Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Meldunek z planety Eden


Tomasz Kucina

Rekomendowane odpowiedzi

 

 

dziś Proszę Państwa znów troszkę dłuższa i dość toporna siekaneczka - czyli rymowanka; soreńki.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

graphics CC0

-

wg . Futurystycznego epickiego opowiadania Stanisława Lema

 

-

Part I

 

Cywilizacja z planety Eden
Niezrozumiały szczep
Szczęście że można oddychać tlenem
W futurystycznym śnie

 

Gazowy ogon zwiódł kosmonautów
Z planety Ziemia – szli
To pomylony kod automatów
Kompromitacja gry

 

Skusił ich wstępnie blask wyjątkowy
Co od Edenu ćmił
Oko z opalu piroksenowe
Zaczęli wpadać w wir

 

Statek kosmiczny – ziemian rakieta
I z atmosfery lej
A oni ciągle planują czekać
W obłoku planety – tej

 

To była chwila ich nieuwagi
Przez ściany przeszedł dreszcz
Gdy fosforyczna tarcza ekranów
Zgasła – jak świetlny miecz

 

Wbili się z hukiem w gazowy ogon
Jak paproch – lub gęsty śmieć
Deceleracja – nie żaden slogan
Skoczyła – w trzydzieści „g”

 

Dlatego doszło aż do pulsacji
Sprężarek – łożysk – pisk
Kosmos to zachwyt i opis pasji
Niektórzy twierdzą – mit

 

Potem karambol z czołem planety
Przeżyli – to był cud
Spalić wstyd w pyle byłoby lepiej
Bo na co cały ten kurz

 

Ale rakieta to przetrzymała
Wbiła się w skalny piarg
Radioaktywny wskaźników skalar
Wykrył skażoną stal

 

Kopali tunel by się wydostać
By odbezpieczyć właz
Chwilowo tylko zabrakło prądu
Jednej – albo dwóch faz

 

Ruszą z wyprawą tu czeka Eden
Ludzki milowy krok
Żeby im tylko nie brakło tlenu
Błagał – słoneczny splot

 

Inna świadomość wręcz niepojęta
Zajrzała w oczy im
I zrozumieli – przestrzeń jest święta
Futurystyczny Rzym

 

Są krople potu na słonym czole
Klan geometrii z brył
Kwiaty kwitnące tajemnym wzorem
Półlejkowaty styl

 

Nieokreślony wybryk mutacji
Żywych kielichów ruch
Wprawił załogę w stan konsternacji
Tego – nie trawił mózg

 

A dalej jeszcze kolejne niwy
Tam zobaczyli świat
Który się nie chciał sobą nadziwić
Ciekawe – ile miał lat

 

Wrzecionowate – z sterczącą szczecią
Kadłuby twardych ciał
Zgrubiałe, twarde nibykolanka
Jak członkonoga staw

 

Pajęczych roślin sznur emanował
Jak ośmionogi chwast
Bladoperłowe bulwy jak głowa
Kokonów pajęczy las

 

Korzeń z oddechów – żywe rośliny
I oczu pokątny wzrok
Potoki mazi – glut gęstej śliny
Z jęzorów zawiłych – kłos

 

Baniasty torbiel nadymał skórę
W dół zwisał czarny włos
Pewnie te chwasty żyły w ogóle
I może miały głos

 

Badali coraz dalsze tereny
Przetarli nowy szlak
Tacy spragnieni ziemskiej zieleni
Pan Bóg poróżnił świat

 

W końcu odkryli dziwną fabrykę
Produkcja z niczego w nic
Części ruchome – czyjaś przyłbica
Z fraktali jądro – i z liczb

 

Tu jakieś filtry ciał animacja
Cielesnych funkcji kicz
Ciąg rekonstrukcji i lewitacja
Istot z Edenu – klincz

 

Produkcja może wielkoseryjna
Z taśmy na taśmę – część
Soczewkowata bura ślimacznic
Te części zaczęła – jeść

 

To komponenty do ciał Dubeltów
Mieszkańców planety tej
Półelektrycznych, nagich tubylców
Produkcji – jasny był cel

 

Kiedy załoga znalazła ciało
Humanoida – gdzieś
Przeprowadzono sekcję – i śmiało
Zbadano trzewi treść

 

Nie było mózgu – w głowie istoty
Tylko maleńki rdzeń
Głowa wrośnięta w garb – apostrofy
I cztery ręce – na pęk

 

Jakieś gruczoły chłonne – trzy płuca
Pomiędzy nimi drut
Jak tej hybrydzie można zaufać
Kto to polubić by mógł

 

Wszystko zakisłe w ciele z galaret
Na torsie wielki garb
Duozależny dziwny gabaryt
Dwa ciała a jeden kark

 

Widzieli także dziwne pojazdy
Bił od nich niebieski blask
Coś wirowało dokoła osi
Rotorów ciągły lans

 

Świetliste kręgi w ciągłej rotacji
Redła wyrytych bruzd
Lewitująca cywilizacja
Mechatroniczny kunszt

 

Bruzdy i rowki – to autostrady
Z abażurowych konsol
Bez nich nie dało pewnie by rady
Wirować – dysku combo

 

Part II

 

Poruszali tu zgrabnym łazikiem
Klimat nieco gorący
Wszędzie tylko szkło i nikiel
Góry – piaski z sobą łączy

Przezroczyste długie korytarze
Uchodziły w szybów krąg
Gąszcz pęcherzy jak witraże
A w powietrzu czulił swąd

Nawisy ze szklanych pęcherzy
Rojowisko komórek
Kopulasty przestwór – niebyt
Kości – szklane ule

I prosto do miasta Dubeltów
Schodami śmiało w dół
Tu kamienne miasto z pięter
Po ich czołach ciekła sól

W pomroce spadli na same dno
Zimnej oazy banitów
To był wielce nierozważny krok
Żądza niedosytu

Tu w zamęcie wyciągnięte setki rąk
Tłuste – obłe tułowia
Poplątanych macek song
Sadła dychotomia

I ludzki wstręt wobec inności
Należy wracać na Ziemię
Człowiek jest wolą namiętności
Nierozumne – ludzkie plemię

Już remontują starą rakietę
Wola powrotu nagląca
Niebieską ujrzeć planetę
Która mizdrzy twarz do słońca

I jeszcze spotkanie trzeciego stopnia
Dubelt ich odwiedzi
Telepatia – treść istotna
Setki pytań – odpowiedzi

Nowe pojęcia – ciche – szemrane
Może to jakiś blef
Chemiosynteza – cyfrowa pamięć
I fotonowy deszcz

U tej istoty zmysł elektryczny
Z metalu – z folii mózg
Przekaz niejawny telepatyczny
Atrofia – zbędnych ust


Centrosamociąg  – i antyśmierć
[bio][socjo][zwarcie] grup
Cyna i mosiądz – ciało i dreszcz
A metal miękki jak frukt

Samokontrola dokąd to zmierza
Nieznana żadna agresja
Każdy tu karę sobie wymierza
Jest niepotrzebna presja

Natręctwo pojęć – zmysłu zranienie
Czy to prawdziwy Eden
Ludzka załoga – wraca na Ziemię
Ma zatem taką potrzebę

Rakieta spala – zgiełk automatów
Dubelt nie leci z nimi
On nie rozumie naszego świata
Jesteśmy całkiem – inni

Już naprawiono trzy podzespoły
Włączony chrzęści stos
Grawimetr stoi prawie na osi
Słychać z kabiny głos

Krytyczna w normie i osiągnięta
Patrz – stoi w ogniu grunt
Z synergii w zwykłą – jaka to męka
Tlen w usta – a oczy z łun

W dwanaście minut – zanik atmosfer
Kosmos czas w przepaść podmienia
Wreszcie odpięte pasy załogi
Kierunek: Planeta Ziemia

przypis

utwór odnosi się do opowiadania Stanisława Lema:
pt. “EDEN”. W opowiadaniu sześcioosobowa załoga ląduje na planecie Eden
Astronauci z ziemi poznają prawa obowiązujące na tej planecie
i nową nieznaną formę życia tzw. Dubelty – dwuosobowe istoty egzystujące w
symbiozie biologicznej

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Chwała Bogu, że przebrnęłaś przez całość. LOL. W końcu dostanę burę od fantastyków, zrymowałem Lema, to prawie to samo jakby zagrać z mistrzem na pianinie, uwielbiam tego klasyka! ;)

 

Dzięks za dobre słowo, alkoholu nie dotykam od sierpnia w ogóle, nawet w święta nie uległem, nie to żebym miał problemy, ot takie postanowienie, kiedyś tak zrobiłem z fajkami i kilkanaście lat nie miałem papierosa w ustach – do dziś, a jako nastolatek się pociągało po kryjomu. xoxo!

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina Obyś tylko przypadkiem go nie streścił, w sensie tego opowiadania tym utworem bo zamierzam po nie sięgnąć.

 

                               Przebrnąłem! chyba żeby coś takiego napisać jeden papieros  nie wystarczył?

 

                               pzdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

W to mi graj – czyli czytaj Lema, jest geniuszem fantastyki, niedoścignionym. Gdy pisałem ten tekst, od dawna – nie paliłem, to czytelnie wynika z poprzedniej odpowiedzi do @Laktris. Pozdrawiam.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Julek Verne mega weteran, nadał kształt nowym kierunkom prozy fantastycznej, która niewątpliwie rozwija intelekt czytelnika, Lem przewidział podobnie jak Verne, kilka nowatorskich wynalazków wtedy jeszcze fantastycznych a dziś już realnie z nich korzystamy na co dzień. Z Verne'a: Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi i W osiemdziesiąt dni dookoła świata – moje ulubione – as well as you. 

 

A już nie chcę się znęcać, bo nie warto, każdy pisze w stylu jaki mu bliski, i moim zdaniem nie powinno się w to ingerować, bo przecież dojdziemy do absurdu. Najważniejszy jest kompromis, i spokój, lecz wymaga to szacunku do tego co preferuje ktoś inny. Ja to tak rozumiem, może błądzę. Tak krótko na marginesie – i kropka w tym temacie ;))

Witamy Anię wśród wytrawnych koneserów Verna, miło nam ;) Dziękuję za literki pod tekstem, pzdr.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Cieszę się, że się rozumiemy. :)

Myślę, że osoby obdarzone wyobraźnią poszukują treści, które tę ich wyobraźnię zaspokoją - a znajdując je, jeszcze bardziej ją rozwijają . :)

W ten sposób zwiększają wielowymiarowość istnienia - oby tylko nie utracić poczucia rzeczywistości. :)

 

Pozdrawiam!

 

 

 

Przede wszystkim wybacz, że najpierw odezwałam się do Komentatorki, a dopiero później do Autora.

Zareagowałam jednak spontanicznie na Verne'a. :) Koneserką nie jestem, czytałam jego książki dawno temu, ale byłam pod ogromnym wrażeniem - i wciąż ich wspomnienie wywołuje dreszcz emocji. Postać kapitana Nemo bardzo mi działała na wyobraźnię, tym bardziej, że w tamtym czasie przemawiał do mnie silnie motyw zemsty.

 

Pozdrawiam :)

 

Edytowane przez WarszawiAnka
spacje (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie gniewam się za kolejność wypowiedzi pod tekstem, to byłoby egoizmem, więc jest ok. Nautilus – okręt kapitana Nemo – był majstersztykiem, Verne zawsze ;) IBFF! ;)

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Proza wymaga szacunku, i przygotowania, poezja jest bezpieczniejsza, bo i tak mało kto czyta wiersze, poprzedni mój wiersz, „Robotyka” - bez inspiro, jeszcze „Technologie po bani”, jeżeli lubisz fantastykę możesz zajrzeć w wolnym czasie.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Teraz się z Tobą nie zgodzę. :)

Po pierwsze - w moim odczuciu to poezja zyskuje większy szacunek, bo prozę pisać łatwiej. Dobry pomysł i sprawne operowanie słowem może zaowocować tekstem, który spodoba się wielu. Poezja jest bardziej elitarna.

Po drugie - jeśli zakładasz, że mało kto czyta wiersze, na samym wstępie podcinasz sobie skrzydła. 

Trzeba pisać z szacunkiem dla słowa, czytelnika i samego siebie! :)

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Niestety ludzie szukają ułatwień, wybierają prozę, w zasadzie zgadzam się z tobą, co do bardziej ekskluzywnego charakteru liryki, ja cenie sobie sterylność, pewnie dlatego uległem autowierszoklecji ;)) I klecę sobie od czasu do czasu te potworki liryczne ;))

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Smacznego - ja już zjadłam. :)

Dziękuję za punkty i życzę dobrej nocy!

 

 

Obsypałeś mnie punktami - naprawdę nie zasłużyłam na aż tak wiele. :)

Dziękuję  - i jeszcze raz: dobranoc!

Edytowane przez WarszawiAnka
spacje (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy twój utwór który przeczytałem do połowy mniej więcej, niewątpliwie jesteś rozpuszczony. Widać w twoich tekstach erudycje pomysłowość może nawet geniusz ale tez ekspresję która bywa tak nieznośna jak muzyka franka zappy. Jednak wole minimalizm w środkach. Ale szacunek. Do Lema również.

Edytowane przez Lahaj (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wcale się tobie nie dziwię, sam pewnie nie dotarłbym do końca, gdyby to był czyiś utwór, ten tekst jest niby prosty ale mozolny. Szanuję twój punkt widzenia, biorę pod rozwagę sugestię rozwlekłej formy, bo że jestem rozpuszczony to tak to odczytuję (że o rozwlekłość tekstów tu chodzi) ;)

 

Natomiast nie jestem do końca przekonany, że ten argument jest trafiony, składam różnorodne teksty, krótsze również, a choćby te ostatnie: Mamy mamy, Art décoratif poem, Militarni, Slam, Tańczy Carmen, Pamiętasz, ...są teksty średniej rozpiętości, no i te dłuższe, absolutnie masz prawo do własnych upodobań, więc ok. ja nie dążę do ograniczeń, i piszę różnie (pewnie zauważyłeś), rozbudowany tekst nie musi być złem, wręcz przeciwnie, to trochę tak jakbyś (tu bez porównań do mnie – bo nie ma żadnego uzasadnienia) zarzucił Słowackiemu, że jego Grób Agamemnona składa się z nadmiernej liczby sestyn, albo Pani Twardowska Mickiewicza jest tasiemcem lirycznym, że Allena Ginsberga kultowy Skowyt jest za długi, Elegie Dujnejskie - R.M. Rilke'go są rozpuszczone, dowolna długość tekstu jest powszechnie przyjętą normą.

 

Co do ekspresji, przyjmuję, natomiast no niestety takie czasem są te moje teksty (ekspresywne), ale przyznasz, że nie jest to pisanie konfesyjne (wyznaniowe), teraz zerknąłem w twoje utwory, raczej też mocno egzaltujesz, bliżej ci do konfesji, pełno u ciebie wewnętrznych napięć teksturalnych, i w każdym niemalże utworze opisujesz swoje czyli (WŁASNE) stany uwrażliwienia, choćby w ostatnim wierszu pt. Fakty, ba, nawiązujesz tu nawet do Aldous'a Huxley'a, a to angielski prekursor i wzór dla czempionów amerykańskiej poezji konfesyjnej, a dalsze twoje wiersze: Agent Smith, Test lustra, Upadek, wszędzie tam mówisz w pierwszej osobie, i opowiadasz o stanach własnych emocji, często w wierszach zwracasz się do czytelnika prowadząc z nim dialog, mówisz do niego: ty, to wskazuje na relacje bezpośrednie, stricte egzaltatywne, to nie jest z mojej strony zarzut, natomiast dziwi mnie że akurat ktoś preferujący taki styl ma problem z (cytuję): ekspresją która bywa nieznośna, w moich utworach wrażeniowość ma charakter mniej bezpośredni i – opisowy, może postawiłbym sobie zarzut co do nadmiaru soteriologicznych momentów w moich tekstach, czyli takich ze wskazaniem quasi teologicznym, (pewnie mógłbym to ograniczyć), za to u ciebie zauważam moc eksplikacji, autoanalitycznych, a to wskazanie bezpośrednio ekspresyjne, dlatego właśnie zdziwiło mnie, że właśnie ty stawiasz opór przeciw takim środkom poetyckiego oddziaływania? Argumenty twoje przyjmuję, mam pisać krócej ;) Może dobra to rada. Pzdr.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie musisz, nie ma potrzeby by komentarz był jakimś polem dla forsowania własnych argumentów, przyznałem ci przecież rację, dopowiem – rozbudowane formy poetyckie mają dodatkowe obciążenie, to właśnie temat, który analizowaliśmy wyżej z @WarszawiAnka, doszliśmy tam do wniosku, że poezja jest bardziej elitarna od prozy i wymaga głębszego zaangażowania od czytelnika, tym właściwsza jest twoja sugestia, że krótsze pisanie jest bezpieczniejsze, bo w obszerniejszym tekście poetyckim musi być siłą rzeczy więcej tych elitarnych (w kontekście do prozy) środków poetyckiego wyrazu, zatem dla czytelnika jest tylko trudniej, no ale skoro autor wyraża taką wolę i chęć, trudno mu uznać to za błąd, to preferencja, model zastosowania lirycznego, do czego ma prawo.

 

Natomiast przeczytawszy kilka twoich testów, odnoszę wrażenie, że ekspresja i tobie nie jest daleka, w dodatku ma bardzo autotaktyczny charakter, ktokolwiek wejdzie na twój profil i poczyta teksty, (do czego zachęcami jest to promocja twojej osoby z mojej stronyteraz ), dojdzie do takich wniosków. Jesteś ekspresyjny a ekspresji u innych autorów nie lubisz, nie dziw się więc mnie, że to ci zasugerowałem, nie po to przecież, by się przepychać w argumentach, ale by ustalić fakt. Dobrze piszesz.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • a może morze jesteśmy sami bez uniesień bez fal namiętności noc otula nas rybim ogonem łuszczą się sny rozmaite   zimno drapie się za głowę panele podłogowe imitują mokry piach i senną plażę na odludziu   chore zatoki dokuczają nieobecnym dryfujące myśli wyrzuciło na brzeg zrywamy się zachłannie każdy w swoją muszlę
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Zaiste, różne rzeczy można ciąć, słowa zwykle to definiują. Dziękuję i pozdrawiam :)
    • Pozdrawiam i dziękuję @iwonaroma i @Leszczym   Troszkę zmieniłam. Koronka nie w zębie ale na zębie, w zasadzie nie o zęby chodzi lecz półmrok, dodałam ostatni wers, żeby może bardziej w stronę owego kłusownictwa., czyli kłusującego kundelka.   Dziękuję wszystkim, daliście mi zdaje się "medal" ;-) rozumiem, że dla Żabki, to się zgadzam :-) Miłego
    • Niestety bywa, że alko i dragi i wtedy nic innego się nie liczy. Pozdrawiam
    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...