Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

uchodźcy po dobrej zmianie /1/


ais

Rekomendowane odpowiedzi

urodziłam się karaluchem

zapierdzielam jak USAin Bolt

po ciemnej kuchni w miejskim blokowisku

mieszkam ze swoją oraz męża rodziną

 

żyjemy w rurach kanalizacyjnych

szafkach szparach gdzie Bóg da

ale nastały ciężkie czasy

codzinnie robią nam holokaust

przez co nie mogę spać ze strachu o dzieci

 

świat poszedł naprzód

cywilizacje mutują a my stoimy w miejscu

jak niedorowinięte żaby

 

ciotki i wujostwo dawno przenieśli się

do lepszego miejsca

jakaś willowa dzielnica magazyny

żarcia w bród i spokój

 

nie wiem dlaczego ciągle tu mieszkamy

chyba z sentymentu

jesteśmy uchodźcami

mamy genetycznie zaprogramowaną asymilację

pragnę jednak ustatkować się

w miejscu które nie narażałoby

moich bliskich na utratę członków rodziny

 

wiem że nas nie lubią

gardzą nami

wyzywają od brudasów czarnuchów

czy to nasza wina że mamy ciemne ubarwienie

wychodzimy nocą jak ninja

by uszczknąć darów z Bożej łaski

 

starsze dzieci też się wyprowadziły

od pewnego czasu nie mam od nich wiadomości

podobno wdały się w jakiś konflikt

zbrojny

 

urodziłam się karaluchem

nie musisz mnie z tego powodu zabijać

ale pamiętaj że roznoszę zarazki.

 

 

 

______

Dzisiaj obchodzimy ŚWIATOWY DZIEŃ UCHODŹCY.

 

 

 

 

Edytowane przez ais
ort (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ais Chyba idą jakieś wybory bo coraz więcej wierszy jak dla mnie - stricto politycznych ;) (żeby nie było sam takie popełniałem) Szkoda, że ten karaluch od spodu nie jest tęczowy, dopełniłoby to obraz bożej łaski. Jest pomysł i jest wykonanie, ale jest i nachalne pozycjonowanie ofiara - kat, skąd już jest bardzo ciężko nie przekroczyć granicy śmieszności, patosu i groteski (sam tytuł naprawdę może się tym wszystkim stać i to naraz.)  A czy ty należysz do jakiejś poszkodowanej grupy oddziaływań? Pozdrawiam.

 

Pan Ropuch

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Pan Ropuch  Nie wszystkie wiersze, które wstawiam, napisałam wczoraj. Powyższy ma około czterech lat i był odzwierciedleniem sytuacji na świecie.

Nie każdy człowiek przechodzi obojętnie obok otaczającej nas rzeczywistości, nie każdy ma tak twardy pancerz.

A wiersz można odczytać wielowarstwowo jedni pominą ostatni wers, drudzy wezmą go sobie do serca.

Dzisiaj przeczytałam historię o zastrzelonej w swoim domu afroamerykance, która dostała osiem kul od policji i ta historia bardziej mną wstrząsnęła niż historia George'a Floyd'a. Osiem kul robi jednak większe wrażenie.

 

Gdybym pokusiła sie o napisanie wiersza ponownie, może i użyłabym kolorów tęczy, wówczas ten problem nie był na tyle istotny, aby go poruszać.

 

Ale nic straconego może coś wydziergam.

Pozdrawiam

 

ais, niejaka AOU

 

***

@valeria Zajmij sie sobą, bzami, kimś, a ode mnie wara.

 

***

Podziękowania za serduszka dla:

@Silver & @Rastu

 

Szczęścia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ais Jak widać niewiele się zmienia w takim razie mimo upływu czasu, chyba stoimy w miejscu albo po prostu to wszystko jak niestety już bywało - zatacza koło. Tam wyżej powinno być niedorozwinięte zjadłaś "z" ;) Wybacz ale pobawię się tym Twoim tekstem tak a propos dał bym tytuł - Karaluchy, bez żadnej agitki do dobrej zmiany czy w pisdu z wami :DDD

 

 

urodziłam się karaluchem

zapierdzielam jak USAin Bolt

po ciemnej kuchni w miejskim blokowisku

mieszkam ze swoją oraz męża rodziną

 

żyjemy w rurach kanalizacyjnych

szafkach szparach gdzie Bóg da

 

nastały ciężkie czasy

codziennie robią nam holokaust

nie mogę spać ze strachu o dzieci

 

podobno świat poszedł naprzód

cywilizacje mutują

tylko my stoimy w miejscu

jak niedorozwinięte żaby

 

ciotki i wujostwo dawno przenieśli się

do lepszego miejsca

willowa dzielnica i magazyny

żarcia w bród nieczysty spokój

 

dlaczego ciągle tu mieszkamy

chyba z sentymentu

jesteśmy prusakami

z genetycznie zaprogramowaną asymilacją

 

choć i my pragniemy ustatkować się

najlepiej tam gdzie moglibyśmy przetrwać

 

wiem że nie łatwo nas polubić

prościej jest gardzić

wyzywać od brudnych czarnuchów

zarazy przybyszów i intruzów

czy to nasza wina że nie wyglądamy tak samo

wychodzimy nocą jak ninja

by uszczknąć darów z Bożej łaski

 

starsze dzieci poszły szukać szczęścia na własną rękę

i od pewnego czasu nie mam od nich wiadomości

oby nie wdały się w jakiś konflikt zbrojny

 

urodziłam się karaluchem

nie musisz mnie z tego powodu zabijać

chcę przeżyć tak jak i ty

 

Pan Ropuch

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ais  Omran nie płacze, patrzy wam w twarze,
             sprawdza - czy oby jeszcze je macie.
             Co pozostało z waszych wartości?
             drobne kosteczki, kto dzisiaj pomści.
 

            Alana Kurdi widzisz na piasku,
            jak mógł uciekał z wojny potrzasku.

            Woda obmywa drobniutkie nóżki,
            po plaży płyną krwi Jego stróżki.


Pozdrawiam mile, wzruszyłaś tym wierszem, wina jest we mnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ais @Rastu Rastu mi wspomniał o tym Twoim podejściu do plusowania ja sypię nimi jak popadnie, dopóki dopóty są za darmo i miłe to za darmo i miło nimi dzielę. Każdy ma swoje plusomisie! :DDD

 

Pan Ropuch

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ais Wierz mi z wierszykami mam już różnie, choć i tu rączki raczej nie wzbraniam przed plusowaniem. Nie splusuję każdego tak jak i nie każdy wiersz, niestety, nie doczytam do końca. Czasem coś mnie odrzuci albo mi nie podejdzie, albo albo i wtedy już plusa ni ma. Komentarze natomiast plusuje praktycznie w 100%, chyba, że są nie do końca miłe :DDD. Ot cała wykładnia Pana Ropucha.

 

Pan Ropuch

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • ais zablokował(a) ten utwór
  • ais odblokował(a) ten utwór

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
    • (Amy Winehouse)   więc albo światło albo mrok   reszta to mgnienia  zauroczenia odurzenia    od niechcenia 
    • @befana_di_campi ↔Dzięki:~))↔Pozdrawiam:)
    • @Waldemar_Talar_Talar ↔Dzięki:)↔ Chociaż ja jestem rzadko zadowolony na 99% z tego co napisałem. Raczej nigdy! Chyba każdy tekst?→jest "żywy"→bo można go napisać na nieskończenie wiele sposobów:)↔Pozdrawiam:)
    • ze wspomnień upiekę ciasto by lepiej smakowało dodam echa i wiatru oraz uśmiechu   żeby nie przesłodzić łzami je przełożę albo łyżką morza jest łagodne   wiem że trudno będzie ale co tam zaryzykuję przecież do odważnych świat należy   ze wspomnień ciasto upiekę będzie wam smakowało bo minionym zapachnie które hen za wami  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...