Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

przed dwudziestą trzecią

wyłażą

szurają

butami tupią

trzaskają drzwiami 

 

pod oknami stają

papierosy palą

 

rozchełstane mają kurtki 

rozwiązane sznurowadła 

i kaptury założone 

 

nic nie mówią

maszerują po chodniku 

i nie patrzą się na siebie 

papierosy tylko palą

 

dym gęsty  

stan wojny

 

deszczu z brukiem 

konflikt zbrojny

 

nic nie mówią 

chodzą palą 

papierosy  

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Patryk Robacha (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Bardzo ładnie.. zapętliłaś.. tę krótką, wartościową treść. Grunt, to mieć.. grunt.. pod nogami... :) ślę pozdrowienie.
    • @Migrena... to prawda, kruche małe chwile, to nasze całe życie.                         Smakowało.? bardzo się cieszę... :) Dziękuję za wejście.
    • "Papierochy i wanilia". EDP. Unisex. Czyli woda perfumowana dla mężczyzn i kobiet.Więcej nie powiem, żeby mnie nikt po sądach nie ciągał. Przyniósł je kurier. Odebrałem przesyłkę i wszedłem do domu. ONE weszły ze mną, jak do siebie. Otworzyłem pudełko. Zgrabna butelczyna - ciemna i ciężka. Solidna. Nie wiedziałem, że ON w niej siedzi. Zdjąłem kapsel i... wypadł przy pierwszym buchu. Normalny diabeł wcielony. Widzieć go jeszcze nie widziałem, ale czułem uderzenie czegoś nowego, mocarnego, porywającego. Ostatnio używałem Amouage Interlude - kilka flaszek. Wcześniej Black Afgano -  też kilka buteleczek. Ale ten, co przyszedł za prawie dwa tysiące, był inny. Bardziej mroczny. Ciekawszy. Prysnąłem nim nadgarstek, bawełniany sznurek na drugiej ręce, bawełnianą bluzę Camel i wojskowe spodnie bez nazwy. Wyszedłem do ogrodu poleżeć na leżaku. Koło mnie dwa wiejskie kundle: Miś i Migrena. Obwąchały mnie. Miś jakby z niesmakiem -  zawiedziony, nieobecny. Migrena - bezobjawowo. Zasnąłem. Obudził mnie zapach. Przenikliwy, agresywny, jakby coś próbowało we mnie wwiercić. Machnąłem rękami, zdezorientowany, jakbym chciał to coś odpędzić. Moment później podbiegł Miś i trzy razy kłapnął zębami w powietrzu - jakby coś chciał ugryźć. Powąchałem nadgarstek. Pachniało cukrem pudrem sypanym na ciepły jabłecznik. Powąchałem sznurek na prawym nadgarstku - pachniał... no właśnie, nie wiem czym. Nie jestem znawcą perfum. Nie rozróżniam paczuli od drzewa sandałowego ani fiołków od oregano. Jeżdżę koniem na oklep, gadam z wiejskimi kundlami o filozofii, nocami leżę na leżaku, wpatruję się w gwiazdy Drogi Mlecznej i myślę sobie tak: Tam gdzieś, do ciężkiej cholery, musi leżeć na leżaku jakaś istota, która marzy, że tam gdzieś, w Obłoku G, w ramieniu Oriona, na skraju Drogi Mlecznej siedzi facet, który sobie myśli... I przysięgam, że nie jeden raz, na jedno zamrożone, apokaliptyczne mgnienie oka, nasze oczy się spotkały. Tak. To jest dziewczyna. Piękna dziewczyna z okolic tego porąbanego czerwonego olbrzyma M-coś-tam, z katalogu Messiera. Już ją kocham i już za nią tęsknię. Więc nie potrafię tej całej paczuli czy innego drzewa na sandały rozebrać na fragmenty. Nie umiem z atomu wanilii urwać elektrony i zostawić samo jądro -  takie całkiem gołe. Wstydzę się tej nagości jądra i nie mam do tego serca. Więc ten nowy zapach jakby zawisł w próżni. Niepokoiło mnie tylko, że Miś coś z tego zapachu ugryzł. Jakby mu zadał ból. Poszedłem do kuchni zrobić obiad. Okno otwarte szeroko - bo to przecież już lipiec. Ciacham cebulę na piórka, kroję ziemniaki na słupki i już mam to rzucić na patelnię, gdy pod nos podstawiam przypadkiem rękę z bawełnianym sznurkiem. Ach, ten zapach! Aż mną szarpnęło. I wtedy ON, diabeł za te polskie dwa tysiące, złapał mnie za gardło. Mocno. Brutalnie. Obezwładniająco. Ale nie po to byłem kiedyś bokserem i grałem w tenisa, żeby ktoś mnie bezkarnie dusił. Lewą dłonią go odepchnąłem, a prawą, w której trzymałem patelnię, walnąłem go z siłą asa Igi Świątek. Dostał. Mocno. Czułem na patelni ten ciężar. I wyleciał przez okno jak tenisowa piłka. Szybko zatrzasnąłem okno, pod którym Miś i Migrena rozrywały coś, co jęczało i wierzgało... nie wiem nawet czym. Po obiedzie poszedłem z psami połazić po lesie. Diabła w zapachu już nie było. Zostało coś innego. Nurtowało mnie to bardzo, aż w końcu zrozumiałem, co to było. Wróciliśmy. Psy zostały na podwórku, a ja wsiadłem na rowerek i pojechałem kilka kilometrów przez las, do miejsca, gdzie kiedyś były kamieniołomy. Za Gierka pociągnięto tam linię kolejową. Od dziesięcioleci nieczynna, ale tory na drewnianych, czarnych od impregnatu podkładach zostały. Klęknąłem. Ten sam zapach. Mieszanina ropy, jakiejś chemii i suchego, rozgrzanego słońcem drewna. Tak. "Papierochy i wanilia" pachną rozgrzanymi, lipcowym słońcem starymi podkładami kolejowymi. Odłamałem kawałek drewna i zawiozłem do domu. Dwa psiki - i już to czułem: "Papierochy i..." do potęgi entej. Moc paru diabłów, ale bez tej diabelskiej duszy. W obcowaniu z materią nieożywioną nie uznaję kompromisów. Więc wziąłem szpadel i w tej małej polodowcowej dolinie, we własnym lesie, wykopałem dołek na metr głęboki i wrzuciłem tam dopiero co kupiony EDP. Zasypałem. Przyklepałem nogą. Zamknąłem temat "Papierochów..." versus podkłady kolejowe. Wieczorem leniłem się na leżaku. Ptaszki już odwalały swoje letnie trele. Było lipcowo i miło. A mnie do głowy przyszła taka myśl: Jest już po pierwszej i drugiej wojnie atomowej. Świat wygląda jak dziewicza planeta. Wszystko, co było, zniknęło i odrodziło się na nowo. Lasy, bagna, rzeki, gdzieś jakieś góry i morza. A tutaj, tuż obok mnie - tylko tysiące lat później - jakieś dwa stwory kopią przednimi łapami dół, by schować się przed grasującymi po ziemi zmutowanymi promieniowaniem kleszczami. Te łachudry mają po dwa metry w kłębie. Więc stwory kopią, by zniknąć pod ziemią. Nagle - ryk! Jeden ze stworów znalazł w ziemi jakieś cudo. Ciemne, kształtne, z napisem "Papierochy...". Zabierają znalezisko, by w swoim obozowisku razem z innymi stworami tańczyć wokół niego. Główny obozowy coś majstruje i  nagle - psik! Buchnęło w nich starymi podkładami kolejowymi. Mijają kolejne tysiące lat. "Papierochy..." są już w muzeum ichniejszej archeologii i osobliwości. Nagle - alarm. Zamieszanie. Doniesiono, że tuż obok coś spadło z nieba. Biegną kustosze i uczeni. Pogięte blachy, na nich złuszczona farba i napis USRR. W środku jakieś włochate stworzenie. Główny uczony pyta stwora z niedowierzaniem: - Ty żyjesz? A Łajka, trzęsąca się jeszcze w hibernetycznym zimnie, powoli otwiera oczy i mówi: - A co, kurwa, nie wolno? Wróciłem do Amouage 53. Złachmanionego przeróbkami i poprawkami idiotów. Ale to jednak Amouage - w namiastce starego stylu. Moje ulubione. I bez diabła wewnątrz.  
    • @Bożena De-Tre Przyniosło trochę wierszy i jedną piosenkę na forum zdaje się :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Ajar41... ową .. niesforność.. proszę mi wybaczyć... :) A ptaki, jak ich nie lubić, je trzeba kochać. Twoje wrzutki bardzo pomysłowe, można i o ptakach. Dziękuję.   @Annna2... Aniu, bardzo dziękuję za odwiedziny.... :) @Jacek_Suchowicz... Jacku, u bielików, na szczęście, wysiadują jaja wspólnie, pierw samiczka potem on.. pan Bielik. Twój limeryk podoba mi się, dziękuję za niego oraz za pisane wejście... :)   @Berenika97... @Dagna... @Klip... dziękuję Wam.   Pozdrawiam Gości.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...