Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Bóg jeden raczy to wiedzieć

kiedy stałem się niemiły w

pociągu nowych znaczeń

 

przysiadłem się na ławeczce

do trzech młodzianów

zakapturzonych i zadymionych

niczym osiedlowi mnisi w 

klasztorze pod wezwaniem

zabiłem gwoździa

kazano mi się wyekspediować bo

ów siedzisko jest dla #blokersionly

 

jedno słowo a tyle znaczeń

to już nie kaligrafia

to już nie poszukiwanie

ani też nie o piękno tu chodzi

ważna staje się

hiperinteraktywność

na niebiesko podświetlone

z kursora "na łapkę" cudowną

mocą przemienione aktywuje

otwiera podstrony pokoje komnaty

w mgnieniu oka przenosi tam gdzie

nieistotne imię a nawet szaty

 

po krótkiej pogawędce

a właściwie monologu

trzech mnichów naprędce

udało się na ławeczkę obok

 

Bóg jeden raczy to wiedzieć

kiedy stałem się niemiły w

pociągu nowych znaczeń

 

 

 

Edytowane przez Aleksander Głowacki (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Kurza twarz, aż nie wiem czy pisać coś pod tym akurat twoim wierszem, bo kaptur mam w awatarze profiolowym, hehehe, no ale na szczęście nie należę i nie należałem nigdy do żadnych subkultur. Rozumiem, że to tekst niedosłowny, to nie ławeczka w parku czy pociągu, ale jakaś internetowa "klikalnia"? "Wyekspediować się"? Rozumiem, że oni teraz takie konstruują zdanka u siebie na "habrynzie"? LOL. "Wyekspediować można kogoś, coś" - ale siebie? Chyba tam ich z buta językoznawczego  zahaczyłeś skoro uciekli ;P

 

Dobre, bo z humorem i przekąsem charakterystycznym dla ciebie. 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Tomasz Kucina Doprawdy zabawne! Nie trzeba nam jechać do Chin, by poczuć się jakby każdy mówił niezrozumiałym językiem. Slang, język ulicy, gwary czy nawet samo grypsowanie więzienne nie jest przecież niczym nowym. Aczkolwiek nie umknęło to i zapewne Pańskiej uwadze to uporczywe miksowanie słów, zapożyczanie i co najistotniejsze w tym procesie upraszczanie języka, mowy, słowa. Sam kandydat na prezydenta Pan Hołownia szybko się wycofał ze swojej roli, (tegoż kandydata właśnie) i lekko zmieszawszy zezwolił przejść na "ty" Pani redaktor, gdyż dobrze się znają, bo wywodzą się z jednego środowiska, zaznaczając przy tym, że jest dobrą normą (powinnością wręcz) upraszczanie wszystkiego. I tak właśnie siedzimy sobie uproszczeni do avatara, mogący zbudować sobie cały międzykontynentalny świat, pełen relacji, związków, niezapomnianych chwil i to zupełnie nie wychodząc z domu. A.G.

Edytowane przez Aleksander Głowacki (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

No w sumie tak. Ma pan racje panie Aleksandrze. Uprościło nam się  życie. Ale nie ominiemy tego. Świat się permanentnie rozszerza, i horyzonty ludzkie przyjmują coraz to bardziej zatrważające metamorfozy. Tracimy tożsamość. Język zaś jest płynny, jeżeli wymiga się pan z przynależności do tych neologizmów komunikatywnych - to przykładowi internauci uznają pana za produkt archaiczny. Też z tym mi ciężko.

 

A polityka? Do niej się nie mieszam na portalu poetyckim. Tym bardziej że tamten pan to nie mój obiekt szczególnej atencji. Nie chcę i nie potrafię się wypowiedzieć w sprawie, bo jej nie znam.  

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...