Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kosmiczna Martyna


Rekomendowane odpowiedzi

 

I)

- Powiedz Zuziu jakie masz na przyszłość plany
i czy wracasz czasem myślą do chwil tamtych
kiedy ty i twój mężczyzna, raczej chłopiec,
postanowiliście tak rodzicom dopiec,

by już nigdy więcej ręki nie podnieśli
na waszą dozgonną miłość. A co jeśli
nie wytrzyma ciężkiej próby, zwłaszcza tutaj,
dwadzieścia pięć lat to przecież nie w kij dmuchał.

Dużo czasu by niejeden wiersz napisać.
Fani wierzą w ciebie: Kosmiczna Martyna
na przykład uważa, że masa jest tępa
bo nigdy nie pojmie wewnętrznego piękna,

którym promieniejesz nawet za kratami.
Ważne mieć kogoś by człowiek nie był sam, i
nie zwątpił w swój talent. Może tej dziewczynie
też potrzeba wiary… Co powiesz Martynie?

- Naprawdę bardzo ci dziękuję Martyno.

(II)

Kosmiczna Martyna mieszka z rodzicami.
Kosmiczna Martyna ma ich dość czasami:
- Dajcie mi święty spokój- krzyczy Martyna
i jednym trzaśnięciem rozmowę ucina.

Poezja Zuzanny Martynie jest bliska,
Martynie wciąż marzy się miłość lesbijska:
Tak uciec z nią razem lub żyć za kratami-
- Kosmiczna Martyna śni o tym nocami.

Ma tomik Zuzanny przybity do krzyża,
on drzwi jej otwiera, do Zuzi przybliża.
Kosmiczna Martyna z pokoju wychodzi
do kuchni, na palcach, wyjmuje nóż, ostrzy,

ogląda przez chwilę- w księżycu lśni cały,
starannie odkłada go znów do szuflady,
ostrożnie, powoli (ojciec śpi, matka śpi)
Kosmiczna Martyna uchyla cicho drzwi.

Edytowane przez Krakelura (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak, jest ciąg dalszy... urwałeś w zakończeniu, zatem mogę tylko domyślać się, że Maryna zakończyła swój żywot.

Cóż dodam, za pierwszą dałam punkt i na pewno go nie zabiorę. Druga nasuwa mi jedno, dla każdej pary klasycznych, "normalnych" rodziców, którzy odkryją zainteresowania dziecka w kierunku, jw np. przeżywają szok i niedowierzanie.

Co staje się potem... czas może unormować sytuację, ale z życia wiadomo, że nie zawsze.

Pozdrawiam.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, może winienem wyjaśnienia, bo być może kontekst wiersza się przedawnił. Chodziło mi o głośną w swoim czasie sprawę morderstwa, kiedy to poetka Zuzanna M. wraz ze swoim chłopakiem zamordowali jego rodziców, którzy sprzeciwiali się ich związkowi. W zasadzie wiersz jest o tej Kosmicznej Martynie, czyli fance Zuzanny M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ładnie    Łukasz Jasiński 
    • Poprawnie    Łukasz Jasiński 
    • Za oknem szerokim jak wszechświat brodata twarz jakiegoś mędrca. Gdzieś tam, pośród liści drzew. W migocie słońca. W blasku, co kładzie się na podłogowej klepce prostokątami światła...   Niesie się w przestrzeni (niesie się poprzez przestrzeń) świergot ptaków. Twarz mędrca. Jego oczy... Wzrok opuszczony, jakby w zadumie. W tych oto obszarach. W myślach niedostępnych. W mgłach płynących nisko nad płaszczyznami zrudziałych pól.   Czy ty mnie w ogóle słuchasz?   W ekranie telewizora padający śnieg. Milczący szum mżących pikseli, który trwa. I który trwa. Zamykam oczy. Otwieram. Mrugam sennie. Mrużę. Zaciskam szczypiące powieki… Jakaś kobieta z długimi rzęsami stoi tam, na brzegu delty. Stoi w słomkowym kapeluszu z długą, powiewającą wstążką. Błękitną… Trzyma w dłoni skręconą muszlę, przykłada do ucha. Uszła z niej dawno wrąca kipiel spienionych fal. Morza uderzającego o skały. To jak drżący w słońcu miraż, co się materializuje tylko na chwilę. I kroczy swobodnie po ścieżkach szumiącej ciszy. W oddechach. W łopotach żaglowych płócien, jakże odległych. I nieuchwytnych… Skąd ta nagła zmiana obrazu? To jak oglądanie starych fotografii, które wysypują się z szafki jedna po drugiej, albo spadają na podłogę ze stołu po nagłym przesunięciu dłonią. W tej oto chwili słabości i lęku. W napadzie straszliwego zniekształcenia twarzy, która odbija się w ściance szklanej butelki. Na niej etykieta: Piękny mężczyzna w kapitańskiej czapce. Stojący tyłem i zerkający zalotnie z boku. A więc przesypują się w dłoniach drżących od mroku bezkresnej nocy. Te fotografie. Te pozostałości nieistniejącego od dawna czasu. Od zimna. Od chłodu samotności. Mimo powietrza pełnego słonecznych migotów i szeptów, które trwają jednocześnie w jakiejś niezbadanej korelacji zdarzeń. Które istnieją w sobie, a jednak odrębnie.   Wiesz, ja tutaj byłem. Ja. Albo nie-ja. Jestem. Nie ma mnie. Albo znowu nie ma… Wodzę palcem po czarno-białej powierzchni, po spękanej emulsji, która jakimś cudem wymiguje się nadal żarłocznej nicości. Rozpędzonej entropii wszechświata… Zdmuchuję kurz i pajęczyny, kiedy podchodzę do przedmiotów zastygłych w odlewie. W żółtawym świetle, co pada pod kątem z kinkietu -- twarze, popiersia… Wyrzeźbione dłonie w różnych gestykulacjach i wariantach uchwyceń. Nieskończone dzieła mistrza o niezrównanym kunszcie. Porozrzucane wokół dłuta. Resztki gruzu, okruchy. Biały pył modelarskiego gipsu... Na podłodze stosy gazet. Na lastrykowych parapetach. Na półkach regałów. Na krzesłach… Na nich, pomiędzy świecami, pomiędzy wypalonymi kikutami stopionej stearyny -- blaszane puszki. W zakrzepłej na kamień chemicznej treści lakierów powykrzywiany las wystających rękojeści zatopionych na zawsze pędzli, wałków, mieszadeł… I wszystko w pajęczynach. W falującej woalce pajęczyn. W zwietrzałej woni…   Tutaj już od dawna nikogo nie ma. I tak naprawdę nikogo nie było. Wtedy. I teraz. I nigdy… Siedzę na podłodze pośród stert niczego. I oglądam. Podziwiam wszystko pod różnymi kątami, ćwicząc przy tym zamykanie i otwieranie swędzących powiek. Pełzam w szumiącej, piskliwej ciszy. W gorączce. Kiedy nachylam się, prostuję. Kiedy przywieram swoje spierzchnięte wargi do warg gipsowej rzeźby... -- w jej oczach dostrzegam jedynie obojętne bielmo martwego kamienia.   Jesteś tu jeszcze?   Mówię coś niewyraźnie, szepczę… Otaczają mnie jakieś niezrozumiałe słowa. Wyrwane z kontekstu frazy. Coś o miłości i euklidesowej geometrii. Figury geometryczne na ścianach, podłodze… -- na wszystkim…   Nade mną spirale galaktyk niewzruszonego wszechświata…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-01-15)    
    • to liściki do żywych punkty świetlne potłuczone szkło wyrzucone ryby niedopałki odciśnięte usta są jak otwarte złamania i skrzepy oderwane od krawędzi dlatego mogę napisać: mój pies biega w strugach deszczu a ja rozglądam się za forsą sprzedam całkiem tanio trochę wierszy w dowolnym stylu niektóre nawet rymowane                      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...