Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

czerstwą bułką połamałem głodne myśli
skamieniałą wodą zalałem dno osobowości

odwróciłaś się i spojrzałaś z wyrzutem

już nie pamiętasz jak spoceni i pijani
tarzaliśmy się w chropowatych rymach
plując encyklopedycznym zjawom w nicość
narkotyzowaliśmy się poetyką śmierci i brudu

patrzysz na mnie z niedowierzaniem

czy naprawdę wyrzuciłaś z pamięci te brzaski
w potłuczonych bramach policyjnych wyrzutów sumienia

jak mogłaś wypełznąć z labiryntu mojej imaginacji
i pozostawić mnie trzeźwego przed nudną bielą arkusza
z którego byle plama pierzcha zwiedziona laurem innego twórcy

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



noooo witam Pana G po przerwie :) czyżby aż tak bolało?? czyżby było tak pięknie, że Cię nie było? :)) a poważnie ... czuć żal w tekście i o tym i tęsknocie cięzko dziś pisać, zwłaszcza, ze często wiersze tej materii są na tyle osobiste, że komentarze nie zawsze odbierane sa in+ Ja osobiście troszku wynożyczkowałabym :) Witaj znów Giovanni :)) Ana.
Opublikowano

przebiegałam dziś przez poezję.org i...zatrzymał mnie Twój "kleks"...nic nie będę nożyczkować, nic krytykować...zostawiam tę przyjemną plamkę na swojej dłoni...pięknie dziś umazałeś kartkę...gratul

Opublikowano

ciekawą masz procedurę pisania tekstu, straszne że rogoryczenie Twoje jest widoczne , gdyż jest to jak dżuma i może przełożyć się na inne sfery życia.. pozdrawiam deli s

Opublikowano

Panie G. - podoba mi się manewr autotematyzmu - wnosi wiele.
Nie podoba mi się efekt ostatniej zwrotki: kapie z niej sentymentalizm PeeLa ("jak mogłaś").
Widziałbym tu więcej męskiej wstrzemięźliwości - może wtedy inne laury nie skuszą tak łatwo byle p(f)lamy ;)
pzdr. b

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Wyrzucił orła. Wyrzucił reszkę. Zdarzenia są sprzężone?  
    • @MIROSŁAW C. tak, spinają @Robert Witold Gorzkowski  Dziękuję. Robert bardzo mi miło, nie wiem czy zasługuję. Ale jeśli- to zaszczyt dla mnie
    • @Annna2 jesteś tą poetką na portalu, która każdym utworem mnie zachwyca i sprawia błogi uśmiech na mojej twarzy. Przy twoich tekstach odpoczywam i wprowadzają mnie pozytywnie w nowy dzień. 
    • @Gosława Gosławo. Tym wierszem Jakbyś otworzyła drzwi w ścianie pamięci -- tam, gdzie żywica pachnie stratą, a cień ma ludzkie imię. Wiersz czuły jak palce po brodzie, a jednak ostry jak jeżynowy cień. Porusza – bo boli miękko.
    • Dla Krzysia -- przyjaciela, brata krwi. Szliśmy razem przez łąki, bieszczadzkich pustkowi, przez trawy do pasa. Sierpniowe słońce paliło nam karki, a my śmialiśmy się jak dzieci, które zapomniały, co to czas. Krzysztof zerwał dmuchawca. Zdmuchnął go jednym tchem. -- To moje myśli. Teraz latają. Był filozofem. Skończył Uniwersytet Jagielloński z nagrodami.. Czytał Hegla i Nietzschego jak inni czytają poranną gazetę. Myślenie miał w oczach. Szukał sensu wszędzie. Świat czytał jak książkę -- bez tłumaca, bez przypisów. Był moim bratem krwi. Kochaliśmy się jak bracia -- jeden dla drugiego zrobiłby wszystko. A potem przyszło to, co przyszło. Szpital psychiatryczny. Białe ściany, białe piguły, biali ludzie bez twarzy. Dom bez klamek. Korytarze długie jak modlitwy bez odpowiedzi. -- Bóg to schizofrenik z demencją, a rzeczywistość to Jego wyobraźnia -- powiedział Krzysztof. Już wtedy wiedziałem, że w tym zdaniu jest więcej prawdy niż w całym psychiatryku. Spał w świetle jarzeniówek, w oddechu innych -- ciężkim jak metal. Zajmowali się nim ludzie, którym przepisy zastąpiły serce. Bez oczu. Bez imion. Cierpiał nie jak chory, ale jak więzień idei. Jak żywy wyrzut sumienia. Widzieliśmy się coraz rzadziej. Odwiedzałem go. Witał mnie radością w oczach. A ja, wychodząc, płakałem jak dziecko. Raz przyszedł nago na moje osiedle. Do mojego domu. Późną  śnieżną jesienią.  Na boso. -- Nie jestem chory. Ja jestem wolny. Potem znów zniknął. Gdy go znaleźli, leżał w altance jak pies, który zdechł przy drodze. Zwinęli go jak brudny dywan. Widzieliśmy się ostatni raz w prosektorium. Wsunęli mu kartkę na sznurku  do ręki: „Zgon naturalny.” Cokolwiek to znaczy. Nic nie jest naturalne w umieraniu z mózgiem przeżartym chemikaliami i duszą, która biegła do mnie nago po zaśnieżonym osiedlu. Wyszeptał wtedy martwymi oczami: -- Wiesz… te myśli w dmuchawcu?  One wróciły. -- Ale nie moje. A ja, wychodząc, nie mogłem powstrzymać łez. Bo widziałem go, ale nie mogłem odzyskać tego, co w nim kochałem -- błysku w oku, ostrości i przenikliwości umysłu. Zostawiałem tam resztki mojego przyjaciela. Brata krwi.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...