Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ƭɑʍ Ɠժzíҽ Rօśղíҽ Lɑաҽղժɑ


Rekomendowane odpowiedzi

 

                                                      )Prolog( 

                                                   

– Mamusiu! Dlaczego tatusia zeskrobują łopatką.

– Bo tatusia walec przejechał. Patrz uważnie i nie zadawaj głupich pytań.

– Ale chyba z tego okrągłego też go odwiną?

– Oczywiście kochanie. Nie musisz się martwić.

– Wiesz mamo… tak sobie myślę, że trochę tatusia na jezdni zostanie.

– Skarbie… nie zaprzątaj tym sobie głowy. Deszcz resztę zmyje. Słychać grzmoty.

– Boję się burzy.

– Ja też… ale teraz już nie muszę.

*------------------------------------------------------------------------------------------------------*

  

  

Początek zjawiska ma miejsce rano, gdy jeszcze nie wszyscy są na nogach. Nasza wioska nie jest duża… i jak to niektórzy mówią… jakoś jest. Żaden z nas nie jedzie do miasta. Tym bardziej, że dzisiaj obchodzimy Świepodniak→Święto Poprzednich Dni. Taka uroczystość jest zawsze, kiedy większość z nas docenia fakt, że do dzisiaj przeżyła i nic gorszego się nie stało. A zatem nie ma ustalonej daty.

 

Istnienie wspomnianego święta jest bardo uzasadnione, zważywszy na fakt, że jesteśmy raczej impulsywni. Na szczęście do tego czasu – odpukać – nikt nie zginął. Niby jedni drugich szanują, ale złości w nas nie brakuje, co można dostrzec w różnych ludzkich przywarach. Trzeba by długo wymieniać, więc tylko wspomnę… że łatwo nie jest… i tak po prawdzie, rzadko kto jest szczęśliwy porównując się do innych, którzy odczuwają dokładnie to samo.

 

I nagle dzisiaj, wszystkich co do jednego opanowała ta sama wizja. Te same myśli zawładnęły umysłami, niczym stado wściekłej szarańczy. Siła sugestii jest tak silna, że nie potrafimy temu przeciwdziałać. Chociaż na dobrą sprawę, nie bardzo tego chcemy. Przecież jest to obietnica, dzięki której, chociaż przez jakiś czas, będziemy mogli poczuć się jak w raju. Szczęśliwi do granic możliwości. Wewnętrzny nakaz jest prosty, zrozumiały i łatwy do wykonania. Dlatego od razu przystępujemy do pracy. Jak jeden mąż.

 

*

Pole lawendy zajmuje znaczny obszar, tuż za wioską od strony zachodniej. Jest pełnia kwitnienia. Słońce niczym malarz poeta, omiata promieniami, delikatne obiekty kwiatowe. Nie za dużo. Tyle ile trzeba. Tym bardziej, że kryje się za horyzont. Łany o kolorze wszystkim dobrze znanym, falują na lekkim wietrze, jeszcze bardziej podkreślając wdzięki, w pomarańczowej poświacie. No cóż. Nie wszystko trwa wiecznie.

 

*

Robi się niemałe zamieszanie. Wszyscy biorą do rąk, co popadnie. A dokładniej narzędzia, którymi można ciąć. Dzieci wyrywają lalkom nożyki i biegną w tym samym kierunku, co starsi tubylcy. Nawet dziadki z fajkami i babcie z wałkami, zasuwają, aż się kurzy. Wszystkim doskwiera jeden cel. Jak najszybciej powycinać. Przygotować miejsce. Wiedzą dokładnie co i w jaki sposób. Niemowlęta w wózkach trzymają ostre gruchawki. Niektóre buzie są zakrwawione. Rodzicom to nie przeszkadza. Obetrą później, gdy zakończą to, co im nakazał wewnętrzny głos. Mieszkańców może nie za dużo, ale zadymy jest najbardziej.

 

Po chwili wybiegają z wioski. Zacięte twarze, ostre noże i inne takie, aż buzują tęsknotą i tryskają chęcią do pracy.

 

Wycinać! Wycinać! Wycinać! Słychać podniesione na szczyty możliwości twórczej, nawoływania.

 

Po chwili cały tłum wpada na pole lawendy i we wskazanym miejscu zaczyna wycinać znacznych rozmiarów, okrągły plac. Biedne kwiatki śmigają na wszystkie strony. Deptane, poniewierane, tłamszone i wynoszone poza obręb owej kolistej krainy. Leżą teraz martwe na żywych.

 

Trzeba przyznać, że uporano się raz dwa. Chęci nie zabrakło. Dokonano tego, co od nich oczekiwano. Mają swoją Krainę Szczęśliwości. Trzeba tylko ławeczki odpowiednie zrobić. Chociażby dla starszych osób. No i sprawdzić, czy działa jak trzeba. Głos nakazał, że dopiero jutro. Muszą czekać. Póki co robią siedziska. Nieco wnerwieni. Myśleli, że tak od razu.

 

Na drugi dzień, wszyscy podążają w kierunku lawendowego pola. Niestety, nie mogą się spieszyć. Wczoraj głos nie zakazał. Mogli biec na zbity pysk. Dzisiaj sytuacja jest nieco inna. Zakazał pośpiech. A zatem wolniutko człapią, do punktu przeznaczenia.

 

Wreszcie wchodzą do rajskiej krainy. Starsze osoby siadają, dzieci biegają wesoło a ci pośredni, jak tam komu przypadnie. Głos obiecał, że po jakimś czasie, poczują się tak szczęśliwi, jak nigdy jeszcze w swoim życiu nie byli.

 

Faktycznie. Najpierw wolniutko, a później trochę szybciej, twarze wykrzywiają błogie uśmiechy. Jak by ich opuściła wszelka nieprawość, złość i odwrotność powiedzenia: kochaj bliźniego jak siebie samego. Nawet dzieci są radosne, ale z nimi to tak przeważnie. Trudno odróżnić, czy przez to.

 

Przez dłuższy czas sytuacja się powtarza. Nie wszyscy już tam chodzą, ale wystarczy, że poczuje się ktoś podle, to wie gdzie ma iść, by zaznać prawdziwego szczęścia.

  

***

Ciemne plamy wyłaniają się bardzo wolniutko. Tak wolniutko, że rzadko kto je zauważa. A nawet gdyby, to przecież na polu, różne rzeczy wyrastają. Nawet pod nogami, które należą do uśmiechniętych ludzi.

Jest ich coraz więcej i więcej. Cała wycięta polana jest nimi pokryta.

Ludzie przestali tam chodzić, mimo że szczęście odczuwają nadal. Ale tylko jak są tam. Na wskazanym przez głos obszarze.

  

***

Ten poranek nie należy do radosnych. Po pierwsze wokół wioski tworzy się niewidzialna ściana.

Po drugie, od strony zachodniej, nadlatują wirujące ciemne plamy. Nie istnieje dla nich żadna przeszkoda. Ściany budynków nie stanowią żadnego problemu. Wchłaniają się w ludzi, strasznie raniąc ciała. Różnokolorowe kwiaty, będące dotychczas ozdobą, pokrywają się niechcianą gęstą czerwienią, a nawet wnętrznościami. Żaden człowiek nie umiera. Jeszcze muszą się pomęczyć. Jakby wszystko było pod kontrolą. Z daleka widać lecące stada. Niczym czarne kruki. Lecz one ich nie atakowały. A to coś, jak najbardziej. Wrzasków nie ma końca. Wielu żałuje, że posłuchało tych dziwnych głosów. Nagle ktoś głośno wrzasnął. Gdyby nie okoliczności, to by można powiedzieć, że wykrzyczał głupi banał:

  

– Zostawiliśmy tam wiele zła. Wyciekło z nas jak parszywe nasiona. Zakiełkowało, wyrosło i teraz wraca.

– Ale przecież nie wszyscy byli tacy… pamiętasz tego poczciwotę…

– No fakt… pamiętam.

– Przecież siedzieliśmy między czarnymi krzewami...

– I gówno żeśmy widzieli. Tylko własne durne szczęście.

   

Rozmowy przestają się kleić. Za to klei się coraz więcej ciemnych plam. Są teraz jeszcze większe. Zaczyna się prawdziwy koszmar. Ludzie giną w męczarniach, wyżerani od środka przez własne zło lub niestety cudze. Zapewne wielu nie zasługiwało na taki los. Niestety. Wszyscy zostają potraktowani podobnie. Wtem całe zamieszanie dobiega końca, równie nagle jak się zaczęło. Widać wiele powyżeranych trupów, chociaż niektórzy są cali. Dziecko w wózku ma do oka wciśniętą rączkę od gruchawki.

 

***

  

Podczas ataku, ściana uniemożliwiająca ucieczkę, w jednym miejscu lekko pęka. Jedna z plam przeciska się przez nią i wylatuje na zewnątrz. Jednak poza strefą działania, jest już osłabiona, przezroczysta, a działanie odbiega od normy. Na poboczu stoi otwarty samochód. Wewnątrz siedzi rodzina. Matka, ojciec i córka. Część plamy wnika w kobietę, mniejszy skrawek w córkę, a pozostałość jeszcze gdzie indziej.

 

Z tyłu zbliża się walec. Dziwnie szybko, biorąc pod uwagę rodzaj pojazdu. Nagle wszyscy wychodzą z auta. Widać, że chcą przejść na drugą stronę.

 

Może córka chce nazbierać kolorowych kwiatków dla tatusia?

 

Gdy maszyna jest bardzo blisko, kobieta popycha mężczyznę. Córka tego nie zauważa, bo patrzy w niebo na białe baranki. Zabójczy manewr następuje w ostatniej chwili. Mąż nie ma szans. Część ciała nawija się na okrągłe żelastwo. Słychać jedynie, łamanie kości i dziwne mlasknięcie. Da się też zauważyć strzępki różowego mózgu, z rozgniecioną ostatnią myślą.

 
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - To zapał; za to kota złap. - Azot?                     Kota but, tu bat - 'ok.            Azo, kot i kogut tu. Go... kito - koza.                Natala; kotku, tu kto kala tan?    
    • Stojąc nad spokojną wodą, spoglądamy w kierunku oddalających się deszczowych chmur, gdy za nami zachodzi słońce następnego dnia mozołu nad życiem doczesnym.   Widzimy tęczę poniżej waniliowo brunatnych spodów chmur oświetlanych jakimś dziwnym złotym blaskiem zza pleców, na tle granatowego nieba.   Wszystko wydaje się zalane jakby ciepłem i światłością, kontrastem tego co było i co nastąpi.   Tego, czego tak poszukujemy wędrując pomiędzy barwami życia.   Właśnie tak patrząc i szukając opadamy już z sił, skalani bezradnością.   Prawdę mówiąc ileż można się katować i mordować by tę syzyfową pracę doprowadzić do końca i poczuć, że znowu trzeba będzie zacząć   Zacząć następny dzień, obładowany kolejnym ciężarem. Ciężarem bezskutecznych prób wzajemnego zrozumienia. Ciężarem bezskutecznych prób wypowiedzenia tego, co leży na sercu. Jedno i drugie nigdy nie zostało ustanowione, ni usłyszane.   Może byłoby lekko po prostu udawać, wypić razem kawę czy herbatę. Rytualnie odmówić pacierz przed zbawicielami samotności Rytualnie wejść do łóżka i odbyć cowieczorne bębnienie ciał   Może byłoby ani to lekko, ani to ciężko zacząć studia z przykazania matki i ojca. Popołudniami zasiąść przy tytule magistra nad telewizyjnymi bujdami posolonymi zawiłościami z zaskoczeniami. Popołudniami zasiąść przy szachach i łamigłówkach z nadzieją, że uznanie innych da nam moc władcy Eterni.   Może byłoby pikantnie zjeść trochę boczku, karkóweczkę; przyjarać wielbłądkiem lub pobawić się z Marysią. Cmoknąć wujka Janusza czerwonymi, niespełnionymi od namiętności ustami Grażynki. Cmoknąć obrazek Jezuska, który powędrował do zeszytu 10-latka podczas noworocznej kolędy.   Nie mówmy o bólu, to takie passe.. teraz mówimy już wprost o chorobach i niedoli. O demencji starości, gdy człowiek nie może zapomnieć o tym, jak będąc dzieckiem robił w majtki O demencji starości, gdy człowiek nie może przypomnieć sobie o tym, jak będąc w kwiecie wieku bawił się drogimi zabawkami   Gadane, gadane, gadane całe życie przerobione.   Może najmniej myśleć musi ten, który myśleć nie musi.. oczywiste Może najmniej spożywać musi ten, który spożywać nie musi.. oczywiste Może najmniej cierpieć musi ten, który cierpień nie rozumie no cóż, chyba nie trafiłem tutaj z sensem i z rytmu wybiłem tę pieśń. Praca nie jest pracą dla kogoś, kto się jej wyuczył i wykonuje ją bez zastanowienia Umysł przydymiony nie przejmuje się konsekwencjami nieprawidłowości, w które wpadł a jazda na ostro przypomina co najwyżej bieganie dzikiego wieprza po zagrodzie.   Nie ma ciężarów i nie jest lekko właściwie wszystko jest w stanie nieważkości; grawitacja bawi się udając istnienie. Względne, bowiem cóż istnieje?   Szczęśliwy ten, który nie wie czym jest szczęście. Radosny ten, który nie wie, czym jest radość. Przejrzał ten, który nigdy niczego nie widział. Mądry ten, który nie wie, czym jest wiedza. Uznany ten, który nie wie, czym jest uznanie. Odważny ten, który nie wie, czym jest odwaga. Sprawiedliwy ten, który nie wie, czym jest sprawiedliwość. Prawdomówny ten, który nie wie, czym jest prawda. Zbawiony ten, który nie wie czym jest zbawienie. Poznał Boga ten, który nie wie kim jest Bóg. Żywy ten, który nie wie czym jest życie.   Wiara w tym, który nie wie, czym jest wiara. Nadzieja w tym, który nie wie, czym jest nadzieja.   Nie ma go ani tu, ani tam. Nie ma go ani jutro, ani dziś.   Jak wiatr przeminął już, bowiem nie ma ni czasu, ni przestrzeni. Wszystko jest tym czym jest i czym nigdy nie było.   Taka w swojej istocie jest śmierć a skoro w ogóle jest śmierć nie ma miłości.     Tak właśnie kończy się jesień zmiana jest tym, co jest stałe zmiana jaźni w nicość.   Żadne teorie nie odpowiedzą na żadne pytanie jesteśmy w kropce i nie ma wyjścia Czarna dziura - mówiąc potocznie przemieniła się w więzienie niczym czeluść cyklu życia i śmierci zabezpieczona męskim orgazmem zapieczętowana wytryskiem nasienia i wchłonięciem plemnika przez kobiece jajeczko   Chociaż w sumie.. mamy metody, by i to powstrzymać. Spirala domaciczna - spiralą wyginającego ludzkiego gatunku jest w dwóch kierunkach biegnącą. Tak właśnie jest lżej, czyż nie?   Niektórzy twierdzą, że wiemy o świecie dużo ale znajomość praw nie jest wiedzą, co najwyżej, właśnie - znajomością praw. To co się wydarzyło... to, co się wydarzy... Wszystko wyjaśni determinizm, pomimo i tak nieistotnych anomalii na poziomie kwantowym Bo któż je ogarnie?   Więc wędruj przez życie i nie daj się znieść prądom wmawianego sensu. Korzystaj ze wszystkiego, bo przecież z czego miałbyś nie korzystać, a cóż masz do stracenia? Wiatr w polu.   A na końcu? Cóż, będzie ciekawie! Bowiem.. przecież, jak to wszyscy lubimy sobie śpiewać: "wesołe jest życie staruszka". A jeśli nie masz na to wszystko ochoty? Cóż, każdy znajduje swoje drzwi, bo jak to bywa mało kto zna słowa Królowej Popu: "you will find the gate that's open even though your spirit's broken".   Skrajności. Kiedy jeszcze kochałem i myślałem, że jestem kochany miałem ksywkę na portalu o poezji SkrajSkraj   Zwiastun tego czym stanie się ta miłość która nigdy przecież miłością nie była.   Lecz teraz cieszę się bardzo, że po tej całej burzy przyszło mi poznać pierwsze słowa wypowiedziane przy założeniu świata, których treść ukryta jest w literach powyżej. Słowa, których nikomu nie zdradzę, bo czeka mnie za nie tylko zdrada.   I znam te, które wybrzmiewały wcześniej i wybrzmiewać będą już zawsze. Słowa, których nikomu nie zdradzę, bo czeka mnie za nie tylko wzajemność.
    • Raz co udał; koparka, kra, pokładu oczar.  
    • I korki załadował; zła woda - łazi... kroki.    
    • @iwonaroma Nie stosuję przykrywek, chyba, że na garnki. Tak, mi się należy tyle tylko, żeby włączyć PH, gdy już nie daję rady - i to rzeczywiście jest ironia; ironia tego wspaniałego, kochającego świata. Właściwie to już podchodzi pod sarkazm, bo przecież jak można reprezentować sobą skrajności i paradoksy, o których tutaj piszę? Pytanie retoryczne.   Ale mam plan, który pełznie, a za kilka chwil opublikuję jego kolejną cegiełkę.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...