Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
"Serce! Wszystko zaczyna się od serca które wierzy,
cuda przytrafiają się tylko tym, którzy wierzą"


W bardzo dawnych czasach, gdy ludzie mieszkali w drewnianych
chatkach a królom budowano zamki, istniał magiczny świat smoków,
wróżek i nimf wodnych. Był to świat, w którym zdarzały się historie
w dzisiejszych czasach niepojęte. A wszystko dlatego, że wtedy ludzie
znali siłę marzeń, choć często nie potrafili nawet czytać.
Wierzyli w swoje marzenia i pokładali swe nadzieje w Bogu.

W takim oto świecie żyła sobie pewna dziewczyna.
Miała ona szczęśliwe dzieciństwo, biegała boso po
rozkwieconych łąkach, tańczyła z wiatrem i piła poranną rosę.
Słyszała, że gdzieś tam, hen daleko jest jakaś księżniczka,
która mieszka w pięknym zamku otoczonym wielkim ogrodem
a o jej rękę zabiegają książęta ze wszystkich stron świata.
Co więcej, podobno na ścianach jej komnaty widnieje mozaika
z brylantów i pereł. Niepojęte i fantastyczne historie były to dla
prostej dziewczyny, która nie miała nawet jednej porządnej sukienki.

"Jakie to szczęście mieć tak wiele, i móc dzięki temu pomagać ludziom"
- myślała sobie w dobroci swej duszy - O, gdybym to ja mogła choć
przez chwilę być księżniczką!". Marzenie to rosło w jej sercu wraz z
wiarą i nadzieją. Każdego dnia wspierała twarz w dłoniach i patrząc w niebo
śniła o świecie, w którym ona rozdaje biednym złote monety.
Pewnego dnia, obudziła się z bijącym sercem i pomyślała:
"Łatwo jest być księżniczką, gdy ma się piękne suknie i brylantowe
naszyjniki, ale dużo większym triumfem jest być nią boso i w łachmanach,
i nawet wtedy zachowywać się z godnością. Będę księżniczką choć
nikt nie będzie o tym wiedział".
Radosne ona miała serce i zawsze miała dla wszystkich dobre słowo.
Nazywano ją jasnym promykiem dnia, bo potrafiła jednym uśmiechem
rozświetlić czyjąś smutną twarz. I tak, choć jedni ją kochali to drudzy
zazdrościli tego uwielbienia, wyśmiewając ją i nazywając złośliwie księżniczką.
Na jej twarzy coraz rzadziej gościł uśmiech. Zaś pewnego dnia, gdy siedziała
nad brzegiem pobliskiego jeziora, po jej smutnym, licu popłynęły rzęsiste łzy.

Wtem, usłyszała słowa wypowiedziane delikatnym głosem:
"Czemu płaczesz?"
Zaskoczona dziewczyna przestała łkać i podniosła głowę.
Ujrzała przed sobą piękną panią odzianą w biel, która wynurzała się z jeziora.
Jej suknia zdawała się być utkana z mgły a jej włosy przywodziły na myśl
złote łany pszenicy. Oblicze jej, choć niespotykanej urody było blade,
prawie przezroczyste.
"Kim jesteś piękna pani?" zapytała nieśmiało dziewczyna,
gdyż onieśmielała ją ta dziwna, lecz dystyngowana postać.
"Jestem nimfą wodną, panią tego jeziora, a ty burzysz
moją taflę kroplami łez."
"Przepraszam bardzo, nie robiłam tego umyślnie" - powiedziała
dziewczyna i wyjaśniła przyczynę swego smutku tajemniczej zjawie.
"Twoje dobre serce świeci jak gwiazda na niebie,
spełnię więc jedno twoje marzenie"
"Chcę być prawdziwą księżniczką" - powiedziła dziewczyna.
"A więc tak będzie" - na te słowa pani z jeziora, zerwał się wiatr,
zaszumiały trawy a kolorowe liście poczęły wirować wokół jej smukłej
postaci.
"Kiedy to się stanie?"
"W swoim czasie, cierpliwości. A teraz żegnaj, wschodzi słońce,
zniknęłabym jak morska piana, gdyby choć jeden jego promień
mnie musnął. Pamiętaj, nigdy nie trać wiary i nadziei, a to o czym
marzysz będzie Ci dane."
Powiedziawszy to piękna pani zanurzyła się w kryształowej tafli jeziora,
a w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą była, rozkwitła biała lilia.

Minęły miesiące i lata, lecz ona pamiętała o słowach pięknej pani
z jeziora i czekała na ten jeden dzień, w którym spełni się jej pragnienie.
Pewnego dnia, gdy miała już dwadzieścia wiosen szła sobie przez las
śpiewając cichutko i wdychając zapach sosen. Nagle, zza jednego z drzew
dobiegło ją rozpaczliwe wołanie. Podeszła tam strwożona i zobaczyła leżącego
na ziemi młodzieńca ze strzałą przeszywającą jego udo. Popatrzyła mu w oczy
a on zamrugał gwałtownie jakby czymś zaskoczony.
"Pomóż mi, nie mam siły aby wstać" - powiedział słabym głosem.
Młodzieniec wsparł się na jej ramieniu a ona zaprowadziła go do swojej chatki
i opiekowała się nim w dzień i w nocy. I zakochała się w nim, sama nie wiedząc kiedy.
Któregoś dnia odszedł bez pożegnania. A ona poznała co to tęsknota.

Wiele nocy i wiele dni upłynęło, a ona nie mogła zapomnieć
o młodzieńcu. Lecz wrócił pewnego dnia wraz z całą świtą dworzan,
sług i bogactwa, gdyż był on księciem. Poprosił o jej rękę wśród
wiwatów i okrzyków mieszkańców wioski. A jako wyraz swoich uczuć
wręczył jej piękny, biały kwiat. "Ta lilia - powiedział - pływała po jeziorze
jak wdzięczny łabędź. Gdy tylko ją zobaczyłem pomyślałem o Tobie".
Dziewczyna przyjęła podarunek a po jej twarzy popłynęły łzy wzruszenia.
"Piękna pani z jeziora, dziękuję!" - szepnęła.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Robert Witold Gorzkowski :)), ( choć A. Osiecka nie lubiła tego słowa)-  odpowiem - uroczo ! Mam w domu tomik „ kiedy mię Wenus pali”- w którego szerokim wstępie, jest świetna wykładnia tła historyczno - obyczajowego powstawania literatury „ wszetecznej” i „swawolnej”, bardzo polecam.
    • @Kwiatuszek Szczerze mówiąc jeszcze nie wiem . To pierwsze próby. Gitary też muszę odkurzyć. Ale taki jest plan. Co jakiś czas rozciągam palce, zaczynam nucić i śpiewać.    Kocham te swojej gitary i muzykę którą z nich wydobywamy. :)
    • Chodź. Wejdźmy tam. W las głęboki, w polany dzikich listowi o korzennym aromacie wieczornych westchnień. Wiesz, słońce jaśnieje w twoich włosach koroną, kiedy je rozczesujesz dłonią, jakby w zadumie.   Idziemy serpentyną wijącą się, zagubioną w przestrzeni gorącego lata, wśród stłoczonych lękliwie czerwonych samosiewów, wiotkich winorośli… W krzaku jaśminu, co lśni kroplami rosy, jawi się pajęczyna drżąca. I w tym drżeniu, w tej przedwieczornej zorzy, my.   Chodź. Weź mnie za rękę. Chcesz, wiem, choć kroczysz w panteonie niedomówień i jakichś takich, jakby pobocznych spojrzeń, które w tobie kiełkują z nasion niepewności.   Idziemy w cichym kołysaniu wierzb, w powiewach wiatru kładących się na pniach, na przydrożnym płocie drewnianym, na sztachetach, między którymi słońce przepuszcza w migotach swoje cienkie nitki jaskrawego blasku, na kładce przerzuconej nad perlistym nurtem strumienia, wśród feerii mżących kryształów.   Na naszych ustach i dłoniach, na skroniach…   Chodź. Wejdźmy w te szepty rozochoconych brzóz. W ramiona kasztanów ze skrzydlatych cieni. Niech nas oplotą, abyśmy mogli wzbić się na nich ku słońcu lekko. Z cichym krzykiem zamarłym na ustach.   Idziesz z tyłu ścieżką, bądź kilka kroków przede mną.   Dokądś wciąż wchodzisz. Skądś wychodzisz. Z jakichś zakamarków pełnych anemonów, z leśnych ostępów i w kwiecistym pióropuszu na głowie. Bogini natchniona śródpolnym wiatrem łagodnym. Uśmiechnięta.   Chodź. Idziesz. Znowu idziemy. Ty, przede mną. To znowu odrobinę za mną. Obok. Przechodzisz. Przemykasz lekko. Zatrzymujesz się, rozmyślając nad czymś.   To znowu zrywasz się truchtem, wybiegając o parę kroków wprzód.   Idę za tobą w ślad.   Kiedy wyprzedzam cię, oglądam się za siebie. Podaję ci rękę.   Nikniesz w cieniu na chwil parę, jakby celowo, naumyślnie. Na moment albo może i na całą wieczność. Nie wiem tego na pewno, ponieważ olśniewa mnie przebłysk spadający z nieba, co się wywija z korony wielkiego dębu.   Wiesz, to wszystko jest takie ciche i ciepłe. miękkie od poduszek z mchu i paproci.   Szepczę, układam słowa, kiedy ty, wyłaniasz się bezszelestnie z cienia (nagle!) i cała w pozłocie.   Od migotów blasku. Od drżeń.   Tuż za mną. Jesteś. I jesteś tak blisko przede mną, jedynie na grubość kartki papieru tego wiersza, który właśnie piszę (dla ciebie) albo źdźbła trawy, którym muskasz niewinnie moje spragnione usta.   Wychodzisz wprost na mnie, przybliżasz się, jakby w przeczuciu nieuniknionego zderzenia Wyjdź jeszcze bardziej. Proszę. A proszę cię tak, że już bardziej się nie da. Wiesz o tym. Więc wyjdź… Wyjdź za mnie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-07-31)    
    • @Nata_KrukNo, bo jak krótki może być długi ? :) Dziękuję i pozdrawiam:) @Marek.zak1Akceptujesz, zgadzasz się na wszystkie plusy i minusy. Dziękuję i pozdrawiam:) @LeszczymAlbo i nie :) Któż to wie :) Dziękuję i pozdrawiam:)
    • @Alicja_Wysockaten świat jest taki mały Las Palmas jest za rogiem? to ja się oszukałem marzenia mógłbym spełnić w knajpie ? w Gdyni, a nie w Krakowie?   :)) dziękuję i pozdrawiam:)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...