Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Umiłowany Wódz Smarkatus


Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

– Posłuchajcie co wam powiem. Jam jest Smarkatus, wasz Wódz najukochańszy ze wszystkich, którzy mogą po mnie nastąpić. Taki okaz w mój deseń, już wam się nigdy nie trafi, gdy kiedyś zobaczę swoje oblicze w lustrzanym ostrzu kosy. Widzę uśmiech na waszych oczach, gdy słyszycie moje słowa?

– Że taki okaz nam się nie trafi? A kto cię wybrał, chociaż twarze nasze śmiejące ? I dlaczego mówisz jak stary. Masz dopiero dziewięć lat.

– Nie przerywaj Wodzowi. Popsułeś całą tyradę. Nie umiesz się bawić jego zabawkami. On chce dla nas jak najlepiej.

– A ja zgubiłam lizaka. Wodzu, gdzie on?

– Białowłosa! Ty mi tutaj o lizaku słów nie rzucaj. Mamy wojnę za pasem. Kto nie wierzy niech sprawdzi. Szykujmy się.

– Ja sprawdziłem i nic mi w rękę nie strzeliło.

 

– Wszyscy mamy iść? Nawet ci co szukają lizaków?

– Tak. Jak jeden mąż.

– Ja nie jestem mężem, tylko małą dziewczynką. A lizaka znalazłam.

– Cicho głupia – głos biegnie z tyłu. – Wódz wie co mówi w tej chwili.

– Nie tylko w tej. On wie w każdej. Niech żyje nasz pan i władca. Kto twierdzi inaczej, poza kółko z nim. Na manowce odtrącenia.

– A jak długo będziesz Wodzem? Ja też chce się pobawić we władcę. Niech mnie też umieją słuchać.

– Mam dopiero dziewięć lat. Jeszcze długo nie będziesz rządzić, niewiasto.

– Ale my wszyscy mamy ciągotki do tego, żeby powodzować sobie. Chociaż trochę.

– Głupi jesteście. Za mądrze mówicie. My za mali na takie poważne dysputy.

 

– Cicho tam z tyłu. Wódz powtórnie przemówi z przodu. On zawsze z przodu. Ale się nie wywyższa. Stoi na tym samym poziomie jeszcze w pionie. Kto myśli inaczej...

– A zatem drodzy wojownicy, bierzmy do ręki…

– To nie wódz, to zbereźnik. Właśnie miałam w buzi i musiałam wypluć.

– Cicho tam! Słuchajcie do końca!

– ...stare kapcie, proce, skarpetki z piaskiem w środku...

– Uwolnijcie biednego pieska, barbarzyńcy jedne.

– Z piaskiem, głupolu!

– A co ja słyszałem?

– Raczej nie to co ja. Wnerwiasz Wodza. Aż usiadł na nocniku. Tak się przejął.

– To ja sobie idę.

– Coś ty! Nic nie rozumiesz? To jest nocnik strategiczny.

– Strate… co?

– Siedźmy znowu, bo Wódz wstał. On nam wytłumaczy. Słuchamy cię. Przemawiaj. Tyś naszą osiką!

– Ostoją, głupolu.

 

– Drodzy rodacy. Sprawa jest bardzo prosta, lecz zakrzywiona. Musimy zwyciężyć raz na zawsze, tego co nam życie nieustannie uprzykrza... niestety jeszcze nie św. pamięci, kurdupla Pamperusa.

– Tak, tak, zwyciężyć Pamperusa. Jesteśmy wszyscy za. Nikt nie jest przeciw.

Dobrze tylko, że nasz Wódz się wstrzymał, siedząc na nocniku.

– Jestem za! Przecież rzekłem. A jak mówiłem, to przemilczałem głupoty.

– Wodzu… tylko w jaki sposób. Nie podejdzie tak blisko. Jest mały ale przemądrzały w nogach.

– Ale tylko jeden. A ja mam całą armię klonów. Czyli was. I nocnik.

– Proszę wodza, jestem małą dziewczynką, ale przepraszam... na co nocnik w czasie bitwy potrzebny.

– Wojowniczko ty moja. Do jakiej bitwy?

– Przecież mamy iść na wojnę. Tak powiedziałeś Wodzu.

– Żeby podnieść wasze morale.

 

– Ja mam apetyt na morele. Dacie mi trochę?

– A ten znowu swoje! Słucha brzuchem a nie uchem. Bo rozumem, to mu się w pale nie mieści.

– Przestańcie gadać o jedzeniu. Wódz przemawia dzisiaj słowami.

– Jakoś nie słychać.

– Faktycznie. Usnął.

– Ale dlaczego? Tak nagle?

– Śni mu się strategia wojenna i nowe pomysły. Dlatego. Nasze dobro jest mu bliskie.

– Nocnik ma pod głową.

– Na pewno słyszy dudniące armaty.

– Cicho wy. Obudziłem się. Rzeczywiście. Wyśnił mi się plan działania. Wiem jak zwabić małego Pamperusa. Nocnikiem.

– Całym? Dla nas nic nie zostanie?

– Dla dobra naszych braci, nic. Tyle czasu biedak dźwiga ciężar, to jak usiądzie na tronie, to będzie w siódmym niebie… i da nam spokój.

– Miejsce na tronie jest dla ciebie, Wodzu. Nie dla niego. Tyś naszym zaparciem.

– Poświęcę się dla sprawy. Będziecie jeszcze o mnie ballady śpiewać.

– Za twojego życia już musimy... czy przy trumnie?

– Co wy gadacie, płaczki jedne. Nasz wódz będzie wiecznie prawie żywy.

– To nici z naszych śpiewów. Przy żywym wokalować nie wypada. To tak, jak byśmy go na drugi świat wyganiali.

 

– Wodzu, mam pomysł. Połóż się i udawaj nieboszczyka, a my będziemy udawać, że śpiewamy. Jak zejdziesz - oby twój żywot trwał i trwał - to będzie nam już łatwiej. No dalej. To jest sprawa niecierpiących zwłok.

– Skończyłam lizaka następnego. Mam pustą buzię. Mogę też śpiewać. Tak sobie myślę… nie męczmy naszego wodza. Ja mogę udawać zwłoki.

– Ty? Jak dostaniesz apetyt na lizaka, to od razu powstaniesz z martwych.

– Wódz się dziwnie rusza i mruczy. Co jemu jest?

– Założyłem mu folię na głowę, żeby było mu łatwiej udawać…

– Niech ktoś zrobi dziurę Wodzowi. Natychmiast! Oddech mu wleci. No dobra. Dyszy.

 

W samą porę, gdyż w tym momencie wchodzi Pamperus. Grzecznie pyta:

– Macie dla mnie nocnik?

– No wreszcie. Musieliśmy sobie jakoś czas umilić. Długo nie przychodziłeś. Co ciebie zatrzymało, mój ty drogi przyjacielu?

– Ciężar. Ale w końcu przezwyciężyłem przyzwyczajenie dla dobra sprawy.

Wyrzuciłem wkład. Od razu jest mi lżej.

– No to bierz nocnik i spadaj. Nam też będzie.

– No i co… Wodzu? A co z wojną? Wróg nam zabrał i nawet nie podziękował.

– Gdyby podziękował, to byśmy mieli dług wdzięczności. Nakichać na niego.

~ Trzeba było o tym wcześniej pomyśleć.

– Tak dla jasności sprawy: żadnych wnętrzności jadł nie będę. Co to, to nie.

– A ten znowu to samo. To już lepszy Pamperus.

– Ciekawe, czy już menażkę z uszkiem zapełnił?

– Jesteście wstrętni. Znowu musiałam wypluć kawałek lizaka. A już prawie sam patyczek został. Brakowało tak niewiele.

 

– Gdzie jest wódz?

– O tam… ucieka. Pampersy założył.

– A to ci cwaniak strategiczny. No tak. Wróg dał w zamian za darowiznę pojednawczą: świeże, nieużywane.

– No to fajnie! Kota nie ma, chata wolna.

~ Jeszcze zatęsknimy za kiciusiem. Jak się jemu oczy otworzą, to nam się zamkną.

– Przecież jesteśmy: w szczerym polu.

~ W szczerym też można tęsknić i zamykać.

– Raczej w szczerbatym. Połowę rzepaku wcięło.

– Widocznie Pamperus toaletę z żółtych kwiatków kleci.

– Najlepiej niech razem ze Smarkatusem wybuduje. Kolorek dla nich w sam raz.

– Dla nas też. Uderzmy się w samokrytyczne piersi.

– Co racja, to racja.

– Ja nie mogę, bo jeszcze nie mam. Uderzę rączką w lizaka.

– Dobrze, że Wódz tego nie słyszy.

– Nie taki diabeł straszny jak go malują.

– A jak przestaną?

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...