Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Razem i osobno


Rekomendowane odpowiedzi

Trafiony poprzez naiwność
kiedy spadałem na dno
licząc na twoją bliskość
i ciepłą pomocną dłoń

 

Wierzyłem w twoje zrozumienie
nie wiedząc, że to tabu jest
a moje psychiczne wypalenie
oznacza tej bliskości kres

 

Powrócę z sercem ze stali
pewny siebie, nie mając skruchy
kiedy twój świat się zawali
już też nie dostaniesz otuchy

 

Przeżyjesz smutek beze mnie
tak jak ja dziś przeżywam swój
gdy oboje znajdziemy szczęście
będziesz znów moja, a ja twój

 

Razem dosięgniemy nieba
znowu na kilkanaście dni
po czym nadejdzie potrzeba
podzielić się na: ja i ty

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam -  no tak wyszło jak wyszło  - może innym razem będzie lepiej.

                                                                                                                                     Pozd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proszę pamiętać o jednym. Przestałem opisywać swoje uczucia (tzn ładuje te teksty do szuflady). Miałem w głowie historyjkę, którą próbowałem opisać wierszem i nie da się ukryć, że w ogóle mi nie wyszło. Jak tak teraz patrzę to rzeczywiście jest mielizna.

Ale historia peela, którą miałem w głowie była ciekawa. Facet pomagał wyjść z kryzysu swojej przyjaciółce, która po wyjściu na prostą zrewanżowała się krótkim romansem. Po wszystkim zajęła się własnym życiem, a chłop nie zdając sobie sprawy popadł w podobny dołek gdy stracił bliskość ze swoją przyjaciółką (sam sobie nie zdaję sprawy, że ją zwyczajnie kocha). Ale ma nadzieję, że jeszcze powrócą chociaż do krótkiego romansu gdy oboje będą szczęśliwi. 

 

Nie bez powodu rzadko publikuje, bo piszę coraz gorzej. W dodatku czytanie twórczości innych ludzi (których Bóg obdarował prawdziwym talentem) zaczęło mnie z niewiadomych przyczyn dołować i trochę odpuściłem aktywność. Jednak przełożyłem zwrotnicę na właściwy tor i wracam do zdrowego rozsądku. Nie można się obrażać na innych za własne wady :D

 

Dziękuje za szczerość, bo to jest najważniejsze. Bez szczerej krytyki nie ma motywacji.

Pani Koziorowska chyba lubi lekko mroczne wyznania. Mam pewne drobne problemy, ale uspokaja mnie tworzenie bohaterów, którzy upadli dużo niżej ode mnie więc proszę nie traktować tego typu twórczości zbyt osobiście. To zwykła fikcja literacka. Prowadzę zbyt nudny żywot by warto go było opisać w jakiejkolwiek postaci. Jednak mam dużą wyobraźnie, niestety brak koncentracji do tworzenia opowiadań.

 

Pozdrawiam wszystkich :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Panie Gaźnik za przeproszeniem pleciesz pan trzy po trzy.
Co do talentu - "Narodowy Triumf" czy "Twój Czekan" samo się napisało a może duchy?
Piszesz pan tak samo, może nie czułeś tematu, może słabszy dzień itd. 
Pozdrawiam i czekam na następne Twoje wiersze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Są ludzie, którym wychodzi raz na kilka lat, a nawet raz w życiu. Paul Anka zdobył sławę dzięki jednemu hitowi. Zespół Boston (złożony z naukowców, a nie muzyków) przeszedł do historii wydając jedną płytę...

 

W moim przypadku rzeczywiście najlepsza twórczość jest pisana jakby moją ręką przez inne osoby. Gdy pisałem "Twój Czekan" nie miałem żadnego pomysłu w głowie. Po prostu nagle pojawił się pomysł by wyciągnąć kartkę i długopis (w pracy)  i po chwili miałem połowę tekstu. Zapomniałem o nim na miesiąc, ale powtórzyła się sytuacja i nagle nie świadomie miałem przed sobą wiersz, w którym sam się zakochałem. Gdybym umiał przełączyć się na taką twórczość bez świadomości to pewnie częściej czułbym satysfakcje, ale to są wyjątkowe chwile uniesienia. Nie znam podobnych sytuacji z opisów innych osób, ale tak właśnie powstają najlepsze moje teksty we własnym mniemaniu. Czasem czuję mus napisania coś "w swoim stylu" i wtedy są to głównie opisy zniszczonych bohaterów lub proste gierki słowne, których nie warto przytaczać.

 

Ale dziękuje za wiarę we mnie, której od pewnego czasu sam nie posiadam. Jestem w trakcie zmiany terapeuty i może od przyszłego roku będzie już pod tym względem lepiej. Było by pięknie gdybym nauczył się pisać lepsze teksty bez użycia euforii hipomanii, której sam nie rozumiem :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najlepszym terapeutą jest człowiek sam dla siebie. Nikt go nie zrozumie tak jak on sam. I nie oszukujmy się, na kanapie u psychologa podaje się tylko część prawdy...po co go martwić i odkryć że ni w ząb nie pojmuje problemu. I zafundować sobie szok, no bo kto teraz pomoże  :)) 

Zwykla prawda schowana jest w kilku twierdzeniach. Jeśli sobie nie pomożesz Sam, to nikt ci pomoże. Nie przerzucaj odpowiedzialności za siebie na innych. Jesteś tylko ich pracą, dochodową ale jako człowiek nie liczysz się wcale. Podmiot finansowy...

 

Dołowanie przez wiersze innych? Tego nie znam ale doświadczam okresowej niechęci czytania utworów, szczególnie tam gdzie ludzie są tak cholernie szczęśliwi ;) No bo mi to przeszkadza :)

 

Prostota wiersza (?) jest odbiciem prostoty życia. Bo życie Mr Gaźnik jest proste jak sznurek i tylko człowiek komplikuje je do niebotycznych granic. Ciesz się wrażliwością...nie każdemu jest dane.

A kto powiedział, że to My nie jesteśmy Normalni? :))

 

Teraz już wiesz na pewno, że nigdy mnie nie spotkałeś ;p

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Długi czas uważałem tak samo, ale przestałem sobie radzić ze swoimi problemami. Nie mam tytanowej psychiki, a z wiekiem pękam coraz silniej. Do tego świadomość pogłębiania się problemów wbrew wszystkiemu jest takim perpetuum mobile. Wykonuję krok w przód prąc z całych świat, a wiatr mnie znosi 3 kroki w tył... 

Z terapeutami jest inny problem. Wielu z nich nie powinno nimi nigdy zostać. Duża część ludzi, którzy pomyśleli, że zrobią sobie łatwe studia. A Ci, którzy kierowali się pasją najczęściej sami mają ogromne problemy emocjonalne i właśnie z tego powodu interesują się tematem. Ładnie to opisała Pani Olga Tokarczuk... Zresztą sam znam te tematy lepiej niż wielu psychologów, psychiatrów czy psychoterapeutów z powodu tego, że mi na tej dziedzinie zwyczajnie zależy.

 

Nie wiem jaka jest Pani wiedza w tym zakresie, wiem że dla wielu ludzi problemy emocjonalne/psychiczne są wyimaginowane. A ja wiem, że jest inaczej. To są też problemy psychiczne, pewne obszary naszego organizmu nie funkcjonują prawidłowo przez co inaczej wygląda gospodarka hormonami odpowiadającymi za odczuwanie szczęścia czy regeneracje umysłu itd.

 

Raczej o tym nie wspominam, ale wczoraj rozmawiając z jednym z przyjaciół, którzy udzielają się też na tym forum opisałem tę sytuacje i dziś nie rozumiem dlaczego się tego wstydziłem przez tyle lat.

"Miałem wiele pecha w roku 1993, zostałem kopnięty przez krowę i straciłem mowę. Kilka miesięcy później po zatruciu przeżyłem śmierć kliniczną (byłem dwukrotnie reanimowany) po czym zapadłem w śpiączce. Po wyjściu ze śpiączki stałem się gadułą, ale jednak doszło do drobnych uszkodzeń w moim mózgu. Od 3 roku życia mam problemy z koncentracją, pamięcią krótkotrwałą... Lekarze twierdzą, że reszta moich problemów nie wynika z tego, ale sam nie jestem pewny. Miałem od dzieciństwa nerwice natręctw, psychodeliczne sny i drobne przejawy cyklotymii (żaden psycholog i psychiatra nie jest w stanie w to uwierzyć, że zaczęło się tak prędko). Z powodu nietypowych wad lekarze szybko rezygnują z prób leczenia mnie i nigdy nie przeszedłem dobrej terapii, jestem uznawany za kłamcę, co pogłębia moje problemy."

To jest ciężka dziedzina medyczna ze względu na kiepskie metody empiryczne, ale tego typu choroby nie są fikcyjne i nikt ich sobie sam nie wmówił. Żałuję, że nie mogę w swoim mieszkaniu zamontować worka treningowego, niezwykle odpręża pięściarskie obijanie "swoich demonów" :D :D :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i nie twierdziłem, że się z Panią kiedykolwiek spotkałem. Skojarzyłem Pani twórczość z pewną dziewczyną, którą poznałem na jednym z serwisów poetyckich, które odwiedziłem przed orgiem. Z jednej strony żałuję, że jest inaczej, a z drugiej mam nadzieję, że jeszcze nie raz będziemy mieli okazje wymienić się poglądami. Jestem sentymentalny, ale ludzie nie chcą ze mną utrzymywać bliższych relacji. Przez to tęsknie za wieloma ludźmi, którzy pewnie by mnie za to wyśmiali lub też źle odczuli takie intencje. Jednak nie jestem nachalny, znam swoje miejsce w szeregu i jeśli kogoś krępuje moja nadpobudliwa reakcja łatwo mnie stonować bez sprawiania mi przykrości - smutna to bywa jedynie ignorancja ludzi, z którymi zjadłem beczkę soli i nagle postanowili mnie zignorować. Na swoje szczęście takich większych przyjaźni od 2 lat nie utrzymuje i cieszy mnie poznawanie nowych osób. Na świecie jest ponad 7.6 mld ludzi. Skoro nie mogę się przyjaźnić z żadnym z nich, to chociaż chciałbym poznać w minimalnym stopniu 1,5 mln ;) Pozdrawiam i przepraszam za słowotok. Czasami tak mam :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gadulstwa w wierszach nie ma :))

Poważnie...są w tych słowach momenty, które nas łączą. Im więcej słyszę tym więcej wspólnego internetowego powiązania. Internet ma to do siebie...

Odpisałam u siebie :))

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Mam to do siebie, że potrafię się zamknąć we własnej skorupie niczym żółw, ale gdy już z niej wyjdę to ryczę głośniej od lwa a i odwagi mam więcej od Króla :) 

 

Bardzo miło usłyszeć tak pozytywne słowa od mądrej kobiety. To rokuje pozytywne relacje :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, przed nami miesiąc miodowy , a później piekło codzienności :)

Mam koszmarną cechę internetowego charakteru  i regularnie wyrzucam wiersze już opublikowane. Niestety,  nie zdążył pan przeczytać tego, co napisałam pod ostatnimi wierszami w odpowiedzi na pana komentarze. Filozoficzne konstatuję,  że widocznie tak miało być :))

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeżeli ten miesiąc rzeczywiście potrwa miesiąc to zrobię wszystko by osłodził Pani całe dekady codzienności z szaleńcem. Nie wiem dlaczego tak wyszło, szukam tych Pani komentarzy już dłuższą chwilę rezygnując z przelania pewnych twórczych myśli i niestety wciąż są zakamuflowane przede mną :( 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proponuję przelać twórcze myśli póki są w łatwo dostępnej, płynno - lotnej strukturze. 

I żadnych obietnic...w życiu nie ma nic pewnego poza śmiercią. Jedyne w co wierzę, że przyjdzie :))

 

Chociaż ostatnio usłyszałam, jak na złość, beznadziejny księgarski kawał,  na bazie "schyłku literatury". I ten kawał poddaje w wątpliwość nawet ten pewnik.

 

Pożegnać się teraz wypada :))

życzę bezsennej nocy ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ma Pani całkowitą rację. Od dwóch dni miałem prosty wiersz w głowie i licząc na kolejne zwrotki olewałem jego spisanie, a teraz ni umiem sobie przypomnieć jednego ze zdań po środku :D Pewnie rano sobie przypomnę :)

 

Nie rozumiem o co chodzi z kawałem, który Pani usłyszała jednak jak chodzi o wielkich twórców to ich się śmierć nie ima, a czasem wręcz dodaję żywotności :)

 

Dobranoc. Wiele przecierpiałem z powodu bezsenności, a te nie przespane w pozytywnym znaczeniu są już niestety dawno poza mną. Ale dziękuje i życzę snów kolorowych jak skittlesy :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - Ma? - Da. - Kasza jeża. - Że ja z saka dam.    
    • - Jada; jeża kanapka, jak pana. - Każe - jadaj.                
    • Tekst powtórkowy     Zastygam z nożem w dłoni na krawędzi chaosu. Przepaść przede mną ogromna. Nie mam gdzie uciec. Szkoda, że nie dobiegłem do ściany. Mógłby chociaż walić głową w mur. Pozostało tylko jedno. Odwrócić się, by ujrzeć co jest za mną. Przyjąć na klatę dosłownie wszystko, cokolwiek zobaczę. Też tak uczynię. Czuję nagle pustkę w głowie i cholerny chłód. Za cienkie ścianki, a nie założyłem beretu.   Widzę siebie na podłodze, ubabranego krwią ukochanej. Skąd wiem, że akurat z niej wyciekła? Pragnę ją znowu przytulić, ale krew przytulić trudno. Kawałek udka też. Zlatuje z mlasknięciem. Aż mi głupio. To chyba profanacja zwłok. Mówię: przepraszam.   Na próżno, gdyż leży biedna w kałuży koloru pomidorka, dosłownie rozbebeszona i nic do niej nie dociera. O co tu chodzi? Rozumowanie spowite mgłą. Dokładam wszelkich starań, by włożyć wilgotne wnętrzności z powrotem do brzucha, jako zadośćuczynienie. To nie takie proste. Spływają mi z rąk. Zastygam jednak w zastanowieniu. Przecież nie mam gdzie. Ona już żadnego brzucha nie posiada. Ciało jak ten rozłożysty kwiat, rozmazane na parkiecie. Trochę ją zgarniam w jedno miejsce, by nie wpaść w poślizg przy wstawaniu. Wstaję.   Lecz i tak mam wrażenie, że chodzę w gęstym kompocie z kościanymi pestkami. Ślizgam się na gałce ocznej i upadam wprost na ukochany bajzel. O mało co, a straciłbym wzrok, gdyby zostało nadziane na wystający szpikulec złamanego żeberka. Na szczęście musnęło tylko policzek. W nieruchomym wzroku jednej źrenicy, widzę wiele retorycznych pytań, lecz najważniejsze brzmi: dlaczego? Skąd mam do diabła wiedzieć. Przyszedłem, usiadłem, zobaczyłem. Ale to wszystko jeszcze nie jest najgorsze. Nie wiem, czy moje zmysły i ja, to jedno i to samo.   On tu jest cały czas, jakby poza moją świadomością. Czuję jego obecność. Czasami najtrudniej uwierzyć w to, co po gębie tłucze, podpala wzrok i patrzy, aż popiół zostanie. Myślę intensywnie. A przynajmniej myślę, że myślę. Jak tu się dostał i czy to w ogóle możliwe. Muszę uwierzyć, że tak. Zniszczył nie tylko jej świat, ale także mój. Cholerny dupek morderca.   Wystaje nieokreślonym obrazem z ciała, jakby pragnął oklasków z racji swojej wielkości. Przyszpilił ukochaną nie wiadomo czym, niczym motyla w gablocie. Na dodatek rozgarnął byle jak na wszystkie strony. Za grosz artyzmu. Dlaczego go nie zauważyłem, gdy upadłem na zwłoki? Nawet musiałem się o niego oprzeć przy wstawaniu. Świadczą o tym krwawe ślady moich palców na jego gładkiej, parszywej powierzchni. Jakiej powierzchni? Co ja plotę. Znowu ześwirowany warkocz?   Przede mną pojawia się znikąd. Wielki jak góra, leży mózg. Wiem że to mój, chociaż nie wiem skąd ta pewność. Jak mogę cokolwiek myśleć, skoro ta szara ciastowatość istnieje poza mną. Teraz będzie mi łatwiej odszukać prawdziwe ja. Zaczynam się wspinać po ogromnych gąbczastych zmarszczkach. Wykrawam wielkie kawałki i szukam swoich myśli. Bezskutecznie. Odkładam dokładnie w to samo miejsce, żeby nie namieszać i nie zgłupieć do reszty. Dostrzegam jakieś dziwne wybrzuszenie. Tnę je nożem w nadziei, że znajdę swoje: ego. Niestety, nic tam nie ma. To tylko większa fałdka, odstająca od reszty.   Nagle mam wrażenie, że leżę na: zimnej, płaskiej skale. Z góry ścieka woda, oświetlona słabym blaskiem dalekiej szczeliny, do której muszę dotrzeć. Na domiar złego, nade mną wisi to samo. Bardzo nisko. Prawie dotyka spoconych, zdenerwowanych pleców. A najgorsza jest przytłaczająca klaustrofobia.   Wiem, że sufit cały czas nieznacznie się obniża. Czy zdążę wyjść, czy też zostanę nadzieniem skalnej kanapki. Żebym tylko do jakiegoś wgłębienia nie wleciał, bo wszystko wokół szare. Trudno zauważyć dziurę, przy słabym świetle. Gdybym został uwięziony na dobre, niczym sardynka w puszce, to będę czekał w ciemności na śmierć, nie wiadomo jak długo, nie mogąc nic na to poradzić.   I znowu zmiana otoczenia. W oddali, prawie przy wierzchołku, widzę otwór w ogromnym mózgu. Podchodzę bliżej i zaglądam do wewnątrz. Na dnie spoczywa coś w rodzaju zwierciadła. Odbija błękit nieba. Jest dokładnie widoczne, a przecież otwór zasłaniam sobą. Czyżbym był przezroczysty. Spoglądam na dłoń. Nie widzę przez nią mózgu. O co w tym wszystkim chodzi. A może tylko w zestawieniu z lustrem, przenika przeze mnie światło?   Zatem czaszka nie jest zupełnie pusta, skoro myślę, to co robię. Coś tam jeszcze jest.   Część ukochanej jest schowana w podłodze. Dopiero teraz dostrzegam wokół wystające klapki parkietu pomieszane ze skórą i tłuszczem. Na jego umownym boku sterczy kawałek jelita. Musiało się przykleić, gdy rozrywał ciało. A wszystko czerwonawo-różowo-szare. Tatar do spożycia jak nic. Żółtko tylko wbić.   Zdecydowanie coś ze mną nie tak. Nie mogę się połapać w tym wszystkim. Dziwaczne rozmyślania rozsadzają umysł. Przecież to moja najdroższa. Jak mogę tak spokojnie o tym myśleć. Układać obrazy gastronomiczne. Może dlatego, że od wczoraj nic nie jadłem. Ciekawe czemu? Odruchowo łapię głowę, żebym miał pewność, że jeszcze ją mam i myślę tym co trzeba, a nie czym innym. Obawiam się jednak, że to bardzo złudny spokój.   Możliwe, że część bodźców, tych najbardziej ostatecznych, nie dotarła jeszcze do mojego mózgu. Broni żywiciela na wszelkie sposoby, rzucając przed nim zasłonę innych doznań, bym traktował to co widzę, jak swoisty spektakl z efektami specjalnymi i zapomniał o tym, co najbardziej boli. Lecz w końcu i tak trzeba będzie wyjść z teatru, przystanąć, popatrzeć i w jakąś rolę uwierzyć.   Nagle widzę ogromne ręce. Obejmują pofałdowany, szary kopiec i zaczynają go dźwigać w kierunku nieboskłonu. Turlam się i spadam na coś w rodzaju trawy. Mam chyba sto procent pewności, że moja głowa nie jest pusta, bo gdy ją poruszam, to coś się obija o wewnętrzne strony i słyszę przytłumione odgłosy. Dotykam ją dwoma rękami i po raz kolejny jestem nieco zdziwiony. Kopułę czaszki mogę odkręcić. Też tak czynię. Odkręcam z kościanym zgrzytem, który skrzypiąc, rozwala echem ściany pustki wokół... ale nie nade mną i jakby niezupełnej. Wyczuwam jeszcze większy ciężar w środku. No cóż – myślę sobie – wyjmę i zobaczę, co to jest.   Coś mi dzisiaj: zdziwieniami obrodziło, lecz za dużo tego. Przestaje to robić na mnie wrażenie. Trzymam w dłoni: żelazną duszę. Jednocześnie dostrzegam w oddali stół, chociaż pojęcia nie mam, skąd się nagle wziął. Coś na nim stoi. Podchodzę bliżej. To starodawne żelazko. Widzę też koszulę. Wiem, że to moja. Strasznie pognieciona. Jak psu z gardła wyciągnięta. Prawie odruchowo wkładam żelazo do wnętrza żelazka. Staje się gorące, chociaż dusza była zimna. Zaczynam prasować.   Trudno mi idzie. Nie prasowałem już wiele długich lat, lecz za każdym przesunięciem gorącej powierzchni po cienkim materiale, jest mi dziwnie lżej. Widzę jak zgniecenia zanikają. Jakby coś ze mnie ulatywało i wlatywało jednocześnie. Niechcący dotykam gorącej części. Nie narzekam. Prasuję dalej, chociaż cholernie boli. Po jakimś czasie, wygląda świetnie. Gładka jak pupcia niemowlęcia. Odczuwam wielką ulgę. A nawet jestem szczęśliwy. Zakładam ją na siebie. Co z tego, że już jedną mam. A kto mi zabroni. Na ręce nie ma żadnych bąbli, ale ból nie ustępuje.   W oddali widzę ciemną chmurę, a pod nią rozwieszony sznur. Na nim wiele powieszonych, brudnych, samotnych koszul. W porywach wiatru, wyginają się na wszystkie strony z przepalonymi dziurami. Jakby chciały się oderwać, jakby tęskniły, lecz wybór został im odebrany. Przygnębiający to widok. Mam wrażenie, że czas się do nich skończył. A zatem przemijanie też. Będą wisieć bez końca. Przy mnie jest spokojnie i w miarę jasno, ale jakoś mnie to nie cieszy. Nie patrzę już więcej w tamtą stronę. To ponad moje siły. Wiem, że nie mogę im pomóc. Nie mam takich możliwości. Jestem tylko.   Z tym złudnym spokojem jednak coś nie tak. Przede mną, jakby znikąd, pojawia się szklana trumna. Unosi się lekko nad ziemią. Nie wiem dokładnie, co zawiera. Przed chwilą byłem przekonany, że jest blisko mnie. Idę w jej kierunku. Domyślam się kogo tam zobaczę. Jestem coraz bliżej. Spód trumny, porusza delikatnie zieloną trawę, na kształt obrazów, dotyczących mojego życia. Takiego jakie było naprawdę, a nie takiego, jakie ja widziałem. A niby skąd to wiem?   W środku dostrzegam coś w rodzaju mgły. Snuje się wewnątrz nieustannie. No cóż. Zdziwienie mnie nie opuszcza. Mgła wolno opada na dno. Taki obiekt w trumnie jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Niczym w białym puchu, widzę: kwiat paproci. Jest dużo większy, ładniejszy. Oderwany od macierzystej rośliny, której tam nie ma. A jednak zakwitł. Ma coś takiego w sobie, co przyciąga mój wzrok.   Nigdy go nie widziałem, nawet na zdjęciu, ale wiem na co patrzę. Nie mogę tego pojąć. Tej niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Wiem tylko, że zakwita raz w roku. Czyżby tak samo raz... a później już cały czas?   Krwawi, lecz za chwilę krew zamienia się w białego motyla. Przenika przez przezroczyste wieko i nagle znika.   Mam wrażenie, jakbym miał coś przekazywane, obiektami i sytuacjami, które są mi znane lub poznaje je dopiero teraz. W przeciwnym wypadku bym nie wiedział, na co patrzę i zupełnie bym tego nie ogarnął.   Nagle w absolutnej ciszy wieko się otwiera. Kwiat płynie w moim kierunku. Dlaczego nie mógł przeniknąć, tak samo jak motyl? Jest coraz bliżej twarzy. Widzę wszystkie szczegóły. Wchłania się przez nią do otwartej głowy, lecz z niej nie ucieka. Wiem o tym. Czuję przyjemne ciepło.   Znowu stoję samotny w tym dziwnym świecie.   Zakrywam czaszkę kopułą, którą zdjąłem, bo zaczyna padać. W tej chwili nawet głupi deszcz mnie raduję, bo jest taki: rzeczywisty, namacalny... lecz jednak nie chcę, żeby naleciał do środka.   Mimo wszystko czuję, że wnętrze głowy coś wypełnia, a połączenie wokół robi się trwałe. Jest trochę bardziej ociężała, lecz jednocześnie lżejsza.    Zgubiłem nóż, lecz nie odczuwam straty. Chyba dlatego, że jestem tak samo głupi, jak byłem na początku.
    • gdzieś w oddali dzwonki dzwonią jakby ktoś na coś zapraszał poetycko wszędzie wkoło uśmiechnięta wiara nasza   pośród kwiatów hen na łące widać ścieżkę pozłacaną lśnienie słońca jest początkiem jak dywanem skryło całą   tam horyzont lasu szarość drzewa tęsknią mgłą spowite czegoś jednak wciąż za mało znów zakwita prozą życie   *** już nocka zalśniła gwiazdami księżyc choć świeci to śpi więc zaśnij cichutko dla ciebie czas jest a w nim upragniony twój sen
    • @Jacek_Suchowicz ↔Dzięki:)↔Bardzo mi przypadł do gustu Twój wierszyk:) Pod względem rymów, też:)↔Pozdrawiam:))) @andreas ↔Dzięki za całkiem zmyślny wierszyk księżycowy. A zatem współpraca, przeważnie popłaca:)↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...