Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zwierciadło Lasu


Rekomendowane odpowiedzi

 

    

   Nasza wioska położona na odludziu, w zasadzie o każdej porze roku, wygląda malowniczo. Przynajmniej dla mnie. Dość rozległa łąka, latem pełna lawendy, dzieli nas od lasu, który stanowi nieodłączny element horyzontu. Mamy taki zwyczaj, że większość spraw wyjaśniamy we własnym gronie. Ostatnio jednak niewiele brakowało, żebyśmy ową dziwną sytuację, zgłosili na policję. Jednak starszyzna zdecydowała, że tradycji za wszelką cenę nie splugawimy. Tak dokładnie powiedział Najstarszy. A jego słowa to rzecz święta.

 

Od jakiegoś czasu, znajdujemy zwłoki we wspomnianym lesie. Każde ciało ma poderżnięte gardło i wypatroszony brzuch. O tyle jest to znaczące, że pochodzą z naszej wioski. Całun niepokoju zakrył wszystkich, łącznie z kobietami i dziećmi. W końcu zaczęło nas ubywać, a grobów przybywać. I to w takich banalnych, skądinąd okolicznościach.

 

Dzisiaj rada starszych podejmuje decyzję, że kolejnym, który ma sprawę obadać, będę ja. Szczerze mówiąc, nie bardzo mnie to wystraszyło. To prawda. Wielu próbowało i niektórzy zostali na miejscu poszukiwań, ale ja akurat często do lasu chodzę.

 

Tak po prawdzie, jestem miłośnikiem przyrody. Lubię spacerować i spoglądać na otoczenie, z prawdziwą nostalgią i zachwytem. Nie do pomyślenia, ileż to piękna można zobaczyć. A u nas tylu stolarzy.

 

Wczesnym rankiem, zabieram trochę prowiantu na drogę i wychodzę. Mgła zaścieliła łąkę, biało szarą pierzynką. Ciepło nie jest. Odczuwam zimną wilgotność, jakby mnie ręce trupa głaskały. Jestem już blisko celu. Szumią lekko, ostrzegając przed niebezpieczeństwem. Niedaleko przebiega sarenka. Na chwilę przystaje i dziwnie spogląda w moim kierunku. Nagle ucieka jeszcze szybciej. Czyżby odczuwała lęk? Ale przed czym?

 

Wchodzę między drzewa. Pierwsze skrawki promieni słonecznych, prześwitują między gałęziami, malując światłem brzasku, otaczającą zieloność. Normalnie zachwyt sięga zenitu. Od wielu słyszałem, że potrafię czerpać radość z byle czego. Las nie jest dla mnie byle czym. To prawie sanktuarium. Tylko, że teraz coś lub ktoś – jakby powiedział Najstarszy – plugawi jego świętość. Nie mogę zrozumieć, dlaczego.

 

Słyszę za sobą dziwny szelest. Ciarki strachu, przebiegają po plecach. A podobno jestem odważnym. To coś podchodzi od tyłu i mnie ustawicznie trąca. Jakieś cholernie miękkie i śliskie. Cholera jasna. Stoję jak sparaliżowany. Zero ruchu. Muszę spojrzeć do tyłu, bo brak wiedzy o źródle lęku, to jeszcze coś gorszego. Nawet nie zauważyłem, że wiatr przybrał na sile.

 

Spoglądam do tyłu. To tylko worek lekkich odpadków, wiatr przygnał na plecy. Oddycham z ulgą. Lecz jednocześnie wiem, że mogę być obserwowany, przez coś gorszego.

 

Wchodzę w zacienione miejsce, schowane wśród wysokich krzaków. Zakryte z góry gałęziami drzew, jest niewidoczne, jeżeli ktoś o nim nie wie. Kiedyś przyniosłem tu wielkie lustro. W tajemnicy przed innymi. Trudno je zauważyć, ze względu na odbicia i takie samo tło. Jednak siebie w nim widzę. Tam jestem innym. Jeszcze bardziej wyczulonym na piękno. Odczuwam większą siłę. Niech tylko dorwę tego zboczeńca, to zapewne przestanie zabijać, ludzi których kocham. Mam wrażenie odpływania umysłu i jego podziału. Między drzewami, widzę cień. Niesie inny. Mniejszy. Jakby literka→T.

 

Stoję przy wielkim strumieniu. Płynie niczym wilgotna wstążka w lesie. Ryb tutaj tyle, że mogę łapać rękami. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że mam przy sobie wiaderko i nóż. Do patroszenia ryb. Faktycznie. Przypominam sobie. Są prawie codziennym przysmakiem w naszej wiosce. Musiałem często przynosić. Łowienie ma jeszcze jedną zaletę. Mam czyste ciało, po kąpieli. A przede wszystkim ręce. Zmyte z brudu, nie należącego do kryształowej wody. Chociaż szczerze mówiąc, nie wiem, dlaczego tak pomyślałem. I co tu w ogóle robię? Chyba, coś nie tak. Strasznie wielka i ciężka ta ryba. Czyżby lustro straciło moc. Zostawię ją tutaj.

 

*

Wracam żywy do wioski, przynosząc złe wieści. Mówię, że żadnego potwora nie zapamiętałem. Doradzam, by wysłać następnego śmiałka. Może on dokona tego, czego ja nie zdołałem.

 

Dzisiaj zachorowałem. Najstarszy zdiagnozował silne przeziębienie. Położono mnie do łóżka. Piję jakieś zioła. Niektóre rozpoznaję. Te najbardziej działające.

Rano mówią, że w nocy majaczyłem w gorączce o jakiś strumieniach, atakujących śmieciach, lustrach, miejscu, nożu i wielkich rybach.

 

*

Minęło kilka dni i jestem zdrowy. Tak mnie zapewnił, wiadomo kto. Mam wrażenie jakby... wewnętrznej odmiany. Nie wiem tylko, na czym polega. Jakby coś ze mnie wyjęto lub dołożono.

Jedno mnie tylko martwi. Straciłem zainteresowanie lasem. Przestałem tam chodzić. Ale za to co innego cieszy. Nie tylko mnie. Przestaliśmy znajdować trupy.

No nic. Muszę wstać, bo wołają na obiad. Znowu ta dziczyzna. W kółko to samo.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...