Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Śpiewały surmy w listnej wichurze / a karzeł chodził od snu do jawy napisałaby (przypuszczalnie) o Leśmianie Melania Fogelbaum (1911-1944)  

Oczywiście, że odmieniec, ponieważ należał do tych wybranych, którzy wiodącymi do lasu drzwiami wymknęli się wszelkim filologiczno-krytycznym schematom; zieleń jego żywiołem oraz cała jej – zamknięta we wszystkich zmysłach - okołochlorofilowa reszta.  

 

Bolesław Leśmian operował wyjątkową wyobraźnią, zresztą nie tylko on. Podobne zauroczenie dla różnych artystycznych dziwactw przejawiali jego twórczy Pobratymcy jak np. Julian Tuwim, nie mówiąc o tragicznej, z łódzkiego getta, Meli Fogelbaum [od której zaczerpnięto motto tekstu] a która w swoim obszarpanym notatniku, tak po leśmianowsku gryzmoliła:  

 

„Szalone zieleństwo  

unurzał w ziele”  

 

Leśmian bowiem - ów nieusuwalny z polskiej liryki – piewca tragicznych klechd, uczłowieczony demiurg fantastycznych krain, kreator wyłącznie wiadomych sobie (nie)istnień, w swojej całej buchającej wynaturzoną zielenią, rzeczywistości, to przede wszystkim narrator niewyobrażalnej biedy trudnego do zdefiniowania kalectwa, stwórca Bożych matołków czy wszelkiej, tylko jemu wiadomej maści, sygnowanych „kryską” próżni oraz krzyżykiem próchna - Matysków.  

 

Stąd też i tyle w jego przerośniętych krajobrazach stworów i potworów, dziwożon, przypołudnic, syrenio-rusałczanych majek, śnitrupków, śnigrobków, gadów, znikomków, dusiołków-upiorków, strzygoniów i srebroniów, odmieńców-boginiaków, topielców, Zmierzchunów, Migoniów, Jawrzonów, zmór o aparycji piły, z drewna wystruganych priapicznych fantomów i im podobnych, nie mniej odrażających pokrak, szkaradków, brzydactw oraz paskud.  

 

I to właśnie ten kontrast dokonujący się pomiędzy przepychem rozżarzonej, rozkojarzonej i do granic ekshibicjonizmu rozparzonej Natury a człowieczą nędzą plus te egzystencjalne kontrowersje realu oraz nicości, tak wspaniale błyszczą w splendorze leśmianowskich strof, w których sam Bóg również bywa solidarnie ułomny czy nawet w określonych momentach – bezradny:  

 

„W czas zmartwychwstania Boża moc  

Trafi na opór nagłych zdarzeń.  

Nie wszystko stanie się w tę noc  

Według niebieskich wyobrażeń.  

 

Są takie gardła, których zew  

Umilkł w mogile – bezpowrotnie.  

Jest taka krew - przelana krew,  

Której nie przelał nikt – dwukrotnie!  

 

Jest takie próchno, co już dość  

Zaznało zgrozy w swym konaniu  

Jest taka dumna w ziemi kość  

Co się sprzeciwi – zmartwychwstaniu!” (B. Leśmian: „Zmartwychwstanie”)  

 

I to właśnie dzięki opisanym egzystencjom w pustym, zimnym błękicie leśmianowskiego raju, stęskniona Urszulka Kochanowska będzie wypatrywać ukochanych Rodziców, nie Boga; dlatego uwięziona za niewidzialnym murem, dziewczyna, zanim uwolni ją któryś z zakochanych w niej dwunastu braci już wcześniej zdąży mu się rozsnuć w rozpłakany głos wibrującego powietrza, dzięki czemu i sam Poeta w pewnym momencie wrzaśnie gromko oraz zatupie na jemu podobnemu Stwórcę spadającymi z pięt – trupięgami:  

 

„Słyszę jak deszcz po liściach coraz gęściej pluska.  

Tak mnie nuży zwłok moich w zaświaty wywózka  

Na kołach, co się kręcą, choć nie widzą drogi!...  

Dla mnie już tylko – mroki i mroków rozłogi!  

Boże, czemuś dał duszę, co snu musi żebrać -  

I życie, które można tak łatwo odebrać?  

I czemuś mnie z takiego utworzył marliwa,  

Że mnie w tę obcą ciemność byle noc porywa?  

Czemu nieśmiertelniejesz na moim pogrzebie?  

Czemuś zabił mnie jadem, co nie truje ciebie?  

Czemu nuży mnie zwłok moich w zaświaty wywózka,  

A deszcz po żywych liściach coraz gęściej pluska?” („Pogrzeb”)

 

Dzisiaj, 5 listopada bieżącego roku, mija osiemdziesiąta rocznica śmierci Bolesława Leśmiana.  

  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Akurat jadłem dziś pierogi :)
    • Nie mogę się uwolnić Usta twe niczym wrota do piekieł Rozpalone namiętnie rozchylają sie powoli A Włosy twe aksamitne niczym perskie płótno opadają swawolnie na roznegliżowane ramiona, myslę Podchodzę,,obserwuje,dotykam w koncu całuje, jestem w niebie, jest pięknie Niech Emocje grają melodyczne dzikie dźwięki niech serce tobą pokieruje   Jej jęki znaczyły więcej niż milion słów Nie pamietam snu, w którym  bym Cie nie spotkał, nawiedzasz mnie nawet tam Jestes jak anioł coś stąpił na ludzka ziemie i z łaski swojej obdarzyłas mnie CiepłemZ’, którego nie zapomnę Ach żebym ja ino tez był aniolem to polecielibismy do gwiazd nie patrząc się za siebie
    • MRÓWKI Spałem spokojnie, gdy nagle przez sen poczułem mocne ugryzienie i zaraz potem ból. Przebudziłem się szybko, poszukałem latarki i przeszukałem cały namiot w poszukiwaniu sprawcy zadanego bólu. Nic szczególnego nie zauważyłem więc wsunąłem się w śpiwór próbując usnąć ponownie. Zgasiłem latarkę i położyłem się z powrotem spać. Do rana pozostało jeszcze kilka godzin, lecz nie mogłem zasnąć. Leżałem z przymkniętymi oczami czekając podświadomie na kolejne ugryzienie. To było pewne, że coś mnie ugryzło i przypuszczałem, że był to jakiś mały owad.  Na mojej lewej nodze zaważyłem zaczerwieniony ślad po ugryzieniu i poczułem swędzenie, pieczenie i niewielki bąbel. Dobrze, że nie jestem uczulony na jad owadów - pomyślałem.  Jak więc już wspomniałem nie mogłem spać trochę zaniepokojony, a trochę z bólu. Miałem przeczucie, że coś niedobrego wręcz potwornego dzieje się na zewnątrz namiotu. Tak więc leżałem i czekałem sam już nie wiedząc na co.  Nagle u wejścia do namiotu zobaczyłem małe punkciki posuwające się w moją stronę i po skierowaniu strumienia światła latarki w tamtym kierunku, aż dech zaparło mi z wrażenia, a gęsia skórka natychmiast ukazała się na mojej skórze. W namiocie były dwie czerwone mrówki. W oka mgnieniu zerwałem się na równe nogi i depcząc te, które zdążyły wejść do namiotu, musiałem odganiać te co chciały wejść do środka.  Podczas tej czynności ujrzałem używając latarki, że wokół namiotu jest masa czerwonych mrówek, które otaczały mój namiot że wszystkich stron.   cdn.    P.S. Opowiadanie powyższe napisałem w 1977 roku, czyli prawie pół wieku temu i jest to czysta fantazja.    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...