Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Czy to był sen? Ten raj, co nie mógł wiecznie trwać,

gdzie słońca blask rozpraszał mrok?

Czy ktoś dziś wie, że kiedyś się umiałaś śmiać,

a sens i cel miał każdy krok?

 

     A teraz świat odsłania straszną twarz,

     w ruchome piaski zmienia każdą z dróg;

     pod przewodnika maską czyha łgarz,

     obłudnie rękę ściska wróg.

 

Co to za głos w umysłach dźwięczał tak jak dzwon

i wokół budził głosów chór?

Czy to zły los opróżnił złudnych wizji tron -

i runął gmach, co sięgał chmur...

 

     A teraz fałsz przenika każdy ton

     i każdy dźwięk zdradliwie w uszach brzmi,

     choć echo słów niejeden przetrwa zgon,

     nie zmyli cię - to tylko mit...

 

Kim był ten ktoś, kto nosił w sobie ognia żar,

a oczy miał jak gwiazdy dwie?

Czy wciąż ma moc namiętnych pocałunków czar

i z głębi czasu cichy szept?

 

     Bo przecież dziś spowija serce chłód

     popiół jest tam, gdzie wczoraj płomień był,

     gorące źródła teraz skuwa lód

     i zieleń traw przysypał pył...

 

Czy to jest błąd, że palisz dziś ostatni most

i patrzysz, jak się wzbija dym?

Znika już ląd, który mirażem mamił wzrok,

na dalszą drogę braknie sił.

 

     Choć wczoraj prosty szlak cię wiódł na szczyt,

     dziś na bezdrożach tylko gubisz ślad;

     cień drogowskazów już nie powie nic -

     przejrzystość myśli zatruł jad...

 

 

Edytowane przez WarszawiAnka
interpunkcja (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Tak... ten dzisiejszy świat, taki znieczulony na wszystko, szybki i niepokorny... Czytając ten wiersz podziwiałem to co było "kiedyś", ponieważ to "kiedyś" zostało tutaj bardzo delikatnie opisane... Jak płomień, który niósł bohatera wiersza.Tylko, że dziś płomień już wygasł i zostawił peela bez pochodni.

 

Druga rzecz, która bardzo mocno skojarzyła mi się z treścią to dzieciństwo. Dzieciństwo szczęśliwe. Dzieciństwo z którego osoba wkracza w ten zimny świat, pozbawiony tych wszystkich wartości, których była uczona. Od razu przypomniał mi się jeden z Liryków lozańskich, nawiasem mówiąc mój ulubiony :-)

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

...a gdy w końcu braknie sił to po prostu masz to wszystko gdzieś. Masz gdzieś co powiedzą ludzie, ot po prostu zostawcie mnie w spokoju. Spalę wszystkie mosty i będę tworzył siebie na nowo.

 

Tylko, że to nie zawsze działa, bo nowa rzeczywistość może okazać się mirażem... bez wyjścia i można palić mosty w nieskończoność, co wiele osób przecież robi; dlatego też ten wiersz jest tak prawdziwy.

 

Utwór jest cudowny. Widzę w nim wiele alegorii, nawet w stosunku do własnego życia. Bardzo ładny, wzruszający obraz.

 

Edytowane przez Wędrowiec.1984 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Cieszę się, że w tytule i na początku wiersza zadajesz to pytanie, bo pokazuje mi to, że pomimo rozgoryczenia i rezygnacji które z niego tchną, dopuszczasz jeszcze malutką możliwość wiary w to, że przeżyta miłość, dobro i szczęście były rzeczywistością, realna częścią życia, że przemijając pozostawiają zawsze ślad w nas, dobry ślad, który potrafi dalej owocować.., i że dlatego nigdy całkowicie nie przemijają... Napisałaś ten wiersz pięknie i lekko, ale czytanie go sprawiło mi ból. Pozdrawiam.

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Bardzo Ci dziękuję za tak wnikliwy i refleksyjny komentarz. Najgorsze w tym znieczulonym świecie jest jednak to, gdy chłodem wieje od osób, które uważamy za najbliższe, gdy topią się jak śnieg relacje, w które inwestowaliśmy serce. Płomień wygasa, bo okazuje się, że palił się na marne.

A dzieciństwo...jest często takie szczęśliwe, bo z wielu rzeczy po prostu nie zdajemy sobie sprawy. Żyjemy pięknymi złudzeniami - i one nas uszczęśliwiają. Gdy odkrywamy ich złudny charakter - cierpimy. Niektórzy nie chcą tego przyjąć do wiadomości i wolą nadal żyć w świecie złudzeń - bo to daje fałszywy, ale odczuwalny komfort psychiczny,

 

Nie tylko wiek męski może być wiekiem klęski...

 

A sił braknie, kiedy widać bezowocność, daremność starań. To jest jak rzeźby ze śniegu i lodu: można stworzyć piękny pałac, ale i tak po kilku dniach się roztopi... Więc po co?

 

A później przychodzi palenie mostów - świadoma destrukcja. Wypalanie ogniem. I obojętność, pustka.

 

Masz rację, w tym wierszu są różne alegorie. Nie będę ich ujawniać - każdy może interpretować po swojemu.

 

Jeszcze raz serdecznie Ci dziękuję i pozdrawiam :)

Edytowane przez WarszawiAnka
korekta (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Bardzo dziękuję za Twój komentarz, Duszko. Ty potrafisz dostrzec wartość w przeżytych chwilach szczęścia postrzegając je jako pewien dorobek,  który nadal posiadamy. Peelka już tak patrzeć nie potrafi. Widzi tylko pasmo złudzeń, do których się uśmiechała i którym poświęcała wiele cennego czasu - na marne. Ale Twoje refleksje ukierunkowują myśli na nadzieję, że dobro i szczęście może jeszcze owocować... Peelka pewnie też w to gdzieś w głębi duszy wierzy, ale przeszła już w fazę destrukcji i nie żałuje palonych mostów donikąd...

 

Z jednej strony jest mi przykro, że czytanie mojego wiersza sprawiło Ci ból, ale z drugiej dowodzi to Twojej wrażliwości i głębokiego zrozumienia.

 

Pozdrawiam serdecznie

Edytowane przez WarszawiAnka
korekta (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Hmm... naszła mnie teraz taka myśl, że może po to, by następnym razem użyć innego budulca? Tak, to dobra myśl, dająca nadzieję na przyszłość. :-)

 

 

Hmm... a gdyby tak nie dorastać? Pamiętam z listów Wertera, jak ten pisał, że tak wiele problemów stwarza sobie właśnie dopiero dorosły człowiek. Twierdził, że właśnie dlatego dzieci są takie szczęśliwe i muszę przyznać, że coś w tym jest, choć to dość utopijne myślenie. W ogóle dzięki, bo widzisz... co rusz przypominam sobie dlaczego tak bardzo lubię listy Wertera.  :-)

 

 

Oj powiem Ci, że wypalenie to straszna rzecz. Uwierz mi, wiem coś na ten temat, choć może nie o takie dosłowne wypalenie chodzi w cytowanym fragmencie. :-)

Edytowane przez Wędrowiec.1984 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Użycie innego budulca to praktyczne, męskie rozwiązanie - i do pewnego stopnia się z Tobą zgadzam. Dlaczego do pewnego tylko? Otóż w okolicy może nie być innego budulca. Np. Eskimosi mają tylko śnieg, a ostatnio czytałam, że na jeziorze Titicaca miejscowi Indianie żyją na wyspach zbudowanych z... trzciny. Ta trzcina gnije i trzeba ją wymieniać - ale nic innego nie mają. Takie błędne koło. Inna - symboliczna - możliwość jest taka, że każdy budulec w końcu okazuje się śniegiem. Budujesz z kamienia - topnieje, budujesz z cegły - topnieje, budujesz z drewna... itd. Ale Twoja rada jest słuszna - może uda się z błędnego koła wyjść?

 

Czy można nie dorastać? Pod pewnymi względami - tak. Np. osoby zawsze ufne, mimo wielu rozczarowań, albo takie, które potrafią znowu cieszyć się życiem po doznanych ranach są jak dzieci. Bo dzieci wciąż napotykają to, co nowe, nieznane...I to je fascynuje. A dzieci fascynowały romantyków, jako istoty o pierwotnej czystości. William Wordsworth, angielski poeta romantyczny, pisał: "The child is father of the man". (Właśnie przypomniałam sobie wiersz, z którego pochodzi cytat - i podniósł mnie na duchu. :)

 

Nie pomyślałam o wypaleniu - ale masz rację: ono też jest w tym wierszu obecne. Wypalenie wynikające z daremnego trudu...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Tak czuję razem z Tobą, Warszawianko,  bo znam takie doświadczenie porzucenia i jest ono jeszcze bardzo świeże... Jednak coraz wyraźniej uświadamiam sobie, że uznanie przeżytej z tą osobą uprzednio rzeczywistości dobra i miłości za złudzenie - jest właśnie niesprawiedliwym złudzeniem, które kaleczy prawdę i mnie samą. Przeżyłam je naprawdę, dlatego pozostawiły we mnie trwały ślad, odmieniły mnie na stałe, tak jak to pięknie ujęła ostatnio @iwonaroma w "Palcach miłości". Złudzeniem okazało się "tylko" oczekiwanie nieprzemijalności naszej bliskości i realizacji związanych z nim marzeń czy planów. I to utrata tego złudzenia stała się bólem. Nie jesteśmy panami przyszłości, tego się uczę, ale to, co już przez nas zostało przeżyte i jego ślady w nas należą do nas. A ślady miłości są zawsze dobre i jestem za nie wdzięczna. Pozdrawiam serdecznie :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Wiem, Duszko, pisałaś o tym, widać to też w Twoich wierszach. Ale widać też, że idziesz dalej. 

Przyjąć takie spojrzenie, jakie Ty masz jest mi trudno. Teoretycznie się zgadzam, ale bardziej odczuwam tę negatywną stronę, to "odarcie ze złudzeń". Tym bardziej, że ma ono charakter wieloraki, wieloaspektowy.

 

Masz jednak rację, że trzeba ratować, co się da - a nasze przeżycia, dobro, które miało miejsce, należą do nas... W niektórych wierszach nawet mi się to udaje, chciałabym więcej takich pisać, bardziej ku nadziei...

 

Pozdrawiam ciepło :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Bardzo mnie ucieszyło to, co napisałaś, nie dlatego, że przyznajesz mi częściowo rację (chociaż może trochę też ;)), ale ze względu na Ciebie :) Wiem, że trzeba przez ten ból utraty złudzeń przejść, ale przekonuję się, że jest z niego wyjście, są drzwi, które można znaleźć, otworzyć i pójść dalej, w życie, z nowym uśmiechem. Wierzę, że Ci się to uda :) 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Bardzo Ci dziękuję, Duszko, za ten optymistyczny wpis. :) Chcę wierzyć, że są jakieś drzwi na zewnątrz. Nadchodząca wiosna w tym pomoże (choć dziś jej nie widać) :)

 

Pozdrawiam cieplutko

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @violetta a może oddychasz chryzantemą kulistą barwą kuszącą chyba w staniku ramiączko pękło i dar natury wypadł :)))
    • Jesień jest zawsze piękna w barwach ciepłych skąpana wspomina uroki lata pokory ucząc od rana ;)))
    • W podziemnym przejściu handluje głupek. Z roztartym nosem jak majeranek. Wertykalnie przedstawia swoje dzieła. Wystawia arlekiny jak z rękawa. Nostalgia za wódą wyryła mu bruzdy na czole i policzkach. Czarne jak heban usta, przepalone fajkami, wydmuchują już tylko w dal sadze. Przechodząc obok niego, wymamrotał coś pod nosem: — Kup pan książkę. Spojrzałem. Uśmiech u stóp drabiny — Henry Miller. Nowela za uśmiech i pięć fajek. Do dziś nie mogę jej zapomnieć. Wyryła mi na czole takie same bruzdy. Tyle że ja już tyle nie palę. Nieraz, kiedy czuję fajki, wstrzymuję powietrze i nie oddycham. Po drodze tyle syfu w powietrzu. Butadien w aerozolu, brylantyna we włosach. Boję się, że wybuchnę od zapalonego papierosa. Eksploduję jak brudna bomba w Central Parku. Impreza u hermafrodyty. Tam zawsze odchodziły niezłe akcje. Umówiłem się z kumplem. Furmanek jeździł bordowym polonezem. Kurwa, strach było wsiadać — bagażnik pełen dragów. Ale co tam — imprezą pachnie. Pojechaliśmy do „Kulturalnego” na parę piwek. Tam ekipa już czekała. Z głośników zalatywało Riders on the Storm – The Doors. Zapaliłem papierosa, czekając na browara. Dwóch znajomych z roku zaparkowało pod knajpą i wciągali kolejkę „wściekłego”. Wzięło mnie na kazania: — Po pijaku to średnia jazda, chłopaki. — A poza tym, na Karmelickiej macie samochód na chodniku. Pały zholują. Po pół roku na obronie dowiedziałem się, że pały… to oni. Niezły film. A Furmanek częstował ich marychą, nie wiem ile razy. I ten bagażnik z dragami. Wiem co mówię — nie raz w nim jechałem. Siedząc z Dominikiem, oglądaliśmy laski. Pełno ich tam było — w końcu „Kulturalna” i „Rentgen” to knajpy UJ-tu. Dwie miejscówki, gdzie można było naprawdę zabalować. Siedzimy i oglądamy. W drugiej Sali jakiś performance — laski w białych kitlach mieszają koktajle. Wymalowane na kobiety-wampy. Faceci z ogonami, wymachując rękami, oddają się rytmicznym, fallicznym tańcom. A my tak ukradkiem: raz na zgrabne tyłki studentek, raz na performance. Rozmawiamy o filozofii kartezjańskiej i dualizmie. Skąd ten Kartezjusz — sam nie wiem. Ale jak mawiał Dominik: — Świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia. — Wiesz, czemu Konfucjusz jeździł tyłem na osiołku? — Bo chciał zobaczyć świat od tyłu. I tak w kółko. Zaczął się temat piękna. — Stary, wiesz czym jest piękno? — Znasz istotę piękna? Zamyśliłem się. — Piękno… rzecz względna — odpowiedziałem. — A czy brzydkie może być piękne? — No wiesz, stary… — Zrób kolejkę, to ci powiem, jak to jest. Podczas rozmowy nie zauważyliśmy, że zrobiło się ciasno przy stoliku. Wzięliśmy jakieś browary. Po chwili wracamy do rozmowy. Dominik uśmiechnięty, ciągnie swój wywód. — Bo widzisz: ona — piękna, zgrabna, rasowa blondyna. A on — niski, cherlawy, syfy na twarzy. I są razem. I się kochają. Albo odwrotnie: ona niska kulka, a on wysoki, postawny facet. Wszyscy razem, wszyscy się kochają. — No tak… w sumie często tak bywa — przytakuję. — Bo oni zanurzeni byli w tej samej boskiej materii. Dotknęli oboje istoty tego samego piękna. — Dobrze mówisz, stary. — Platon był gościem. Dominik nie zwraca na mnie uwagi, nawija dalej. — Widzisz, na rynku, przy Adasiu, jest kałuża. Brudna. Ktoś w nią splunie, ktoś zakiepuje fajkę, ohyda. Każdy ją omija, żeby nawet kaloszy nie zamoczyć. — Ale… przyświeci słońce. Odbije się w niej wieża Kościoła Mariackiego. I ta sama kałuża staje się dziełem sztuki. Możesz kupić akwarelę i będziesz się nią zachwycał całymi dniami. — Piękno, piękno i jeszcze raz piękno. Pojęcie względne. Można by o nim całymi dniami i nocami rozprawiać. Ciężko by było — gdyby się nie przysiadła Siwa. Ładna blondynka z kamienicy przy Alejach. Ojciec jakiś szych, ponoć w policji. Wiecznie go nie było — więc piliśmy i upalaliśmy się u niej w mieszkaniu. Raz o mało nie spadłem z dywanu. Siwa chodziła z Oliwią — przyjeżdżała ze Śląska. Czarnula, włosy na Kleopatrę. Rasowe kobiety, obie. Na roku było ich sporo. Ja, Dominik, Furman i Piotr — byliśmy trzy razy K. Z kilkoma jeszcze facetami byliśmy mniejszością. Rok należał do kobiet. Była drobna Kaśka — dla odmiany, ojca miała z Indii. Ładna ciemna karnacja. Była Magda z Tarnowskich Gór. Wszystkie łączyło jedno — były ładne i mądre. Ale nie o tym mowa. Siedząc z Dominem w knajpie, rozmawiając o filozofii, oglądając panienki, w pewnej chwili postanowiliśmy: — Wyruszamy. Na zachód. Na koncert do Wrocławia. Prawie wakacje, piękne lato. Wyruszamy stopem przed siebie.                                                                                              
    • Śliczny, taki czuły wierszyk.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...