdy co innego ceni, ale najważniejsze to do siebie i swojej twórczości podchodzić nawzajem z szacunkiem. Myślę, że większości z nas to się tutaj udaje, a Tobie, Ali czy Naram-sin na pewno. Tak to widzę :) Dobrej nocy, Robercie :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...