Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Wreszczcie wiosna - Tautogram(Wierszo-Wyjca)


Piotr_Piotr

Rekomendowane odpowiedzi

witaj wiosno wspaniała
wypijmy wino wytrawne
wlewając we wiatru włosy
wypędzając wyjce wymarzłe

wygrzani wytańczmy walce
w wierzbowej wiklinie
wysuszając wybłocone wzgórza
weń wielokwiatem wyszyte

wypoczęci weźmy wdech
wypatrując wiernych wieszczy
wciągniętych w wir
wiosennego wersu

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

na szybko do głowy przychodzą mi trzy podziały poezji: takiej, która ma przenikać przez skórę ( rzadkość na tym forum ), takiej, która bawi i jest hobby ( bywa ), i totalne grafomaństwo ( najbardziej prawdopodobna przyczyna agonii tego portalu ).
Mamy tutaj przykład z grupy drugiej. Komponowanie czegoś dla zabawy rodzi wiele pułapek, np. taki zwrot jak
wytańczmy walce
w wierzbowej wiklinie
naraża się na śmieszność, bo wiklina to bardzo gęste zarośla, w których tańczyć raczej nie sposób. Ale zawsze możemy skarłowacieć ;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie nie jest to śmieszne, raczej śmieszne może być uważanie, że można zatańczyć z wiosną gdzieś gdzie jest miejsce, nie wiem np. w sali balowej? - ponieważ jest to niewykonalne, albo wykonalne z pomocą wyobraźni, odczucia, słuchu tak jak w wierzbowej wiklinie, gdzie chodzi o powiew wiatru, który można usłyszeć właśnie w gęstych gałęziach, a pierwsze oznaki wiosny zobaczyć na wierzbach np. stojąc obok ich, czyli reasumując otaczać się wiosną - poczuć ją na dłonach poprzez ciepły wiatr. Więc zarówno: w wierzbowej wiklinie, wlewając we wiatru włosy, wypijać winno itp. też jest śmieszne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Piotr_Piotr

Słusznie. Brak poszanowania czytelnika (o zgrozo - sam się mieni poetą!) dla utworu, to podstawowy błąd w odbiorze cudzych utworów. W końcu autor wie najlepiej, co miał na myśli... Brawo, za obronę racji przemawiających za trafnością sformułowań i nie tylko za to... (:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widocznie mamy inne poczucie odwagi. Z drugie strony po co poprawiać 1+2+3+4 = tyle co 4+3+2+1, czyli w tm przypadku sens pozostaje ten sam, a wyobraźnia nasunie sama poprawna formę osoby zainteresowanej . Nie kiedy jest potrzebny mały błąd(jesli można to tak nazwać), aby wyjść z prostej lini - która tworzy ścieżkę słabej, średniej i dobrej drogi. A jak już się wyjdzi i uwidoczni wtedy można zrobić krok do przodu i wyrwać sie z rutyny, stowrzyć coś większego. Tak czy inaczej w/g mnie na tyle zaciekawił cie mój wiersz, że następny też przeczytasz, a nie jako o to też chodzi :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jak się nazywasz? Alkione, prawda? Bo tak właśnie się nazywasz? Nikt nie znał twojego imienia aż do teraz. Opada w chmurze gryzącego kurzu zasłona tajemnicy. Po miliardach lat. Po całych eonach dekad niczym wieczność. Mimo że w przestrzeni jeszcze do końca niewyśnionej… Zatem, powiedz mi, bo tamto nie uzyskało żadnego poklasku, podoba ci się czy nie? Mów szczerze. Masz, naleję ci czegoś mocniejszego. Może rozwiąże ci się język i popłyniesz wartkim potokiem słów. Tylko przesuń się trochę w bok, bo nie widzę księżyca w pełni. Widzę jedynie twoją twarz usianą księżycowymi kraterami. Albo może to ty nim jesteś? Jesteś nim, prawda? To ty jesteś tym księżycem, który wkrada się chytrze srebrną smugą blasku? A zatem mówię do księżyca, nadając mu nawet imię. A zatem…   Tu przerywam na chwilę pisanie, albowiem słyszę jakieś stukania i szurania krzeseł dobiegające z książkowych półek regału. To bohaterowie powieści próbuję wydostać się na zewnątrz. Kołaczą się i wyją jak te psy uwięzione w klatkach. Książka spada na podłogę. Jedna. Druga. Trzecia… Spadają, furkocząc w locie skrzydłami rozbieganych nerwowo stronic. Wzniecają pył zakrzepły przez lata… I znowu cisza…  Cisza, aż w uszach dzwoni. A więc to był jedynie krótki zryw rzeczywistości. Chwilowy błysk pamięci. Tylko takiej enigmatycznej. Zatajonej.   Zatem wchodzę po półkach jak po drabinie. Wspinam się, poruszając wieloma odnóżami, aby dosięgnąć czułkami drgających gwiazd. I kiedy tak osiągam powoli szczyt słyszę jakieś polemiki dobiegające z ciemności. Ktoś się z kimś sprzecza. Spoufala. Kłóci… Muskają mnie słowa, jakby zimne usta całowały skronie. Zamknięte powieki… Okrywam się koszulą z wilgoci i pleśni. Upodobniony na kształt ekscentrycznej ćmy, która wciska się na powrót do kokonu  poczwarki. Zapadam w letarg…   Kiedy się budzę, w dole słychać trzaskanie podłogowych klepek od czyichś kroków. Ktoś bez wątpienia chodzi w tę i z powrotem. Jakby w zadumie. Ale będąc na górze jestem bezpieczny. Nie dosięgną mnie niczyje myśli. Chyba, że jakiś olbrzym o wzroście strzelistej topoli i wiotkich ramionach. Kołyszą się. Kołyszą się za oknami drzewa. Tak blisko i tak strasznie daleko. Na wyciągnięcie ręki. Kołyszą się całe szpalery, te prawdziwie i te urojone… Światła ulicznych latarni żółkną jeszcze bardziej jak woskowe ciało nieboszczyka szykującego się do kolejnej próby wniebowzięcia. A więc jestem w górze. A więc się przepoczwarzam. Albo raczej dopoczwarzam. Wracam do początku. Do nadmiaru niewiadomego piękna. Księżyc przesuwa się. Coraz bardziej odchyla… Odchyla… Odchyla… Coraz bardziej odchyla… Aż trzeszczą wszystkie kości i stawy. Albo ta twarz czyjaś. Nieustalona w rysach.. Absolutnie obca. Niczyja… Oświetla wszystko wartkim potokiem blasku. Posrebrza nawałą pikseli mżące krawędzie przedmiotów… Po lewej stronie rozgrzebane łóżko. Odsunięte na środek krzesło… Po prawej… Na stoliku zwietrzały skrawek papieru. Wazon pęknięty na wpół. I rozsypane wokół okruchy czerstwego chleba…    A więc ktoś tu był. Kto taki? Ktoś coś zaczął, ale nie skończył. Rozsypał się w proch. Zwietrzał jak ta karetka papieru z okruchami nic nieznaczących słow. I widzę siebie. Koło stołu. Siedzę pod ścianą z kolanami pod brodą. Ale nie poznaję do końca, albowiem kościste truchło zatarł w połowie czas. Pod płachtą pajęczyn. Wrośnięte korzeniami w ziemię. Połączone ze ścianą. Z żeliwnymi rurami rozgałęzionymi pod stropem, jakby pępowinami z krwiobiegiem matczynego ciała. Wszystko znieruchomiałe i martwe od wieków. Od całych tysiącleci… W absolutnej ciszy gwiazd. W głębokim oddechu nieskończonej nocy…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-13)      
    • @beta_b Bo na tych złożach, zorza dodana Po na powrozach, tak wyczekana   Bardzo dobry wiersz Zostaje w głowie   Pozdrawiam miło, M.
    • @Andrzej P. Zajączkowski Kolejne strofy, na przecinek Kolejne chwile, łap oberżynę   Bardzo wartościowy wiersz   Pozdrawiam miło, M.
    • @Jacek_Suchowicz I te marzenia, tak doniesione I te pragnienia, będą skończone   Fajnie. Miękko. Z polotem   Pozdrawiam miło, M.
    • @liwia Na sadzenie, po co spory Rozsadzenie, to opory   Ciekawie napisane Podoba mi się :)   Pozdrawiam miło, M.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...