Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Z popielnika


Rekomendowane odpowiedzi

już mi się nie chce
pragnę jedynie zdążyć opuścić
piękną katastrofę
niemożności

 

gdy ciało którym zawiaduję
odmówi posłuchu
i stanie się głuche
na moje skomlenie
wstań chwyć idź

 

już mi się nie chce
pokładać nadziei w sztuce
wierzyć w to
handmade w wolierze
falbany piłki lotki
pióra

 

za które świat przyznaje
granty
swoim z odpowiednią
ilością punktów
za pochodzenie
nie należę do sfer
więc nic z tego nie będzie

 

no chyba że stanę się
sztuką mięsa
wiszącą u rzeźnika
i rozłoży mnie
na czynniki pierwsze
francis bacon

Edytowane przez arkadius (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

.. dwa razy użyłeś tego zwrotu, wydaje mi się, że powinno być, już mi się nie chce.

.. dosyć ryzykowne porównanie, ta.. piękna katastrofa..

... wkładać pasję... w sztukę... ale jw. czy nie, w sztuce.? tak mi się coś zdaje...

Ostatnia dla mnie naj....

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Nata_Kruk tak w istocie, z ową sztuka tez się zastanawiałem, odnośnie piękna porażki, to pomyślałem ze spektakularne jest dla niektórych gdy komuś odbiera możliwość np. chodzenia, a stara się iść, jest to w pewnym sensie widowiskowe... dla tego gdy czułbym że zaniemogę, chciałbym mieć możliwość ewakuowania się, perspektywa wegetacji nie jest pociągająca.         

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całkiem niezły tekst. Niedawno "odkryłem", że do sukcesu W. Szekspira w znacznym stopniu przyczyniły się jego dobre koneksje i duża kasa. Szekspir był w dużym stopniu bardzo dobrym biznesmenem. Niestety masz rację i, niestety, tak to działa.

Nic nowego do tekstu nie wniosę, pozdrawiam więc i znikam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Sylwester_Lasota Tak to jest, akurat jako katolik w Anglii William chyba nie miał za dobrze, ale fakt gdy jest się poprawnym politycznie względem wyznania religijnego, preferencji seksualnej, klasowej itd. jest łatwiej, wspomaga się np. prześladowanych gejów, ale to nie oni siedzą w wiezieniach, jak np. chorzy psychicznie za kradzież batonika lub podpalenie śmieci na własnej posesji 15 lat kicia.   

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Myślę, że jednak bardzo dobrze sobie radził. Na poparcie, przytoczę krótki cytat z Wikipedii:

"O dużej sprawności jako organizatora świadczą zasługi dla trupy

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Henry’ego Careya (Lord Chamberlain’s Men). Potrafił zdobyć dla niej możnego , jakim był król . Znalazł także źródło finansowania dla własnych prac, którym było wsparcie zamożnego hrabiego, . Oprócz tego, że współfinansował budowę Globe Theatre, działał także w (zbudowanym w 1596 roku), którego publiczność była bardziej elitarna.

Po przeprowadzce do Londynu (Anne Hathaway została w Stratfordzie), w 1604 roku był swatem córki swojego kamienicznika. Dokumenty sądowe z 1612 roku dają dowód na to, że Shakespeare był lokatorem Christophera Mountjoya, zamożnego mieszkańca Londynu. Jeden z uczniów szlachcica, Stephen Belott, chciał poślubić jego córkę. Rola Shakespeare’a polegała na tym, że był pośrednikiem, ustalającym warunki posagu. Doszło do małżeństwa; osiem lat później Belott pozwał do sądu swojego teścia, gdyż ten nie dostarczył wszystkich pieniędzy. Shakespeare został wezwany jako świadek, niewiele jednak pamiętał z tamtego czasu.

Liczne zachowane z tego okresu dokumenty związane z finansami pozwalają stwierdzić, że majątek Shakespeare’a rósł w szybkim tempie, co pozwoliło mu na zakup domu w dzielnicy w Londynie, a także drugiej co do wielkości posiadłości w Stratford, . W 1596 roku dzięki staraniom pisarza został nadany przez herb jego ojcu. John Shakespeare chciał otrzymać go już w 1576 roku, jednak musiał przerwać odpowiednie procedury wskutek pogarszania się jego sytuacji finansowej. Dewiza herbowa brzmiała: Non Sanz Droict (pl. Nie bez prawa)"

 

A to dom rodzinny, w którym urodził się William Shakespeare (zdjęcie własne):

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Też nie wygląda ubogo jak na XVI w. Prawda?

 

Edytowane przez Sylwester_Lasota (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ładnie    Łukasz Jasiński 
    • Poprawnie    Łukasz Jasiński 
    • Za oknem szerokim jak wszechświat brodata twarz jakiegoś mędrca. Gdzieś tam, pośród liści drzew. W migocie słońca. W blasku, co kładzie się na podłogowej klepce prostokątami światła...   Niesie się w przestrzeni (niesie się poprzez przestrzeń) świergot ptaków. Twarz mędrca. Jego oczy... Wzrok opuszczony, jakby w zadumie. W tych oto obszarach. W myślach niedostępnych. W mgłach płynących nisko nad płaszczyznami zrudziałych pól.   Czy ty mnie w ogóle słuchasz?   W ekranie telewizora padający śnieg. Milczący szum mżących pikseli, który trwa. I który trwa. Zamykam oczy. Otwieram. Mrugam sennie. Mrużę. Zaciskam szczypiące powieki… Jakaś kobieta z długimi rzęsami stoi tam, na brzegu delty. Stoi w słomkowym kapeluszu z długą, powiewającą wstążką. Błękitną… Trzyma w dłoni skręconą muszlę, przykłada do ucha. Uszła z niej dawno wrąca kipiel spienionych fal. Morza uderzającego o skały. To jak drżący w słońcu miraż, co się materializuje tylko na chwilę. I kroczy swobodnie po ścieżkach szumiącej ciszy. W oddechach. W łopotach żaglowych płócien, jakże odległych. I nieuchwytnych… Skąd ta nagła zmiana obrazu? To jak oglądanie starych fotografii, które wysypują się z szafki jedna po drugiej, albo spadają na podłogę ze stołu po nagłym przesunięciu dłonią. W tej oto chwili słabości i lęku. W napadzie straszliwego zniekształcenia twarzy, która odbija się w ściance szklanej butelki. Na niej etykieta: Piękny mężczyzna w kapitańskiej czapce. Stojący tyłem i zerkający zalotnie z boku. A więc przesypują się w dłoniach drżących od mroku bezkresnej nocy. Te fotografie. Te pozostałości nieistniejącego od dawna czasu. Od zimna. Od chłodu samotności. Mimo powietrza pełnego słonecznych migotów i szeptów, które trwają jednocześnie w jakiejś niezbadanej korelacji zdarzeń. Które istnieją w sobie, a jednak odrębnie.   Wiesz, ja tutaj byłem. Ja. Albo nie-ja. Jestem. Nie ma mnie. Albo znowu nie ma… Wodzę palcem po czarno-białej powierzchni, po spękanej emulsji, która jakimś cudem wymiguje się nadal żarłocznej nicości. Rozpędzonej entropii wszechświata… Zdmuchuję kurz i pajęczyny, kiedy podchodzę do przedmiotów zastygłych w odlewie. W żółtawym świetle, co pada pod kątem z kinkietu -- twarze, popiersia… Wyrzeźbione dłonie w różnych gestykulacjach i wariantach uchwyceń. Nieskończone dzieła mistrza o niezrównanym kunszcie. Porozrzucane wokół dłuta. Resztki gruzu, okruchy. Biały pył modelarskiego gipsu... Na podłodze stosy gazet. Na lastrykowych parapetach. Na półkach regałów. Na krzesłach… Na nich, pomiędzy świecami, pomiędzy wypalonymi kikutami stopionej stearyny -- blaszane puszki. W zakrzepłej na kamień chemicznej treści lakierów powykrzywiany las wystających rękojeści zatopionych na zawsze pędzli, wałków, mieszadeł… I wszystko w pajęczynach. W falującej woalce pajęczyn. W zwietrzałej woni…   Tutaj już od dawna nikogo nie ma. I tak naprawdę nikogo nie było. Wtedy. I teraz. I nigdy… Siedzę na podłodze pośród stert niczego. I oglądam. Podziwiam wszystko pod różnymi kątami, ćwicząc przy tym zamykanie i otwieranie swędzących powiek. Pełzam w szumiącej, piskliwej ciszy. W gorączce. Kiedy nachylam się, prostuję. Kiedy przywieram swoje spierzchnięte wargi do warg gipsowej rzeźby... -- w jej oczach dostrzegam jedynie obojętne bielmo martwego kamienia.   Jesteś tu jeszcze?   Mówię coś niewyraźnie, szepczę… Otaczają mnie jakieś niezrozumiałe słowa. Wyrwane z kontekstu frazy. Coś o miłości i euklidesowej geometrii. Figury geometryczne na ścianach, podłodze… -- na wszystkim…   Nade mną spirale galaktyk niewzruszonego wszechświata…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-01-15)    
    • to liściki do żywych punkty świetlne potłuczone szkło wyrzucone ryby niedopałki odciśnięte usta są jak otwarte złamania i skrzepy oderwane od krawędzi dlatego mogę napisać: mój pies biega w strugach deszczu a ja rozglądam się za forsą sprzedam całkiem tanio trochę wierszy w dowolnym stylu niektóre nawet rymowane                      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...