Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Dziś będą brnął przez trzynastotysięczny i osiemdziesiąty dzień życia

liczba pozostałych spadła pierwszy raz poniżej siedmiu tysięcy

o jeden, z taką pierwszą myślą obudził się Cyklop pośpiesznie

robiąc dwie rzeczy na raz, nie zamierzał się zasmucać wcale

choć z nie lada trudem mu to przychodziło jak zawsze...

 

Cyklopi wiedzą jak wydłużyć czas, moment, chwilę mają ku temu 

powody, po każdych dwustupiędziesięciu dniach celebrują kolejną

ćwiartkę tysiąca - ich żywot przebiega pod ich dyktando, nie tylko

znają dokładnie datę swojej śmierci, lecz również ten dzień,

jej oblicze i ból - nie uśmiechają się żyjąc prozą policzonego bycia

 

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Grynszpani Otóż nie moja droga Pani, proszę przeczytać o przypadku Karola Bieleckiego to jest polskiego szczypiornisty, który po "utracie wzroku w jednym oku", na skutek nieszczęśliwego wypadku, w dalszym ciągu kontynuował z powodzeniem karierę sportową na najwyższym poziomie. Nasz mózg potrafi poradzić sobie i z tym dylematem, poprzez tajemną sztukę adaptacji. Tu ośmielę się pozostawić link do artykułu na ten temat. Miłego dnia życzę, jak również spokojnych świąt, w pogodzie ducha i refleksji. A.G.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Aleksander Głowacki (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Grynszpani Oczywiście, że się zgodzę, powiem więcej długo po Pani uwadze, myślałem nad tym jak mógł postrzegać i widzieć świat Cyklop z jednym okiem po środku czoła, bo tak zwykle jest przedstawiany na rycinach. Z pewnością znacznie więcej musiał operować głową "jak peryskopem" by nadążać za obrazem szczególnie w ruchu, to jest dostarczać jak najwięcej informacji mózgowi (tych przykładowych zdjęć) by ten mógł jak najlepiej je przetwarzać jako informację. Sam fakt, że ludzkie oko rejestruje bo "przecież nie widzi" obraz pomniejszony i do góry nogami, co więcej podobno przez kilka tygodni tak widzimy świat jako noworodki, co zasługuje na niemały podziw. A.G.

Opublikowano (edytowane)

@Aleksander Głowacki Czytam w kontekście zarazy, aczkolwiek wprost o niej nie ma.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

tu troszkę nie rozumiem, ale może o czymś zapomniałem,i muszę sobie mitologię przypomnieć. Czy chodzi o cykliczność? Cykliczność narodzin i śmierci, powtarzalność?

Edytowane przez Jan Paweł D. (Krakelura) (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Jan Paweł D. (Krakelura) Witam Pani Janie i dziękuję za pozostawiony komentarz. Wiersz jest jak najbardziej uniwersalny, zainspirowało mnie do jego napisania więcej niż kilka szczegółów, między innymi i ta nieszczęsna zaraza, która liczbami, cyframi, statystykami i wykresami się rządzi. Nasze życie jest naznaczone liczbami od samego początku, rodzisz się określonego dnia, ważą Ciebie, mierzą i przyznają punkty według skali, kończy się też cyframi na nagrobku. Z powodu tej zarazy zabrano niektórym ten ostatni przywilej, chowając niektórych w zbiorowych mogiłach patrz Nowy Jork, Ekwador, Brazylia i tak dalej. Jest to też wiersz o prawie 36-latku, który liczy swoje życie jak ów Cyklop.  Między innymi też i dokument Nick(a) Cave(a) 20 tysięcy dni na Ziemi. A.G.

Edytowane przez Aleksander Głowacki (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Pamiętam tą sytuację z panem Karolem Bieleckim, to było w meczu z Chorwacją, i późniejsze jego udane występy w kadrze, zaraz po wypadku. Bardzo perspektywiczny wiersz, cyfry: 13080 dni to by wskazywało na wiek, konkretnie ok 35-36 lat i jakiś punk zero o którym opowiada narrator w wierszu, punk zero - trudno antycypować, może to okres osobistego doświadczenia z problemem akomodacyjnym oka, oczu? Jest jeszcze druga cyfra to 6999, być może kolejny etap życia z przypadłością? Mamy więc kolejnych 20 lat życia, i pewne doświadczenia związane z treścią wiersza, mamy głębszą refleksję natury już może empirycznej wypływającej z doświadczenia czasu i przeżyć, być może jakieś ograniczenia z tym powiązane i wreszcie  - jest analiza w kontekście współczesnej medycyny i didaskalia w komentarzach poparte linkiem (a'propos - nie wiedziałem, że szyszynka ma takie znaczenia w kontekście melatoniny)  i finalnie - urocze nawiązanie do motywów mitologicznych (cyklopów). Oceniam na bdb., super. 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Jan Paweł D. (Krakelura) Próbowałem to odnaleźć w swoich szpargałach i szpargalikach, przyznam szczerze, że sam straciłem już rezon w tej sprawie. Być może gdzieś to niefortunnie zobaczyłem, zasłyszałem a może nawet to sobie przyśniłem. W każdym bądź razie sprawa się tyczy tego, że Cyklopi nigdy nie mogli zaznać szczęścia bo dokładnie znali datę swojej śmierci. Wiem, że dzisiaj to nie robi już takiego wrażnia jak kiedyś, gdyż kiedyś po prostu tak wierzono.  Przykładowo, lekarz mówił najbliższym o fatalnej prognozie, a Ci niejednokrotnie decydowali co z tą informacją zrobić dalej, czy i jak przekazać ją osobie chorej. Pierwszy raz akurat tylko znaczy, że ktoś skrupulatnie odlicza i stawia sobie progi, jak nie patrzeć to wciąż dużo dni do przeżycia, ale nastawienie jest pesymistyczne więc zamiast skupiać się jak je przeżyć, dopada go myśl, że róznica pomiędzy tymi dwoma liczbami ciągle się powiększa.  @Tomasz Kucina Panie Tomaszu to jeszcze jedna ciekawostka i zagadka, dlaczego ludzkie oko jest szczególnie wrażliwe na kolor zielony i dlaczego to jego odcieni widzimy najwięcej? 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Są trzy kolory podstawowe w palecie barw. Oko ludzkie widzi chyba siedem odcieni barw. Zakres widzenia mieści się z częstotliwości od 350 do blisko 800 nm (długość fali). Kolor zielony jest w środku ok 550-600 nm, więc to najbardziej komfortowa długość fotonu, bo światło to fotony. Zieleń to wszechobecny chlorofil pochłania naturalnie promieniowanie elektromagnetyczne fale niebieskie i czerwone a odbite widzimy jako zielone. 

Opublikowano (edytowane)

@Tomasz Kucina Do tego czopki zielone umiejscowione są w najczulszej strefie siatkówki - dołku ośrodkowym. Wszystko prawda. A ja jednak pochyliłbym się nad tą bardziej popularną pewnie i mniej zgodną z nauką i prawdą, krążącą opinią to jest, że działo się tak na drodze ewolucji i tym, że musieliśmy w miarę szybko rozpoznać zagrożenie czające się w zielonej gęstwinie. Chciałbym zobaczyć raz dżunglę oczami indianina z amazonii, podejrzewam, że tylu odcieni zieleni moje oko nie rejestrowało w ogóle, a przynajmniej mój mózg przestał używać tej adaptacyjnej funkcji i tej informacji bo uznał ją za mało istotną. Działa też to w drugą stronę, myślę, że oni mieliby ogromne problemy początkowo z funkcjonowaniem przy sztucznym świetle. A.G.

Edytowane przez Aleksander Głowacki (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Być może, adaptacja do sztucznego oświetlenia z pewnością byłaby szałem zmysłów indiańskich naturalistów z Amazonii. Ja natomiast, w obliczu dzisiejszego Święta Wielkiej Nocy chciałbym wydobyć z siebie taką oto myśl, otóż według mnie: człowiek jest jednak dziełem działania Boga oraz w wydaniu geometrycznym bliskim obecnego. Takie mam zdanie. Sama Wiara przynajmniej u mnie nie kłóci się z licznymi dowodami teorii ewolucji. Ale oczywiście tylko pewnymi, bo dowody te gruntowne w nakazie przyjęcia argumentów z tej teorii: że przeszliśmy od ryb, płazów, gadów, małp człekokształtnych - do ludzi jest dla mnie dość zabawne i kuriozalne. Zdaje się - nawet -  w teorii tej nam najmniej odległej w badaniach nad  tzw. "Lusi" istnieją spore luki i inkoherencje - więc naturalnie mamy naukowy pat. Mam przeświadczenie, że Boskie dzieło stworzenia nie dotyczy tylko ziemi, ale całego wszechświata, być może Stwórca użył do tego zasad fizyki - dlaczegóżby Mu odbierać takie instrumenty - je też wymyślił - skoro się potwierdzają w praktyce mikro i makrokosmosów?, Natomiast człowiek i wszelkie stworzenie żywe jest dla mnie tematem - odrębnym. Zmiany ludzkiej anatomii według mnie mają charakter szczątkowy - całkiem naturalny, uwzględniają oczywiście wpływ klimatu i innych czynników, o zmianach genetycznych może decydować np. odżywianie, hormony, zanieczyszczenie środowiska, itd., ale ewolucja uniformalistyczna gdzie teraźniejsze wnioski wydumanych naukowców miałyby być rzekomo pewnikiem i kluczem do stu procentowego modelu obrazu świata z przeszłości - obarczone są mnóstwem luk pojęciowych, dosłownie w każdej dziedzinie nauki: biologii, fizyki, chemii, astronomii - także w  badaniu cząstek chociażby w genewskim instytucie CERN, w hardronie. Mam precyzyjny system rozumienia świata, to podział na sacrum i profanum, oraz wierzę w nieomylną precyzyjną technologie Boską (katolicką, chrześcijańską - żeby nie było wątpliwości), w sam proces nie wnikam, bo uważam, że za mały mamy zasięg by coś uznać za fakt, i szczerze mówiąc lubię tą swoją niewiedzę i niedoskonałość. Dziwi mnie tylko, że ty - po naszej ostatniej dyskusji - w której wyraziłeś autentyczny lęk przed zbliżeniem się do istoty Boga i Wiary, tłumacząc to tym, że zgłębianie Boskości czy Wiary - u ciebie - wiąże się zawsze z osobistym doświadczeniem cierpienia - i ze względu na wolę uniku od tego cierpienia boisz się zbliżyć do samego Boga, to teraz zastanawiam się, czy z kolei tak głębokie  przekonanie o uprawnieniu praw ewolucji uniformalistycznej i jej przecież praktycznych założeń wykluczenia Boga poza nawias stworzenia - nie wywołuje u ciebie analogicznego lęku przed Bogiem?, bo teoria ewolucji ewidentnie wyklucza Stwórcę z dzieła stworzenia świata i życia na ziemi. Nie mam o to pretensji, ot, tylko zwykła ludzka naiwna ciekawość? Każdą twoją odpowiedź uznam i uszanuję - bo cechuje mnie tolerancja poglądów.  

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Tomasz Kucina Dokładnie wiem, że nic nie wiem. Z ostatnich trzech dni tylko: 1) naukowcy znaleźli dowody na to, że na Antarktydzie(nie  Arktyce) rósł sobie "kiedyś" las tropikalny, to jest Ziemia była znacznie "gorętsza" "cieplejsza" niż jest teraz

2) Panowie naukowcy z NASA powoli przychylają się i być może znajdą w końcu dowód na udowodnienie teorii superstrun(czy strun) co ma być w końcu pomostem pomiędzy fizyką a fizyką kwantową.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

teoria ewolucji sama w sobie może tak, ale nie w moim skromnym przekonaniu. To tak jak z przekonaniem, że w raju jedynymi ludźmi byli tylko Adam i Ewa. Myślę, że "Genesis" w Starym Testamencie to głównie odtworzenie pewnej symboliki. To stwarzanie świata w ciagu 7 dni też w to się wpisuje. Bóg mógł lepić i lepić, aż w końcu uznał, że coś było dobre. Dla mnie to wcale nie musi się wykluczać, najdalej dzisiaj myślałem sobie jak to się stało, że na terenie Polski znów zaobserwowano "czarną pszczołę"(tak naprawdę fioletową) po 70 latach nie występowania i skąd na Boga na Ziemi wzięły się ziemniaki, które to już nam towarzyszą w podróżach międzyplanetarnych i najprawdopodobniej będą pierwszą rośliną uprawianą na Marsie. Skąd wzięły się ziemniaki skoro Ziemia tyle przeszła i tak się zmieniała aż tu nagle są rosną i odżywiają. A.G.

Edytowane przez Aleksander Głowacki (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Rozumiem. Sensowny punkt widzenia, bo nie wyklucza w dziele stworzenia Boga (i nie ogranicza). Teoria strun, zachwyciła mnie jakieś cztery lata temu - bardzo. To jest mega ciekawa teoria. Naukowcy maja prawo do teorii do badań i poszukiwań naukowych. "Czynią poddanym sobie świat" z przyzwolenia Stwórcy. Masz racje, Stary Testament należy czytać niezbyt dosłownie. To księga symboli. Nowy Testament ja traktuję - dosłownie. Dzieło stworzenia sięga znacznie dalej, więc wszystko się zgadza. Przyjmuję twoje argumenty, wszystkie, są logiczne. 

 

Pozdrawiam. Wesołych Świąt Wielkiej Nocy, jeżeli nie przeszkadza w takim charakterze.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Aleksander Głowacki Ok, choć ja bym jednak coś z tym zrobił, ponieważ to brzmi jakby cyklop mógł mieć kilka razy 7 tysięcy dni do końca życia, więc o ile nie odradza się (a nic mi o tym nie wiadomo) to trochę bez sensu, po prostu, i nie przekonuje mnie tłumaczenie o etapach życia. 7 tysięcy dni do końca życia można mieć tylko raz, i liczba pozostałych dni może spaść tylko raz poniżej progu 7 tysięcy... "pierwszy raz spadła" - sugeruje, że ten próg można przekraczać kilka razy...Poza tym jest błąd w pierwszym wersie: Dziś będĄ brnął... Pewnie zwykłe przeoczenie.

Edytowane przez Jan Paweł D. (Krakelura) (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Jan Paweł D. (Krakelura) @Jan Paweł D. (Krakelura) "Poniekąd" Cyklop jest istotą boską i jest skazany tak jak i one na życie wieczne. Chyba najbardziej wykorzystywany był przez wszystkich, w  mitologii, z czego pamięć mnie nie myli. Zgadzam się z Panem w kwestii "pierwszy raz" zmieniam na bezdusznie, to jest mechanicznie i numerycznie, myślę, że tak chyba może pozostać.

Dziękuję za upór i konsekwencję z Pana strony. A.G.

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Już nie zatrważaj się nam panie Aleksandrze aż tak bardzo szczegółami.

 

Gdyby było tak jak w wersji pierwotnej nie byłoby wcale gorzej. A było tak (wers 2 pierwszej zwrotki):

 

"liczba pozostałych pierwszy raz spadła poniżej siedmiu tysięcy" 

 

Oznacza to dokładnie tyle, że po raz pierwszy liczba dni do końca życia Cyklopa spadła poniżej 7000, i tylko tyle, nie musi to mieć i w twojej percepcji autorze zapewne nie miało nic wspólnego z kolejnymi wcieleniami w nowe formy życia, bo Cyklopi mitologiczni to przecież nie dharmiczni przedstawiciele indyjskiej religii w działaniu nirwany - gdzie życia się powtarzają. Skoro w drugiej zwrotce jest konkluzja:

 

"ich żywot (Cyklopów) przebiega pod ich dyktando, nie tylko

znają dokładnie datę swojej śmierci, lecz również ten dzień,

jej oblicze i ból - nie uśmiechają się żyjąc prozą policzonego bycia"

 

… to mają możliwość do szczegółowej analizy własnego bytu. Nie wnikajmy czy jest to ich moc czy przekleństwo. Skoro liczba pierwszy raz spadła poniżej 7000, to ja to czytam jako opisany dokładnie w tym momencie w czasie punkt życia cyklopa.  Naturalnie dla każdego czytelnika, który po raz pierwszy czyta ten utwór - data zdarzenia - przyjmuje charakter mobilny - przesuwa się w czasie do perspektywy odczytu utworu. Bo przecież autor odnosi się do zdarzenia, a czytelnik ma zrozumieć, że to dokonuje się w chwili gdy czyta wiersz.

 

Więc nie ma dramatu, spór o nic. 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Tomasz Kucina Miałem pierwotnie to samo przeświadczenie, samo stwierdzenie pierwszy raz nie musi sugerować, że to coś ma w domyśle wydarzyć się i ponownie. I tutaj co najlepsze wkraczamy w filozoficzną dysputę czy życie się składa z powielania razów, czy z razów pierwszych tylko. Bo na przykład po raz pierwszy i ostatni obudziłem się w niedzielę rano, dziewiętnastego kwietnia roku dwutysięczno dwudziestego, a nawet robiąc coś po stokroć ponownie czy można powiedzieć, że robiło się to dokładnie tak samo. Jednym słowem raz razowi nierówny, szczególnie te pozostałe temu pierwszemu. Miłego dnia Panom życzę. A.G.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dokładnie. Cóż tu można dodać. Dla mnie jako czytającego ten wiersz, to pierwszy raz poniżej 7000 w życiu cyklopa oznacza dookreślenie (zaakcentowanie odautorskie)  tego momentu zejścia liczby dni poniżej 7000, to oczywiste. Szukanie dodatkowych znaczeń, dobudowywanie interpretacji nie ma sensu.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...