Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Ból 

 

Matka przyszła wściekła do domu.

Usiadła na zniszczonej, poprzypalanej papierosami kanapie i łyknęła z butelki porządną porcję wódki.Skrzywiła się.

– Ale ohyda, jednak jest tak zimno na dworze, piję na rozgrzewkę, aby móc pracować i utrzymać Wojtka. – Oj, ilu on nakładów wymaga, szkoła, jedzenie, ubranie, lekarze…

Nagle spadła z hukiem na podłogę.

– Ożeż, kurwa. - szepnęła.

Wgramoliła się na zmarnowane, tak, jak i ona posłanie, przykryła kocem, który kiedyś był niebieski, teraz szarobury i zasnęła.

Nogi zwisały jak kłody. Kapcie spadły i przez dziury w rajstopach można było zobaczyć brudne, czarne pięty, palce.  Spódnica się zadarła, kobieta nie miała majtek.  Widok nie trącił seksem, choć jakby… z lekka?

Mijały godziny, nadeszła północ, wtedy dopiero mały chłopiec wyszedł z szafy.

Wiedział, że jeśli matka się wybudzi z letargu, to już będzie przetrzeźwiała i zacznie się awanturować, gotowa do walki z nadchodzącym kacem.

Zrobił jej zatem herbatę, do której dolał trochę spirytusu – zawsze go chował w plecaku i miał pod ręką, gdy zaszła taka potrzeba. Dziś właśnie tak było.

Okropnie bał się swej rodzicielki,  gdy pijana wrzeszczała, nazywając swoje dziecko, nasieniem diabła.

– Powinnam cię wydrapać z siebie i spuścić w sraczu, a nie łazisz i mnie niszczysz. Już, kiedy brzuch mi rósł, nie znosiłam cię. Zbrzydłam, Jacek mnie rzucił, zostawiając na twarzy siniaki, złamaną szczękę oraz nos.

– Zmarnowałeś mi życie i w ogóle doprowadziłeś do nędzy. – Często dodawała.

Te słowa chłopiec znał na pamięć. Utyskiwania starzejącej się rodzicielki ciągle błądziły w jego myślach.

Nie można powiedzieć, że  jej nie kochał, nie można też  było rzec, że czuł nienawiść, ot miał w sobie jeden wielki ból. Taki ledwo do zniesienia. Ale znosił go już od dwunastu lat.

 

Matka spojrzała na syna półprzytomnym wzrokiem.

– Wojtek, daj mi butelkę.

Podał. Ona, krztusząc się, zaczęła zachłannie opróżniać szkło.  Po chwili znowu była pijana. Zamachnęła się i uderzyła syna w twarz .

– Ty gnojku, ty bękarcie.

W tej samej niemal chwili przyciągnęła go do siebie i przytuliła.

Tego chłopak nie trawił, jak zepsutego jedzenia. Wolał być głodny matczynych pieszczot, niż czuć odór wódy, potu, widzieć czarne, zepsute zęby.

Wyrwał się jej z ramion i uciekł znowu do szafy. Chciała go dogonić. Upadła jednak, uderzyła głową o kant szafki, tłukąc wazon ze sztucznymi kwiatami i szklankę pełną „mocnej” herbaty.

Chwilę leżała.

Wojtek obserwował za wstrętem własną matkę.

- Ruszy się czy nie?

Wstała cała pokrwawiona. Wciągnęła nosem ciemnoczerwoną wydzielinę, otarła z czoła pot, poprawiła umorusaną sukienkę i chwiejnym krokiem poszła do łazienki.

Wymiotowała, bluźniła, słychać było, jak obija się o ściany.

– To zaraz minie, to zaraz minie. – Mamrotał cicho chłopak. – Wyjdę wtedy na dwór i prześpię się w komórce.

Rzeczywiście, matka uspokoiła się.

Jej syn wybiegł szybko z nędznego mieszkania i ocierając łzy strachu, zbiegł po schodach. Otworzył ciężką bramę, powiało zimnem. Dobrze.

– Nareszcie wolny! – Przemknęło mu przez myśl.

Popatrzył na niebo, gwiazdy, księżyc.

– Życie to piękna sprawa – powiedział i wszedł do drewnianego „domku”.

Wtulił się w przyniesione tam pewnego razu poduszki i kołdrę. Zasnął.  Jednak,  co chwilę budził się, jego przerażone oczy błądziły w ciemności. Nie śmiał zapalać świeczki, bo a nuż…

Wreszcie nadszedł blady, listopadowy poranek. Był dniem, kiedy to chodziło się na groby bliskich.

Wojtek postanowił odwiedzić ukochaną babcię, która leżała w ziemi,  przykryta ciężką płytą. . Skostniały z zimna, głodny, brudny - nie miał pojęcia, jak dotrze na cmentarz.

– A może jednak najpierw do domu?  - Pomyślał. – Nie, idę popatrzeć na zapalone znicze, spokojnych, pełnych zadumy, ludzi. Pomodlę się.

 

Może zmarła matka jego rodzicielki zlituje się nad nim i pewną pijaczką, która dała mu nędzne życie? Ból w jego duszy rósł coraz bardziej, bardziej i bardziej…


 

Justyna Adamczewska. 2016 r. Listopad. 

 

Edytowane przez Justyna Adamczewska (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Dziękuję, poprawiłam. Czasami zajadam litery, bo nie odżywiam się dobrze. 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tak, zdarzaja sie Wiesławie i to wcale nierzadko. Trochę się interesuję takim przypadkami, coś tam staram się działać. Zawsze to jakieś wsparcie dla"

 

 

Ale popatrz:

 

 

Tu jest nuta optymizmu. 

 

Dziękuję też za stwierdzenie:

 

 

 

Pozdrawaim serdecznie, Justyna. :))

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Chyba zbędny przecinek/

i tu też

 

Opowiadanie bardzo ładne i bardzo smutne. I także prawdziwe, bo takich dzieci i matek nie jest wcale mało. Pozdrawiam, Justyno. 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @KlipMasz rację, co dwie kwarty to nie jedna. A może zrezygnować z piwa na:  " po czterech kolejkach grzańca" Co Ty na to? Pozdrawiam.
    • ŚLADAMI  PRZESZŁOŚCI   śladami przeszłości w kolorowych bucikach  czas czasami dojrzewa wyrozumiałością  chodząc po zielonkawych nadziejach   wiatr unosi szeleszcząc jesienią  sny co w spełnieniu pozostały nawet o tym nie wiedząc    bawią się myśli w piaskownicy bytu szaro-kolorami na sztaludze życia  otwartymi wrotami rajskiego ogrodu   którego wciąż  nie widać        _____________________________________________
    • @iwonaroma Myśl filozoficzna... Zapraszam...  
    • Berenice, autorce wiersza "Malarz i ona"     Paweł kończył portret młodej kobiety. Malował go już ponad tydzień. Robił to, jak zwykle, na zamówienie. Portret, który miał być urodzinowym prezentem, zamówił mąż kobiety, starszy od niej, zamożny dyrektor filii zagranicznego banku. Pomimo komercyjnego charakteru zamówienia, Paweł wkładał wszystkie swoje umiejętności w to, aby końcowy efekt stał się arcydziełem malarskiej sztuki. Siedząca przed nim kobieta była ładna, miała inteligentną, pociągłą twarz. Zgodnie z sugestią malarza pozowała do portretu sama, zamiast, jak czyni to wiele innych osób, zwyczajnie przynieść swoje zdjęcie. W trakcie pracy poznawali się coraz lepiej. Przez kilka dni siedzenia przed malarzem kobieta mówiła o sobie, o swoim życiu prywatnym, pracy, mężu. Każdego dnia, po kilkugodzinnym pozowaniu oglądała postępy w pracy artysty. Nie wyrażała przy tym żadnych uwag. Umawiali się na dzień następny i żegnali. Tego dnia wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Kobieta stanęła za sztalugami, spojrzała na niegotowy jeszcze portret i wpatrywała się w niego przez chwilę. – Musisz coś zmienić – powiedziała do malarza. – Portret jeszcze nie jest skończony – odparł. – Nie o to chodzi. Jestem inna, niż mnie namalowałeś. – To znaczy…? Kobieta spojrzała na Pawła. – Jak mnie malujesz, musisz wiedzieć, że myślę tylko o jednym. – O czym? – Że chcę się z tobą kochać. Kobieta zbliżyła się do mężczyzny i pocałowała go w usta. Objęła go, a następnie rozpięła górny guzik koszuli, a potem następny i jeszcze jeden. Po chwili znaleźli się na kanapie, a Paweł, patrząc na twarz leżącej i uśmiechającej się do niego kobiety, mógł dojść do wniosku, że malowany portret istotnie nie oddaje tego, kim jest w rzeczywistości. Kilka dni później oddawał ukończony portret kobiety jej mężowi. Miał mieszane uczucia. Żaden malowany obraz nie był nawet w części tak udany, jak właśnie ten. Najbardziej podobał mu się sam, lekko widoczny, uśmiech. Z każdego miejsca wydawał się inny. Odnosił wrażenie, że zarówno wzrok, jak i uśmiech skierowane są tylko do niego. Mąż patrzył na portret żony z uznaniem. Zamówione dzieło podobało mu się, tak jak podobała mu się jego kobieta. Malarz dobrze uchwycił wszystkie cechy zarówno fizjognomii, jak i charakteru malowanej osoby. Zadowolony wyjął z portfela umówioną kwotę i wręczył ją artyście. Ten zapakował gotowy obraz i przekazał go nowemu właścicielowi. Pawłowi nie było żal oddawać swojego najbardziej udanego dzieła. Wiedział, że będzie jeszcze nie raz je widzieć, podobnie jak jego właścicielkę.     /Gwałt w Nowym Jorku i inne opowiadania/
    • Ciekawy temat malarza i malowanej kobiety. Subtelny dialog emocji, bo obraz to nie tylko ciało, ale próba sięgnięcia głębiej. Napisałem króciutkie opowiadanko "Lisa", dokładnie o tym, ale takie męskim okiem, z większa dawką erotyzmu, zresztą znasz mój styl:). Pozdrowionka 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...