Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zegarowy ⏰ Cmentarz


Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

                                                                     Prolog

Nad cmentarzem w poświacie kolorowych świateł, wisi ogromny zegar. Obraca się miarowo wokół pionowej osi, lecz nie za szybko, aby każdy mógł dojrzeć dokładną godzinę.

 

><

 

Ciepła wiosenna noc. Księżyc świeci jasno, niczym wielka okrągła latarnia, zawieszona na nieboskłonie, pośród złotych gwiazd. Idę polną ścieżką, wolniutko i spokojnie. Można powiedzieć, że podążam w tunelu własnej wyobraźni, chociaż dostrzegam świat zewnętrzny. Cisza tego rodzaju, że aż ją słychać. Nagle, kawałek chwili przede mną, widzę ścianę migotliwego światła. Coś w rodzaju: tęczy. W nocy? A niby skąd? - zadaje pytanie samemu sobie. Wisi bardzo nisko, kilkanaście metrów nad ziemią. Przez jej powierzchnię, prześwituje powierzchnia księżyca. Niesamowity widok. Z rozpędu i roztargnienia, przechodzę pod nią.

 

Stoję na cmentarzu. Taki jestem zaskoczony, że nawet rozglądam się racjonalnie wokół. Nie jest ciemno, ale też nie zupełnie jasno. Ludzie chodzą pogrążeni w myślach, pełnych radości i smutku równocześnie. Atmosfera oczekiwania: wyczuwalna i gęsta. Prawie przytłacza.

Otoczenie wokół wygląda jakoś inaczej. Rozmieszczone są w równych rzędach, prawie identyczne. Na każdej pionowej tablicy, widnieje biała lampka. Dwie prostokątne płyty spoczywają na każdym grobie. Wokół barwne znicze. Najbardziej widoczny jest zegar. Stoi nad imieniem i nazwiskiem.

Spoglądam do góry. Na wielkim zegarze dochodzi dwunasta. Nie mam pojęcia, czy w południe, czy w nocy. Światło o dziwnej barwie, z lekka przytłumione, nie pomaga w rozeznaniu. Myślę sobie, że brakuje jedynie lampionów i wesołych śpiewów. Atmosfera przedziwna. Widać to po zachowaniu ludzi. Zmierzają w kierunku grobów, jakby niepewni swego.

 

Patrzę w górę. Pozostali też. Zaczyna wolno wybijać pełną godzinę. Zewsząd dobiega dźwięk: otwieranych, kamiennych drzwi, jakby wewnątrz był jakiś: mechanizm. Ludzie stoją w milczeniu. Nagle robi się niepokojąco cicho. Górna część wielkiego sekundnika, zakrywa cyfrę: dwanaście i nieruchomieje.

Mam wrażenie, że czas stanął w miejscu. W tym momencie zaczynają wychodzić zmarli. Jestem taki skołowany sytuacją, że tylko stoję i patrzę. Nie są to żadne szkarady. Wyglądają tak samo jak wtedy, kiedy ich chowano. A przynajmniej tak wnioskuję z ich wyglądu. Jak się wydostali z trumien lub ukształtowali z prochu? Po krótkim powitaniu, główny sekundnik rusza. Pozostałe, mniejsze też. Przypuszczam, że zegary zadziałały równocześnie.

 

Zaczynają się ożywione rozmowy. Przy niektórych grobach, są tylko dwie osoby: żyjąca i zmarła. Albo tylko zmarła, stojąca samotnie. Jedno mnie zastanawia. Odwiedzający, nerwowo spoglądają na zegar, stojący na tablicy. Niby rozmawiają, ale coś jest nie tak. Niecodzienność sytuacji w jakiej się znalazłem, sprawia, że zapominam obserwować zegary, ze zrozumieniem upływającego czasu.

Nagle jeden z odwiedzających odchodzi od grobu, w kierunku wyjścia. Wielu czyni podobnie. Nie bardzo rozumiem, tego typu zachowania. Dlaczego tak uciekają, skoro mają okazję porozmawiać z osobą, która najwyraźniej była im bliska.

 

><

 

Stoję na zewnątrz cmentarza. Ludzie wchodzą i wychodzą, ale nikt nie chce zaspokoić mojej ciekawości. Wiem, że to wszystko nierealne, ale skoro już tu jestem, to chciałbym wiedzieć, co jest grane. Czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Aż się wzdrygam. Wiadomo czemu. Spoglądam do tyłu. Widzę człowieka przed sobą. Odzywa się do mnie:

 

– Pan chyba nie stąd?

– No nie.

– Ciekawi pana zapewne, co tu się dzieje?

– Tak.

– To jest dziwna kraina. Coś jak świat równoległy.

– Do czego?

– Tego nie wiemy. A propos. Skąd pan się tu wziął?

– Prosto z pola.

– Rozumiem. Jakby to panu wytłumaczyć najprościej. Tu jest tak samo jak u was, ale z małym wyjątkiem.

– Z jakim?

– Mówiąc krótko – raz na rok, dla wszystkich w tym samym dniu, jest Możliwość Rozmowy.

– Domyślam się, że z umarłym?

– Tak.

– To wspaniałe. U nas tak niestety nie jest.

– Żeby nie przedłużać… mówiąc trochę żartem: za darmo umarło. Rozumie pan?

– Nie bardzo.

– Mówiąc prosto z mostu: godzina rozmowy, odbiera osobie odwiedzającej rok życia.

– Rok? To dużo.

– Tak. Jeszcze jedno. Liczy się zaczęta godzina. Wszystko jasne?

– Czyli jeżeli ktoś pogada powiedzmy jedną minutę, to i tak rok do tyłu?

– Dokładnie.

– Czyli lepiej wykorzystać do maksimum?

– W zasadzie, tak.

– Dlaczego w zasadzie?

– Maksimum ma ryzyko w sobie. Można się zagadać, minuta wejdzie następnej i rozumie pan... dwa lata do tyłu. Zawsze w takiej sytuacji radzę wykorzystać następną godzinę, ale bardzo uważać.

– A jeżeli komuś na latach nie zależy. Chce być z bliską osobą bardzo długo.

– Jest limit do czterech lat.

– Dlaczego akurat tyle?

– Nie wiadomo.

– A jak ktoś będzie gadać pięć godzin?

– Nic z tego. Po czterech wchodzą z powrotem. Nie mogą inaczej. Siła wyższa.

– A niby skąd osoba odwiedzająca będzie wiedziała, że umiera za wcześnie?

– Nie będzie wiedziała. Rodzina też. Tu chodzi o psychologię. Rozumie pan. Świadomość, że godzina rozmowy, skraca o rok moje życie.

– Czy rzeczywiście skraca?

– Tak. Niestety zdarzają się… dowody. I to przeważnie przez nieuwagę rodziców. Albo raczej rodzica. Zdarza się to niezmiernie rzadko – chociażby dzięki zegarom - ale jednak. Jeszcze jedno. Swoje zegarki są nieprzydatne. Trzeba patrzeć, na te przy grobie, lub na ten wielki ogólny. To szczegół, ale bardzo istotny.

– Mówił pan o jakimś dowodzie.

– To znaczy… w pewnym sensie.

– Nie rozumiem.

– Chodzi szczególnie o dzieci.

– O dzieci?

– Małe dzieci. Kilkuletnie. Czy muszę tłumaczyć dalej?

– Proszę.

– Dawno temu mieliśmy taki przypadek, że ojciec przyprowadził swoją trzyletnią córeczkę, żeby sobie z mamą pogadała. Niestety, przegapił czas. Gdy minęły trzy godziny a zaczęła czwarta, dziewczynka momentalnie umarła. To było straszne. Mówię panu.

– Chwileczkę. Przecież może być tak, że danemu dziecku - wliczając te trzy lata - przeznaczone jest powiedzmy sto lat życia. Przekracza limit trzech godzin umiera mając dziewięćdziesiąt sześć. Kto by się zorientował?

– Zgadza się. To żaden dowód. Tylko, że to o czym wspomniałem, wydarzyło się tutaj. Ludzie od razu pomyśleli, że to dziecko miało żyć siedem lat…

– Ale to mógł być zbieg okoliczności.

– Owszem. Mógł. Ale tutaj to wyglądało inaczej.

– Ojciec był nieroztropny, można by rzec. Po co dziecko w takie miejsce przyprowadzał. Gdyby nie przegapił, to jeszcze by żyło jeden rok. Ale z drugiej strony, skąd miał wiedzieć, że jego córka, ma tylko cztery lata przed sobą.

– No wie pan. W takich okolicznościach zdarza się, że ludzie postępują nieracjonalnie.

– Czyli jednak to prawda. Coś za coś?

– Tak. To znaczy nie istnieje dowód, że tak jest. Ale też nie ma dowodu, że tak nie jest.

– A co z dorosłymi. Załóżmy, że mąż w wieku powiedzmy czterdziestu lat, ma jeszcze przed sobą – trzy lata życia – ale o tym nie wie. Przekracza limit trzech godzin i po rozmowie z żoną, nagle umiera. Takie przypadki też się zdarzają?

– Nie chciałem o tym mówić, ale też. Człowiek nie wie, ile mu czasu zostało. A zatem, każde odwiedziny to ryzyko, że po wizycie – lub w trakcie – odwiedzający umrze.

– Rozumiem. A proszę mi powiedzieć, czy dużo jest odwiedzających?

– Mniej, niż by się mogło spodziewać. Ludzie różnie do tego podchodzą. Przed śmiercią dziewczynki, przychodziło więcej. Śmierć dorosłych, robi trochę mniejsze wrażenie, szczególnie dla postronnych osób. Ale mimo wszystko, przychodzą. Chęć pogadania z bliską osobą jest czasami bardzo silna. Różni ludzie, różnie się na to zapatrują.

– A proszę mi powiedzieć, czy istnieje sposób, żeby na przykład, rozmawiać cztery godziny, a być tylko – powiedzmy – dwa lata do tyłu?

– Owszem jest.

– To znaczy?

– Najlepiej pan to zrozumie na prostym przykładzie. Istnieje możliwość, przerzucenia swoich godzin, na drugą osobę. Wtedy ta druga rozmawia – powiedzmy – cztery godziny – a traci – dwa lata życia.

– No to super…

– To zależy dla kogo. Wtedy ta pierwsza, rozmawiając z umarłym – dwie godziny, jest cztery lata do tyłu. Trzeba kogoś naprawdę kochać, żeby być zdolnym do takiego gestu.

– Niewątpliwie. A jak to jest z tymi umarłymi, którzy muszą stać samotnie przy grobie. Podejdzie ktoś do takiego, żeby z nim pogadać?

– Bardzo rzadko. Wolą wykorzystać czas do rozmowy z bliską osobą, niż gadać z obcą. Zresztą trudno się dziwić. Aha, jeszcze o jednym zapomniałem. Można oczywiście chodzić do kilku grobów i rozmawiać po trochu. Liczy się łączny czas.

– Czyli mówiąc trochę żartem, z wujkiem, który nam chałupę zapisał, gadamy dłużej, a z ciotką, z którą żeśmy ostatnie koty darli, tylko chwilę albo wcale?

– Różnie to bywa. Nie mnie sądzić. To też kwestia wybaczenia lub nie. Dziwnie się układają relacje międzyludzkie.

– A co by się stało, gdyby osoba zmarła wyszła poza granice cmentarza?

– Raczej by trzeba powiedzieć - poza obszar zewnętrzny należący do cmentarza.

– Duży to obszar?

– Dokładnie nie wiadomo.

– No to co by się stało?

– To by było straszne… że tak powiem. Zarówno dla żyjących jak i umarłych.

– Czy to się kiedyś zdarzyło?

– Gdyby się zdarzyło, to by nie było naszej rozmowy.

– Czyli nie mam drążyć tematu?

– Nie.

– A proszę mi powiedzieć, czy ci umarli… mówią jak Tam jest?

– Ani słowa. Po wyjściu, pamiętają tylko to, co było do czasu ich śmierci. A poza tym, nie mówią o wielu sprawach, co by mogły zaszkodzić lub być przydatne osobom żyjącym. Rozumie pan?

– Chyba. Jeszcze jedno pytanie mnie nurtuje. Po co ten wielki zegar nad cmentarzem, skoro każdy grób ma swój?

– Nie domyśla się pan?

– Żeby było widać z daleka.

– Też dlatego.

– Też?

– Uzyskał pan ode mnie wiele cennych i ciekawych informacji, lecz nie wszystkie kwestie dokładnie wyjaśniłem. To by zajęło za dużo czasu. Aczkolwiek sprawia pan wrażenie inteligentnego człowieka, a zatem – jak rozumiem – nie ma problemu.

– Oczywiście, że nie ma. Jestem wielce zobowiązany. A nawet wdzięczny. Bardzo dziękuję.

– Miło mi, że pan dziękuję, ale… zresztą nie ważne. Życzę miłego powrotu.

 

><

 

Oddalam się od cmentarza, w poświacie światła bijącego od Wielkiego Zegara. Widzę przed sobą migotliwą ścianę. Przechodzę pod nią. Jestem na polu.

 

><

Zamglony sierp księżyca oświetla niecałą drogę.

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...