Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Na 205. Rocznicę Urodzin Juliusza Słowackiego

Ojczyźnie żem styrał życie,
Jak Słowacki o sobie pisał.
On już umarł na obczyźnie, a tylko wieść słał.
Ja padłem na urobek o świcie, bez chwał.

Tylko nikomu niechaj nie przyjdzie do głowy,
Że ja z nim próbuję się równać.
Jemu winno stać w pomniku za słowy.
O mnie nikt nie musi znać.

Marność w każdym z nas jest,
Iż pod Bogiem wszyscy stoimy.
I nie każdemu dano siłę się wybić ponad gest,
Gdyż wszyscy przed Bogiem głowy chylimy.

On, "kiedy płyną statkiem, na maszcie był".
Ja, kiedy uchylał się przed kęsami*,
które spadały ukradkiem,
W gorszym dramacie żem żył.

On, "kiedy statek tonął -
Wraz z nim na dno poszedł".
Ja, kiedy bryła kamienia
na mnie się zwaliła, żem płonął,
A kiedy podniesion był - z życiem uszedł.

Jego słowa w księgach się złocą
I na pomniku Polski wiatr go orzeźwia...
Mnie przyszło się opłakiwać siebie z każdą nocą,
Że już Polsce ani w węglu,
ani na roli nie dam żniwa.

Och, jaki ze mnie biedny "Mietko",
Że Polska przy mnie tak blisko.
A ja Polsce taki daleki "Mietko",
A Ty mi Polsko dałaś do życia siedlisko.

Weź ode mnie, jeśli nie mogę Ci więcej nic dać,
Choć ten wiersz, który przetrwa może wieki?!
Nic więcej nie mogę, Polsko Ci dać,
Ja jako "Mietko" k a l e k i.

Objaśnienie: kęsami, kęsy* - odłamki skał spadające ze stropu w kopalni.

Pisałem w maju 2009 roku.


II


JULIUSZOWI SŁOWACKIEMU ŚW. PAMIĘCI


Julku! Jak wiele nas łączy:

Ty się żaliłeś,
Że styrałeś życie na obczyźnie
Za Ojczyznę.

Ja się żalę,
Że styrałem życie
We własnej Ojczyźnie
Dla Ojczyzny.

Julku! Jak wiele nas łączy:

Ty płakałeś nad swoim życiem.

Ja płaczę nad swoim życiem.

Ty płakałeś nad sobą.

Ja płaczę nad sobą.

Ty byłeś chory.

Ja jestem k a l e k i.

Czy Ciebie dopadały zmory?

Bo mnie czasami dopadały w nocy
Wtedy, gdy chciałem cofnąć czas dla życia pomocy.

Julku! Jak wiele nas łączy:

Ty się smuciłeś za siebie i za Polskę,
Której dla sąsiednich mocarstw nie było.
Ja się smucę za siebie i za Polskę,
Co by mnie i Jej lepiej się żyło.

Lecz ja choć k a l e k i,
Lepszy mam żywot od Ciebie,
Mój drogi z losu i natchnienia przyjacielu.

Za to Ty po życiu
Zbierzesz więcej laur.
Mój przyjacielu.

Wiersz pisany w marcu 2009 roku.


III


TUTAJ NA TEJ PODLASKIEJ ZIEMI

[ W 200. Rocznicę Urodzin naszego Wieszcza:
Juliusza Słowackiego, Juliuszowi Słowackiemu ]

Tutaj na tej Podlaskiej Ziemi,
Pod tymi promieniami słońca
Ludzie nie są do siebie niemi,
A mówią do sobie bez końca...

Las szumi sosnowym igliwiem,
Powietrze pachnie miękkim wiatrem.
Och! gdybyś tu był, co byłoby Tobie darem,
Ja to wiem i Tobie powiem.

Te lasy bezkresne,
Te pola zielone i złote,
Te zimy przedwczesne,
I te wiosny ptasie -
idące ze śpiewem w ochotę.

Jesienie są ta piękne w kolory.
Życie jest jeszcze piękniejsze
I wszystko jest mniej pilniejsze.
A jakie panny są dorodne w każde pory.

Gdybyś dzisiaj żył, mój przyjacielu,
Nie musiałbyś płakać nad Ojczyzną.
Tylko szedłbyś wierszami do celu
I nie musiałbyś myśleć, żyjąc z obczyzną.

I nie musiałbyś pisać:

"Styrałem życie dla Ojczyzny",
Bo dzisiaj nie ma zaborców,
Nie trzeba wznosić za Wolność proporców!
Każdy może żyć dla swojej ojcowizny.

Polska - nasza Ojczyzna dzisiaj jest WOLNA,
Nawet bardziej swobodna, niż piękna,
Skoro jest nawet każda cudowna droga polna,
I już niczego Ojczyźnie nie trzeba przyozdabiać z okna.

Zwłaszcza na Podlasiu.

Pisałem, dnia 04.09.2009 roku.

Opublikowano

@Mieczysław_Borys
Wielka szkoda, że taki "tasiemiec"... przesłanie "od serca" - wzrusza, ale trzeba mieć cierpliwość, aby doczytać do końca.
Wiesz, kiedy czytałam, zaświtała mi taka myśl "a gdybyś takie tematy spróbował prozą" jako wewnętrzne przemyślenia czy wspomnienia? Mogłoby być ciekawe.

Serdeczności Mietko - Krystyna.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena, @Leszczym — dziękuję. Pozdrowienia zostawiam.
    • @W_ita_M.   O, hecą żrące lecą rżące - ho.  
    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • I nagłówki, a laik; wół gani.    
    • Ukradli konia ino: kil, Darku. Dar koi, no - koniokrady        
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...