Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Parowóz


Rekomendowane odpowiedzi

Semafor podniósł się do góry, jakby jasne reflektory go zaiste podnieciły. Opadająca rdza, poprószyła biały śnieg, niczym tarta czekolada, zbitą śmietanę. Parowóz ruszył ze wszystkich sił, w każdym kółku, na jednym torze. Lekko przygarbiony maszynista, z wyświechtaną czapką, pochyloną w kierunku jazdy, siedział na prostym, trzęsącym się stołku, którego trzy cienkie nóżki, lekko się wygięły, tworząc przezroczystą beczułkę.

 

Lokomotywa chłonęła coraz większą prędkość w kolistości podtrzymujących ją światów. Wirowały jak oszalałe, jakby chciały się oderwać, by podążać swoją drogą przeznaczenia. Raz po raz jakaś zabłąkana iskra, syczała przez chwilę w śniegu, niby wściekły wąż, polujący na swoją ofiarę. Maszynista wcinał bułkę z okrasą pojadając kiszonym ogórkiem. Mimo mrozu i wiatru, panującego na zewnątrz, był spocony jak mysz zwrotnicowa, otulona siankiem, którego nakradła z pobliskiego pola. Ale nie teraz, rzecz jasna. A zresztą to zwierzątko metaforyczne, w snutej opowieści.

 

Kropelki potu kapały na brudną podłogę, w rytm stukania kół o szyny. W tej samej kolejności, kiwał się zjadacz śniadania. Główny prowadzący parowozu. Szarość dnia mijała smugami za oknem. Wewnątrz było ciepło i przytulnie. Tory zwężały się na horyzoncie, do granic możliwości. Siedział nadal na stołku, wpatrzony w dal, którą znał na pamięć. Tyle lat jeździł tą trasą. Była tak powszednia, jak bułka, którą się raczył nie podzielić, bo nie miał z kim. Dzisiaj podróż była inna. Samą lokomotywą. Lazurowy papierek, wyrzucił do nadbrzeża kosza.

 

Na zewnątrz zapadał zmrok. Ukołysany miarowym kołysaniem, popatrywał w kierunku jazdy, jedząc ostatni kęs bułki. W kubku też niewiele zostało. Wypił ostatni łyk. Okapał  brodę. Właśnie wycierał ją rękawem, gdy dostrzegł odbicie w oknie. Widział siebie i wnętrze pomieszczenia. Lecz nagle obraz zaczął się zmieniać. Ujrzał kuchnię w swoim domu. Żona stała przy stole i coś tam robiła. Nie dostrzegł dokładnie co, ale na pewno była to ona, chociaż widział ją od tyłu. Obraz nieustannie falował. Mieszał się z odbiciem, wnętrza, w którym siedział.

 

Zobaczył mężczyznę. Podszedł do niej od tyłu i zaczął dusić. Trwało to chwilę. Obraz znów się zamazał. Po chwili dostrzegł żonę. Niewątpliwie nie żyła. Nie widział twarzy mężczyzny. Lecz nagle ów, zaczął się odwracać. Ale właśnie w tym momencie, maszynista zobaczył długą smugę świateł. Drugi pociąg, jechał w odwrotną stronę. Zamazał całkowicie twarz mordercy. Zdążył tylko zauważyć, że na głowie miał niebieską czapkę. Po chwili uświadomił sobie, że przecież na tej trasie, jest tylko jeden tor.

 

Siedział zdruzgotany. Nie wiedział, co o tym myśleć. Co mogla oznaczać ta wizja. Czyżby widział przyszłość. Nie. To przecież niemożliwe. Myślał przed wszystkim o żonie. Nie chciał wierzyć, że to mogło wydarzyć się naprawdę.

 

Zaczął padać gęsty śnieg. Czasami jakaś zabłąkana iskra, zderzała się ze śnieżynką, walcząc o przetrwanie. Miarowy turkot kół, przyćmione światło oraz przyjemne ciepło, sprzyjało rozmyślaniu. Lecz te myśli był lodowate. Raniły jego psychikę. Bardzo.

 

Lokomotywa zbliżała się do strzeżonego przejazdu. W świetle reflektorów zobaczył jakąś postać. Nie wiele jej widział, z uwagi na gęsty śnieg. Dostrzegł jedynie, że poślizgnęła się na torach. Upadła. Nie zdążyła się podnieść, by uciec.

 

Nie obchodziło go to całe zamieszanie, związane z wypadkiem. Miał inne myśli w głowie. Odpowiadał na pytania, ale jego odpowiedzi, jakby krążyły obok niego. Pamiętał na pewno, że postać dostała się pod lokomotywę. A właściwie był o tym przekonany. Nie wiadomo czemu.

 

Tak faktycznie było. Miał racje. Zostały jedynie przemielone szczątki, podoczepiane to tu , to tam, w dolnej części lokomotywy. Patrzył na nie. Myślał sobie: był człowiek, nie ma człowieka. Prawie dosłownie. Jedynie kupa mięsa, kości i krwi.

 

Nagle tak się poczuł, jakby ktoś go silnie uderzył. Dostrzegł zmiażdżoną głowę. A właściwie to, co z niej zostało. Na kościach czaszki, pomieszanej z mózgiem, była wgnieciona niebieska czapeczka.

 

Pomyślał, że to może być zbieg okoliczności. Ale czy na pewno? Co tak naprawdę przedstawiała ta wizja? Teraźniejszość czy przyszłość? Czy było już po, czy przed? A poza tym był zmęczony. Mogło mu się wydawać, że coś widzi.

 

Pożyczył telefon. Zadzwonił do domu.

Jego serce waliło jak oszalałe, kiedy czekał na połączenie.

 
 
 
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - To zapał; za to kota złap. - Azot?                     Kota but, tu bat - 'ok.            Azo, kot i kogut tu. Go... kito - koza.                Natala; kotku, tu kto kala tan?    
    • Stojąc nad spokojną wodą, spoglądamy w kierunku oddalających się deszczowych chmur, gdy za nami zachodzi słońce następnego dnia mozołu nad życiem doczesnym.   Widzimy tęczę poniżej waniliowo brunatnych spodów chmur oświetlanych jakimś dziwnym złotym blaskiem zza pleców, na tle granatowego nieba.   Wszystko wydaje się zalane jakby ciepłem i światłością, kontrastem tego co było i co nastąpi.   Tego, czego tak poszukujemy wędrując pomiędzy barwami życia.   Właśnie tak patrząc i szukając opadamy już z sił, skalani bezradnością.   Prawdę mówiąc ileż można się katować i mordować by tę syzyfową pracę doprowadzić do końca i poczuć, że znowu trzeba będzie zacząć   Zacząć następny dzień, obładowany kolejnym ciężarem. Ciężarem bezskutecznych prób wzajemnego zrozumienia. Ciężarem bezskutecznych prób wypowiedzenia tego, co leży na sercu. Jedno i drugie nigdy nie zostało ustanowione, ni usłyszane.   Może byłoby lekko po prostu udawać, wypić razem kawę czy herbatę. Rytualnie odmówić pacierz przed zbawicielami samotności Rytualnie wejść do łóżka i odbyć cowieczorne bębnienie ciał   Może byłoby ani to lekko, ani to ciężko zacząć studia z przykazania matki i ojca. Popołudniami zasiąść przy tytule magistra nad telewizyjnymi bujdami posolonymi zawiłościami z zaskoczeniami. Popołudniami zasiąść przy szachach i łamigłówkach z nadzieją, że uznanie innych da nam moc władcy Eterni.   Może byłoby pikantnie zjeść trochę boczku, karkóweczkę; przyjarać wielbłądkiem lub pobawić się z Marysią. Cmoknąć wujka Janusza czerwonymi, niespełnionymi od namiętności ustami Grażynki. Cmoknąć obrazek Jezuska, który powędrował do zeszytu 10-latka podczas noworocznej kolędy.   Nie mówmy o bólu, to takie passe.. teraz mówimy już wprost o chorobach i niedoli. O demencji starości, gdy człowiek nie może zapomnieć o tym, jak będąc dzieckiem robił w majtki O demencji starości, gdy człowiek nie może przypomnieć sobie o tym, jak będąc w kwiecie wieku bawił się drogimi zabawkami   Gadane, gadane, gadane całe życie przerobione.   Może najmniej myśleć musi ten, który myśleć nie musi.. oczywiste Może najmniej spożywać musi ten, który spożywać nie musi.. oczywiste Może najmniej cierpieć musi ten, który cierpień nie rozumie no cóż, chyba nie trafiłem tutaj z sensem i z rytmu wybiłem tę pieśń. Praca nie jest pracą dla kogoś, kto się jej wyuczył i wykonuje ją bez zastanowienia Umysł przydymiony nie przejmuje się konsekwencjami nieprawidłowości, w które wpadł a jazda na ostro przypomina co najwyżej bieganie dzikiego wieprza po zagrodzie.   Nie ma ciężarów i nie jest lekko właściwie wszystko jest w stanie nieważkości; grawitacja bawi się udając istnienie. Względne, bowiem cóż istnieje?   Szczęśliwy ten, który nie wie czym jest szczęście. Radosny ten, który nie wie, czym jest radość. Przejrzał ten, który nigdy niczego nie widział. Mądry ten, który nie wie, czym jest wiedza. Uznany ten, który nie wie, czym jest uznanie. Odważny ten, który nie wie, czym jest odwaga. Sprawiedliwy ten, który nie wie, czym jest sprawiedliwość. Prawdomówny ten, który nie wie, czym jest prawda. Zbawiony ten, który nie wie czym jest zbawienie. Poznał Boga ten, który nie wie kim jest Bóg. Żywy ten, który nie wie czym jest życie.   Wiara w tym, który nie wie, czym jest wiara. Nadzieja w tym, który nie wie, czym jest nadzieja.   Nie ma go ani tu, ani tam. Nie ma go ani jutro, ani dziś.   Jak wiatr przeminął już, bowiem nie ma ni czasu, ni przestrzeni. Wszystko jest tym czym jest i czym nigdy nie było.   Taka w swojej istocie jest śmierć a skoro w ogóle jest śmierć nie ma miłości.     Tak właśnie kończy się jesień zmiana jest tym, co jest stałe zmiana jaźni w nicość.   Żadne teorie nie odpowiedzą na żadne pytanie jesteśmy w kropce i nie ma wyjścia Czarna dziura - mówiąc potocznie przemieniła się w więzienie niczym czeluść cyklu życia i śmierci zabezpieczona męskim orgazmem zapieczętowana wytryskiem nasienia i wchłonięciem plemnika przez kobiece jajeczko   Chociaż w sumie.. mamy metody, by i to powstrzymać. Spirala domaciczna - spiralą wyginającego ludzkiego gatunku jest w dwóch kierunkach biegnącą. Tak właśnie jest lżej, czyż nie?   Niektórzy twierdzą, że wiemy o świecie dużo ale znajomość praw nie jest wiedzą, co najwyżej, właśnie - znajomością praw. To co się wydarzyło... to, co się wydarzy... Wszystko wyjaśni determinizm, pomimo i tak nieistotnych anomalii na poziomie kwantowym Bo któż je ogarnie?   Więc wędruj przez życie i nie daj się znieść prądom wmawianego sensu. Korzystaj ze wszystkiego, bo przecież z czego miałbyś nie korzystać, a cóż masz do stracenia? Wiatr w polu.   A na końcu? Cóż, będzie ciekawie! Bowiem.. przecież, jak to wszyscy lubimy sobie śpiewać: "wesołe jest życie staruszka". A jeśli nie masz na to wszystko ochoty? Cóż, każdy znajduje swoje drzwi, bo jak to bywa mało kto zna słowa Królowej Popu: "you will find the gate that's open even though your spirit's broken".   Skrajności. Kiedy jeszcze kochałem i myślałem, że jestem kochany miałem ksywkę na portalu o poezji SkrajSkraj   Zwiastun tego czym stanie się ta miłość która nigdy przecież miłością nie była.   Lecz teraz cieszę się bardzo, że po tej całej burzy przyszło mi poznać pierwsze słowa wypowiedziane przy założeniu świata, których treść ukryta jest w literach powyżej. Słowa, których nikomu nie zdradzę, bo czeka mnie za nie tylko zdrada.   I znam te, które wybrzmiewały wcześniej i wybrzmiewać będą już zawsze. Słowa, których nikomu nie zdradzę, bo czeka mnie za nie tylko wzajemność.
    • Raz co udał; koparka, kra, pokładu oczar.  
    • I korki załadował; zła woda - łazi... kroki.    
    • @iwonaroma Nie stosuję przykrywek, chyba, że na garnki. Tak, mi się należy tyle tylko, żeby włączyć PH, gdy już nie daję rady - i to rzeczywiście jest ironia; ironia tego wspaniałego, kochającego świata. Właściwie to już podchodzi pod sarkazm, bo przecież jak można reprezentować sobą skrajności i paradoksy, o których tutaj piszę? Pytanie retoryczne.   Ale mam plan, który pełznie, a za kilka chwil opublikuję jego kolejną cegiełkę.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...