Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Ja, służebny laik poezji;
ze świtem wschodzącego dnia -
słucham porannej zmiany śpiewu skrzydlatych,
witam wynurzające spoza puszczy wschodzące słońce,
nocy mówię: żegnaj, dniu: dzień dobry!
Piszę poranny wiersz - karmię natchnieniem duszę
wrażliwą od tego czasu i miejsca:

Gdy byłem małym chłopcem,
zapędzałem się poza dom
na chłopskie rozłogi.

Spotykałem podlaskich wyżyn pagórki,
na nich rósł kwitnąco
biało-niebieski łubin.

Gdy wchodziłem
w jego gąszcz i woń - chrzcił mnie
po wyniosłość poetyckich zaślubin...

Było mi jak w raju,
co żem się czuł,
jak Boży mały Anioł.

Owady, które spijały nektar łubinu,
szeptały mi o cichej poezji...
Czułem się jak dziecko Mickiewicza
i za nic nie chciało mi się
wyjść z tego polnego raju.

Na niebie ukazał się znak,
który w postaci Boga
przybył do mnie!

Po czym pobłogosławił mnie,
następnie powiedział:
Ty, mój Boży synu,
jutro będziesz poetą.

rozmyślam o tym o czym myśli kaleki człowiek,
idę nie nogami, a śladami wspomnień i jak dyktuje serce,
oczyma dotykam wiosennych krajobrazów, nieba,
serce me trzepocze, jak w locie skrzydła ptaka,
pierś ściska kamieniem, choć kamień nie leży na sercu,
ślubnej dziękuję za trwanie, Bogu za życie,
światu za pokój, wiośnie za słonce i odradzanie się przyrody,
ptakom za śpiewanie, drzewom za biel i zieleń i za oddychanie,
łąkom za ukwiecenie, polem za zielone łany,
zwiastunom wiosny za nabierania wrażliwości w dzieciństwie do przyrody;
po czym wyrosłem na duszę taką jaką jestem dzisiaj.

Czarna Białostocka - Podlasie, 10.04.2015, 11:44

Opublikowano

Tytuł jest masłem maślanym. Czy rożaniec oprócz modlitwy służy do innego celu ? Trochę logiki nie zaszkodzi hmm.

''Na niebie ukazał się znak,
który w postaci Boga
przybył do mnie!

Po czym pobłogosławił mnie,
następnie powiedział:
Ty, mój Boży synu,
jutro będziesz poetą''


Można wiedzieć co to był za znak? Może święty napisł ten wiersz?
Jeśli pisanie takich wierszy jest darem, to pożal się Panie.

Opublikowano

Nie wiem czy Czytelnik jest Panią czy Panem, a zatem nie będę się odnosił w żadnym rodzaju płci. Dla mnie czytelnik jest nowy.
Co do tytułu, to może i masło maślane. Pierwotnie tytuł brzmiał: Różaniec poety, ale przed wstawieniem zmieniłem, by nie narażać się na żart, jak podobnie wynikły teraz. Teraz wracam do pierwotnego tytułu wiersza. A co do znaku, który się ukazał, będąc w łubinie, to wyobraźnia autora, którą wykuł sobie pisząc wiersz po 50 latach od wydarzenia w tymże łubinie. Ale w łubinie byłem naprawdę - i od tamtej pory rosłem uduchowieniem, by jak dorosnę pisać wiersze. Dla mnie właśnie jest Bożym darem od tej pory, gdy buszowałem w łubinie.
Osoba dojąca komentarz jest tutaj mi nieznana i dobrze, że zsyła mnie na margines umiejętności pisania. Lepszy komentarz negatywny,
niż w ogóle lekceważący wiersz. Dziękuję za czytanie i wpis. Było mi pouczająco, żebym starał się płodzić coś poprawnego.
Pozdrawiam wiosennie z Podlasia.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

@Mieczysław_Borys

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




''w żadnym rodzaju płci'' - każdy ma jakąś płeć, ale można zwracać się bezosobowo.
Proponuję najpierw dużo czytać i poznawać język polski, a później dopiero pisać wiersze.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena, @Leszczym — dziękuję. Pozdrowienia zostawiam.
    • @W_ita_M.   O, hecą żrące lecą rżące - ho.  
    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • I nagłówki, a laik; wół gani.    
    • Ukradli konia ino: kil, Darku. Dar koi, no - koniokrady        
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...