Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

mam problem z "topolowym migotem" i czarnym lodem. Czy to sprawa charakterystycznie migoczących listków na wietrze"?

Czarny lód, niestety - pustka kompletna w głowie. Żałuję, bo wiersz mi się podoba i tylko moge sie domyślać, ale nie mam zbyt namacalnych argumentów do komentarza.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Niezwykły (ale to u Ciebie norma :)) no, może prawie zawsze, żebyś nam nie odleciała przedwcześnie ;))

Pozdrowienia

 

Do tego co Janek. Głęboką, bezgwiezdną nocą oraz w nowiu lód jest czarny. Zresztą wszystko :)

 

Ale jeszcze z innych znaczeń : szklanka na drodze, gołoledź; tutaj pasuje, widzenie migoczących sztucznych świateł z pozycji - na asfalcie.

 

U wujka Google znalazłam też : oprogramowanie defensywne, oraz film i książka pod tym tytułem : "Czarny lód" - ale nie widziałam i nie czytałam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

no tak :D idąc tym tropem jest też czarny lud, z czarnego lądu, to może gorący? Ale nie, gorący lód (można sie poparzyć), to przecież "suchy lód", a więc dwutlenek węgla - a węgiel jest czarny przecież? Hmm, ale suchy lód nie jest, kuźwa ;(

Deo ratujże ;))

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

Zadzieram kiecę i lecę, ...

a nie, w portkach jestem :D

 

Listki - trafione zatopione :)

 

Co do czarnego lodu - Iwona wskazała oba znaczenia, a może  nawet więcej

(o książce, filmie i oprogramowaniu też nie wiedziałam)

nie bardzo wiem, co bym mogła od siebie dołożyć :)

Może tyle, że lód czarny od nocy rozrywa tkankę raczej bezpośrednio, a czarny od asfaltu - raczej pośrednio :)

Jak za bardzo zakręciłam, to krzycz, na razie nie chcę aż tak dokładnie pisać, co miałam na myśli :)

 

Z dwutlenkiem węgla to fajnie wykombinowałeś :))))

 

Dzięki za miłą wizytę, pytania, 

wgłębienie się w tekst i rzecz jasna za to,

że się podobało :)

 

Pozdrawiam najcieplej,

 

D.

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

A tu jestem trochę zdziwiona, bowiem nie odczułam tego wiersza "na słodko",

może dlatego, że często bardziej słodzę i już mam podwyższony próg wrażliwości na słodycz :)

Niemniej miło mi, że się dobrze przeczytało :)

 

Dziękuję i również pozdrawiam :)

Opublikowano (edytowane)

 

 

11 godzin temu, iwonaroma napisała:

Niezwykły (ale to u Ciebie norma :)) no, może prawie zawsze, żebyś nam nie odleciała przedwcześnie ;))

Pozdrowienia

 

 

Dziękuję Iwona :)

I dobrze, że chociaż "prawie", dobrze, dobrze, pilnuj mnie,

bo mogę skończyć jak Ikar :))))))

"Zawsze" i "nigdy" to bardzo niebezpieczne słowa, życie jest przecież pełne wyjątków :)

 

Pozdrawiam również :))

 

Edytowane przez Deonix_ (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Witam -  dobry tekst  -  zmusza wiadomo do czego.

                                                                                                           Ciepełka życzę.

                                                                  

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dziękuję Annie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Ciekawie interpretujesz

 

Pozdrawiam również

 

P.S. 

 

Szlak mnie dzisiaj trafia przez tę całą sztuczną inteligencję, jak się komputer nie wiesza, to się autokorekta wymądrza

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jednym słowem: napakowałaś :)  Twój wiersz jawi mi się jako przysłowiowe pudełko czekoladek. Każda metafora zawiera jakąś niespodziankę - smaczek interpretacyjny, dla każdego czytelnika inny. I nic na to nie poradzę, że uwielbiam słodycze :))

s-erdecznie 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Po przeczytaniu i zrozumieniu (po mojemu) Twojego wiersza, pomyślałam: "huśtawka" i chyba taki tytuł by mi bardziej pasował...

 

Odkrywam w treści uwięzienie podmiotu lirycznego w wewnętrznej huśtawce pomiędzy dwoma przeciwstawnymi stanami: krótkotrwałego wyniesienia na szlachetne, pełna światła wyżyny miłości i (poprzedzonego odrętwieniem) upadku czy powrotu do ciemności zlodowaciałego serca (duszy) przy czym powstający lód rozsadza jego (jej) ciepłą tkankę... Dla mnie bardzo dramatyczny wiersz, do którego dołączam nadzieję, że z biegiem czasu  ta huśtawka (bez napędzania) będzie zmniejszała swoje wychylenia. :)

Pozdrawiam :)

Edytowane przez duszka (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dotknęłaś drażliwej kwestii :)

Długo myślałam nad tytułem, i nadal myślę, czy go może nie zmienić.

 

Chociaż akurat do huśtawki jestem średnio przekonana, zaraz powiem, dlaczego...

Huśtawka, mimo że wprawiona w ruch porusza się cyklicznie i regularnie kojarzy mi się z pewną chwiejnością,

brakiem równowagi, nieładem.

A ja tu chciałam podkreślić systematyczność, cykliczność, "odgórny porządek wszechrzeczy",

który dla peelki może jest niewygodny, ale nie jest bałaganem.

 

Za to przychodzą mi teraz do głowy amplituda i fala.

Aczkolwiek w obecnej wersji najbardziej czuję "ciachnięcie", a to dla mnie zaleta.

 

Wielkie dzięki za pochylenie się nad moim pisaniem i interpretację,

od siebie może dorzucę tyle, że nie tylko miłość może wznosić :D

Może za dużo erotyków napisałam, że Ci myśli tam pobłądziły...:))

Przy czym nie mam żadnych pretensji i nie odbieram prawa do własnego odbioru :)))

 

Pozdrawiam również :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Nata_Kruk Nato, z której strony nie spojrzeć to będzie za i przeciw. Nie chcę się tutaj rozpisywać, bo kocham rodzeństwo, ale nie masz pojęcia ile na głowie może mieć najstarsze dziecko.
    • Znam temat, a mam podobnie. Dobrze i ładnie to opisałeś. Pozdrawiam
    • Czasem słowa błądzą i wchodzą przez nos by rozgrzać ciało   chłód powoli obejmuje ziemię patrzy na serce kamienne kruszy dzisiaj, wczoraj, jutro zostawia bez sensu   dziś jest przelotne zahacza wargami o sytuację z mroku wyłonioną i krzyczy zostań.
    • Jest takie powiedzenie jakoby w jakiejś zapadłej dziurze. Zatęchłej i brudnej jak myśli moich kochanych klientów na widok dziewiczych, zaokrąglonych w biodrach i piersiach podlotków dziewczęcych z mojej najlepszej sutereny, robactwo miałoby żreć Cię człowiecze żywcem.   Niby nie dziwić to może w mieście tak zepsutym jak to. Gdzie wszelka zaraza i mór lecą z prądem wiatru, wody i krwi po ulicznym rynsztoku. Gdzie tyfus, dżuma i trąd stają w szranki, kto w danym roku wywoła większą hekatombę zarazy i poślę więcej dusz i duszyczek do wszelkich świętych lub diabłów. Nie dziwi to nikogo i w lochach Neufchatel. Tu wszy, pchły i szczury ucztują na spoconych i odartych ciałach skazańców. Nie inaczej było i ze mną.     Obudził mnie dreszcz łaskotek w okolicach twarzy i podkulonych pod głowę rąk. Zerwałem się w cichym okrzykiem i zacząłem machać rękoma. Najwidoczniej ta reakcja i dość żywa jakby nie było postawa nie spodobała się moim futrzanym sąsiadom z celi, którzy oddalili się szybko w mrok narożników ścian z głośnym, piszczącym sprzeciwem. Zakląłem pod nosem i dopiero teraz uczułem jak bardzo mocno boli mnie głowa a myśl o pragnieniu i strawie jest jedyną, którą przyjmuje do siebie umęczony organizm.     Oczy jeszcze nie przywykły do mroku celi, ledwie wybudzone ze snu, próbowały odróżniać pojedyncze detale. Po krótkim czasie namierzyłem zarys drzwi z kratą za plecami. Spróbowałem do nich wstać lecz od razu prawie zachybotałem się jak na pokładzie łajby i znalazłem się na czworakach. Więc pełzłem a brudna, sklejona odchodami słoma czepiała mi się palców u dłoni. Znów zaczepiłem o szczurzy ogon a jego właściciel, próbował w odwecie odgryźć mi kciuk. Wtem, będąc już na kilka kroków od drzwi, usłyszałem za nimi czyjeś gorączkowe acz ściszone do granic szeptu głosy. Głosy były męskie i raczej dość młode i wyraźnie zbliżały się do celi. Po klucz, przekręcił leciwy zamek i cela stanęła otworem.   W progu znalazły się dwie postaci. Strażnik miejski baszty i ojciec zakonu benedyktynów. Obaj jak jeden mąż zaraz po wejściu spuścili oczy pod nogi na moją postać, zamarłą w dzikiej pozie, zamilkli a zakonnik dodatkowo przeżegnał się i ucałował złoty, masywny krzyż pański, dyndający na jego piersi.   - Wstań synu - głos jego był zupełnie niepodobny do postury i długiej brody zgolonej w zwarty szpic. Był prawie kobiecym falsetem pozbawionym jakiejkolwiek gardłowości i mocnego akcentu. Chyba plotki o tym, że co niektórym braciom, przeorzy czy generałowie każą po ślubach ucinać jajca, nie są do końca wyssane z palca - Nic Ci już nie grozi. Bóg ojciec jest z Tobą.     Dał dyskretny acz całkiem zrozumiały sygnał ręką dla strażnika, że ten może się oddalić do innych zajęć a sam wkroczył pewnie do celi nie spuszczając mnie jednak z oczu. Wiedziałem co go sprowadza w te zaiste skromne progi mojej celi ale jak przystało na porządnego łotrzyka, zamierzałem odstawiać marny teatrzyk do końca.     - Wybaczcie mi ojcze taką sposobność otoczenia - owionąłem dłonią powietrze wokół siebie - I moją steraną trudem żywotu więźnia aparycję. Wstać również do Was nie mogę. Solidnie oberwałem przed przybyciem tutaj i stanie na nogach sprawia mi kłopot. Przestrzeń faluje mi we łbie moim kaprawym jak po zakrapianej solidnie libacji.   Zakonnik nie odrzekł z początku nic. Zachowywał się dziwnie. Krocząc wokół mnie powolnym stąpaniem. Rozglądał się ciekawie, jakby oglądał freski kapliczne a nie umorusane posoką i gównem ściany lochu.   - Więc jeśli Ci to nie sprawi bólu czy innej przykrości Synu, po prostu usiądź a ja spocznę jak brat i bliźni obok Ciebie.   I faktycznie osunął się na kolana obok mnie. Ściągnął kaptur z podgolonej głowy o resztkach jasnobrązowych włosów I obdarzył mnie lekkim uśmiechem pełnym pogody ducha i nadziei. Przyznaję, zdziwienie odjęło mi mowę a zaiste nie często zdarzenia mojego krótkiego acz burzliwego, ulicznego żywota na to pozwalały. Zakonnik widział te zawachanie w moich oczach i rzekł jeszcze spokojniej   - Jestem tu by uratować Twą duszę przed potępieniem - zamilkł, przełknął ślinę i kontynuował - A może i ciało nie ulegnie karze. Wszystko zależy od ciężarów grzechów, skruchy i żarliwości pokuty. I spowiedzi świętej przed obliczem Boga. A więc jaki to grzech sprowadził Cię tu Synu, do podziemi slynnego Neufchatel? Mów. Bóg słucha.   I faktycznie zamilkł z wyrazem oczekiwania na twarzy.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...