Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

W poszukiwaniu. Galaktyczna wędrówka...


Rekomendowane odpowiedzi

 

Udałem się w galaktyki.

W wędrówki dalekie.

Odwiedziłem wszystkie mgławice

Konstelacje i gwiazdozbiory

I nie odnalazłem

Siebie.

 

Szukałem tutaj na ziemi

Niewielkiej planecie w układzie słonecznym

Pośród istot mi podobnych

Wyruszałem na długie wyprawy

Odwiedzałem rożne kraje

I nie odnalazłem

Siebie

 

Poszukiwałem też w samochodzie

Podobno najlepszym, jaki powstał w ciągu 13 miliardów

Lat istnienia Wszechświata

Jechałem w nim, było mi wygodnie na miękkim siedzeniu

Dopasowanym do moich kształtów

I słuchałem pięknej muzyki

Wpatrując się tępym znudzonym wzrokiem

W niekończący się beton i asfalt szosy

Jechałem

I widziałem jak mija wszystko

Co się pojawi w zasięgu mojego spojrzenia

I chciałem czuć się szczęśliwy

Wmawiałem sobie, że jestem.

I kiedy niemal już uwierzyłem

Że odnalazłem siebie w swym szczęściu

Musiałem gwałtownie zahamować

By nie wpaść na wypalony wrak ciężarówki

Tarasującej szosę.

Kilku ludzi zginęło w wypadku.

Zakończyli swoje istnienie

Zapewne nie dowiedziawszy się nawet, kim byli.

Mnie też to nie interesowało.

Szukałem bowiem siebie.

 

Tam, w tym samochodzie, nie odnalazłem siebie.

 

Kupiłem więc piękny pałac

Z osiemdziesięcioma pokojami

I przez kilka miesięcy

Przenosiłem się z jednego do następnego

Szukając w nich siebie.

Wpatrywałem się w piękne obrazy

Boso stąpałem po puszystych dywanach

I zadawałem sobie pytanie czy jestem już sobą

I czy jestem szczęśliwy

I kiedy niemal już uwierzyłem w swe szczęście

Spadłem ze schodów i potłukłszy się niemiłosiernie

Przeleżałem pół roku w szpitalu

I sprzedałem swój pałac

Bo nie był ani bezpieczny ani

Nie odnalazłem w nim siebie

 

Potem próbowałem jeszcze innych sztuczek

Ubierałem się, na przykład,

W kosztowne i piękne stroje

I dumnie przechadzałem się miedzy ludźmi

Żeby widzieli, jaki jestem bogaty i piękny

I nabierałem zwolna pewności

Że w tych szatach staję się sobą

Upajałem się zazdrosnymi spojrzeniami

Tych, których nie było stać

Na takie bycie sobą.

I codziennie w lustrze

Po stokroć odnajdywałem siebie

A kiedy prawie się odnalazłem

Tam, po drugiej stronie lustra

Pewnego ranka, niż stąd ni zowąd

Pękło ono na moich oczach

W chwili, gdy wpatrywałem się w siebie

Piękniejszego niż byłem kiedykolwiek

I rozleciało się na kawałki

A razem z nim rozleciał się obraz

Najwspanialszego mężczyzny

Jakiego widziałem w swym życiu

I zniknął ten obraz, a z nim ON zniknął

On, który był mną

I od tamtej pory boję się spojrzeć w lustro

Żeby nie skazać na ból nieistnienia

Siebie samego - po tamtej stronie.

 

 

Zrzuciłem wiec szaty i

Zrezygnowany

Położyłem się na soczystej lace

Z widokiem na rzekę

Wijącą się przez krajobraz

Usiany wzgórzami.

Słońce świeciło mi prosto w oczy

Więc je zamknąłem

I wówczas poczułem oddech ziemi

Na której leżałem

I rześki zapach wiatru

Który gładził moje nagie ciało

I poczułem każde źdźbło trawy

Gnące się pod moimi plecami

Pod moim ciężarem.

I usłyszałem dźwięki istnienia

Szum drzew nadrzecznych

Chylących się pod naporem powietrza

Cudowne odgłosy ptasiej mowy

I tupot wszystkich istot stąpających po ziemi.

 

Zasłoniłem dłońmi przymknięte powieki

By zobaczyć ciemność

I ona tam była

Z mojej woli

Widziałem ciemność

I przyglądałem się jej

Mając nadzieję, że wypatrzę w niej siebie

Zadawałem sobie w myślach pytanie:

Gdzie ty jesteś, człowieku?

Czy jesteś w stanie zobaczyć sam siebie?

Czy jesteś tym ciałem leżącym na trawie?

Ciałem czującym ciążenie i dotyk?

Czy też może jesteś słuchem

Który słucha dźwięków docierających do twoich uszu?

A może jesteś węchem

Który czuje zapach wiatru niosący woń łąki?

A smakiem? Może jesteś smakiem

Badającym spożywalność potraw

Zasilających twe ciało w energię istnienia?

A może wzrokiem jesteś?

Przenoszącym obraz świata widzialnego

Wprost do twojego mózgu?

 

Nacisnąłem mocniej dłońmi

Na swoje oczy, by ujrzeć jeszcze więcej ciemności

I wówczas z tej ciemności wyłoniło się światło

Białe i pulsujące, i pomyślałem

Że może to moja jaźń właśnie

Że może jestem tym światłem

Elektrycznym impulsem biologicznej masy

Mózgu umieszczonego w ciele, które tak podziwiałem

W lustrze – nim się ono rozbiło.

 

Przeraziłem się nie żarty

I otworzyłem szeroko oczy

Czyżby zatem tak rzeczy naprawdę się miały?

Czy ja jestem tym, kogo nikt nie zobaczy?

A wiec nie moje ciało?

Nie moje szaty?

Uszy, oczy i nos?

I język i słowa i mowa którą się posługuję?

To nie ja jestem?

Lecz owo światełko widziane

Tylko przeze mnie?

 

Podniosłem się i

Bogaty w tę nową wiedzę

Nałożyłem na siebie proste ubranie

I buty znoszone

I udałem się w góry

Żeby zmęczyć ciało wysiłkiem.

Wyszedłem na połoniny

Caryńską, Wetlińską, schodziłem

W doliny tylko aby uzupełnić zapasy

W siedliskach ludzkich

I wracałem do swojej samotnej wędrówki

Do swojej samotnej bytności

Podziwiałem drzewa i krzewy

Góry i knieje głębokie

Soczyste łąki śródleśne

I bezdenne jeziorka znane

Jedynie zwierzynie tam się pojącej

I mnie.

Podziwiałem nie będąc podziwiany.

Bowiem nie podziwiały mnie ani drzewa

Ani góry, ani lasy

Ani zwierzęta wolno żyjące

Ani strumienie ani wody stojące.

Ani ptaki

I nie czułem potrzeby być podziwianym

 

I nie szukałem już siebie

Bo byłem

Sobą.

 

 

Czy teraz - przyłączysz się do mnie?

 

 

Wkgn2003

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lubię wszelakie utwory o poszukiwaniu siebie i własnej tożsamości. Idziesz dobrym tropem, bo wszelaki wysiłek podnosi poziom endorfin i choćby przez to jest cenny. Inny trop to wyjazd gdzieś tam, może w Bieszczady, może do Tybetu i czy w inne miejsce, jak w filmie "Jedz, módl się kochaj". Inni piją, czy się dragują. 

Na minus przedstawiasz proste rozwiązanie, które proste jest tylko w teorii, bo wyjazd bywa często tylko ucieczka przed światem i problemami, których nie można rozwiązać. Znam wielu ludzi, którzy w ten sposób chcieli a nie znam nikogo, komu się udało, bo nie można uciec przed samym sobą.. 

 

Edytowane przez Marek.zak1 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki. Ale nie musiałem się szczególnie wysilać z tą cierpliwością. Jak już się zacznie pisać, to potem samo jakoś to leci...Odpowiadam uśmiechem i również pozdrawiam:)

Fakt, masz rację. Uciec się nie da. Ale poznać... ? Do końca nigdy, ale samo próbowanie jest już niezłą zabawą:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Myślałem, że życie chce mi powiedzieć jedno

      Lecz się pomyliłem, gdy trafiłem w samo sedno

      Potencjał swój pełny odkryłem 

      Spodobał mi się, w końcu poczułem, że odżyłem 

      Konsekwencje może i będą duże, 

      Ale też i czemu miałbym się sprzeciwiać własnej naturze?

      W domku opuszczonym się zaszyję 

      I kto wie, może ludzie uznają, że już nie żyję.

       

                                *********

       

      Od dzieciństwa wmawiano mi, że będę nikim

      Nic nie osiągnę, mimo, że zawsze miałem dobre wyniki

      Rodzice - durnie - codziennie alkohol pili

      Często mnie do czerwoności bili

      Wstydziłem się gdziekolwiek wyjść 

      Gdyż rany, które miałem ciężko było zakryć.

       

      Rówieśnicy wcale lepsi nie byli,

      Do różnych czynów się odważyli,

      Nigdzie bezpiecznie się nie czułem,

      Dla nauczycieli byłem chyba duchem,

      Prośby i skargi moje zostały zignorowane,

      Mieli na mnie totalnie wyjebane,

      I co, czy jakoś na to zareagowałem?

      Nie - dzieckiem byłem i strasznie się wtedy bałem.

       

      Lata mijały, a ja wciąż taki sam

      Cichy, nielubiany, w skrócie jeden wielki chłam 

      W świat dorosłych wdrążyć się chciałem 

      Lecz prawdę powiedziawszy, niczego nie umiałem 

      Praca, pomyślałem, pozwoli mi się ogarnąć 

      Myśli złych natłok na bok zepchnąć.

       

      W warsztacie samochodowym mnie zatrudnili,

      Jedynie sprzątania i mycia nauczyli

      Dziwnych bardzo ludzi tam spotkałem 

      Chyba to nie dla mnie - pomyślałem 

      Szkoda jednak tak szybko było się poddać, 

      W końcu sam chciałem dorosłe życie poznać.

       

      Z czasem, okazało się, że popełniłem błąd 

      Mogłem uciec jak najdalej z tamtąd

      Wparowali ludzie w broń palną uzbrojeni

      Jakieś pieniądze oni bardzo chcieli

      Bez wahania szefa mojego zastrzelili,

      Resztę pracowników śmiertelnie pobili

      Ja ukryłem się w jednej z szafek

      Głupi sądziłem, że nie zajrzą do wszystkich wnęk.

       

      Moje najgorsze obawy się spełniły 

      Wydarzyły się rzeczy, które do końca życia będą mi się śniły 

      Drzwiczki raptownie otworzyli

      Wyciągnęli mnie z kryjówki, kogoś zawołali, a potem mocno w głowę uderzyli

      Traciłem powoli przytomność, mocno na podłogę upadłem 

      Krew ze mnie leciała, gdyż mokro pod głową miałem...

       

      Ocknąłem się po dłuższym czasie,

      Nie wiedziałem, co się wydarzyło właśnie 

      Otumaniony przez chwilę byłem 

      Lecz w końcu do podniesienia się odważyłem.

      Głowa mnie bolała jak cholera 

      Cóż, przeżyłem jako jedyny, trochę szkoda

      W duchu tak bardzo umrzeć bym chciał, 

      Ale los najwyraźniej inne plany miał. 

       

      Udało mi się w końcu wstać 

      Trochę ciężko mi było równowagę złapać 

      Rozejrzałem się dookoła siebie uważnie 

      Nie wiedziałem, czy ten spokój mogłem traktować na poważnie 

      Po chwili ruszyłem przed siebie

      Nie ukrywam, czułem się wtedy bardzo niepewnie

      Otworzyłem pobliskie drzwi i wszedłem do głównej hali

      Cisza, nikogo nie było, wszyscy już pojechali...

       

      Nie miałem pojęcia jak zareagować 

      Tak szczerze, to chciało mi śmiać,

      Widok tych wszystkich trupów 

      Uświadomił mi ile w życiu doznałem trudów, 

      Przecież ten jeden gość pod wpływem 

      Dotykał mnie, kiedy po pracy się myłem 

      A teraz leżał na ziemi martwy

      I tak jak cała reszta, zostanie on zapomniany. 

       

      Od tego momentu inaczej się czuję, 

      Morderstwami się strasznie lubuję, 

      Nikomu tego nie mówiłem,

      W tamtym zakładzie niedobitków dobiłem,  

      Dziwną przyjemność mi to sprawiło

      I to uczucie w pamięci utkwiło,

      Zabrzmi to wręcz niepokojąco 

      Myślenie o tym, działa na mnie kojąco. 

       

      Rodzice całe życie mnie bili,

      Ogromną krzywdę psychiczną mi wyrządzili,

      W własnym domu bezpiecznie się nie czułem 

      Z lękami się codziennie budziłem 

      Siniaki miałem praktycznie na całym ciele,

      Tego całego gówna było jeszcze wiele, 

      Ale powiedziałem temu dość,

      Niech sprawiedliwości stanie się zadość!

       

      Obudziło się we mnie dzikie zwierzę,

      A więc, zrobiłem to, do tej pory w to nie wierzę, 

      Matka i ojciec 

       

       

       

       

       

      Ogólnie to nie jest dokończone, pytam się was - czytelników, czy póki co ma to sens co pisze, wiele mam do poprawki, coś Chce jeszcze dodać, także na matka i ojciec się to nie skończy, ale chciałbym poznać waszą opinię co o tym wstępnie sądzicie, czy składniowo ma to sens itd

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Domysły Monika Dziękuję serdecznie:)
    • @Alicja_Wysocka Tematyka wiersza porusza bardzo wzniosłe treści. Mówi on o sensie życia, o problemie materializmu, wojnach, konfliktach, dbaniu o planetę i życiu po śmierci. Uważam, że to adekwatne treści do stosowania wspomnianych zaimków, ale tym samym dziękuję za konstruktywną krytykę, zawsze biorę ją sobie do serca. Pozdrawiam.
    • Myślałem, że życie chce mi powiedzieć jedno Lecz się pomyliłem, gdy trafiłem w samo sedno Potencjał swój pełny odkryłem  Spodobał mi się, w końcu poczułem, że odżyłem  Konsekwencje może i będą duże,  Ale też i czemu miałbym się sprzeciwiać własnej naturze? W domku opuszczonym się zaszyję  I kto wie, może ludzie uznają, że już nie żyję.                             *********   Od dzieciństwa wmawiano mi, że będę nikim Nic nie osiągnę, mimo, że zawsze miałem dobre wyniki Rodzice - durnie - codziennie alkohol pili Często mnie do czerwoności bili Wstydziłem się gdziekolwiek wyjść  Gdyż rany, które miałem ciężko było zakryć.   Rówieśnicy wcale lepsi nie byli, Do różnych czynów się odważyli, Nigdzie bezpiecznie się nie czułem, Dla nauczycieli byłem chyba duchem, Prośby i skargi moje zostały zignorowane, Mieli na mnie totalnie wyjebane, I co, czy jakoś na to zareagowałem? Nie - dzieckiem byłem i strasznie się wtedy bałem.   Lata mijały, a ja wciąż taki sam Cichy, nielubiany, w skrócie jeden wielki chłam  W świat dorosłych wdrążyć się chciałem  Lecz prawdę powiedziawszy, niczego nie umiałem  Praca, pomyślałem, pozwoli mi się ogarnąć  Myśli złych natłok na bok zepchnąć.   W warsztacie samochodowym mnie zatrudnili, Jedynie sprzątania i mycia nauczyli Dziwnych bardzo ludzi tam spotkałem  Chyba to nie dla mnie - pomyślałem  Szkoda jednak tak szybko było się poddać,  W końcu sam chciałem dorosłe życie poznać.   Z czasem, okazało się, że popełniłem błąd  Mogłem uciec jak najdalej z tamtąd Wparowali ludzie w broń palną uzbrojeni Jakieś pieniądze oni bardzo chcieli Bez wahania szefa mojego zastrzelili, Resztę pracowników śmiertelnie pobili Ja ukryłem się w jednej z szafek Głupi sądziłem, że nie zajrzą do wszystkich wnęk.   Moje najgorsze obawy się spełniły  Wydarzyły się rzeczy, które do końca życia będą mi się śniły  Drzwiczki raptownie otworzyli Wyciągnęli mnie z kryjówki, kogoś zawołali, a potem mocno w głowę uderzyli Traciłem powoli przytomność, mocno na podłogę upadłem  Krew ze mnie leciała, gdyż mokro pod głową miałem...   Ocknąłem się po dłuższym czasie, Nie wiedziałem, co się wydarzyło właśnie  Otumaniony przez chwilę byłem  Lecz w końcu do podniesienia się odważyłem. Głowa mnie bolała jak cholera  Cóż, przeżyłem jako jedyny, trochę szkoda W duchu tak bardzo umrzeć bym chciał,  Ale los najwyraźniej inne plany miał.    Udało mi się w końcu wstać  Trochę ciężko mi było równowagę złapać  Rozejrzałem się dookoła siebie uważnie  Nie wiedziałem, czy ten spokój mogłem traktować na poważnie  Po chwili ruszyłem przed siebie Nie ukrywam, czułem się wtedy bardzo niepewnie Otworzyłem pobliskie drzwi i wszedłem do głównej hali Cisza, nikogo nie było, wszyscy już pojechali...   Nie miałem pojęcia jak zareagować  Tak szczerze, to chciało mi śmiać, Widok tych wszystkich trupów  Uświadomił mi ile w życiu doznałem trudów,  Przecież ten jeden gość pod wpływem  Dotykał mnie, kiedy po pracy się myłem  A teraz leżał na ziemi martwy I tak jak cała reszta, zostanie on zapomniany.    Od tego momentu inaczej się czuję,  Morderstwami się strasznie lubuję,  Nikomu tego nie mówiłem, W tamtym zakładzie niedobitków dobiłem,   Dziwną przyjemność mi to sprawiło I to uczucie w pamięci utkwiło, Zabrzmi to wręcz niepokojąco  Myślenie o tym, działa na mnie kojąco.    Rodzice całe życie mnie bili, Ogromną krzywdę psychiczną mi wyrządzili, W własnym domu bezpiecznie się nie czułem  Z lękami się codziennie budziłem  Siniaki miałem praktycznie na całym ciele, Tego całego gówna było jeszcze wiele,  Ale powiedziałem temu dość, Niech sprawiedliwości stanie się zadość!   Obudziło się we mnie dzikie zwierzę, A więc, zrobiłem to, do tej pory w to nie wierzę,  Matka i ojciec            Ogólnie to nie jest dokończone, pytam się was - czytelników, czy póki co ma to sens co pisze, wiele mam do poprawki, coś Chce jeszcze dodać, także na matka i ojciec się to nie skończy, ale chciałbym poznać waszą opinię co o tym wstępnie sądzicie, czy składniowo ma to sens itd
    • Temperatura globalna wzrosła o kilka stopni i jest szaleństwo. Zdaje się zresztą prawdziwe, choć media lubią obraz przekrzywić całkiem dosadnie, bo to się im klika, wybornie nawet. Jakaż to głęboka prawda o człowieku. Trudno nawet o głębszą. Ot, jak zawsze nerwy w postronki przy dużym nienawyknięciu. Zdaje się nie ma czegoś takiego, a może jest, ale tylko w filmach za bardzo sensacyjnych i w Marvelu, jak nerwy ze stali. Kilka lat temu ujebali i obsrali ładnych kilku sygnalistów, mnie na pewno, a cóż tylko problem dalej został. Bo pozostał pięknie nierozwiązany. Koncertowo wręcz. Sygnaliści zostali wysłuchani. Co poniektórych powiązano z tym, czy owym, bo wiadomo, że nikt tutaj nie jest czystym aż do przesady. Sumienie tutaj każdego w ten, czy inny sposób gryzie. Było im wygodnie tych co okazali się czystymi okrzyknąć krypto świętymi. Jakaż to ładna jest historia, ujmująca pocztówka z kraju rosnącej rozpaczy gdzie mają miejsce (czemu nie przeczę) sprawy duchowe, ale zupełnie innej niż systemowa natury.. Cóż, aż za bardzo nawet. Wzięli sobie nawet coś z ich (naszych) teczek, a te napuchły do rozmiarów i z całą pewnością nikt ich do niszczarek nie skieruje. Są chociażby niemałą lekcją historii i wiedzy o człowieku. Co poniektóre ustawicznie są w czytaniu. Rzecz jasna wzięli, przepraszam z pełną premedytacją ukradli, gorzej nawet, bo wytorturowali tylko to co było im wygodne wziąć, a może nawet w pełni umyślnie wszystko to co i tak pomóc nie może. Zdaje się zresztą najbardziej uwielbili sobie te koncepcje, które z całą pewnością zaszkodzą. Te są lotne i chodliwe najbardziej. I jest też w tym ciekawa osobliwość, bo nety mamy oczywiście również pod obserwacją, a im bardziej mnie weźmie złość i przypominają mi się te oczywistości tym bardziej zaraz nie mam netu. Trzeba być do entej potęgi naiwnym żeby wierzyć, że takie sprawy dzieją się przypadkowo. Otóż nie. Coraz lepiej widzą, że są trupią, zblatowaną zgrają i trudniej im się już uśmiechać do luster. A wózeczek, no cóż, taka trochę od jakiegoś czasu równia pochyła w dół. Syf dalej został syfem. W kraju każdy ponad każdym mają jeszcze do nas, w tym mnie, nieustającą pretensję, że w ogóle raczyliśmy im to wytknąć. Krótko mówiąc, że to my jesteśmy winni i to my prowodyrowie. Dodatkowo coraz bardziej machają rączkami i nóżkami żeby nas, tak nas, w pierwszej kolejce wysłać na front. Militarny tym razem (spoko byłem już na kilku frontach, ot sobie poćwiczę pięści i nogi, może nawet schudnę). Cóż, ślę moc pozdrowień karnej kompanii sygnalistycznej, której sam - trochę przez przypadek - stałem się nie wiem może nawet honorowym członkiem. Właściwie wzgląd na powyższe jest dla mnie wręcz zaszczytem. Lubiłem z historii opowieści o Michale Drzymale. No naprawdę aż dziwne. W sumie żałuję, że za mało im nakłamałem (to jest mój największy grzech sumienia, będę w tym zakresie pracował nad sobą, w dodatku ustawicznie, choć tylko w miarę możliwości, bo tylko by ich ucieszyła moja pracowita zajadłość na amen). Nie wyglądało wcale w dzieciństwie, że stać mnie będzie na coś podobnego. Owszem, miałem zadatki na lisie sprawy, ale doprawdy nie sądziłem wówczas, że to ja im się będę stawiał. To w gruncie rzeczy jest aż zabawne, bo z natury jestem przecież nawet konformistą :)) System przerobił konformistę w antysystemowca, co notabene jest dość ciekawym zrządzeniem całego, długiego i wielostronicowego ciągu przypadków :))   Warszawa – Stegny, 13.11.2024r.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A tego nie wyczaiłem.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ale teraz widzę, że w miłości jesze łoś stoi jak wół. Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...