Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Jest na świecie pewien gość
Któremu życie dało srogo w kość
Liczył na szczęśliwy los
lecz od losu dostał pstryczka w nos
 

Ten nasz ktoś
porządnie spieprzył coś
Nie widział żadnego rozwiązania
ale jego motto brzmiało
zrób wszystko by się udało


Kiedyś znany, lubiany
teraz wysmiany, zapomniany
Raczej przetrwa chwile złe

Ale z jednym jest mu bardzo źle


Posiadł juz jakiś czas temu
Przyjaciółkę do spraw wielu

Jego zdaniem namieszał jej w głowie
,,Przepraszam'' to jedyne co raz na jakis czas powie


On sam już czuje 
,że słowo ,,przepraszam'' zaniedbuje
Trudno mu mówić co teraz czuje
Dlatego ten wiersz dla niej komponuje


Ma jeszcze wiele na głowie
zanim coś ważnego jej powie
cały czas pewne pytanie go nurtuje
czemu on zawsze wszystko rujnuje


Ta dziewczyna na takie coś nie zasługuje
Ale ten dureń nigdy jej nie odpisuje
Zagadką jest zachowanie jego
ale za tym wszystkim stoi coś bardzo ważnego


By móc podążać nowymi ścieżkami
Potrzeba mu czasu i trochę rozwagi
Postanowił jedno ,że po tym całym czasie
odezwie się na pewno


Narazie musi poukładać sprawy w głowie
Gdy je poukłada dużo opowie
Już raz jej powiedział
że myśli o niej stale
i od tamtego momentu nie zmienilo się to wcale


Wie ,że zachowuje się jak dziecko
lecz zmienić to jest dosyć ciężko
Nie chce ciągle mieszać dziewczynie w głowie
Powinien znaleźć siłe w sobie

 

Wkońcu ją znajdzie ,ale problem jest taki
,że ten cholerny czas daje się we znaki
Z jego upływem traci ją z oczu 
Boi się stracić ,ale boi też poczuć


Nie ma więc wiekszego wyboru
zamknie swe sprawy i ruszy do boju
tylko pytanie nasuwa się jedno
czy po takim czasie nie będzie jej już wszystko jedno


Kończąć powoli to trudne wyznanie 
Pragnie powiedzieć iż ma plany takie
Narazie będzie trzymać się z boku
Lecz w odpowiednim czasie napisze znowu
Nie będzie to kolejny wiersz ,ale normalnie 
napisane na facebooku ,,cześć''


liczy na odpowiedź od starej koleżanki 
,a życzy tej dziewczynie tyle 
by miała ciągle uśmiechniętą minę
by mogła usłyszeć w każdym dniu
parę ciepłych i miłych słów
by gdy łzy po policzkach spływać zaczęły
w mig odgoniła na stałe problemy
by cały czas z dnia na dzień piękniejsza się 
stawała i o tym głupim głupku nie zapomniała

 

Dodam tylko ,iż z lenistwa nie dodałem znaków interpunkcyjnych etc.
Dlatego też prosiłbym o ocenę samego tekstu :) 

 

Edytowane przez GummySam
brak odstępów pomiędzy strofami (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Dariusz_Sokołowski Dzięki wielkie za krytykę będę miał to na uwadze .a co do ..stylu'' w jakim został napisany tekst staram się stworzyć coś nowego coś co może moi rówieśnicy uznali za interesujące. Trzeba dążyć do tego aby więcej młodszych osób zainteresowało się sztuką pisania albo chociażby samego ,,rozkminiania'' sensu tekstów wydaje mi się ,iż pisanie w języku jakby to ująć bardziej młodzieżowym moze bardziej podpaść innym do gustu. 

Tak czy siak jeszcze raz dzieki za ocenę na pewno jeszcze coś tutaj wpadnie z mojej ręki 3maj się cieplutko

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @FaLcorNWiesz, w złości to możliwe, ale za chwilę, jak nerwica przejdzie.   
    • @Alicja_Wysocka Smacznego.
    • Leonné nie potrafiła odnaleźć się w nowej rzeczywistości i miejscu tak odległym od rodzinnych stron dziewczyny i tak wrogo do niej nastawionym. Ojciec nie chciał narażać jej młodych wdzięków i cnoty na zhańbienie. Nie godził się więc by szukała zatrudnienia po domach w miasteczku ani tym bardziej w okolicach targu rybnego czy samego portu.    W ogóle zabronił wychodzić córce na zewnątrz. Zajmowała się więc typowo kobiecymi pracami i sprawunkami w obrębie obejścia a jedynymi towarzyszkami jej niedoli były córki Nabīla, które na przemian nie opuszczały domu na klifie i jak tylko mogły najlepiej, umilały Leonné czas wspólnym śpiewem, haftowaniem, plotkami czy opowiadaniami z życia dziewczyny gdy była tak szczęśliwa w Kastylii.      Leonné cierpiała przy ojcu w ciszy, lecz przed córkami przywódcy klanu zwierzała się chętnie. Tęskniła do ciasnych, zatłoczonych uliczek Torregrimy. Do przyjaciółek, latorośli kupców i rzemieślników ze starego placu z którymi dorastała i rozumiała się jak z nikim innym. Tęskniła do ich starego domu. Do pokoju, który miała jedynie dla siebie. Często wracała rzewną od łez myślą ku swej guwernantce Dolores, która zastępowała jej matkę przez dziesięć przeszło lat. Samej rodzonej matki Leonné nie pamiętała. Zmarła gdy miała ledwie cztery lata. Ojciec nigdy nie lubił poruszać tematu jej życia a tym bardziej śmierci. W starym domu, przypominał o jej istnieniu jedynie portret o niewielkich wymiarach płótna. Ojciec zawiesił go w jej pokoju tak jakby chciał sam nie patrzeć na lico zmarłej. Jakby chciał wymazać i tę ledwie namacalną resztkę jej obecności w zakamarkach domu.      Ojciec utrzymywał nadal bliską i serdeczną relację ze swym szwagrem. Młodszym bratem nieboszczki. Wuj Lucien. Pamiętała go doskonale. Rudy olbrzym o sercu tak delikatnym jak jego dłonie. Tak niepodobne do dłoni dorosłego mężczyzny a raczej damy dworu. Jego postura wzbudzała oczywisty respekt gdziekolwiek się pojawił ale szybko rozwiewał niepokojącą atmosferę swym rubasznym i lekkim językiem, wziętym bardziej z rynsztoka niż posiadłości kupieckich związków.  Wiele razy tylko dzięki niemu, miała możliwość porozmawiania o postaci matki.    Opowiadał jej o zamiłowaniu kobiety do natury, sztuki i wróżb. Była delikatną osobą, niegotową do roli żony i matki. Chciała cieszyć się niczym niezmąconym spokojem i beztroską, cudownie lekkich, dziewiczych dni i magicznie ukołysanych w głębokim śnie nocy. Była duszą wolną i niezależną a takie kobiety bezlitośnie tępiono lub kończyły one w upozorowanych związkach, opartych na wpływach i pieniądzach pomiędzy rodzinami.      Może dlatego ojciec o niej nie mówił i widać wyrzucił jej obraz z pamięci a portret kazał powiesić naprzeciw łóżka Leonné. Widać nie kochali się ani nie byli dla siebie ważni. Dlatego przy pierwszej sposobności jej matka odeszła i zrobiła to z niewysłowioną ulgą. Ślad po niej zaginął. Zatarł się w piaskach przeszłości. Mokrych od łez i pełnych gniewu rozsypanego w czarne kulki żużlu na dalszej ścieżce życia Leonné.     Ta ścieżka zawiodła ją aż tutaj nad zapomniany przez Boga klif i wybrzeże morza wewnętrznego. Chciała powiedzieć ojcu o tym, że najchętniej wróciłaby do Kastylii lub Leonu. Nocą nie mogąc zmrużyć oka, wymyślała scenariusze opuszczenia osady. Lecz jak samotna dziewczyna miałaby przemierzać bezdroża kalifatu bez opieki starszego mężczyzny a na dodatek bez wpływów i pieniędzy. Do tego jako gorliwa katoliczka i dziecię maryjne jakim się często ogłaszała chcąc walczyć tym samym o swą europejską tożsamość w samym centrum ula niewiernych.      Chciała wielokrotnie pomówić z ojcem o tym, że już czas wracać z wygnania i jeśli nie mogą pozostać na półwyspie to niech szukają lepszego losu we Francji lub Anglii.  Aptekarz początkowo słuchał córki choć zdawkowo, bez wiary i przekonania. Było to w czasie gdy też szukał punktu zaczepienia w nowym, wrogim miejscu. Gdzie znalezienie przyjaźnie nastawionego osobnika należało do takiej rzadkości jak odkrycie ostatniego talara w kieszeni zamroczonego piwem opijusa, zawieszonego w błogiej nieświadomości na piersiach jasnowłosej murwy w przybytku “Pod ogryzionym piszczelem”. Najgorszej speluny w Torregrimie w której niegdyś od podejrzanych, śmierdzących kadzidłami ale i wymiocinami młodych czeladników I stajennych nabywał szczypty składników do trucizn i silnych eliksirów.      Ale wreszcie karta się obróciła a kości rzucone na jeden numer, wskazały go szczęśliwie, zapewniając mu pracę i opiekę u Nabīla. Więc teraz niby dlaczego miałby opuszczać te ziemię. Nie był to może biblijny raj ani nawet spokojne, urokliwe i bezpieczne miasteczko leżące na uboczu szlaków, zapamiętane chyba jedynie w księgach i nieomylnej pamięci poborców podatkowych.  Im dłużej tutaj był tym bardziej wsiąkał w miejscowy folklor. Coraz bardziej pociągała go praca dla araba i jego dziwaczne acz fantastycznie przygodowo skrojone opowieści z pogranicza magii i jawy.     A może było w nich choć ziarnko prawdy. Może nie o wyspę szło, która schowała swe jestestwo w szmaragdowo-szarych falach. Może przystań z legendy to przystań wizygocka leżącą u stóp jego domu? Może skarb lub jego część spoczywa w jaskinii? Może po to miejscowym bajki o duchach? Coraz częściej o tym myślał. Bez poparcia Nabīla nie zamierzał jednak udowadniać żadnych nawet najbardziej miarodajnych i umysłowo spójnych tez.  Nie narzekał. Może starzec pewnego dnia zgodzi się szukać skarbu i u progu wręcz swego miasta a nie gdzieś hen za morzem.  Jak narazie aptekarz milczał i z zadowoleniem pomnażał zyski swoje i Nabīla. A Leonné starał się zapewnić dawny dostatek i względny spokój na jaki szczególnie ostatnimi czasy zasłużyła. Chciał osiąść tutaj i liczyć na późniejsze układy w podziale łupów po śmierci araba. Był starym, zmęczonym drzewem o opadłych w połowie liściach i nadjedzonych przez czerwie korzeniach a takich drzew nie można przesadzać w nieskończoność i liczył na to, że Leonné kiedyś to zrozumie a jeśli nie to chociaż kiedyś mu to wybaczy.   Tak mijał im czas. Na straconej na pozór młodości i zasłoniętej kurzem ślepego posłuszeństwa przewidywalności kolejnych, jednakich sobie dni. Na ślęczeniu nad mapami i skryptami. Na warcie całonocnej nad kuflami piwa i słuchaniu opowieści załóg i kapitanów galer. Nikt jednak nie woził na swym pokładzie skarbów innych niż to co widniało w portowych kwitach zarządców i kupców. Nie natknęli się oni nigdy ani przy nocnym nowiu, zamieniającym powierzchnię wody w tłuste, atramentowo czarne, bijące o drewno burt ramiona diablików morskich. Ani we mgle zielonkawo szarego przedświtu nie wypatrzyli oni nigdy w obrębie statku jak i przed dziobem ani za jego rufą na choćby ślad istot o których bajali tylko tacy oderwani od przyziemności starcy jak Nabīl.  Ich opowieści nigdy jednak nie frustrowały Nabīla.   
    • @Alicja_Wysocka Jak ktoś pokornie prosi o wieczną ciszę, to warto spytać czy można ją naruszyć. Jest inaczej? Wypada inaczej?
    • @infelia Wiersz do zjedzenia :)) Jak mi coś tak bardzo smakuje, to pytam czy mogę jeszcze zjeść talerzyk?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...