Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Terapia szokowa


Dawid Rzeszutek

Rekomendowane odpowiedzi

Śmierć oświeca najszybciej 

 

Zakrwawione ptaszki 
wydzielają "byt" 
z zapachem krwi niewinnej, 
w wypchanym puchem powietrzu, 
a kot jest w skowronkach...

 

Czy uchwycisz tę "nadzieję" 
dłońmi łez i szarością spojrzenia ?
gdy puch drażni struny głosowe,
a zapach karmazynu witalności 
wzbudza pioruny w sercu?

 

Czy spadnie gorzki deszcz 
ateistycznych odpowiedzi ?
gdy "dusza" w konwulsji skrzydeł
frunie do niebieskiej afryki 
Czy uwierzysz, nim zniknie ?

 

Chciałbym, by tak było...
bo Śmierć oświeca najszybciej 
na Uniwersytecie Życia.

Edytowane przez Dawid Rzeszutek (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witaj, 

 

Cieszę się, że wiersz "zadziałał"... miałem zamiar szokować, bo jednak śmierć ptaszków - to trochę drastyczny motyw, ale celem wyższym był dylemat lub innymi słowy wahanie się ateistów pomiędzy wiarą a niewiarą, gdy zetknął się z tragedią śmierci, kogoś/czegoś bliskiego...  Stąd pytanie na końcu i później wyraz nadziei.. bo sam WIERZĘ...

 

Pozdrawiam :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ciekawie, tyle, że "oświeca najszybciej", tzn. wyprzedza inne, ze się tak wyrażę "oświecenia". 

 

Koniec - jest równie ciekawy:

 

Czyli wszystko na nic? Życie - na nic? No fakt, każdy, kto się urodził i chodzi "na Uniwersytet Życia" - wyższa szkoła jazdy - umiera. 

 

Sama nie wie czy pesymizm, czy optymizm? 

 

Zatem ciało jest niczym? 

Dusza potęgą? Ale zagadką, tak rozumiem Twój wiersz. Pozdrawiam Justyna. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Witam Panią, Pani Justyno !

 

Śmierć to najtragiczniejszy czynnik w drodze do oświecenia, jej granica sprawia wrażenie zamknięcia w pułapce i zmusza do myślenia. To ona wzbudza pytania dotyczące wieczności czy przemijalności ( marności)  ludzkiej egzystencji ( ziemskiej lub ponad materialnej).
To strach przed nią, a szczególnie przed tym , co będzie później, skłania nas do odpowiedzialności za życie - szczególnie w ( że się tak wyrażę ) szatach najważniejszych religii, w których istnieją pojęcia dobra i zła i konsekwencji czynów o ich zabarwieniu ( Karma, Piekło - Niebo ). Przez to uważam, że śmierć ( bliskich, pupili  oraz strach przed własną) są siłą napędową drogi do oświecenia. Jest to najsilniejszy impuls do zastanowienia się nad życiem i jego sensem, co otwiera wrota do rozwoju osobistego, bo gdy już zaczniemy nad sensem bytu( egzystencji)  myśleć, to już nastąpiła "połowa sukcesu..." - W kontekście wiersza - śmierć jest, jakby pojęciem filozoficznym, tak samo jak jej wpływ, ale trzeba przejrzeć wiersz, skojarzyć elementy, płynąć z jego nurtem, by to dostrzec.

I uważam, że śmierć jako czynnik otwierający oczy na sens egzystencji, co prowadzi do rozwoju, jest najważniejszy, a jednocześnie jest mechanizmem pierwotnym, bo to od niego zaczęła się WIARA ( bo ludzie nie rozumieli dlaczego żyją a później ich nie ma, zadawali sobie pytania i  szukali odpowiedzi , z których część stała się pierwszymi WIERZENIAMI dotyczącymi wieczności (i ) duszy.)

W tym kontekście starałbym się rozumieć fragment - "Śmierć oświeca najbardziej na Uniwersytecie Życia", tak samo zresztą, jak cały ciąg logiczny, który dotyczy ateistów oraz mojej wiary w dostrzeżenie przez nich duszy( bytu) i uwierzenie w siły wyższe, właśnie przez śmierć, tutaj pupili, zwierzątek - ptaszków...

Ten wiersz jest tylko wycinkiem perspektyw i jak można zauważyć, dotyczy tylko duszy, śmierci która uświadamia( oświeca) i wiary w życie pozagrobowe, obce ateistom. 

ŚMIERĆ JEST KORONĄ DLA ŻYCIA
 JEST SYMBOLEM PRZEMIJANIA I ARGUMENTEM DLA NIEGO, KTÓRE JEST PRYMATEM ( NAJWAŻNIEJSZE), JEDNAK ŚMIERĆ ZAPOCZĄTKOWAŁA MYŚLENIE O NIEWIDZIALNYM... WIEC JEST BARDZO WAŻNA.
 

Jeśli chodzi o optymizm czy pesymizm wiersza, to określiłbym jego charakter jako - przez tragizm do nadziei -bo śmierć jest rzeczą tragiczną, a jeśli sprawi, że ateista uwierzy( otworzy oczy), to istnieje nadzieja...

 

W razie kolejnych pytań - podkreślam, że z przyjemnością odpowiem. 

 

Kłaniam się Pani Justyno :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Znudziłam się już po pierwszych wersach... :( 

Nie podciągaj się pod Panią Justynę, ja pytałam Ciebie :)

 

Śmierć nie zmusza do myślenia, śmierć pozbawia wszystkiego, nawet myślenia :) ale to i dobrze, bo nie dobierze się do najistotniejszego - duszy (jakkolwiek górnolotnie to brzmi ;)). Śmierć ma swoje ograniczenia - życie - NIE. 

Zdrówka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Ten fragment Twojego wiersza nasunął mi moją odpowiedź na temat znaczenia śmierci dla "pełni życia":

 

Zwykle jest ono i spojrzenie na nie przytłumione, "szare", przez co niepełne, gdy jednak stanie nam na drodze śmierć (własna czy cudza), jest nadzieja, że zaniknie ta szarość, bo nasze widzenie staje się nagle wyraźniejsze, intensywne.., na początku może czarne i załzawione, gdy jednak przebrniemy przez tę czerń, odkrywa się nam życie w "żywych" kolorach, każda jego chwila jaśnieje nimi... Myslę, że to miłość w ten sposób przyjmuje i "pokonuje" śmierć, ze ona daje i przywraca nam życie w jego pełni.

 

Ciekawy wiersz i ciekawie dla mnie ujęty jego temat. Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Witaj Duszka :)

Ciekawe rozwinięcie myśli :), naprawdę trafne, podoba mi się...  Nawiązując do mojego tekstu, muszę powiedzieć,  że wiara opiera się o miłość i totalnie zgadzam się z twoim określeniem, że pokonuje śmierć, że daje i przywraca życie. Jest to bardzo dobre wnioskowanie, wynikające z dobrego zrozumienia tekstu, bo mówiąc o "przejrzeniu na oczy" i "uwierzeniu" ( co nie jest oczywiste, bo niewspomniane w wierszu), chodzi mi też o miłość, która jest siłą największą we wszechświecie. Miałem nadzieję, że to gdzieś wyniknie w komentarzach i dzięki tobie, tak się stało. Dziękuję za Twój czas i umysł, Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

A mi sie podoba, że nadałeś miłości w swojej wypowiedzi uniwersalny charakter, bo i ja ją tak rozpoznaję i czuję, a więc nie tylko jako odnoszącą się do relacji międzyludzkiej, ale też relacji do nas samych, do życia i jego zjawisk oraz świata jako takiego. To wielka, tajemnicza, stwórcza i uzdrawiająca moc, a przy tym taka uszczęśliwiająca i piękna... Bóg jest dla mnie z nią jednoznaczny.

 

Cieszę się że moje przemyślenia do Twojego wiersza były zgodne z Twoim zamysłem i dziękuje Ci za tą miła odpowiedź. :) Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
    • (Amy Winehouse)   więc albo światło albo mrok   reszta to mgnienia  zauroczenia odurzenia    od niechcenia 
    • @befana_di_campi ↔Dzięki:~))↔Pozdrawiam:)
    • @Waldemar_Talar_Talar ↔Dzięki:)↔ Chociaż ja jestem rzadko zadowolony na 99% z tego co napisałem. Raczej nigdy! Chyba każdy tekst?→jest "żywy"→bo można go napisać na nieskończenie wiele sposobów:)↔Pozdrawiam:)
    • ze wspomnień upiekę ciasto by lepiej smakowało dodam echa i wiatru oraz uśmiechu   żeby nie przesłodzić łzami je przełożę albo łyżką morza jest łagodne   wiem że trudno będzie ale co tam zaryzykuję przecież do odważnych świat należy   ze wspomnień ciasto upiekę będzie wam smakowało bo minionym zapachnie które hen za wami  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...