Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Kilka tygodni temu napisałem wiersz „Życzliwość”.

Nie miałem wtedy pojęcia, że będzie on wkrótce przetłumaczony. Ze znajdzie się człowiek, a tak naprawdę więcej niż jeden człowiek, czyli ludzie, którzy przetłumaczą ten wiersz.

Na jaki język zapytasz?

Na język dobrych czynów i język ludzkiej wrażliwości.

 

Moja mama jest już staruszką, ma 87 lat.

Mieszka sama, chodź ma dwu synów.

Ona zapuściła, jak wielkie drzewo, swoje korzenie w podlubelskiej ziemi.

Czerpie z tej ziemi siły i sens życia.

Ani mi ani mojemu bratu nie starczyło sił, aby wyrwać z ziemi te korzenie.

Ale czas jest nieubłagany, jest coraz trudniej.

Mama porusza się z trudem. Laska, balkonik.

Gdy gdzieś rusza, to zabiera z sobą niezły bagaż.

Trudno czasami nad tym zapanować.

 

Tego dnia mama miała termin wizyty u lekarza w Lublinie. Ma planowany zabieg na zaćmę.

Pojechała do Lublina ze swojej wioski busem jakiegoś przewoźnika, który świadczy tu usługi transportowe.

 

Dojechała na miejsce, wysiadła w pobliżu ulicy Nowy Świat, gdzie jest przychodnia, w której miała wyznaczoną wizytę.

A z nią był ten cały logistyczny majdan.

Mama wysiadając z busa zapomniała o torebce. W torebce był dowód osobisty, wyniki badań i trochę pieniędzy. Zauważyła brak torebki, gdy bus już odjechał.

 

Do przychodni dotarła bardzo zagubiona i zrozpaczona.

I właśnie wtedy ktoś, nie wiem dokładnie kim on był, rozpoczął tłumaczenie mojego wiersza…

Ze strzępów informacji, domyśliłem się, że to była jakaś Pani Pielęgniarka.

Gdy ja już samodzielnie obdzwaniałem biura firm, które świadczą usługi transportowe, z zapytaniem, czy nie znaleziono torebki, usłyszałem, że dzwoniła w tej sprawie już jakaś Pani Pielęgniarka.

 

Ale tłumaczenie mojego wiersza trwało nadal…

To wydarzyło się po wizycie mamy u lekarza…

Gdy wychodziła z przychodni, na zewnątrz stało dwóch Panów.

Jeden z nich zapytał mamę:

- To Pani potrzebuje pomocy?

 

Zaskoczona mama opowiedziała o swojej przygodzie.

Na koniec, Pan powiedział:

- Odwieziemy Panią do domu…

 

I jak powiedzieli tak zrobili. Wcześniej jednak pojechali z mamą do bazy firmy z busami, by zgłosić zagubienie torebki. Ale biuro było już zamknięte.

 

Panowie zupełnie bezinteresownie odwieźli moją mamę do domu na wiosce.

To kilkanaście kilometrów.

 

Pan pozostawił swoje dane, zostawił swój numer telefonu.

Zaoferował pomoc w dniu jutrzejszym w załatwieniu zgłoszenia zagubienia dokumentu w banku.

Był to Pan Krzysztof z Lublina.

Gdy zadzwoniłem do niego z podziękowaniem, Pan Krzysztof powiedział:

- To nic nadzwyczajnego, każdy by tak postąpił…

 

Minął ten pechowy dla mamy dzień.

Przyszedł dziś następny…

Pojawił się w nim jeszcze jeden tłumacz…

To Pan Kierowca Busa…

Dzisiaj przywiózł torebkę mojej mamie do domu.

W torebce był dowód osobisty, wyniki badań i wszystkie pieniądze…

 

 

Tłumaczom:

- pracownikom Przychodni  na Nowym Świecie w Lublinie;

- Panu Krzysztofowi i jego Koledze:

- Panu Kierowcy Busa i Pracownikom Firmy Transportowej

  za ich serce

  DZIĘKUJĘ

 

ŻYCZLIWOŚĆ

 

Zdumiewa fakt

powszechnego występowania

w licznych postaciach

ludzkiej życzliwości.

 

Kilka drobnych słów,

niewymuszona grzeczność,

uśmiech,

ciepłe spojrzenie

rodzą życzliwość.

 

Jest ona tym wezwaniem,

które każe traktować  innych

w sposób,

w jaki chcemy,

by nas traktowano.

 

Jest także filtrem

chroniącym

od smogu płonącej

nienawiści, zazdrości, egoizmu.

 

Życzliwość  to

doskonałe podłoże

do budowy dróg

dla ciężkiego transportu.

 

Drogami takimi

mogą od nas oddalać się

ciężkie karawany

naszych nieszczęść.

 

To pług życzliwości

odwraca skibę ścierniska,

tak by siewcy mogli tu wysiać

miłość, zgodę, szacunek.

 

To wzrost skali produkcji życzliwości

tworzy nowe miejsca pracy

dla zwolnionych z trzecich zmian

fabryk karabinów, czołgów, dynamitu.

 

Życzliwość

podlega jednak szczególnym

regułom ustalającym

zasady jej obrotu.

 

Nie można jej kupić,

jest wyjątkowa,

można ją  wytworzyć

jedynie we własnej wytwórni.

 

Musimy zatem

sami chcieć ją tworzyć,

zapewnić środki do jej produkcji,

kontrolować jakość produktu.

 

Tworzący życzliwość

na duszach swoich

noszą stemple

znaku najwyższej jakości

"jestem człowiekiem".

 

                                   Polman

Edytowane przez Polman (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • "Nie żyjesz,           dopóki nie spłoniesz.           A miłość to jedyny                    płomień,            który nigdy nie gaśnie".   Ona miała włosy jak ogień, a on śmiał się jak benzyna. Skradli motor z dachu motelu i pojechali tam, gdzie kończy się mapa. W ustach mieli wiatr i smak spalonej drogi, a między nogami - lato, które jęczało jak silnik na czerwonym. Ich cienie ścigały się po asfalcie jak wilki Apollina - głodne światła i krwi. Lizał jej serce jak rosę z łez nocy, ona wgryzała się w jego sny jak dzika winorośl, aż krzyk nocy pękał na pół. Ich krew śpiewała w ciemności, jakby sama chciała się narodzić. Brat i siostra krwi, kochankowie bez metryki, bez prawa jazdy, bez przyszłości - tylko dzikie oczy i skóra jak napięty żagiel. Zamiast walizek - oddechy. Zamiast celu — język świata. Plaża nie miała granic - oni też nie. Śmiali się w twarz księżycowi, rozbierali się z rozsądku jak z ciuchów. Słońce pieściło ich językiem, a potem spali w cieniu wydm, jak dzikie wilki - syci miłością, głodni jutra. Noc drżała nad nimi jak skrzydło anioła, który zapomniał, po co spadł. Aż we śnie cień losu przeciął ich jak błysk noża - i przez mgnienie zniknęli: bez siebie, bez tchnienia, tylko z echem, co w pustce się kruszyło. Lecz gdy świt dotknął rzęs, mówili sobie „na zawsze” - z winem na ustach i piaskiem w zębach. Nikt ich nie rozumiał - i dobrze. Miłość była dzika. A dzikie nie musi się troszczyć o jutro. Na mapie zostali jak cień bez ciała - piach we włosach, płonące serce, błękit wolności, który nie zna granic, i słońce miłości, które nigdy nie gaśnie.      
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Zdaje się, że Marek Kondrat w ten zamierzony sposób przeszedł na swoją aktorską emeryturę. Kto dziś już wierzy bankom ofe czy innym takim? A słynna wypowiedź pani Szczepkowskiej w dzienniku - kto wierzył, a zapomniał, że jest aktorką? Młode pokolenie chyba jest już mniej naiwne jak my. Pozdrawiam Iwonko.  
    • Kiedyś bywały zbiorki harcerskie albo takie przedpierwszomajowe, dziś są to zwykle zbiorki pieniędzy, ogólnie - podmiot liryczny jest mocno podejrzany - i żeby się z tym ogłaszać :-)   zbieramy makulaturę, zbieramy kasztany dla dzików, zbieramy na kaucję, zbieramy, a nie dla jakichś ów?  ;-)
    • @violetta tylko chyba nie w stylu Trzaska
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...