Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wydaje mi się, że Ty i Dylan opisywaliście to samo, widziane oczami różnych autorów. Ty widzisz dobroć w człowieku nawet jak jest jej odrobina, Dylan tego nie zauważa. Ja też często tego nie widzę. Bardziej smutek daje mi natchnienie niżeli radość.

Edytowane przez 8fun (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zazwyczaj smutek, rozczarowanie, poczucie niesprawiedliwości dostarczają weny do tworzenia. Czy widzę dobroć? Na siłę ją wyciągam skąd się da, :)))

Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Wybrańców losu, władzy i takich tam różnych.

 

                                                                                                      Pozdrawiam

Opublikowano (edytowane)

Ładny wiersz, z iście bajkową mądrością,

dawno nie czytałam czegoś podobnego.

 

Początkowo miałam wrażenie, że nad motylem pochylił się tylko żebrak,

a tu niespodzianka, bo "goniący za szczęściem" również.

I to jest piękne, bo przełamujesz schematy, przekazujesz czytelnikowi,

że nie powinien sądzić po pozorach.

 

Tylko literówkę w "życiodajną" popraw.

I osobiście uwiera mnie trzeciooosobowa forma czasowników w ostatniej zwrotce,

ale to takie tam...

 

Serdecznostki :))

Edytowane przez Deonix_ (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To, to miło, że Ci się spodobał :) Do końca sama nie wiem czy goniący za szczęściem i żebrak to ta sama osoba? Czy nie? 

W ostatniej zwrotce, ostatnim wersie czasowniki są w trzeciej osobie l. poj. ON

Tylko zaczynam pierwszoosobowo. No ale to takie tam...

Pięknie dziękuję:)

Pozdrawiam 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Deonix co myślisz o tym:

a ono nieszczęsne ciągle uciekało

i

Widziałam żebraka, który schodził buty / chodzi mi  że przetarł z chodzenia podeszwy.

??

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jasne, moja wtopa, siemproprawiam już :)

"Nieszczęsne" do szczęścia nie pasi mi, więc zostawiałabym w pierwotnym zamyśle,

"schodził buty" - tak, jak najbardziej :))

 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Na pewno będę czytać. :) Chciałam jeszcze dodać, że w "dzisiejszym konsumpcyjnym społeczeństwie"  ten portal jest dowodem, że bardzo wielu wrażliwych ludzi ma poza konsumpcją także wyższe aspiracje... Pozdrawiam :)

Opublikowano

Widziałam motyla z poranionym skrzydłem,

chciał wzbić się do lotu, lecz nie miał już siły.

Bezdomny bez butów, goniący za szczęściem 

zobaczył, przystanął, zniżył się, pochylił

 

wyczytuję z tej strofy iż motyl był bezdomny bez butów......

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

a wyjaśnić to juz nie mozna takiego stanu rzeczy

ostatnia strofa mówi o motylu i zawiera pointę

więc powinno to byc rozdzielone.

rozumuje tak jak napisałaś więc proszę bez chichotów

 

Widziałam motyla z poranionym skrzydłem,

chciał wzbić się do lotu, lecz nie miał już siły.

 

Bezdomny bez butów, goniący za szczęściem 

zobaczył, przystanął, zniżył się, pochylił

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Bardzo prosty facet ze mnie, potrzebuję chwili zanim znajdę. Ale przeczytam z pewnością :)

 

A jeszcze mam zaległość w odpowiedziach w swoich pierwszym temacie.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Nata_Kruk Dziękuję  Poprawiłem...   Pozdrawiam serdecznie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Miłego dnia 
    • @Migrena, @Leszczym — dziękuję. Pozdrowienia zostawiam.
    • @W_ita_M.   O, hecą żrące lecą rżące - ho.  
    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...