Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'futuryzm' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 6 wyników

  1. dziś Proszę Państwa znów troszkę dłuższa i dość toporna siekaneczka - czyli rymowanka; soreńki. graphics CC0 - wg . Futurystycznego epickiego opowiadania Stanisława Lema - Part I Cywilizacja z planety Eden Niezrozumiały szczep Szczęście że można oddychać tlenem W futurystycznym śnie Gazowy ogon zwiódł kosmonautów Z planety Ziemia – szli To pomylony kod automatów Kompromitacja gry Skusił ich wstępnie blask wyjątkowy Co od Edenu ćmił Oko z opalu piroksenowe Zaczęli wpadać w wir Statek kosmiczny – ziemian rakieta I z atmosfery lej A oni ciągle planują czekać W obłoku planety – tej To była chwila ich nieuwagi Przez ściany przeszedł dreszcz Gdy fosforyczna tarcza ekranów Zgasła – jak świetlny miecz Wbili się z hukiem w gazowy ogon Jak paproch – lub gęsty śmieć Deceleracja – nie żaden slogan Skoczyła – w trzydzieści „g” Dlatego doszło aż do pulsacji Sprężarek – łożysk – pisk Kosmos to zachwyt i opis pasji Niektórzy twierdzą – mit Potem karambol z czołem planety Przeżyli – to był cud Spalić wstyd w pyle byłoby lepiej Bo na co cały ten kurz Ale rakieta to przetrzymała Wbiła się w skalny piarg Radioaktywny wskaźników skalar Wykrył skażoną stal Kopali tunel by się wydostać By odbezpieczyć właz Chwilowo tylko zabrakło prądu Jednej – albo dwóch faz Ruszą z wyprawą tu czeka Eden Ludzki milowy krok Żeby im tylko nie brakło tlenu Błagał – słoneczny splot Inna świadomość wręcz niepojęta Zajrzała w oczy im I zrozumieli – przestrzeń jest święta Futurystyczny Rzym Są krople potu na słonym czole Klan geometrii z brył Kwiaty kwitnące tajemnym wzorem Półlejkowaty styl Nieokreślony wybryk mutacji Żywych kielichów ruch Wprawił załogę w stan konsternacji Tego – nie trawił mózg A dalej jeszcze kolejne niwy Tam zobaczyli świat Który się nie chciał sobą nadziwić Ciekawe – ile miał lat Wrzecionowate – z sterczącą szczecią Kadłuby twardych ciał Zgrubiałe, twarde nibykolanka Jak członkonoga staw Pajęczych roślin sznur emanował Jak ośmionogi chwast Bladoperłowe bulwy jak głowa Kokonów pajęczy las Korzeń z oddechów – żywe rośliny I oczu pokątny wzrok Potoki mazi – glut gęstej śliny Z jęzorów zawiłych – kłos Baniasty torbiel nadymał skórę W dół zwisał czarny włos Pewnie te chwasty żyły w ogóle I może miały głos Badali coraz dalsze tereny Przetarli nowy szlak Tacy spragnieni ziemskiej zieleni Pan Bóg poróżnił świat W końcu odkryli dziwną fabrykę Produkcja z niczego w nic Części ruchome – czyjaś przyłbica Z fraktali jądro – i z liczb Tu jakieś filtry ciał animacja Cielesnych funkcji kicz Ciąg rekonstrukcji i lewitacja Istot z Edenu – klincz Produkcja może wielkoseryjna Z taśmy na taśmę – część Soczewkowata bura ślimacznic Te części zaczęła – jeść To komponenty do ciał Dubeltów Mieszkańców planety tej Półelektrycznych, nagich tubylców Produkcji – jasny był cel Kiedy załoga znalazła ciało Humanoida – gdzieś Przeprowadzono sekcję – i śmiało Zbadano trzewi treść Nie było mózgu – w głowie istoty Tylko maleńki rdzeń Głowa wrośnięta w garb – apostrofy I cztery ręce – na pęk Jakieś gruczoły chłonne – trzy płuca Pomiędzy nimi drut Jak tej hybrydzie można zaufać Kto to polubić by mógł Wszystko zakisłe w ciele z galaret Na torsie wielki garb Duozależny dziwny gabaryt Dwa ciała a jeden kark Widzieli także dziwne pojazdy Bił od nich niebieski blask Coś wirowało dokoła osi Rotorów ciągły lans Świetliste kręgi w ciągłej rotacji Redła wyrytych bruzd Lewitująca cywilizacja Mechatroniczny kunszt Bruzdy i rowki – to autostrady Z abażurowych konsol Bez nich nie dało pewnie by rady Wirować – dysku combo Part II Poruszali tu zgrabnym łazikiem Klimat nieco gorący Wszędzie tylko szkło i nikiel Góry – piaski z sobą łączy Przezroczyste długie korytarze Uchodziły w szybów krąg Gąszcz pęcherzy jak witraże A w powietrzu czulił swąd Nawisy ze szklanych pęcherzy Rojowisko komórek Kopulasty przestwór – niebyt Kości – szklane ule I prosto do miasta Dubeltów Schodami śmiało w dół Tu kamienne miasto z pięter Po ich czołach ciekła sól W pomroce spadli na same dno Zimnej oazy banitów To był wielce nierozważny krok Żądza niedosytu Tu w zamęcie wyciągnięte setki rąk Tłuste – obłe tułowia Poplątanych macek song Sadła dychotomia I ludzki wstręt wobec inności Należy wracać na Ziemię Człowiek jest wolą namiętności Nierozumne – ludzkie plemię Już remontują starą rakietę Wola powrotu nagląca Niebieską ujrzeć planetę Która mizdrzy twarz do słońca I jeszcze spotkanie trzeciego stopnia Dubelt ich odwiedzi Telepatia – treść istotna Setki pytań – odpowiedzi Nowe pojęcia – ciche – szemrane Może to jakiś blef Chemiosynteza – cyfrowa pamięć I fotonowy deszcz U tej istoty zmysł elektryczny Z metalu – z folii mózg Przekaz niejawny telepatyczny Atrofia – zbędnych ust Centrosamociąg – i antyśmierć [bio][socjo][zwarcie] grup Cyna i mosiądz – ciało i dreszcz A metal miękki jak frukt Samokontrola dokąd to zmierza Nieznana żadna agresja Każdy tu karę sobie wymierza Jest niepotrzebna presja Natręctwo pojęć – zmysłu zranienie Czy to prawdziwy Eden Ludzka załoga – wraca na Ziemię Ma zatem taką potrzebę Rakieta spala – zgiełk automatów Dubelt nie leci z nimi On nie rozumie naszego świata Jesteśmy całkiem – inni Już naprawiono trzy podzespoły Włączony chrzęści stos Grawimetr stoi prawie na osi Słychać z kabiny głos Krytyczna w normie i osiągnięta Patrz – stoi w ogniu grunt Z synergii w zwykłą – jaka to męka Tlen w usta – a oczy z łun W dwanaście minut – zanik atmosfer Kosmos czas w przepaść podmienia Wreszcie odpięte pasy załogi Kierunek: Planeta Ziemia — przypis – utwór odnosi się do opowiadania Stanisława Lema: pt. “EDEN”. W opowiadaniu sześcioosobowa załoga ląduje na planecie Eden Astronauci z ziemi poznają prawa obowiązujące na tej planecie i nową nieznaną formę życia tzw. Dubelty – dwuosobowe istoty egzystujące w symbiozie biologicznej
  2. graphics CC0 czarownych gwiazdozbiorów WRZASK! gołębi lot Okrętu Argo – lub dalej... Kastora i Polluksa galop na białych rumakach nieważne Erydan Nilu czy Eufrat dioskóry krzyczą do mnie: dokarmiaj konstelacje! lecz znacznie niżej pod rasowym pnączem planuje moja oniryczna wena uwieram z natury zamykam wieczka puszek Pandory mój bluszcz pnie się z mozołem lecz korzeń mam żeń-szenia czipem w piarg puszcza macki w głąb i do jądra jadu dekoratywnej planety do jezior kraterowych – a wyżej... lutnia z łabędziem świeci z krzyżem północy współczesny druid - zużyta maska faktów w kosmosie ans na obu półkulach z Nefrytowych Bram wyklina eliptyczna poezja zapętlona w czasie czynna – brutalna i inna od mojej wytarmoszona w magazynach uciech... słowo to akwen - niedokrwiony narząd unika nurtów micelarnych protein nie dopływają i nie wypływają do i zeń żadne cieki jezioro prawdy żyje całkiem po ludzku kwitnie fraktalem firmamentów lecz - nie porusza płaszczyznami pazernych lepkich holografów sumienie migruje w lampionach szmeru doświetla kagankiem znaczeń na zadzie małego wozu - ujada niedźwiedzica szklista tafla wchłania gdzieś czasem zodiak surową flautą majuskuły galaktyki muskają kliszę akwenu są niczym digitizery ich blask to dotyk opuszka daktyloskopia stylowego palca pod którym migrują impulsy uwrażliwionych neuronowych komponentów duszy współczesne mobilne pozy zajmują się zamętami głowy rotacją synekur - i wspinaczką do gwiazd siura – zamtuz zielsko dożylnej pokusy... pod lupanarem bzdur rozpustnej cywilizacji TYLKO SŁOWO MOIM AUTORYTETEM --
  3. Tomasz Kucina

    Nemo lajf

    graphics CC0 ty jesteś ciągle małym chłopcem lubiącym powieści Juliusza Verne'a podobno wszystko można wdrożyć w fikcję i ubrać w dowolną idyllę tyle żałości w tobie mieszka codziennie finezyjnie marzysz by zostać kapitanem Nemo czytałeś że on był niepodległym Sikh'em i wierzył w zacne zasady normy z treści epickich a ciało szkwału żyjesz w niszowej epoce w magicznym wieku pary w wyobrażeniu steampunk'u i w mechanizmach maszyn różnicowych na łodzi podwodnej o kształcie cygara codziennie obracasz synaps peryskopy czytasz na niby swoje Sidharan Path i wielbisz niezłomne morale masz kilkunastu oddanych ci marynarzy na których zawsze możesz liczyć w rowach mariańskich i dnach odmętów twe życie jakże sterylne za szybką iluzji Nautilusa zostawiasz cały wulgarny świat nie masz pięknego głosu nie jesteś chórzystą pod próbą zaplanowanej alteracji ostatniego kastrata moralności i nie wysiadasz w dystopijnym mieście na Dworcu Perdido wśród przetworzonych atrap w tryby i robotykę w Nowym Crobuzon - ty płyniesz... własną łodzią podwodną do celów zbyt szlachetnych często bo świat twój zacny kapitanie tak czysty i współczulny przenika przez wymiary czasu grasuje w jasnej przestrzeni oraz w potrzebie kompilacji z praktyką sumienia i duszy hinduski książę Dakkar a może Mierosławski lub Sadyk Pasza w kajucie kapitańskiej portret samego Kościuszki zawieszony na ścianie spogląda na ciebie surowy wilku morski - pod grodzią zasad - brawo! mistyczny kapitanie Nikt na barometrach sekstantach i kompasach worki pereł uderzasz w klawisze - grzmią organy wokalem parska okrętowa foczka Esmeralda zawekowane w wódce pijawki - drżą okrętowy dryl w kraju uciśnionych a tobie marzyć o lepszym świecie bez wojen i podłości ty nigdy nie polujesz na płetwale błękitne – obłokiem zachwyca pierwsza molekularna kuchnia z pozycji kubków smakowych dema serwujesz nam pierś klocobrzucha nadzianą mackami kałamarnic polaną tłuszczem z pąkli proponujesz filet z morskiego węża owoce z anemonów morskich na deser krem na mleku wieloryba cymes z dna morza plus fiszbin honoru to tylko substytuty smaku lecz delektują wybredne podniebienia bo nie pochodzą od współczesnych demonów odrzucających pokój i sytość oraz globalne dobro co płynie ławicą i wchłania plankton dziś stało się ono selektywnym smaczkiem iluzji więc industrialne panopticum wynalazków na wyspie wulkanicznej zagraża cynicznej cywilizacji która udaje piratów w królestwie topielcy macki giga kałamarnicy oplotły kadłub Nautilusa energia od baterii sodowych jak szumny Pacyfik uderza krakenom do głów gdy spotykają coś czym już niestety... nie dysponują w DNA -- * wspomnienia ideałów dzieciństwa - do dowolnego dobrodusznego człowieka i bez wnikania w światopoglądy
  4. graphics CC0 poza czasem. w trybie czuwania na filtrze światła niebieskiego trwa odcedzanie fotogenicznych komórek gorilla glass a... femme fatale za szybką macha mu wysokorozdzielczą łapką czego miałaby się lękać w strefie cyfrowych aglomeracji czuwa nad nią redukcja martwych stref wi-fi pilnuje zgrabnie by przysiadał chronicznie na szklistych drutach superjonowych reakcji ów gawron w polach indukcji światłowodowej na pulsujących skrzyżowaniach hamuje za nią mentalnie na ABS'ach bez poślizgu wyświetla się w matrycach AMOLED'owych... i drażni słuch w porcie kontrolowanych audio-plików oko jej love - titanium grey. jego - stalowe zasady barometr określa wtórne ciśnienia zdarzeń reaktywny pokrowiec pod efektem Halla łypie im LED'owo w automatyczne ślepia codziennie i praktycznie – jako sensor e_dusz inaczej zabrakłoby im czasu na pit_STOP do stref bezpiecznych dotankowań – by nie dotarli w trybie biologicznym – trzydziestokrotnym ZOOM'ie gdy pełna micro_pamięć a wyścig w toku odwiedza go drugim slotem i chce... źródłowo parować – *nawigowana droga do celu
  5. graphics CC0 Vilejka to futurystka co dzień rozmyśla o Wenus Tytanie i Marsie czasami sięga dalej i wplata mentalnie w materię międzygwiezdną cztery miliony lat świetlnych Proxima Centauri „b” –> czeka na nią a strefa konwekcyjna napawa ciepłem Vilejka chce szybciej lecz czasoprzestrzeń ma ograniczenia Kaspian to nowszy model humanoida odbija światło jak retroreflektor na księżycu i sięga jeszcze dalej do innych egzoplanet rok świetlny to 9 bilionów kilometrów – aproksymuje Kaspian do gwiazdy Proxima dotarłbym za sto trzynaście tysięcy lat podróżując z prędkością statku Apollo 11 z ery przedmillenijnej a z jej orbity na planetę –>„b” Ludon i Mahawir wierzą w ekspedycje do najbliższej galaktyki Andromedy promieniują w nadziei jak licznik Geigera ich podróż zajęłaby 2,5 miliona lat świetlnych nieodżałowany Stephen Hawking twierdził że ludzkość nie przetrwa na ziemi najbliższych tysiąca lat Zoja i Rilla kognitywistki i psycholożki z podrasowanym IQ ze swoim artificial intelligence deliberują o NAPĘDZIE OSNOWY – ów czasoprzestrzennik skutecznie manipuluje samą przestrzenią to mega przyjemne sympozjum bo prędkość światła ogranicza podróże Drastyczne przyśpieszenie systemy diagnostyczne i eksperckie realizują obliczenia w statku z napędem osnowy od dziobu przestrzeń kurczy się a z tyłu rozszerza oto „metryka Alcubierre’a” a sztuczne sieci neuronowe w toku analiz interdyscyplinarna czasoprzestrzeń w zagięciach ich statek poruszał się będzie w bańce to „bańka osnowy” – gwałtowny przyrost prędkości dziesięciokrotny do prędkości światła Beznamiętnie popatrz więc w przyszłość organiczny współczesny człowieku twoje ufo będzie okrągłe jak kula z otaczającym go pierścieniem wszystko się zgadza w tym toolboxie a funkcje specjalistyczne w które wyposażono numeryczny Matlab identyfikują bezbłędnie systemy optymalizacji AL Pierwszy statek z NAPĘDEM OSNOWY zaprasza do środka – informuje kreator jeszcze w ludzkim symulatorze ciała Do zobaczenia w wirtualnej akceleracji jaźni -- *treść fikcyjna, skojarzenia fantastyczne i subiektywne
  6. jestem tylko ludzkim mięsem rzuconym w gardziel miasta tam gdzie mieszkam okna kamienicy wychodzą na dzielnicę przemysłową w której nigdy nie odpoczywające fabryki plują szarym dymem i śpiewają pieśni o dobrobycie gdy uchylisz lufcik usłyszysz bicie serca bestii wychodzę z domu skręcam w ulicę i płynę z nurtem świeżej krwi mijam wystające żebra - kilkunastopiętrowce oddychając pełną piersią czuję posmak ołowiu w trzewiach potwora wszystko się mieni tysiącem odcieni szarości nawet niebo nie ma tu koloru przystaję na chwilę, zamykam oczy i wsłuchuję się w szept nadorganizmu słychać tylko jedno potężne i piękne słowo: ekspansja
×
×
  • Dodaj nową pozycję...