Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Neony miasta odbijają się w ulicznych kałużach,
rozświetlają ponury budzący się właśnie świat,
Ty przed chwilą kolejny raz zabiłaś mnie, sztylety
twoich słów przebiły moje obolałe serce, wiem
jestem tylko twoim sposobem na miłość, na trwogę
odczuwania przez ciebie samotności, lecz ja nigdy
nie będę dla ciebie dobrym zaprzeczeniem tego co jest
w twojej głowie, tego wszystkiego co nas rozdziela.
Neony miasta odbijają się w ulicznych kałużach,
nawet nie mogę rozróżnić liter, pogubiony w śnie
o Tobie, próbuję zrozumieć ciebie i ten cały chaos
który odbiera mi ciebie, w niespełnionym dotyku naszych
dłoni, ust, które zamiast całować, wypowiadają te straszne
słowa, a mówiłaś kiedyś, że się odnajdziemy, jakbyśmy byli
jedyni na ziemi, zakochani, może szczęśliwi, upojeni swym
zapachem ciał, a ty mi mówisz że już czas, czas na rozstanie.

Opublikowano

@Natalia__Rainbow
Napisałem pod wpływem undergroundowej muzyki młodych japońskich
muzyków, stąd Tokijski poranek, oni o miłości, o rozterkach z nią związanymi
wręcz krzyczą w rytm bębnów, dziwne dla nas zestawienie, ale przykuwające
uwagę i z czasem wciągające w ich świat, tak inny od naszego europejskiego
postrzegania i wyrazu uczuć.
Tyle wyjaśnienia, nie wiem na ile mi się udało oddać tą atmosferę, ale spróbowałem.
Dziękuję za chwilę uwagi.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Wdrapać się na dach i zagwizdać by przywołać gwiazdy...
    • @Simon Tracy Wiersz z wyraźnym temperamentem, działa jak wykład samotności, wyobcowaniu, pokucie i potrzebie sensu, ubrany w estetykę drogi i mit wędrówki w gotyckiej architekturze słowa. A sam jeździec to jakby połączyć Morrisonowskiego „ridera on the storm” z Konradem z Dziadów i  beatnikowskich Wędrowców.  
    • Jedni mają tatę, drudzy mają ojca... a jeszcze inni jak ja, mętne wspomnienie kilku kadrów z wczesnego dzieciństwa, zanim nie umarł. Piękny wiersz napisałaś, widać, że to o ważnej dla Ciebie osobie.   Pozdrawiam :)
    • @KOBIETA  Smak wolności brzmi jak... manifest. Komplikuje, jakkolwiek by nie było z drugiej strony bardzo udany wiersz.
    • Bez celu. Pożeram kolejne kilometry drogi  i litry paliwa. Jest środek nocy. Przez uchylone szyby  wpada chłód i bezsilność. Wiatr wykrzykuje mi w twarz,  plując ostrym piaskiem, to co wiem już od dawna. Jestem pomyłką. A świat ma ustalony bieg  i ewolucję tylko zdrowych i silnych gatunków. Suche odnogi korzeni,  które wyrosły przypadkiem. Teraz są skazane na zagładę. Zagłuszone potokiem słów. Obłożone ciężarem swej niedoskonałości. Zaduszone przez demoniczne palce tych co niby mają uczucia i serce  we właściwym położeniu.     Moje serce jest na łańcuchu. Pokutuje za swoją głupotę młodości. Mijam przydrożne znaki,  zjazdy i skrzyżowania. Ilekroć widzę naprzeciw  światła wielkich ciężarówek, mam ochotę szarpnąć w lewo koło kierownicy. Ale wtedy przypominam sobie, że nie warto. Przecież bycie przeźroczystym dla innych nie jest takie złe. To nie koniec świata. To początek nowej odsłony. Życia pozagrobowego. Bo nie żyję ale nie mam grobu. Jak Peter Rugg, szukam celu, domu i wytchnienia w klątwie. Jestem jeźdźcem burzy, który by uratować swą duszę, zaprzedał ją Diabłu.     Ziemia kręci się wokół uczuć. Tych pięknych. Miłości, pragnieniu, oddaniu,  bezinteresownej empatii. Gdzie byliście ludzie? Moi udawani przyjaciele. Gdy spowiadałem się ze swych zbrodni. Zasiadaliście w ławie przysięgłych  a nie oskarżonych. Nie było mnie stać na dobrego adwokata. Nie chciałem też tego z urzędu. Broniłem się sam. Przeciw wszystkim. Wydaliście jednogłośny wyrok. Wyrok śmierci  zamieniony w drodze aktu łaski na banicję. Wieczną ucieczkę w obłokach wściekłej burzy.     Zostawiłem w drzwiach list pożegnalny. Śmierć kiedyś wejdzie na ganek, będzie pewna że mnie zastanie. W łożu ostatecznym. Z zimnym, martwym wzrokiem. Z rękoma wzdłuż ciała. W cichym, opuszczonym domu. Gdzie łzy były atramentem dla poezji. A ja w tym czasie będę  rozkoszował się czarną kawą  na jakiejś zapomnianej, pustynnej stacji benzynowej. Patrząc na wschód słońca  będę myślał tylko o niej. O tym że zostawiłem jej wiersze. Romantycznego banity. Który wolał uciec autostradą do piekła. Niż jeszcze raz spuścić serce z łańcucha.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...