Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kobiety nasze, życie nasze


amalaryk

Rekomendowane odpowiedzi

I

Nigdy nie wiesz kiedy to ci się przytrafi,

Jak to mówią „nie znasz dnia, ani godziny”,

Po prostu, pewnego razu, całkiem znienacka zobaczysz Ją,

Ujrzysz Ją i rozpoznasz, jak cud Ona ci się zdarzy,

A potem już tylko wystarczy krótka rozmowa,

By sprawdzić czy jej głos twe serce koi,

I kilka spojrzeń w oczy, by dojrzeć tam duszy swej drugą połowę,

I nic, jak dawniej było, już nie będzie

__________ NASZE ŻONY __________

 

 

II

Biorę ją na ręce, wrzeszczy wniebogłosy,

Maleńka, pomarszczona, różowa twarzyczka,

Najpiękniejsza istota jaką kiedykolwiek tuliłam,

Krew z mej krwi, ciało z ciała

 

Jej pierwszy świadomy uśmiech,

Jej pierwsze samodzielne kroki,

Jej pierwsze wyraźne „mama”,

Pierwsza bajka dla niej czytana,

Pierwsze mocne i długie przytulenie,

Pierwszy dzień w przedszkolu,

Gdy nie mogłam wyrwać dłoni z jej uścisku,

Pierwszy raz gdy samodzielnie szła do szkoły,

I odwróciła się by pomachać na do widzenia,

Jej pierwsza komunia, w białej sukience,

Pierwszy raz gdy całus w czoło to obciach,

Pierwsza noc poza domem u koleżanki,

Pierwszy wyjazd na szkolną wycieczkę,

Pierwszy biustonosz, ukradkiem zakładany pod bluzką,

Pierwszy raz gdy podkradła mamie szminkę i róż,

Pierwszy ‘kolega’, o którym podejrzanie milczała,

Pierwsze dorosłe: kocham was mamo i tato,

 

I wreszcie siedzę tu, w pierwszym rzędzie,

Ból, duma, radość i żal mnie dławi,

I słucham tych słów przysięgi odwiecznych,

„… wierność i miłość…”

„… i że cię nie opuszczę aż do śmierci…”

Tak, to życie swój krąg zatoczyło

__________ NASZE CÓRKI __________

 

 

III

Sięgam czasem do zakamarków swej pamięci,

I łowię skarby wspomnień, odległych, dawno minionych lat beztroskich,

Czytam tam jak w otwartej księdze, historię mego dziecięctwa,

 

Mam lat siedem i jak co tydzień w sobotę,

Spędzam u niej dzień cały i noc,

Czekam z niecierpliwością na słodki i gęsty kogel-mogel,

Widzę jak w oborze siada i przytula głowę do boku Krasuli,

A potem targam w obu rękach wiadro pełne ciepłego mleka z pianą,

Bo tam już czeka na nie kot zza pieca, Burek i gospodarz,

Wieczorem, wcale nie śpiący, słucham bajek, tych pięknych

Lub tak strasznych, że aż na głowę naciągam

Sztywną od krochmalu, pachnącą poszwę pierzyny,

Rankiem na dworze słyszę dzwonek na szyi Krasuli, Burek ujada,

 

Przez chwilę znów mam siedem lat,

I widzę Ją tuż obok, zatroskaną,

I pragnę raz jeszcze poczuć na głowie jej spracowane dłonie, sękate palce,

__________ NASZE BABCIE __________

 

 

IV

Najstarsze wspomnienie jakie mam, pierwszy rozbłysk świadomy,

To jej twarz nade mną pochylona,

Ta twarz uśmiecha się, wykrzywia i robi miny,

Czasem płacze, śmieje się, czasem spojrzy twardo,

Nigdy obojętnie, miłość nie zna tego pojęcia,

Zawsze jest obok, trzyma mnie za rękę,

Nawet jak samochód już przejechał i przeszliśmy pasy,

Ganiam po podwórku z psem, za kotem,

Padam jak długi i rycząc z bólu biegnę do domu,

A tam ona już czeka, przemywa krwawiące kolano,

Całuje je, by nie bolało… i już nie boli,

Wiąże buty, zakłada mi na plecy tornister,

Chwyta za rękę i prowadzi do nowego świata,

__________ NASZE MAMY __________

 

 

V

Jest sroga zima, anno Domini 1988,

Ostatni dzień szkoły przed Wigilią,

Wracam niesiony nadzieją i oczekiwaniem,

I jest, w salonie czeka wielka szara paczka,

Z każdej strony ją oglądam, jest strasznie ciężka,

Szeregi znaczków i pieczęci budzą mój zachwyt,

Wieczorem gdy ojciec wraca z pracy,

Nadchodzi ten moment, oczy wszystkich lśnią,

Kilka cięć i ukazuje się nam wnętrze,

Mama powoli wyjmuje skarby ukryte w pudle,

Szynka w konserwie, wielkie, kolorowe puszki prawdziwej kawy,

Ogromne sztaby grubej czekolady, worki cukierków,

Olbrzymi czerwony wóz strażacki i lalka wielka jak niemowlę,

Kochana Zocha – szepcze mama – pamiętała jak zawsze,

__________ NASZE (z Ameryki, lub choć z RFN-u) CIOCIE ______

 

 

VI

Mam dziewięć lat, jest grubo po północy,

A ja twardo siedzę na schodach prowadzących na piętro, czekam,

Wreszcie skrzypnięcie klamki, w ciemności widzę zarys jej postaci,

Przekręca klucz i zmierza w stronę schodów

By zniknąć na piętrze, wtedy włączam lampkę,

Staje zaskoczona, mruży oczy, przyznaje, że tym razem

Jestem ‘górą’, rozpoczynamy szeptane negocjacje,

Stawiam twarde żądania: dwie czekolady, cztery gumy „Turbo”,

Wynoszenie śmieci przez tydzień i zmywanie naczyń,

Na górze, w sypialni rodziców zapala się nocna lampka,

W pośpiechu zgadza się na wszystko, dobijamy targu,

Rano, gdy ojciec pyta, z ręką na sercu potwierdzam,

Że wróciła przed jedenastą,

__________ NASZE (kochane, starsze) SIOSTRY __________

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewno uznasz mnie za jędzę, ale radzę Ci na ucho z dobroci serca,

jak mi się wydaje, żebyś przystopował trochę z długością.

 

Taki rozwlekły, rozgadany tekst rozsypuje się jak za wysoka wieża z klocków. Wyższa, ma szanse, jednak trzeba do tego, szerokiego fundamentu i stopniowania. Trzeba potrafić trzymać czytelnika przy sobie, choćby rozwijaniem akcji czy dialogiem. Trzeba umieć zaciekawić na tyle, żeby czytelnik nie zasnął, nie odszedł.

Przy krótszym, zawsze zostanie, zawsze doczyta, dokończy.

Kiedyś ktoś napisał czy powiedział, że wiersz powinien mieć minimum słów, a maksimum treści. Może pomyśl sobie o tym na spokojnie, nie miałam zamiaru Cię zdenerwować. Jeśli zrobiłam to mimowolnie, przepraszam.

Miłego dnia :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Spoko, spoko, czytałem gdzieś te tzw. 10 przykazań dobrego wiersza, że ma być lakoniczny, niedosłowny, niedomówiony i otwarty itd. Ale ja się nie silę na miano amatora poety współczesnego. Piszę o tym co mi serce mówi i co głowę zaprząta. I piszę tak żeby "wyrazić" wszystko co chcę. Mógłbym też podać dziesiątki przykładów wierszy i poetów, którzy nie stosowali się do tych porad ponieważ pisali trzy, dwa lub jeden wiek temu, a mimo to są do dziś podziwiani i czytani. Te dobre "10 rad" dotyczy chyba poety i wiersza współczesnego, ja po prostu nie jestem tak dobry by sprostać tym 10 zaleceniom.

Poniżej przedstawię 1 przykład, oczywiście w żaden sposób się do niego nie porównuje, ale myślę, że chyba nie spełnia ten wiersz co najmniej kilku z tych 10 przykazań, mimo to jest mistrzowski, z najwyższej półki i w niczym nie przeszkadza, że jest co najmniej 6 razy dłuższy od poniższego fragmentu:

 

 

lord George Byron

SEN

(mały fragment z całości...)

[…]
Opowiem wam, co mi się dawniej przywidziało: 
Może we śnie - bo kiedy sen uwięzi ciało, 
Duch wolny może obiec rozległą krainę 
I długie pasmo życia w jedną zwić godzinę. 
Zdało mi się, żem widział młodych ludzi dwoje. 
Chłopca i dziewkę; stali na wzgórku oboje, 
A wzgórek był zielony, pochyłej urody, 
Niby jaki przylądek; tylko zamiast wody, 
Wkoło żywy krajobraz i powiewna fala 
Kłosów i sianożęci, i gdzieniegdzie z dala 
Porozrzucane chaty; nad nimi dym bury 
Ulotne snuł kolumny. Sam wierzchołek góry 
Zdobiły zasadzone drzew i kwiatów wieńce; 
Nie przypadek je sadził, lecz umyślne ręce. 
Chłopiec i dziewka patrzą - ta na okolice 
Piękne jak ona sama, a ten na dziewicę. 
W nim rozwija się młodość, w niej piękność rozwita, 
W obojgu młodość, ale młodość rozmaita. - 
Jak wśród niebios jaśnieje wdzięczna twarz księżyca, 
Tak wpośród lat niewieścich jaśniała dziewica. 
Chłopiec był laty młodszy, lecz starsze nad lata 
Serce jego; wzrok jego w całym kręgu świata 
Jedyne tylko widział swej kochanki lice, 
I widział ją przed sobą, w niej utkwił źrenice 
I nie mógł ich oderwać; nie było w nim ducha, 
Ona była mu duchem; głosu jej drżąc słucha, 
Ona była mu głosem; on swych oczu nie ma, 
Ona była mu okiem: bo ścigał oczyma 
Jej spojrzenia, i wszystkie oglądał przedmioty 
W świetle od niej odbitym; on nie ma istoty, 
Nie ma życia: w nią przelał całe życie swoje, 
W niej, jako w oceanie, wszystkie myśli zdroje 
Pogrążył; za jej słówkiem, za ręki dotknieniem 
Krew w nim ścina się lodem albo wre płomieniem. 
Twarz jego na przemiany goreje i bladnie, 
Serce boli i bolów przyczyny nie zgadnie. 
[…]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Pan Tadeusz pisany wierszem, czy Zemsta Fredry, też są długie, jednak autor tak prowadzi treść, że czytelnik chce czytać dalej.

Już nie będę Ci bardziej tłumaczyć, także przekazałam Ci to, co mówi mi serce i rozum i jak widzisz nie trafia do Twoich przekonań.

Wstawiłeś przykład wiersza, WIERSZA, słyszę rytm, rym. W Twoim tekście niczego takiego nie widzę, Twój tekst nawet nie udaje wiersza.

Dla mnie to proza, sorry, jeśli ranię Twoje ambicje, więcej nie będę.

Pozdrawiam serdecznie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Kurczę, a ja myślałem, że tzw. poezja współczesna, wiersz biały itd. nie ma żadnych ograniczeń, zaleceń formy, może być "surowym" potokiem wypływającym z trzewi autora... Widzisz w "Śnie" lakoniczność, niedosłowność, niedomówienia? I inne jeszcze cechy tzw. dobrego wiersza z tego "poradnika"?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
    • (Amy Winehouse)   więc albo światło albo mrok   reszta to mgnienia  zauroczenia odurzenia    od niechcenia 
    • @befana_di_campi ↔Dzięki:~))↔Pozdrawiam:)
    • @Waldemar_Talar_Talar ↔Dzięki:)↔ Chociaż ja jestem rzadko zadowolony na 99% z tego co napisałem. Raczej nigdy! Chyba każdy tekst?→jest "żywy"→bo można go napisać na nieskończenie wiele sposobów:)↔Pozdrawiam:)
    • ze wspomnień upiekę ciasto by lepiej smakowało dodam echa i wiatru oraz uśmiechu   żeby nie przesłodzić łzami je przełożę albo łyżką morza jest łagodne   wiem że trudno będzie ale co tam zaryzykuję przecież do odważnych świat należy   ze wspomnień ciasto upiekę będzie wam smakowało bo minionym zapachnie które hen za wami  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...