Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

to  nowe piłeczki zakupię, bo masz rację, Witoldzie, jeśli nie będzie ping - ponga, to niczego nie będzie. Jeśli, np faraon Ramzes Wielki - żył ponad 90 lat, zdobył wszystko, co mógł, to mu się bardzo nudziło, dla swoich poddanych był rzeczywiście nieśmiertelny, ale umarł - znudzony i to na zęby, a raczej ich brak, umarł. Eh, Panie  W.  Pozdrawiam Justyna. 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Justyna Adamczewska (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Można jeszcze zejść jak faraon Menes. Choć nie za bardzo nie wiadomo czy zadeptał go hipopotam czy użądlił jakiś owad. W sumie bez różnicy. Choć i tak skończył lepiej niż Aleksander troglodyta macedoński. Bo ten umarł od sraczki, a pewnie wolałby od miecza. Ot, tak - srrru i umarł - choć był taki wielki. No nic...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Z LEGEND DAWNEGO EGIPTU

 

Patrzcie, jak marne są ludzkie nadzieje wobec porządku świata; patrzcie, jak marne są wobec wyroków, które ognistymi znakami wypisał na niebie Przedwieczny!...

Stuletni Ramzes, potężny władca Egiptu, dogorywał. Na pierś mocarza, przed którego głosem pół wieku drżały miliony, padła dusząca zmora i wypijała mu krew z serca, siłę z ramienia, a chwilami nawet przytomność z mózgu. Leżał, jak powalony cedr, wielki faraon na skórze indyjskiego tygrysa, okrywszy nogi triumfalnym płaszczem króla Etiopów. A surowy nawet dla siebie, zawołał najmędrszego lekarza ze świątyni w Karnaku i rzekł:

- Wiem, że znasz tęgie lekarstwa, które albo zabijają, albo od razu leczą. Przyrządź mi jedno z nich, właściwe mojej chorobie, i niech mi się to raz skończy... tak albo owak.

Lekarz wahał się.

- Pomyśl, Ramzesie - szepnął - że od chwili twego zstąpienia z wysokich niebios Nil wylewał już sto razy; mogęż ci zadać lekarstwo, niepewne nawet dla najmłodszego z twoich wojowników?

Ramzes aż usiadł na łożu.

- Muszę być bardzo chory - zawołał - kiedy ty, kapłanie, ośmielasz się dawać mi rady! Milcz i spełnij, com kazał. Żyje przecież trzydziestoletni wnuk mój i następca, Horus. Egipt zaś nie może mieć władcy, który by nie dosiadł wozu i nie dźwignął oszczepu.

Gdy kapłan drżącą ręką podał mu straszne lekarstwo, Ramzes wypił je, jak spragniony pije kubek wody; potem zawołał do siebie najsłynniejszego astrologa z Tebów i kazał szczerze opowiedzieć, co tam pokazują gwiazdy.

- Saturn połączył się z księżycem - odparł mędrzec - co zapowiada śmierć członka twojej dynastii, Ramzesie. Złe zrobiłeś pijąc dzisiaj lekarstwo, bo puste są ludzkie plany wobec wyroków, które na niebie zapisuje Przedwieczny.

- Naturalnie, że gwiazdy zapowiedziały moją śmierć - odparł Ramzes. - I kiedyż to może nastąpić? - zwrócił się do lekarza.

- Przed wschodem słońca, Ramzesie, albo będziesz zdrów jak nosorożec, albo twój święty pierścień znajdzie się na ręku Horusa.

- Zaprowadźcie - rzekł Ramzes cichnącym już głosem -Horusa do sali faraonów; niech tam czeka na moje ostatnie słowa i na pierścień, ażeby w sprawowaniu władzy ani na chwilę nie było przerwy.

Zapłakał Horus (miał on serce pełne litości) nad bliską śmiercią dziada; ale że w sprawowaniu władzy nie mogło być przerwy, więc poszedł do sali faraonów, otoczony liczną zgrają służby.

Usiadł na ganku, którego marmurowe schody biegły w dół, aż do rzeki, i pełen nieokreślonych smutków przypatrywał się okolicy.

Właśnie księżyc, przy którym tliła się złowroga gwiazda Saturn, złocił spiżowe wody Nilu, na łąkach i ogrodach malował cienie olbrzymich piramid i na kilka mil wokoło oświetlał całą dolinę. Mimo późnej nocy w chatach i gmachach płonęły lampy, a ludność pod otwarte niebo wyszła z domów. Po Nilu snuły się łódki, gęsto, jak w dzień świąteczny; w palmowych lasach, nad brzegami wody, na rynkach, na ulicach i obok pałacu Ramzesa falował niezliczony tłum. A mimo to była cisza taka, że do Horusa dolatywał szmer wodnej trzciny i jękliwe wycie szukających żeru hien.

- Czemu oni tak się gromadzą? - spytał Horus jednego z dworzan, wskazując na niezmierzone łany głów ludzkich.

- Chcą w tobie, panie, przywitać nowego faraona i z twoich ust usłyszeć o dobrodziejstwach, jakie im przeznaczyłeś.

W tej chwili pierwszy raz o serce księcia uderzyła duma wielkości, jak o stromy brzeg uderza nadbiegające morze.

- A tamte światła co znaczą? - pytał dalej Horus.

- Kapłani poszli do grobu twej matki, Zefory, ażeby zwłoki jej przenieść do faraońskich katakumb.

W sercu Horusa na nowo wzbudził się żal po matce, której szczątki - za miłosierdzie okazywane niewolnikom - srogi Ramzes pogrzebał między niewolnikami.

- Słyszę rżenie koni - rzekł Horus nasłuchując. - Kto wyjeżdża o tej godzinie?

- Kanclerz, panie, kazał przygotować gońców po twojego nauczyciela, Jetrona.

Horus westchnął na wspomnienie ukochanego przyjaciela, którego Ramzes wygnał z kraju za to, że w duszy wnuka i następcy szczepił odrazę do wojen, a litość dla uciśnionego ludu.

- A tamto światełko za Nilem?...

- Tamtym światłem, o Horusie! - odparł dworzanin - pozdrawia cię z klasztornego więzienia wierna Berenika. Już arcykapłan wysłał po nią łódź faraońską; a gdy święty pierścień błyśnie na twojej ręce, otworzą się ciężkie drzwi klasztorne i powróci do ciebie, stęskniona i kochająca.

Usłyszawszy takie słowa Horus już o nic nie pytał; umilkł i zakrył oczy ręką.

Nagle syknął z bólu.

- Co ci jest, Horusie?

- Pszczoła ukąsiła mnie w nogę - odparł pobladły książę. Dworzanin przy zielonawym blasku księżyca obejrzał mu nogę.

- Podziękuj Ozyrysowi - rzekł - że to nie pająk, których jad o tej porze bywa śmiertelny.

O! jakże mamę są ludzkie nadzieje wobec niecofnionych wyroków...

W tej chwili wszedł wódz armii i skłoniwszy się Horusowi powiedział:

- Wielki Ramzes czując, że mu już stygnie ciało, wysłał mnie do ciebie z rozkazem: "Idź do Horusa, bo mnie niedługo na świecie, i spełniaj jego wolę, jak moją spełniałeś. Choćby kazał ci ustąpić górny Egipt Etiopom i zawrzeć z tymi wrogami braterski sojusz, wykonaj to, gdy mój pierścień ujrzysz na jego ręce, bo przez usta władców mówi nieśmiertelny Ozyrys."

- Nie oddam Egiptu Etiopom - rzekł książę - ale zawrę pokój, bo mi żal krwi mego ludu; napisz zaraz edykt i trzymaj w garści konnych gońców, aby gdy błysną pierwsze ognie na cześć moją, polecieli w stronę południowego słońca i zanieśli łaskę Etiopom. I napisz jeszcze drugi edykt, że od tej godziny aż do końca czasów żadnemu jeńcowi nie ma być wyrywany język z ust jego na polu bitwy. Tak powiedziałem...

Wódz upadł na twarz, a potem cofnął się, aby pisać rozkazy; książę zaś polecił dworzaninowi znowu obejrzeć swoją ranę, gdyż bardzo go bolała.

- Trochę spuchła ci noga, Horusie - rzekł dworzanin. - Cóż by się stało, gdyby zamiast pszczoły ukąsił cię pająk!...

Teraz wszedł do sali kanclerz państwa i skłoniwszy się księciu, mówił:

- Potężny Ramzes widząc, że już mu się wzrok zaćmiewa, odesłał mnie do ciebie z rozkazem:, ,Idź do Horusa i ślepo spełniaj jego wolę. Choćby ci kazał spuścić z łańcucha niewolników, a lud obdarować wszystką ziemią, uczynisz to, gdy zobaczysz na jego ręce mój święty pierścień, bo przez usta władców mówi nieśmiertelny Ozyrys."

- Tak daleko nie sięga serce moje - rzekł Horus. - Ale zaraz napisz mi edykt, jako ludowi zniża się czynsz dzierżawny i podatki o połowę, a niewolnicy będą mieli trzy dni na tydzień wolne od pracy i bez wyroku sądowego nie będą bici kijem po grzbietach. I jeszcze napisz edykt odwołujący z wygnania mego nauczyciela, Jetrona, który jest najmędrszym i najszlachetniejszym z Egipcjan. r Tak powiedziałem...

Kanclerz upadł na twarz, lecz nim zdążył cofnąć się dla napisania edyktów, wszedł arcykapłan.

- Horusie - rzekł - lada chwila wielki Ramzes odejdzie do państwa cieniów i serce jego na nieomylnej szali zważy Ozyrys. Gdy zaś święty pierścień faraonów błyśnie na twojej ręce, rozkazuj, a słuchać cię będę, choćbyś obalić miał cudowną świątynię Amona, bo przez usta władców mówi nieśmiertelny Ozyrys.

- Nie burzyć - odparł Horus - ale wznosić będę nowe świątynie i zwiększać skarbiec kapłański. Żądam tylko, abyś napisał edykt o uroczystym przewiezieniu zwłok matki mojej, Zefory, do katakumb i drugi edykt... o uwolnieniu ukochanej Bereniki z klasztornego więzienia. Tak powiedziałem...

- Mądrze poczynasz - odparł arcykapłan. - Do spełnienia tych rozkazów wszystko już przygotowane, a edykty zaraz napiszę; gdy ich dotkniesz pierścieniem faraonów, zapalę tę oto lampę, aby zwiastowała ludowi laski, a twojej Berenice wolność i miłość.

Wszedł najmędrszy lekarz z Karnaku.

- Horusie - rzekł - nie dziwi mnie twoja bladość, gdyż Ramzes, dziad twój, już kona. Nie mógł znieść potęgi lekarstwa, którego mu dać nie chciałem, ten mocarz nad mocarze. Został więc przy nim tylko zastępca arcykapłana, aby gdy umrze, zdjąć święty pierścień z jego ręki i tobie go oddać na znak nieograniczonej władzy. Ale ty bledniesz coraz mocniej, Horusie?... - dodał.

- Obejrzyj mi nogę - jęknął Horus i upadł na złote krzesło, którego poręcze wyrzeźbione były w formę głów jastrzębich. Lekarz ukląkł, obejrzał nogę i cofnął się przerażony.

- Horusie - szepnął - ciebie ukąsił pająk bardzo jadowity.

- Miałżebym umrzeć?... w takiej chwili?... - spytał ledwie dosłyszalnym głosem Horus. A później dodał:

- Prędkoż to może się stać?... powiedz prawdę...

- Nim księżyc schowa się za tę oto palmę...

-.Ach, tak!... A Ramzes długo jeszcze żyć będzie?...

- Czy ja wiem?... Może już niosą ci jego pierścień. W tej chwili weszli ministrowie z gotowymi edyktami.

- Kanclerzu! - zawołał Horus chwytając go za rękę - czy . gdybym zaraz umarł, spełnilibyście moje rozkazy?...

- Dożyj, Horusie, wieku twego dziada! - odparł kanclerz. -Lecz gdybyś nawet zaraz po nim stanął przed sądem Ozyrysa, każdy twój edykt będzie wykonany, byłeś go dotknął świętym pierścieniem faraonów.

- Pierścieniem! - powtórzył Horus - ale gdzie on jest?...

- Mówił mi jeden z dworzan - szepnął naczelny wódz - że wielki Ramzes już wydaje ostatnie tchnienie.

- Posłałem do mego zastępcy - dodał arcykapłan - aby natychmiast, gdy Ramzesowi serce bić przestanie, zdjął pierścień.

- Dziękuję wam!... - rzekł Horus. - Żal mi... ach, jak żal... Ale przecież nie wszystek umrę... Zostaną po mnie błogosławieństwa, spokój, szczęście ludu i... moja Berenika odzyska wolność... Długo jeszcze?... - spytał lekarza.

- Śmierć jest od ciebie na tysiąc kroków żołnierskiego chodu -odparł smutno lekarz.

- Nie słyszycież, nikt stamtąd nie idzie?... - mówił Horus.

Milczenie.

Księżyc zbliżał się do palmy i już dotknął pierwszych jej liści; miałki piasek cicho szeleścił w klepsydrach.

- Daleko?... - szepnął Horus.

- Osiemset kroków - odparł lekarz - nie wiem, Horusie, czy zdążysz dotknąć wszystkich edyktów świętym pierścieniem, choćby ci go zaraz przynieśli...

- Podajcie mi edykty - rzekł książę nasłuchując, czy nie biegnie kto z pokojów Ramzesa. - A ty, kapłanie - zwrócił się do lekarza - mów, ile mi życia zostaje, abym mógł zatwierdzić przynajmniej najdroższe mi zlecenia.

- Sześćset kroków - szepnął lekarz. Edykt o zmniejszeniu czynszów ludowi i pracy niewolnikom wypadł z rąk Horusa na ziemię.

- Pięćset...

Edykt o pokoju z Etiopami zsunął się z kolan księcia.

- Nie idzie kto?...

- Czterysta... - odpowiedział lekarz. Horus zamyślił się i... spadł rozkaz o przeniesieniu zwłok Zefory.

- Trzysta...

Ten sam los spotkał edykt o odwołaniu Jetrona z wygnania.

- Dwieście...

Horusowi zsiniały usta. Skurczoną ręką rzucił na ziemię edykt o niewyrywaniu języków wziętym do niewoli jeńcom, a zostawił tylko... rozkaz oswobodzenia Bereniki.

- Sto...

Wśród grobowej ciszy usłyszano stuk sandałów. Do sali wbiegł zastępca arcykapłana. Horus wyciągnął rękę.

- Cud!... - zawołał przybyły. - Wielki Ramzes odzyskał zdrowie... Podniósł się krzepko z łoża i o wschodzie słońca chce jechać na lwy... Ciebie zaś, Horusie, na znak łaski, wzywa, abyś mu towarzyszył...

Horus spojrzał gasnącym wzrokiem za Nil, gdzie błyszczało światło w więzieniu Bereniki, i dwie łzy, krwawe łzy, stoczyły mu się po twarzy.

- Nie odpowiadasz, Horusie?... -spytał zdziwiony posłaniec Ramzesa.

- Czyliż nie widzisz, że umarł?... - szepnął najmędrszy lekarz z Karnaku.

Patrzcie tedy, że marne są ludzkie nadzieje wobec wyroków, które Przedwieczny ognistymi znakami wypisuje na niebie.

 

Bolesław Prus 

 


 

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Katyń*             Od wielu lat Zbrodnia Katyńska jest dla polskich polityków narzędziem uprawiania polityki na tak zwanym odcinku rosyjskim. Już samo to jest procederem obrzydliwym - urągającym pamięci ofiar.            Piszę to jako potomek takiej ofiary, mój dziadek - Jan - zginął w Charkowie - w katowni NKWD, a jego nazwisko jest umieszczone w katedrze polowej i w Muzeum Katyńskim.             Nigdy nie można było wyrazić zgody na to na to, aby ta zbrodnia, zwłaszcza: po ujawieniu pełnej o niej prawdy - po zbudowaniu cmentarza wojennego w Katyniu, uchwale Dumy i złożeniu hołdu ofiarom przez Władimira Putina - była nadal przedmiotem gry politycznej. To właśnie w Katyniu politykę uprawiał Donald Tusk - biorąc udział w spotkaniu na tym cmentarzu z przywódcą Rosji i była to jednak wtedy polityka w dobrej wierze - oparta na wspólnej pokorze wobec historii - na uznaniu prawdy i wytyczeniu drogi na przyszłość.             Przypomnijmy, iż właśnie wtedy - 7 kwietnia 2010 roku - Władimir Putin powiedział:   I przed tymi grobami - przed tymi ludźmi, którzy przyszli tutaj uczcić pamięć swoich bliskich - można byłoby powiedzieć: zapomnijmy raz na zawsze o tym wszystkim, jednak: byłoby to iście dwulicowe, jesteśmy zobowiązani, aby zachować pamięć o tak okrutnej przeszłości i będziemy to zawsze robić - niezależnie jak gorzka jest prawda.             Władimir Putin zaznaczył, iż przez dziesięciolecia próbowano zatuszować prawdę o Zbrodni Katyńskiej**, jednak: nie można obarczać nią Narodu Rosyjskiego i po raz kolejny przypomniał: ocena tej stalinowskiej zbrodni została już dokonana i nie podlega żadnej rewizji. Rosyjski premier zastrzegł, iż nie można zapomnieć o tej okrutnej przeszłości i należy działać na rzecz historycznej sprawiedliwości. Dodał, że tej historii nie można pisać przez złość i nienawiść i na polityczne zapotrzebowanie.             W Polsce odebrano te słowa bez uznania ich wagi. Już kilka dni później, Lech Kaczyński zamierzał rozpocząć swoją kampanię prezydencką właśnie w Lesie Katyńskim. Zakończyło się to tragedią, która zamiast otrzeźwić umysły, stała się pretekstem do gigantycznej kampanii nienawiści wymierzonej w Rosję. Nie od razu, bo przecież w kilka dni po katastrofie, i po fali sympatii i żalu ze strony rosyjskiego społeczeństwa – Jarosław Kaczyński wygłosił swoje orędzie do narodu rosyjskiego z pamiętnymi słowami „Bracia Rosjanie”. Już jednak w kilka tygodni potem oskarżył Rosję o zamach, grzebiąc – na zimno i z rozmysłem – rodzący się w bólach proces pojednania polsko-rosyjskiego. Dzisiaj w jego buty wchodzi Donald Tusk, który chyba zapomniał jaką politykę prowadził przed 15 laty. Przemawiając 13 kwietnia 2025 roku znowu gra politycznie Katyniem i pamięcią ofiar. Mówi: „Dzisiaj nie możemy milczeć. Ofiara 22 tys. oficerów, podoficerów, Polek [nie wiem po co ten polipolitycznie poprawny wtręt, skoro w Katyniu zginęła tylko jedna kobieta – Janina Lewandowska, córka gem. Józefa Dowbor-Muśnickiego – JE], Polaków, elity polskiego narodu, ta ofiara jest niezwykle donośną, krzyczącą lekcją nie tylko historii, ale lekcją, której musimy dziś wysłuchać ze szczególną wrażliwością. Co prawda tamto zło zostało pokonane (…), ale zło, które było źródłem tej zbrodni, ono nadal czai się wokół nas”. W trakcie wystąpienia przypomniał rosyjski atak na Sumy w Niedzielę Palmową, w którym zginęło co najmniej 21 osób. „Rosyjskie rakiety spadły na modlących się, na idących na msze kobiety, dzieci, mężczyzn. Kilka godzin temu. Na ulicach miasta leżą zwłoki tych, którzy zginęli w tym szczególnym dniu śmiercią tak samo tragiczną, bo zadaną przez to samo zło. Tak bez sensu, bez litości” – powiedział premier. „To zło jest wciąż namacalne widoczne. I tak jak od wieków, tak i dzisiaj to zło zagraża. Zagraża naszym sąsiadom, zagraża pokojowi, zagraża, co czujemy każdego miesiąca coraz dotkliwiej, Polsce i Europie. To jest to samo zło. Czy dzisiaj Sumy w Niedzielę Palmową, czy tragedia Buczy, czy zbrodnie reżimów z innymi przywódcami, w różnych epokach historycznych, ale to zło jest bliźniaczo do siebie podobne” – dodał. Było do przewidzenia, że Tusk nawiąże przy okazji rocznicy katyńskiej do Ukrainy, mimo że nie ma to żadnego odniesienia historycznego. Robią tak wszyscy polscy politycy, którzy każdą rocznicę, czy to 17 września, czy Katynia, czy powstania warszawskiego – wykorzystują do lansowanie tez ukraińskiej propagandy. Donald Tusk mógł powstrzymać się z odniesieniami do Sum, skoro na temat tego wydarzenia mamy sprzeczne informacje. Nawet według ukraińskich deputowanych, w Sumach odbywało się w centrum miasta huczne wręczanie odznaczeń ukraińskim żołnierzom, uczestnikom operacji w obwodzie kurskim. Nie po raz pierwszy ukraińskie dowództwo naraża ludność cywilną na takie ataki, a to kiedy urządza w teatrach i hotelach szkolenia operatorów dronów czy zloty z udziałem zagranicznych najemników. Potem można cynicznie obwieścić na cały świata, że Rosja atakuje hotele, teatry, szpitale, żłobki, teraz zaś „modlących się w cerkwi”. Powtarzanie tez ukraińskiej propagandy w rocznicę upamiętniającą ofiary zbrodni katyńskiej jest moralnie naganne, by nie powiedzieć obrzydliwe. To nadal polityczny taniec na grobach. Pomijam już to, obchody katyńskie w dniu 13 kwietnia, a więc w rocznicę komunikatu niemieckiego Ministerstwa Propagandy kierowanego przez Josepha Goebbelsa, są niestosowne. Stosowna data obchodów to 5 marca – dzień wydania rozkazu rozstrzelania polskich oficerów. W roku 2009 nieżyjący już, nieżałowany prof. Bogusław Wolniewicz, na falach Radia Maryja, stwierdził: „Wszelkie próby, by umniejszyć wyjątkową grozę zbrodni katyńskiej, są z góry daremne. Tej zbrodni umniejszyć się nie da. Nie potrzeba też przyklejać do niej etykiety „ludobójstwa” ani żadnej innej, bo ona stoi ponad wszelkimi etykietami, jest sui generis. Sami jej tylko nie desakrujmy, czyniąc z niej obiekt przetargów politycznych lub zgoła tytuł do jakichś roszczeń materialnych. Rosja uznała swoją winę głębiej, niż ktokolwiek mógł był się spodziewać; zgodziła się także, by w miejscu zbrodni stanął krzyż. Nic więcej nie było tu do zrobienia, więc czego jeszcze od nich chcemy? Nie rozmieniajmy świętości narodowej na drobne. Nie mieszajmy też tamtej sprawy ze sprawą 17 września 1939 roku. Co do tamtej Rosjanie czują się winni, co do tej zaś nie. Albowiem istotnie: to nie wkroczenie ich wojsk na terytorium Polski przesądziło wynik naszej walki z Niemcami. W połowie września, skoro nie ruszyła się Francja, wynik ów był już przesądzony i głupstwem jest dziś mówić o „ciosie w plecy”. Złem było nie samo to, że wkroczyli, lecz to, jak się potem wobec nas zachowali: od nikczemnej mowy Mołotowa poczynając, a na tamtej strasznej sprawie kończąc, na której zresztą jego podpis też figuruje. Wszystkie owe zaszłości trzeba najstaranniej przechowywać w pamięci naszego narodu i opracowywać dalej historycznie. Nie ma natomiast żadnej potrzeby, by wciąż od nowa podtykać je Rosjanom pod nos. Pamiętać to nie to samo, co publicznie obnosić się ze swoimi żalami. Czy to nie jasne?”. Jak się okazało nie dla wszystkich. Radio Maryja nie mogło przerwać transmitowanej na żywo wypowiedzi Bogusława Wolniewicza, ale od tej pory był w tej rozgłośni persona non grata. Jego wypowiedzi nie chciał opublikować „Nasz Dziennik”, więc z zgodą Autora – opublikowaliśmy ją na łamach „Myśli Polskiej”. Od tego czasu nic się u nas nie zmieniło. Za parawanem troski o pamięć i tożsamość kryją się nieczyste intencje i pogarda dla ofiar, które są obiektem brudnej i cynicznej polityki.   Jan Engelgard   *zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian    **jest to zbrodnia wojenna, natomiast: współcześnie wciąż jest tuszowana zbrodnia ludobójstwa dokonana na ludności cywilnej - na Kresach Wschodnich przez nazistów z OUN-UPA i powinna ona być zbadana przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze     
    • @Domysły Monika czuję jakąś niemoc w tym wierszu. Krzyk pod lirycznego uwięziony subtelnie między wersami. Ta płonaca nadzieja jeszcze bardziej podkreśla samotność i niezrozumienie...Wiersz bardzo ciekawy, intrygujący I wieloznaczny. Pozdrawiam.
    • @Domysły Monika Dziękuję za miłe słowa i serdecznie pozdrawiam. @Mitylene Tak, często słuchamy ale nie słyszymy, patrzymy nie widząc. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
    • @mariusz ziółkowski "zdania ocieraja się o słowa", bo są czytane i interpretowane za szybko i niedbale. A przecież w każdym słowie jest siła i moc sprawczą i każde może znaczyć tak wiele...a jak jeszcze dochodzą do tego gesty i spojrzenia to robi się już zawiłe i można się znaleźć na manowcach. Ciekawy wiersz. Pozdrawiam.
    • @Florian Konrad ciekawie naszkicowałeś wierszem motyw wieczoru, jakby objęty był marazmem. Jakby zastygł w " swojej zadumie". A tu myśli nie odstępują na krok, " drapią w głowę" i zaczyna się rozkładanie zdarzeń dnia na czynniki pierwsze.Ta zaakcentowana " małość" jest ukazana w przeciwieństwie do wagi problemów, które nie dają zasnąć. Niebanalna metafora " tkanka plotek" dosadnie podkreśla, jak jakiś mały  fragment z życia może mieć potem znaczenie na przyszłość... Niebywale interesujący monolog pod lirycznego. Pozdrawiam.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...