Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Poczułam jego dotyk,

gdy nadeszła jesień,

od wewnętrznej strony

biegnie, płynie, rwie się.

 

W błękitnych korytarzach

świszcze i szeleści,

co mam wietrze zrobić,

kiedy niesiesz deszcz mi?

 

I cierpkimi kroplami

zdobisz moje oczy,

nie wiej wietrze, nie wiej,

daj spokój tej nocy.

 

25.09.2018r.

Edytowane przez MaksMara (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

 Dwie pierwsze zwrotki są przepiękne - aż poczułam je od wewnątrz :) Ale ostatnia zabrzmiała mi w przesłodzony sposób, przez co wydobyła to piękne wrażenie z mojej głębi i poczułam się jakby "oszukana"... Tyle chciałam Ci od siebie przekazać :) Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Trzecia zwrotka jest rozwiązaniem dwóch pierwszych,  pokazuje z jakiego powodu podmiot liryczny co noc płacze,  zarazem zwraca się z prośbą, aby tej nocy „wiatr ucichł” , dał chwilę wytchnienia, przyniósł sen, a nie łzy.

Bardzo dziękuję i pozdrawiam :))

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ten ludowy akcent był zamierzony, coś ostatnio mi gra na nutę folk. Podoba mi się Twoje określenie „ zaklęcie przeciwwietrzne”. Bardzo dziękuję.

Pozdrawiam :))

Opublikowano

Ładnie brzmiący, nie z a lekki , nie za ciężki.

W  czasach butów,  chodników,  samochodów,  wstawania  po  wschodzie słońca  rosa nie jest zjawiskiem   powszechnie odczuwanym jako nam bliskie.  Stąd   może  komuś "nie grać"  połączenie  z perłami .   Mnie także to miejsce nieco  uwiera.  Co  ciekawe,  gdy zamienię perły  na co innego - już nie.  

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wiatr to emocje, a deszcz i krople rosy- to łzy. Chyba nie jestem dobrze zrozumiana, a tak wprost opisałam, co wywołuje w człowieku płacz.

Jak by nie było, dziękuję za uwagę. Pozdrawiam :)) 

Opublikowano

Witam -  czyściutki wiersz miło  się czyta         .                                 

                                                   

                                                                                                  Kolorowych życzę

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wiem, że już gdzieś to pisałem, ale lubię czasem taką pogodę, a nawet szarugę

dlatego podoba mi się cały Twój wiersz. A dlaczego akurat ten cytat? A bo tak.

wieje wiecsyk wieje

kusi go kajś zbocyć

cemus hań po nocy

ciepia kiej pochlejem

 

Pozdrawiam :)

 

 

Opublikowano

Po pierwszych dwóch może nie wie się od razu, ale trzecia zwrotka jak dla mnie naprowadza, że chodzi o łzy, smutek. I wtedy gdy się cofnąć, to oświeca;) No i tytuł też sugeruje. Ale np. teraz przeczytałam na spokojnie i odczytałam lepiej (tak sądzę) metafory. Fajne te błękitne korytarze (żyły?).

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Myślę, że to subiektywne zdanie. Mnie nie drażnią, ale tak sobie myślę MaksMaro, że może by zostawić perły, odjąć rosy i dodać jakiś przymiotnik perłom. Sznurami pereł? Słonymi perłami, rzewnymi perłami. Też fajniej bo uniknie się rymu aaba. chyba, że tak ma brzmieć

Opublikowano (edytowane)

Wierszyk miły, lekki, zgrabny. To co przechodzisz, bardzo Ci służy, czytam i czuję. Nawiążę jeszcze starą, prostą piosenką i ściskam ciepło, bb 

 

Podaruj mi wietrze 
swoją piosenkę
i zatańcz ze mną w jej rytmie
do ucha niech dźwięczy
szum trawy w pamięci
niech radość we mnie rozkwitnie.

Zaśpiewaj mi wietrze 
piosenkę do ucha
jak zmiany przynosisz i wiosnę
jak ziemię odsłaniasz
i chmury przeganiasz
a wszystko staje się prostsze.

Bo życie to zmiany
by nowe powstało
serce musi być czyste.
Pomóż mi zgarnąć
mój przyjacielu,
wszystkie już martwe liście.

Edytowane przez beta_b (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach




×
×
  • Dodaj nową pozycję...