Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Empiryzm


Czarek Płatak

Rekomendowane odpowiedzi

Empiryzm

 

Unieś do oczu grzbiet swej dłoni, 
obróć, rozczapierz palce, pstryknij,
ugryź, uszczypnij, przyznaj — boli? 
i czy tam ślad czerwony wykwitł? 

 

Popatrz na niebo, prosto w słońce, 
poczuj na twarzy jego ciepło, 
powiedz — czy spod zmrużonych powiek 
łzy gęsto z oczu twych nie ciekną? 

 

Wsłuchaj się w miasta gwar i hałas, 
huk autobusów i tramwai, 
czy czasem dźwięków panorama, 
jazgotem uszu twych nie rani? 

 

A te miazmaty straszne wszystkie — 
dymy, spaliny, kopeć, gazy, 
czy kiedy idziesz przez ulicę, 
wciąż nie przestają nosa drażnić? 

 

Obrazy widzisz, dźwięki słyszysz, 
dotyk, smak, zapach czujesz także, 
jest jeszcze jedna rzecz — to myśli, 
choć ich nie widać to są wszakże. 

 

Choć ich nie zważysz i nie zmierzysz,
to nie negujesz ich istnienia,
więc jak to jest, no, powiedzże mi,
że wciąż powtarzasz: „duszy nie ma”? 

 

 

Edytowane przez Czarek Płatak (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękne przemyślenia, ale spodziewałam się innego zakończenia. Zakładając, że dusza to życie. W starych spisach ewidencyjnych majątków szlacheckich znajdujemy często takie zapisy: wieś Gospody, dusz 83 ( chodzi o ludzi), morgów 657, itd.

”duszy nie ma” nie wiem co masz na uwadze? Tym bardziej jestem ciekawa, bo znam Twój stosunek do bóstw i religii.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Założenie, że dusza to życie wynika pewnie w jakiejś części z naszej rodzimej wiary. Dla Słowian dusza była tchnieniem =oddechem = życiem.  Idąc dalej można by założyć, że celnie przytoczony przez Ciebie zapis - człowiek = dusza jest pokłosiem pozostawionym nam w spadku przez słowiańskich przodków. Trochę głośnio myślę...

Wiersz jest jakby wyciągnięciem dowodu w oparciu o empiryczne doświadczenia w dyskusji z człowiekiem przekonanym, że duszy, czy jak kto woli ducha nie ma, że umieramy wszystek, zupełnie i na ament. 

Jest też delikatnym nawiązaniem do Kartezjuszowskiej formuły Cogito ergo, sum

Co do mojego podejścia do spraw religii - no właśnie Marysiu. Ja zawsze i zdecydowanie odcinam się od religii, kultów, sekt, bo tak naprawdę wszystkie formy religii, nawet te najbardziej popularne, zrzeszające miliony wiernych to nic innego - bez obrazy - mam nadzieję - sekty i wszystkie jak jedna prowadzą do przemocy, rozlewu krwi i właściwie do niczego dobrego. Jak wszystkie podziały.

Co do bóstw nie mam ugruntowanego poglądu. Nie wykluczam tego, że nie stworzył nas przypadek, ale, czy to nie był np. inny humanoid (lub nie humanoid), którego cywilizacja rozwinęła się przed dziesiątkami, czy setkami tysięcy lat przed naszą na bliźniaczej Ziemi planecie, i który zapoczątkował życie na ziemi w drodze eksperymentu też nie potrafię jednoznacznie odrzucić :)

Moje natomiast poglądy dotyczące duszy ... To chyba po trosze animizmu, gnostycyzmu, trochę przekonania, czy próby przekonania siebie,  że umysł jest czymś więcej niż tylko myślą, zbiorem  impulsów elektrycznych zamkniętych w mózgu i wraz z nim ginie.. No, i oczywiście sporo zwykłej niepewności :)

 

Edytowane przez Czarek Płatak (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

pojęcia duszy przypisywane jest Sokratesowi 

 

"Według Sokratesa to dusza jest właściwym człowiekiem, jego "ja". To ona odróżnia go bowiem od świata zwierząt. Każdy człowiek jest wyposażony w indywidualną duszę, która jest siedzibą cnót. Sokratejskie hasło, by "poznać samego siebie" wskazywało, że należy odejść od problematyki jońskiej filozofii przyrody i zwrócić się ku problematyce antropologicznej. Głównym zagadnieniem miał się stać człowiek i jego dobro. Nowe znaczenie pojęcia psyche oznaczało więc także początek etyki. Człowiek powinien dbać przede wszystkim o cnotę i dobro duszy. Dobra materialne są znacznie mniej istotne." - wikipedia.

Etymologia słowa dusza tak jak napisałeś. Kiedyś słowo "duch" oznaczało tyle, co oddech. np. Wyzionął ducha - wydał ostatni oddech. Duch oddech ma jeszcze to wspólne, że ich nie widać, stąd ich pochodzenie językowe.  Podobnie słowo spirytus - po łacinie to duch/dusza. W języku polskim ten płyn jest nazywany spirytusem, bo się ulatnia z niezamkniętego pojemnika, ulatuje z niego jak dusza.

Pozdrawiam

Edytowane przez 8fun (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zgadzam się z Sokratesem co do tego, że: Człowiek powinien dbać przede wszystkim o cnotę i dobro duszy. Dobra materialne są znacznie mniej istotne. Nigdy jednak nie odmawiam prawa do duszy zwierzętom. Pamiętam jak za dzieciaka usłyszałem na lekcji religii, że zwierzęta jej nie mają. Bardzo mi się to wtedy nie spodobało, wydało niesprawiedliwe i zachwiało mną po raz pierwszy jako potencjalnym wyznawcą kultu Boga w Trójcy Jedynego. Im dalej było już tylko gorzej. 

Odpozdrawiam 

Edytowane przez Czarek Płatak (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak widzę, rozwinęła się bardzo ciekawa dyskusja na temat duszy ducha. Swego czasu czytałam Sokratesa i cenię jego poglądy, z wieloma się zgadzam. Jednak stanowisko Biblii w tej sprawie wydaje się być bardziej czytelne. Biblia została spisana głównie po hebrajsku i grecku. Wspominając o duszy, pisarze biblijni posługiwali się hebrajskim słowem nefesz lub greckim psyche. Te dwa wyrazy występują ponad 800 razy i są tłumaczone na duszę, a odnoszą się zarówno do człowieka, do zwierzęcia, do życia człowieka i zwierzęcia. 

„ Za dni Noego niewiele osób, to jest osiem dusz, zostało bezpiecznie przeprowadzonych przez wodę (1 Piotra 3:20) Słowo dusza oznacza tu ludzi- Noego, jego żonę oraz trzech synów z żonami.

Inne przykłady uźycia wyrazów dusza lub dusze w odniesieniu do człowieka lub grupy ludzi, można znaleźć w Ks. Wyjścia 16:16, Ks. Rodzaju 46:18, Dziejach Apostolskich 27:37, w Liście do Rzymian 13:1.

 

We fragmencie z Ks. Rodzaju 1:20, 24 zarówno ryby jak i zwierzęta dzikie i domowe określono duszami. Podobne przykłady możemy znaleźć w Ks. Rodzaju 9:10, Kapłańskiej 11:46 oraz Liczb 31:28.

Z tego wniosek, że słowo dusza oznacza zarówno ludzi jak i zwierzęta. I tu Platon miał całkowitą rację. Może czytał stare zwoje hebrajskie?

Czarku, odnośnie terminu duch - masz zupełną rację. Duch i dusza to dwa róźne znaczenia. W odniesieniu do ducha pisarze biblijni używali hebrajskiego wyrazu ruach albo greckiego pneuma .  I tak dla przykładu List Jakuba 2:26 mówi : że „ciało bez ducha (pneuma) jest martwe. Jak widać słowo duch odnosi się do człowieka i sprawia, że ciało żyje. Bez ducha jest martwe, dlatego wyraz grecki ruach bywa oddawany jako duch, ale także jako siła życiowa.

Podsumowując: duszami są ludzie i zwierzęta, a duch- to siła źyciowa, która sprawia, że ludzie i zwierzęta żyją, funkcjonują. Przy wydaniu ostatniego tchu, następuje śmierć. I to wszystko. 

Pozdrawiam 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za rzeczowe opisanie problemu. 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jak widać na tym przykładzie nie pierwszy i nie ostatni raz KK przekłamał/zinterpretował po swojemu Biblię. 

Sam chyba nigdy nie dokonywałem rozdziału między duchem, a duszą traktując je jako jedno i to samo. Ciało bez duszy, czy ducha umiera. Choć istnieje termin człowieka bezdusznego, ale nie stosuje się on przecież bezpośrednio do zjawiska duszy jako takiej, a bardziej dotyczy sfery empatii. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tak, na swoje potrzeby, dla zagmatwania zagadnień i nazwania ich świętą tajemnicą. Właśnie dlatego wnikam dogłębnie i sama analizuję, czytam różne przekłady Biblii, w tym np. przekład Nowego Świata, Biblię Tysiąclecia, .... podpieram się filozofią. 

Zgadzam się. Człowiek bezduszny - to człowiek nieprzejawiający empatii.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wskazujesz obszernie w Twoim wierszu, Czarku, granice naszych empirycznych doznań, granice wyznaczone "wytrzymałością" naszych zmysłów. Dwie ostatnie zwrotki mówią zaś krótko o doznaniach, które są pozazmysłowe i przez to zdają się być nieograniczone - nasze myśli i sugerujesz, że należy do takich również nasza dusza, jej odczuwanie...

 

Dla mnie dusza jest czymś więcej, czymś nadrzędnym w stosunku do tych poprzednich, jest jakby ich "spoiwem", spoiwem wszystkiego, z czego się składam, materialnego oraz niematerialnego i łączy to w jeden organizm, którym jestem. W niej jest zawarty jego plan, stwórcza wiedza i mądrość, według której ciągle na nowo powstaję. To uczucie jej obecności jest dla mnie bardzo ważne dla odczuwania własnej (i cudzej) wartości oraz szczęścia. Pozdrawiam. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zgadzam się z Tobą. Moja dusza jest moim ja. Ciało zaś to jakby pojazd, w którym przemierzamy naszą ziemską drogę. 

Posłużyłem się myślą jako przykładem pozazmysłowego, ale jednak wciąż nierozerwalnie związanego z nami elementu, którego pomimo niemożności dotknięcia, powąchania, zobaczenia istnienia niegować nie możemy. Jak i uważam nikt nie może jednoznacznie negować istnienia nienamacalnej duszy. Czytałem ostatnio artykuł, w którym przytoczono teorię dwóch amerykańskich naukowców, którzy twierdzą że nasza świadomość już po śmierci wie, że stała się rzecz ostateczna, wie, że nasze ciało umarło. Chcę wierzyć, że mają rację :) 

Pozdrawiam również 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ciekawy wiersz. Osobiście interpretuję go dwojako:

1. dialog wierzącego z niewierzącym, w którym ten pierwszy, posługując się logiczną argumentacją, wykazuje brak logiki u drugiego

2. dialog niewierzącego z samym sobą, w którym dziwi się on własnej niewierze w obliczu logicznej argumentacji

 

Zdumiało mnie wyjaśnienie samego Autora. Nie domyśliłabym się. Bawi się z czytelnikiem w chowanego kryjąc się sprytnie za własnym wierszem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Niestety bywa, że alko i dragi i wtedy nic innego się nie liczy. Pozdrawiam
    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
    • (Amy Winehouse)   więc albo światło albo mrok   reszta to mgnienia  zauroczenia odurzenia    od niechcenia 
    • @befana_di_campi ↔Dzięki:~))↔Pozdrawiam:)
    • @Waldemar_Talar_Talar ↔Dzięki:)↔ Chociaż ja jestem rzadko zadowolony na 99% z tego co napisałem. Raczej nigdy! Chyba każdy tekst?→jest "żywy"→bo można go napisać na nieskończenie wiele sposobów:)↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...