Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Ballada o kalesonach


Jerzy_Edmund_Sobczak

Rekomendowane odpowiedzi

Z nieba, jak garniec miodu
podgrzany w słonecznym kotle,
żar spływa w dół lepkim potem,
kolejne koszule mokre.

Poci się pierś i dupa,
co za cholerny upał.

Wiem, nie obrażę się wcale,
powiecie idiota skończony,
na głowę zaliczył upadek.

Kto w takim zabójczym upale
chce pisać o kalesonach?

W dodatku jeszcze balladę.

No właśnie proszę pana,
to znowu jakaś reklama?


Wyjaśnię sprawę w dwóch słowach
i dalej z wierszem pojadę,
a póki gorąca głowa
muszę rozpocząć balladę.

Trzy razy księżyc obrócił się złoty...

O nie! To plagiat będą kłopoty

Może więc?

Na niebie wzeszedł miesiąc blady...,

księżyc pasuje do ballady.

Powietrze gęste jak zupa,
co za cholerny upał.

Już taka natura człowieka,
choć jeszcze niedawno przeklinał
i marzył o wiośnie, o lecie,
choć na upały wciąż czekał,
to teraz w głowie mu zima.

A nawet mu się plecie
krajobraz lodem przeszklony,
na głowie czapka, na tyłku
cieplutkie kalesony.

I wiem, ten atrybut męskości
klasyczny, bawełniany
coraz rzadziej już gości
w menu garderobianym.

Teraz rajstopy męskie
na półce leżą w szafie.
Rajstopy?!
Jakoś z męskością
powiązać ich nie potrafię.

Przeminie lato i jesień,
świat z zimą białą i chłodną.
W czasie miłosnych uniesień
zdarzy się spodnie opadną.

Ja już się wtedy nie speszę
i nie zawstydzę się nagle.
Z dumą ci powiem -

kochanie

to moje ineksprymable

J.E.S.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...