Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Futerkochomika


Rekomendowane odpowiedzi

 

( Prolog )

 

Huk był taki, jakby główny kocioł w piekle wywaliło, razem z grzesznikami. Okoliczne domostwa z lekka zadrgały, po czym nagle i niespodziewanie nastała błogosłodka cisza.

– Mamusiu. Co to był za odgłos? Aż misiu mnie ugryzł przez stres.

– Sądzę, że już nie mamy fabryki czekolady.

– A skąd wiesz?

– Ciemno tak jakoś w naszym domku… i zewnętrzne szyby w okienkach takie jakieś... brązowe.

– Mówię wam! Szambo wywaliło – stwierdził z kąta dziadek. – Wspomnicie moje słowa, gdy moje się zamkną.

– Słowa? Dziadku! Co ty wciągasz z tej fajki?

 

< Jakiś czas temu >

 

Wszystko idzie jak po maśle – myślę sobie, biegnąc po leśnej ścieżce. – Najważniejsze, że wygłodniała zemsta śliska się po żółtym tłuszczu za mną, niczym oswojony krwiożerczy wąż. Nie mogę biec szybciej, bo jeszcze ją zgubię. A bardzo jej pragnę. Całym ciałem, całą duszą i więcej niż całym sercem. Biegnę do swoich. Do tej pięknej szkoły. Jestem jej twórczynią. Główną założycielką. Co prawda, nie patronem, ale cóż… nie można mieć wszystkiego. Właściwie to nie jest szkoła. Tylko takie łączne zgromadzenie na okoliczność, która mnie spotkała. I tego malucha. Jeszcze trochę, ociupinkę i omówimy sprawę. Póki co, nadal biegnę. Jestem teraz w piątym niebie. Za chwilę będę w szóstym. A na finał, w siódmym.

 

< Jakiś czas temu >

 

– Co ty sobie do jaśnie pana wyobrażasz!? Mam być niezazdrosna? Jestem twoją najlepszą przyjaciółką! No co tak zerkasz? Przebaczenie wybij sobie z głowy!

– Której?

– Ale śmieszne. Twój dowcip oślepia okoliczne lampy.

– Jakie lampy. Raczej świece. W domku jesteśmy.

– A jaka to różnica? Owrzaskiwanie twojej osoby, gwarantuje mi konstytucja! Nie zabronisz mi tego. Nawet metaforą mogę rzucić w twoją twarz, jak sobie tego zażyczę. Albo nawet prozą przywalić, co właśnie czynię. To, co zrobiłeś, jest po prostu podłe! Nie do wybaczenia!

– Ależ ja mam tylko o dwa więcej. Drobiazgowa jesteś.

– Dwa więcej? Aż… dwa więcej!

– No już dobrze. Spokojnie. Poczekaj grzecznie.

– Wal się!

 

Idzie do pokoju obok, zdruzgotany, ale chyba stosownie szczęśliwy. W końcu będzie rozejm. Przez uchylone drzwi widzę, że go wyjmuję i wraca do mnie. Dostrzega uśmiech przebaczenia na mej twarzy. Znowu wszystko będzie dobrze. Tak jak dawniej. Rzeczywiście. Jest tak, jak przewidziałam. Aż mnie przytulił i pocałował w policzek.

Teraz ja i on, mamy po trzy chomiki.

 

<Jakiś czas później>

 

Obudziłam się rześka i wypoczęta. Dzisiaj będzie wielki dzień. Dzień zemsty. Ale najpierw muszę zjeść śniadanko, by zyskać potrzebną moc. Nie zwątpić we własne siły. Słyszę jakiś dźwięk. To telefon. Starodawny stacjonarny. Nie podnoszę słuchawki. Jakiś bezczelny typ, niewychowany ponad miarę, pragnie zakłócić proces tworzenia przyszłości. Niedoczekanie. Niech sobie dzwoni do usranej śmierci.

Jedząc bułkę z kremem czekoladowym, wychodzę z domu. Już nie jestem zazdrosną przyjaciółką. Na pewno mi pomoże. Pozostali też.

 

< Jakiś czas wcześniej >

 

– Byś wziął jakąś szmatę i pościerał z okien. Wyglądają jak obkichane.

– Wiele budynków tak wygląda. Przyjdą okoliczne dzieci, to pozlizują.

– Ale nie tyle. Podobno sąsiadowi całą stodołę przykryło.

– Kochanie. Ludzie przesadzają.

– A spójrz na ulice. Żeby było blisko Wielkanocy, to by się chociaż zające lepiło.

– Ależ ona jest wymieszana z czymkolwiek.

– Nasza córka ma kłopot.

– Wiem. Przejdzie jej.

 

<Jakiś czas później>

 

Biegnę nadal przez szóste niebo. Widzę z daleka moich najlepszych kolegów. Czekają na mnie. Miny mają wybuchowo–złowrogie. I bardzo dobrze. Wszystko pójdzie jak z płatka słodkiego kwiatu. Witamy się serdecznie. Jest nas dziewięciu. To znaczy: dziesięciu, licząc mnie.

 

– Fajnie, że jesteście – zagaduję jako szefowa. – Wszystko przygotowane?

– Tak jest Futerkochomika.

 

Taki mam pseudonim. Łatwo się domyślić: dlaczego.

 

– A zatem od teraz jesteśmy groźnymi zamachowcami. Czy to jasne?

– Szefowa… jak supernowa.

– Tylko mi tu poezją nie wyjeżdżajcie. Nie czas na to.

– Tak jest.

– To świetnie. Chyba wiecie, że nasza misja może być samobójcza?

– Wiemy.

– Kto ma ciary, niech spier…

– … dala.

– Tylko proszę... bez wulgaryzmów.

– Ależ Futerkochomika, sama zaczęłaś.

– Ale nie skończyłam. I nie miałam zamiaru.

– W porządku. Więcej nie dokończymy.

– Tak sobie pomyślałam, że z racji oszczędnościowych, by ciągle nowych nie szkolić, będziemy Samobójcami Wielokrotnego Użytku, tak zwane: SWU.

– SWU?

– No przecież mówię.

 

< Jakiś czas temu >

 

– Dyrektorze! Pan zaniedbał swoje obowiązki. Pierdyknęło słodko na całą okolicę.

– Ależ nie na całą…

– Widzi pan, jak miasteczko wygląda? Do czego to podobne?

– Do naszej wspaniałej czekolady.

– Tak twierdzą ci, co wiedzą co to jest. A przyjezdni, myślą zgoła inaczej!! Co za wstyd!

 

< Jakiś czas później >

 

Wszyscy jak jeden mąż stoimy na leśnej polance. Pomocne zbiorniki mamy już przy sobie. Ciarki po naszych plecach chodzą wytrwale, karmiąc potrzebne emocje. Już wiemy, kim on jest. Pójdziemy do jego domu. Nawet drzwi jak co wywalimy. Jak nas psami poszczuje, to trudno. Oddamy swe życie, w imię słodkiej zemsty. Oko za ząb, ząb za oko. Wszyscy na jednego.

 

Ugryzł mnie chomik, którego mam w kieszeni. Nie czuję bólu. Widocznie też jest wnerwiony. Odczuwa to samo co my, walecznie zgromadzeni. Nosy mamy zatkane.

 

Otwiera nam drzwi. Wlewamy zawartość do jego mieszkania. Na jego pyskate ciało, najbardziej. Psy nas nie atakują. Raczej uciekają. Mają dobry węch. Chomik strasznie się wierci. Jakby chciał wyskoczyć. Chyba mu duszno. Kolejny zamach i lejemy dalej. Po wszystkim jak leci. Jego żona błaga o litość. Też dostaje swoje. Nie dbamy o to, czy zginiemy. W końcu jesteśmy samobójcami. Zdajemy sobie sprawę, że wielokrotność użytku się nie sprawdzi, gdy jakiś pies z katarem, podgryzie nasze gardła. Mieszkanie wygląda okropnie. Wręcz: nieprzyzwoicie.

 

To on nie dopilnował fabryki. Jest w końcu dyrektorem. Coś poszło nie tak i wszystko wybuchło. Jakby samoczynnie. Na szczęście ludzi w środku nie było. Moje domostwo srodze ucierpiało. I to bardzo. Pamiętam do dziś ten koszmar. Tak bardzo płakałam nad losem ukochanego misia. Cały się biedny trząsł. Nie mógł przyjść do siebie. Aż mu futerko zaczęło odpadać. Musiałam patrzeć na jego krzywdę. A to wszystko przez tego… słodkiego łajdaka. Pożal się komu chcesz, dyrektorze. Masz teraz… czekoladę… w swoim domku. Smacznego! Szambonurku! Poprzysięgłam zemstę! Obyś połykał!

 

< Po jakimś czasie >

 

Oczywiście nas złapano. Nawet całkiem łatwo im to poszło. Mamy w końcu po dziesięć lat. Nie wiem, co z nami zrobią. Raczej będziemy musieli wszystko własnoręcznie posprzątać. Na wszelki wypadek, żeśmy się trochę przeziębili, żeby dostać kataru. Mniej będziemy czuć przy sprzątaniu.

 

~~~//~~~

 

Siedzę samotna w swoim pokoju, wcale nie żałując tego, cośmy zrobili. Jesteśmy zgrani. Trzeba to przyznać. W końcu nikomu nic złego się nie stało. Słyszę dźwięk. To telefon. Stacjonarny taki. Tym razem podnoszę słuchawkę.

 

– Halo! Futerkochomika przy telefonie. Kto mówi?

– To ja, twój Misiu. Wtedy nie odebrałaś.

– Ano.

– Dałaś mnie w prezencie swojej kuzynce. Krótko po tym, jak… no wiesz… pamiętasz?

– Pamiętam. Nie mogłam patrzeć na twoje cierpienie.

– Akurat! A wiesz, że ja wcale nie cierpiałem. Udawałem tylko. Za bardzo mnie tarmosiłaś… i w ogóle. Wykorzystałem sytuację. Panie, pobłogosław dyrektorowi. Palantka byłaś, że hej! Ona przynajmniej o mnie dba. No to: pa. Aż się rymnęło. Przegapiłaś szansę… koleżanko.

 

~~~//~~~

 

I bądź tu człowieku dobrym – pomyślałam. – Niepotrzebne wszystko. Nigdy więcej zemsty.

Po chwili wyciągnęłam z kieszeni uduszonego chomika. Teraz on ma więcej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...